Reklama

Mało kto ją rozumiał. Niewielu ją lubiło. Znali ją wszyscy. Przez lata odsądzana od czci i wiary, oskarżana o rozbicie zespołu wszech czasów i rodziny jego lidera, 88-letnia Yoko Ono jako artystka dopiero niedawno doczekała się uznania, na które zasługiwała od dziesięcioleci. „Yoko to najsławniejsza nieznana artystka świata”, mówił o niej John Lennon. Dziś już by tak nie powiedział. Dlaczego to ją obwiniano za rozpad The Beatles? Jak poznała gwiazdę zespołu? Oto niezwykle burzliwa historia miłości Yoko Ono i Johna Lennona.

Reklama

Yoko Ono i John Lennon: jak się poznali

Nie zrobił na niej dobrego wrażenia. „O co w tym wszystkim chodzi? Mam sam to sobie wytłumaczyć?”, zapytał John Lennon japońską artystkę, wystawiającą swoje konceptualne dzieła w londyńskiej galerii Indica. Po imprezie, na której wziął LSD, od trzech dni nie spał, nie mył się i nie golił. Właściciel galerii, John Dunbar, zaprosił go tu, mamiąc obietnicą spotkania „pięknych, młodych ludzi, tarzających się po podłodze, ubranych tylko w worki na śmieci”. Zamiast nich była tu niska, rozczochrana dziewczyna. Rzeczywiście ubrana tylko w czarną torbę. Dunbar namówił ją, aby podeszła się przywitać ze słynnym gościem. „Gdzie jest ta orgia?”, zapytał John, zanim zdążyła powiedzieć „hello”. Podała mu kartkę z napisanym na niej jednym słowem: „oddychaj”. Lennon zaczął dyszeć jak zziajany pies. „Tak, dobrze to robię?. Kobieta odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa. Co za irytujący dupek”.

Tak opisał ich pierwsze spotkanie Peter Brown, dyrektor firmy zajmującej się menadżmentem zespołu The Beatles, w swojej książce The Love You Make. Możliwe jednak, że było zupełnie inaczej.

W listopadzie 1966 roku Lennon pojawia się na wystawie Nieskończone obrazy i obiekty w galerii Indica. Jeden z eksponatów wymaga od widza wspięcie się po drabinie do zawieszonego pod sufitem obrazu. Zaintrygowany muzyk wdrapał się na samą górę, wziął do ręki wiszącą obok na łańcuchu lupę i spojrzał na płótno. Mikroskopijnymi literkami napisano na nim jedno słowo: YES. Rozbawiony Lennon prosi, aby przedstawiono mu autorkę instalacji, Yoko Ono. W czasach, kiedy wszyscy protestowali przeciwko wszystkiemu, jej spojrzenie na rzeczywistość było inne, świeże. Zakochali się w sobie bez pamięci – tak przynajmniej głosi jedna z wersji „legendy o Johnie i Yoko”. Ta, w którą fani Lennona wierzą chętniej, a której prawdziwości sama Ono nigdy nie potwierdziła.

Czytaj także: Zabójca Johna Lennona po 40 latach przeprasza i wyjaśnia motywy swojej zbrodni

Dzieciństwo i młodość Yoko Ono

Przed wojną państwo Ono mieli wszystko: tytuł szlachecki, majątek, status społeczny. Służbę, rodowe pamiątki, zaplanowaną przyszłość. Eisuke Ono, zamożny bankier, kursował między Tokio a Stanami Zjednoczonymi, a jego piękna żona z dwójką dzieci przenosili się razem z nim. Starsza córka, Yoko, miała spełnić marzenia jego młodości i zostać pianistką. Chodziła na prywatne lekcje gry na fortepianie, uczyła się w najbardziej ekskluzywnej, prywatnej szkole. Mama, Isoko, dbała, aby jej córka spotykała się tylko z dziećmi z jej klasy społecznej. Zabraniała jej chodzić do kuchni i pokojów dla służby. „Któregoś dnia podsłuchałam jednak, jak niania z pokojówką rozmawiały o tym, jak ich znajoma rodziła dziecko. Naśladowały, jak krzyczała. Dotarło do mnie wtedy, że głos kobiety, choć naturalny, zawsze jest tłumiony. Ja postanowiłam wykrzyczeć te dźwięki całemu światu”, mówiła po latach Yoko, tłumacząc dlaczego jej eksperymentalna muzyka pełna jest gardłowego wycia i skowytu.

