Tak odchodziła Ania Przybylska: „Dwie łzy spłynęły jej po policzku. [...] I w końcu wzięła ostatni oddech”
Aktorka miała być leczona w Chinach
Zgasła równo 10 lat temu. Ostatnich 18 miesięcy życia poświęciła na nierówną walkę z rakiem trzustki. Odeszła otoczona bliskimi, w zaciszu swojego ukochanego domu w Gdyni. Ania Przybylska miała zaledwie 35 lat. Osierociła trójkę dzieci: Oliwię, Szymona i Jasia. Pustki, którą pozostawiła, nie wypełni nikt i nic.
O jej ostatnich chwilach opowiadały mama Krystyna oraz siostra Agnieszka. „Nie można skasować z pamięci ostatnich godzin, gdy odchodziła, a ja trzymałem ją za rękę”, mówił w wywiadzie VIVY! Jarosław Bieniuk. Na łamach naszego magazynu Annę Przybylską wspominała też dziennikarka Krystyna Pytlakowska. Oto ich wspomnienia. Oto Ania, jaką zapamiętali.
[Ostatnia publikacja na FB Viva.pl 05.10.2024 r.]
Choroba Ani Przybylskiej: dowiedziała się o niej przez przypadek. Wspomnienia siostry
Diagnoza zabrzmiała jak wyrok. W 2013 roku Ania Przybylska dowiedziała się, że ma raka trzustki. Od długiego czasu narzekała na ból pleców. W końcu zdecydowała się na badania. Nie spodziewała się jednak, że zmiana, którą wykryto, jest nowotworem złośliwym.
„Zadzwoniła do mnie i mówi: „Słuchaj, coś mnie pobolewa. Zrobiłam gastroskopię, ale tam nic nie było. Zrobiłam USG, i jest coś do przeleczenia. Taki stan zapalny, ma zniknąć po dwóch tygodniach”. Ale to nie zniknęło.
To był piątek, godzina 12. „W poniedziałek przyjdziesz do mnie na tomografię”, uspokajałam. Ona była niecierpliwa, zadzwoniła jeszcze raz: „A jak ja bym rezonans zrobiła?”. „Gdzie ja ci przed weekendem rezonans załatwię?”. „Zapłacę. Zadzwoń do koleżanek, niech mnie jutro przyjmą”. Zadzwoniłam i niby w żartach mówię do znajomej doktor: „Ale jakby coś było, to mi powiedz”. „Przestań, gdzie, u młodej dziewczyny?!”, wspominała w rozmowie z Anną Maruszeczko dla Urody Życia Agnieszka Kubera.
Zobacz też: Niepublikowane prywatne zdjęcia i filmy z Anią Przybylską w roli głównej.
Anna Przybylska w sesji VIVY!, 2012 rok
Niestety, okazało się, że aktorka miała rację. W jej organizmie wykryto zmianę na trzustce. „Następnego dnia Ania zadzwoniła, żebym popilnowała dzieci, a sama pojechała na badania. Zanim wróciła, lekarka zdążyła do mnie zadzwonić: „Tu coś jest – mówi – ale na razie się nie martw, bo jeśli nawet, to pewnie zmiana łagodna”. Na to wchodzi Ania: „Wiesz co, doktor powiedziała, że tam nic nie ma”. Potem wróciłam do rozmowy z lekarzem: „Przecież nie powiem dziewczynie, która wsiada do auta, że ja już coś widzę”. Wieczorem zadzwoniła, że musimy Ance załatwić wizytę u chirurga. Zrobili jej kolejne USG, ale cały czas obowiązywała wersja o zmianie łagodnej. Dopiero na stole operacyjnym okazało się co innego”, ujawniała jakiś czas temu siostra Ani Przybylskiej.
