Iwona Guzowska przez lata milczała o swoim cierpieniu: „Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje”
„Zakładałam maskę i nie pokazywałam niczego po sobie. Uzbrojona po zęby wychodziłam do ludzi i mówiłam, że wszystko jest super. Po czym wracałam do swojego pokoju i rozpadałam się na miliard kawałków. To było strasznie trudne” mówi sportowczyni
Iwona Guzowska nie miała łatwego życia. Chociaż na koncie ma wiele sukcesów w karierze sportowej, były one okupione cierpieniem, z którym zmagała się w życiu sportowym. Mistrzyni świata w kickboxingu przez lata milczała na ten temat. O tym, co tak naprawdę działo się przez lata, postanowiła opowiedzieć dopiero niedawno. W najnowszej rozmowie opowiedziała o życiu w adoptowanej rodzinie, relacji z rodziną biologiczną, chorobą ojca oraz walce z depresją.
Wczesne lata Iwony Guzowskiej. Adopcja, rodzina biologiczna
Iwona Guzowska przyszła na świat 7 lutego 1974 w Gdańsku, gdzie również dorastała. Wychowali ją rodzice adopcyjni — biologiczni oddali ją tuż po urodzeniu. Jak przyznaje jednak nigdy nie miała do nich o to żalu — od samego początku ma przeczucie, że właśnie tak miało wyglądać jej życie. „Nigdy nie czułam żalu do moich biologicznych rodziców. Stąd też brak potrzeby szukania ich i dowiadywania się, czemu mnie porzucili. Mam świadomość, że wielu ludziom trudno to zrozumieć” mówiła w najnowszej rozmowie z Michałem Misiorkiem z portalu Plejada.
Dodała także, że jej biologiczna rodzina była wręcz na wyciągnięcie ręki. Mimo to była pewna swojej decyzji, że nie chce z nią kontaktu. „W związku z tym, że za moich czasów proces adopcyjny wyglądał tak, jak wyglądał, moi adopcyjni rodzice doskonale wiedzieli, kim są moi biologicznie rodzice i gdzie mieszkają. A mieszkali dwie dzielnice obok. Moja mama przez pół życia bała się więc, że jak spotkają mnie w tramwaju i zobaczą, jaka śliczna jestem, będą chcieli mnie z powrotem zabrać. Na szczęście, nigdy do takiej sytuacji nie doszło” opowiadała. Gdy była już dorosła, jej biologiczne rodzeństwo próbowało nawiązać z nią kontakt, jednak sportowczyni stanowczo im odmówiła: „Skoro nasi biologiczni rodzice podjęli taką, a nie inną decyzję, to wracanie do tego nie ma najmniejszego sensu” przekazała im.
Czytaj również: W zdobywaniu medali przeszkodziła jej choroba, błagała o pieniądze. Agata Wróbel była u szczytu sławy, gdy zniknęła bez śladu
Przyszła mistrzyni świata w kick-boxingu wychowywała się więc ze swoimi rodzicami adopcyjnymi. Nie każdy jednak ją akceptował: dzieci z podwórka nazywały ją „znajdą”, a jedna z ciotek twierdziła, że „wyrośnie z niej co najwyżej złodziejka”. Ona jednak twardo stąpała po ziemi i wkrótce przykre komentarze nie sprawiały na niej wrażenia.
Iwona Guzowska o chorobie alkoholowej ojca
Jedną z rzeczy, która jednak bardzo ją zraniły, był alkoholizm jej ojca, z wykształcenia chemika. „Mój tata cierpiał na chorobę alkoholową. Wiem, że gdyby miał magiczny przycisk, za pomocą którego mógłby się jej pozbyć, zrobiłby to. Ale nie miał. Wszedł w dorosłe życie z ogromnym deficytem miłości ze strony rodziców. Tkwiły w nim głębokie, nieuleczone rany. Nie umiał sobie z tym poradzić. Choroba alkoholowa towarzyszyła mu do samego końca. Była źródłem bólu i cierpienia nie tylko dla niego, ale też dla wszystkich bliskich mu ludzi”.