„Dotarło do mnie wtedy, że głos kobiety, choć naturalny, zawsze jest tłumiony”

Po bombardowaniu Tokio w 1945 roku, w którym zginęło ponad sto tysięcy ludzi, rodzina Ono uciekła na wieś. Uratowane pamiątki rodzinne – w tym miecz samurajski – matka pchała przed sobą na taczkach. Przydały się, żeby wymieniać je później na jedzenie. Wiejskie dzieci śmiały się z Yoko i jej młodszego brata, Keisuke. Oto niedawni bogacze wymieniali maszynę do szycia na kilka kilo ryżu! „Tam nauczyłam się, co to znaczy być outsiderką. Nie zabiegałam o niczyją akceptację, ale nie pozwoliłam się skrzywdzić. Robiłam swoje, żeby przeżyć”.

Rok później otworzono na nowo jej szkołę w Tokio i Yoko kontynuowała edukację. Jednym z jej kolegów z klasy był syn cesarza, książę Akihito. Po maturze, jako pierwsza kobieta w historii, została przyjęta na wydział filozofii prestiżowego Uniwersytetu Gakushuin. „Moja obecność na nim naruszała dotychczasowy porządek społeczny. Patrząc wstecz, zupełnie niechcący, wykreowałam swój pierwszy performance, wyłącznie swoim istnieniem”, mówiła w wywiadzie dla The Telegraph. W patriarchalnej Japonii dusiła się. Po dwóch semestrach zrezygnowała z nauki i dołączyła do rodziny, która rok wcześniej wyjechała do Nowego Jorku. Yoko poszła do liberalnego college’u artystycznego. Rodzice poparli ten wybór, ale nie byli zachwyceni jej kontaktami z „klasą niższą” – muzykami, awangardowymi poetami i przedstawicielami nowojorskiej bohemy lat 50. Ci z początku traktowali Yoko jak egzotyczny element wystroju wnętrza: była przecież Japonką, a do obywateli jej kraju, nawet dekadę po wojnie, Amerykanie żywili zajadłą niechęć. Przyjęcie japońskiej artystki do ich grona było zatem wyrazem tolerancji, modnego buntu przeciw konwenansom.

Nie była jak inne dziewczyny, kręcące się wokół artystów. Nie narzucała nikomu własnego zdania. Nie wdawała się w trwające do rana dyskusje – siedziała z boku, słuchała. Mówiła wprost: „Uważam, że nie masz racji”, „To mi się nie podoba”. Nie warto jej było też podrywać, bo... była mężatką. Zaraz po college’u wyszła przecież za mąż za japońskiego muzyka, gwiazdę sztuki eksperymentalnej. Tylko że Toshi Ichiyanagi wolał mieszkać w Tokio, a ona – w Nowym Jorku. Widywali się tylko wtedy, kiedy stać ich było na bilety lotnicze, a Yoko nigdy nie miała pieniędzy. Rodzice wrócili do Japonii, a wypierając się wyznawanych przez nich wartości, nie mogła liczyć na ich wsparcie. Dochody z pracy kelnerki, dozorczyni, a nawet nauczycielki japońskiego, starczały tylko na przeżycie.

Czytaj także: Ostatni dom Johna Lennona i Yoko Ono… Kupili go niedługo przed tragiczną śmiercią muzyka

Yoko Ono jako artystka

Ono, jak zawsze, nie starała się na siłę wkraść w niczyje łaski. Do spółki z muzykiem La Monte Youngiem wynajęła w dzielnicy Tribecca tani strych. Urządzali w nim swoje performance, koncerty, wynajmowali go też innym artystom, m.in. Johnowi Cage’owi. Małżeństwo z Ichinayagi było coraz większą fikcją – każde z nich prowadziło własne życie, a rzadkie spotkania skutkowały awanturami. W 1962 roku Yoko jedzie do Tokio sfinalizować rozwód i z ciężką depresją ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Jeden z jej nowojorskich przyjaciół, muzyk jazzowy Tony Cox, przemierza ocean i odwiedza ją na oddziale. „Wyciągnę cię stąd”, obiecuje. Pobierają się kilka miesięcy później, a rok po ślubie przychodzi na świat ich córka Kyoko, z którą wracają do Ameryki.

Yoko goni od projektu do projektu. Muzyka i performance to jej żywioły. „Poszukiwane są inteligentnie wyglądające tyłki. Właściciele nieinteligentnych proszeni są o nieaplikowanie”, brzmiało jej ogłoszenie, gdy szukała 365 chętnych do wystąpienia w jej filmie Bottoms (pupy). Na jednej z jej wystaw widzowie proszeni są o chodzenie po obrazach, aby swoimi śladami stworzyć nowe dzieła. Na innej mają wbijać gwoździe w drewniany słup. W Londynie owinęła białym materiałem kamienne lwy na Trafalgar Square i przywiązała się do jednego z nich. Jeden z jej najsłynniejszych performansów nosi nazwę Cut Piece. Ono siedzi na środku sali, ma na sobie swoje najlepsze ubranie. Widz może wziąć leżące obok niej nożyczki i odciąć kawałek jej stroju. Dowolnej wielkości. Publiczność reaguje różnie: z zażenowaniem, czasem agresywnie. „Zdarzało się, że ktoś – zawsze był to mężczyzna – odcinał mi od razu pół spódnicy lub cały rękaw. Jakby chciał mnie ukarać. Kobiety są łagodniejsze, nieśmiałe. Instynktownie rozumieją, że pokazuję to, jak manipuluje się kobiecym wizerunkiem, jak się nas przycina na miarę”, opowiadała artystka. Yoko sama decyduje, kiedy przerwać wydarzenie. Za każdym razem jest niemal całkiem naga. Artystyczny światek Londynu przyjmuje ją z otwartymi ramionami. Ale do czasu. Co innego bowiem prezentować nowe artystyczne trendy zza oceanu, a co innego – zawłaszczać narodowy skarb. A takim przecież jest dla Brytyjczyków John Lennon.

„Gdybym się przejmowała krytyką, nie zajmowałbym się sztuką”

Niezależnie od tego, która wersja ich pierwszego spotkania jest prawdziwa, John i Yoko nie mogli o sobie zapomnieć. Jej małżeństwo z Coxem dobiegało właśnie końca, choć oficjalny rozwód dostanie dopiero pięć lat później. On, żonaty z Cynthią, ojciec małego Juliana, przez jakiś czas starał się utrzymać pozory. Na pytania żony, dlaczego ta Japonka dzwoni do nich do domu odpowiadał, że „żebrze o pieniądze na swoje awangardowe bzdury”. „Żebrała” skutecznie, bo rok od ich pierwszego spotkania, Lennon zasponsorował jej wystawę w londyńskiej galerii Lisson. Kilka miesięcy później, gdy jego żona z synem byli na wakacjach w Grecji, zaprosił Yoko do siebie. W ciągu jednego wieczoru nagrali materiał, który później wydali jako album Two Virgins. Cynthia wróciła do domu i zastała Yoko, ubraną w jej szlafrok, pijącą z jej mężem herbatę. „O, cześć”, przywitał ją Lennon.

Czytaj także: John Lennon walczył o pokój, ale daleko mu było do ideału...

Znienawidzona żona Lennona

„Oczywiście, że się wahałam, czy związać się z Johnem”, powiedziała Yoko w wywiadzie dla Guardiana. „Przerażało mnie jego otoczenie, fani. Wiedziałam, że mnie nienawidzą. Ale mieliśmy ze sobą zbyt wiele wspólnego: ja byłam z Tokio, on z Liverpoolu, a myśleliśmy dokładnie tak samo. Rozumiałam tę stronę jego artystycznej duszy, która do tej pory nie mogła dojść do głosu. On pozwolił mi być sobą, a ja – jemu”.

Innego zdania byli fani The Beatles i brytyjska prasa. Ochrzciła Ono przydomkiem „Lady Dragon” – azjatycka wiedźma, która rozbija kultowy zespół i korumpuje jego lidera. Krytykowano wszystko: ich cichy ślub w Gibraltarze, wspólny performance przeciwko wojnie w Wietnamie, który polegał na... leżeniu w łóżku, jej udział w nagraniach Beatlesów, ich wspólne muzyczne kolaboracje, jego poparcie dla feminizmu. Wytykano jej niekonwencjonalną urodę, to, jak się ubierała, brak makijażu, brak konformizmu. Gdy jej były mąż, podczas procesu o opiekę nad ośmioletnią wtedy Kyoko, zniknął z nią bez wieści, opinia publiczna doszła do wniosku, że Ono sobie na to zasłużyła. Yoko nie szczędziła pieniędzy na detektywów, ale nie była w stanie odnaleźć córki. Spotkała się z nią ponownie dopiero 23 lata później.