Mimo wszystko Iwona Guzowska zawsze darzyła go wielką miłością i do samego końca — a nawet po jego śmierci — mówi o nim z szacunkiem. „Tata zmarł w lipcu zeszłego roku. Bardzo go kocham. Mimo że nie żyje, moja miłość do niego wciąż trwa. Gdy pojechałam do prosektorium na identyfikację zwłok przed kremacją, dotknęłam jego sztywnego ciała, położyłam rękę na jego sercu i powiedziałam: „Tato, dziękuję ci za wszystko. Nie zdążyłeś przypomnieć sobie jednej rzeczy – że to ty jesteś miłością, której szukałeś całe życie” czytamy. Kickbokserka dodała jednak, że choroba odbiła ogromne piętno na jej zdrowiu psychicznym.
Sprawdź także: W jej życiu zaszły wielkie zmiany. Przekazano nowe wieści na temat Elżbiety Dmoch
Jestem mu wdzięczna za wiele rzeczy, ale jego choroba była dla mnie trudnym doświadczeniem. Wszyscy wokół oczekiwali, że wezmę na siebie ciężar odpowiedzialności za życie taty. (...) Niszczyło mnie to przez 43 lata. Nic z tym nie robiłam, bo żyłam w poczuciu wstydu i lęku.
„Bałam się, że ludzie zaczną mówić, że porzuciłam ojca, mimo że mnie adoptował. W końcu jednak powiedziałam: koniec. Wiedziałam, że muszę zacząć chronić siebie, bo w innym przypadku zniszczy mnie to doszczętnie. Nie chciałam już zlękniona odbierać nad ranem telefonów od mamy, która nie miała w sobie tyle siły, by inaczej to poukładać. Zrozumiałam, że moją rolą nie jest zajmować się dorosłym człowiekiem. Choć, oczywiście, zawsze, kiedy czegoś potrzebował, byłam” opowiadała.
Iwona Guzowska zmagała się z depresją: „Marzyłam o tym, by zasnąć i nigdy się nie obudzić”
Sportowczyni w rozmowie otworzyła się także na temat depresji. Przyznała, że ta choroba dopadła ją, gdy była wciąż zawodową pięściarką. „Miałam depresję w czasie, gdy zawodowo uprawiałam sport. Chodziłam na treningi trzy razy dziennie, za każdym razem dając z siebie tysiąc procent. Żadna taryfa ulgowa nie wchodziła w grę. Byłam dla siebie potwornym katem. [...] W pewnym momencie – kolokwialnie mówiąc – moje ciało pokazało mi fucka. Dostałam od niego jasny komunikat: „Iwona, bujaj się. Ja wysiadam. Tak dłużej być nie może”. I co ja mogłam zrobić?” mówiła.
Później dodała, że chociaż to właśnie wysiłek włożony w karierę sportową był powodem, dla którego zaczęła miewać czarne myśli, również sport ją z nich wyciągnął. Nie był to jednak łatwy proces. „To paradoks, że to, co mnie wpędziło w depresję, jednocześnie mnie z niej wyciągnęło. Ale to był bardzo mroczny czas w moim życiu. Doprowadziłam się wtedy na skraj wytrzymałości psychofizycznej. Przez długi czas nie chciało mi się żyć. Marzyłam o tym, by zasnąć i nigdy się nie obudzić. Chciałam umrzeć. I byłam z tym wszystkim sama. Nikt nie był w stanie dać mi wsparcia” przyznała.
Iwona Guzowska dodała, że nigdy nie korzystała z pomocy specjalisty. „Nigdy nie chodziłam na żadną terapię. Mało tego, nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje. Zakładałam maskę i nie pokazywałam niczego po sobie. Uzbrojona po zęby wychodziłam do ludzi i mówiłam, że wszystko jest super. Po czym wracałam do swojego pokoju i rozpadałam się na miliard kawałków. To było strasznie trudne” przyznała. Dziś na szczęście ten ciężki moment w życiu jest już za nią, chociaż nie do końca jest w stanie opisać, co tak naprawdę jej pomogło: „Nie wiem. To znaczy, czuję, skąd mam tę siłę, ale nie potrafię znaleźć słów, którymi mogłabym to nazwać. Ona bierze się z takich zakamarków mojego istnienia, których nie jestem w stanie opisać” mówiła.
Zobacz też: Adopcja, alkoholizm taty, samotne macierzyństwo... Życie mocno doświadczyło Iwonę Guzowską