Wyprowadzka z Johnem do Nowego Jorku i rozpad The Beatles przypieczętowały jej status czarownicy. Nic nie było w stanie go zmienić. Gdy przyszedł na świat jej syn Sean, oskarżano ją, że zrobiła z męża niańkę – choć to on zdecydował, że będzie opiekował się niemowlakiem. Gdy Lennon zginął zamordowany na progu Dakota Building, w którym mieszkali, pojawiły się głosy, że Ono, która była zaledwie kilkanaście metrów od niego, mogła przecież zapobiec tragedii. I dlaczego nie wyprowadziła się potem spod tego adresu? Mało tego: mieszka tam do dziś! „Przez 40 lat byłam w oczach opinii publicznej wiedźmą. I pewnego dnia zdecydowałam, że skoro wszyscy mnie tak postrzegają, to rzeczywiście nią zostanę. Czyli – będę głucha na krytykę i znów będę robić swoje. Akceptacja ma większą siłę niż gniew i agresja”, mówiła przy okazji występów na londyńskim Meltdown Festival, którego była kuratorką. „Czy przejmuję się krytyką? Gdybym się przejmowała, nie zajmowałbym się sztuką”, powiedziała kiedyś. „Prędzej czy później większość ludzi rozumie, co mam do powiedzenia. A nawet zaczynają myśleć, tak jak ja”.

Paulowi McCartneyowi zajęło to dużo czasu: dopiero kilka lat temu przyznał w wywiadzie, że Yoko nie była odpowiedzialna za rozpad Beatlesów. Biografowie Lennona uznali, że kilka Ono powinna mieć prawa autorskie do kilku z najsłynniejszych jego piosenek, w tym do Imagine, zainspirowanej jej książką, Grapefruit. Wkład Yoko w nowoczesną sztukę został wreszcie doceniony: obsypano ją honorowymi doktoratami, doczekała się wystaw retrospektywnych w USA i w Niemczech, dostała nagrodę za całokształt twórczości na Weneckim Biennale.

80. urodziny świętowała na scenie. Jej Plastic Ono Band grał w Berlinie, a Yoko wiła się przed mikrofonem z energią nastolatki. Na widowni siedział jej syn Sean, który jest jej artystycznym doradcą i producentem, z gronem znajomych. Kilka miesięcy później wystąpiła na festiwalu w Glastonbury. Jeden z dziennikarzy muzycznych, zaszokowany jej energią, zapytał ją po koncercie, jakiej nowej muzyki słucha i czym się inspiruje. Wybuchnęła śmiechem. „Ja śpiewałam awangardę, zanim większość dzisiejszych muzyków przyszła na świat. To ich zapytaj, kto pierwszy nie bał się kwiczeć na scenie, jak zarzynane prosię...”.

Między wystawami, opieką nad schedą po Lennonie i nagrywaniem płyt znajduje czas na kampanie społeczne. Przyznaje stypendia organizacjom działającym na rzecz pokoju, jest inicjatorką ruchu, który w USA protestuje przeciwko wydobyciom gazu łupkowego i związanej z tym dewastacji środowiska. U jej boku stanęły w tej sprawie takie gwiazdy jak Susan Sarandon, Lady Gaga i Alec Baldwin. Na Instagramie śledzi ją ponad milion osób, na Twitterze – ponad cztery i pół miliona. „Społeczeństwo mówi ci, że gdy jesteś stara, musisz przejść na emeryturę. To bzdura. Nie żyjemy tylko śpiąc i jedząc – dla mnie sztuka i kampanie społeczne to powietrze, bez nich bym się udusiła. 80 lat? To nic strasznego. Jesteś mądra, znasz życie, mało co wyprowadza cię z równowagi. A przyszłość dzieje się dziś. To wolność! Wiem, co mówię: smoki wiedzą wszystko, a ja przecież jestem Lady Dragon!”.

Reklama

Czytaj także: Skradzione skarby Johna Lennona i Yoko Ono odzyskane! Kierowca ścigany listem gończym!

Reklama
Reklama
Reklama