To, jak poważna jest zmiana, wyszło na jaw dopiero półtora miesiąca później. „Mogła być operowana za dwa tygodnie, ale miała jakiś projekt do dokończenia. Po operacji lekarz powiedział: „Mam dwie wiadomości. Jedna jest taka, że zmiana została całkowicie wycięta, z marginesem, a druga – że wnioskując z koloru, kształtu i konsystencji, nie jest to zmiana łagodna”. Nikt się nie spodziewał, że to będzie rak, najwyżej coś, co można przeleczyć na przykład hormonami. Jeszcze do niej mówię: „Anka, jak ty z pięć kilo przytyjesz, to nikt tego nawet nie zauważy”. Przeliczyliśmy się”, mówiła rozżalona Agnieszka Kubera.
Walka o jej życie trwała 18 miesięcy. Jak na pacjentów z tym typem nowotworu - to i tak długi czas. „Powiem szczerze: myśmy myśleli, że komu jak komu, jej się musi udać. Mówiłam: „Anka, bez przesady… Robota, talent, uroda, fajne dzieci i facet. Wszystko jest. To z chorobą sobie nie poradzisz?”. Potem, gdy już wiedzieliśmy, że jest niefajnie, uczepiliśmy się statystyk. „Na bank jesteś w tych dwóch procentach, które dożywają pięciu lat!”. Pięć lat to dużo. Wszystko może się zmienić w leczeniu. Później się okazało, że niefajnie jest być w tych dwóch procentach”.
Sprawdź też: Szymon Bieniuk oddał hołd ukochanej mamie. Czekał do ukończenia 18. roku życia
Dlaczego? „Bo przez jakiś czas jest stabilnie, a potem wszystko się na człowieka sypie. Kiedyś Anka powiedziała, a jeszcze nie była tak strasznie wymęczona chorobą: „Przychodzi taki moment, kiedy pacjent chce umrzeć, a i rodzina chce, żeby odszedł”. Pamiętam to jak dziś. Siedziała w kuchni przy stole i piła herbatę ze swoją agentką Gosią. Jarek karmił Jasia, a ja, połykając łzy, nakładałam coś na talerz”, wspominała.
Dodała, że według niej objawy choroby występowały już znacznie wcześniej. Jednym z nich była depresja. „My teraz jesteśmy tacy mądrzy. Ania była bardzo szczupła. Miała ciągle rozpięte spodnie, bo ją coś gniotło, uwierało. Trzy lata przed rozpoznaniem strasznie schudła. „Anka, nie przesadzasz z tym spinningiem?”. Ona potrafiła ćwiczyć rano i wieczorem. Mówiłam: „To jest chore. Dziecko, ty w ciuchy córki zaraz się zmieścisz”. Lubiła jeść, ale zawsze to odchorowała. To poleżała sobie na prawym boku, to na lewym…”, zwierzała się siostra Ani Przybylskiej.
Zobacz też: Tak wygląda grób Anny Przybylskiej. Siostra aktorki zdążyła go odwiedzić
Ostatnie dni życia Ani Przybylskiej w pamięci Agnieszki Kubery. Leczenie w Chinach
Przez cały okres – od momentu diagnozy do śmierci – rodzina była skupiona tylko na aktorce. Pomagali jej partnerowi w domowych obowiązkach i opiece nad dziećmi. I dodała, że spodziewała się najgorszego, gdy tylko usłyszała potworną diagnozę.
„Koncentrowałam się tylko na tym, jak wyglądała, co jadła i czy w ogóle jadła, czy wzięła lek, za ile wróci ból. Nie myślało się o zakupach, o dzieciach, o niczym [...] Patrzyłam, jak cierpi. Wiedziałam, że z tego nie wyjdzie. Wiedziałam, że tak to się skończy, nie byłam tylko pewna, kiedy. Ale gdzieś tam w tyle głowy słyszałam: „Może zostanę pozytywnie zaskoczona? Ale nie, to nie może być bajka”. Z perspektywy czasu myślę, że zrobiliśmy duży błąd, nie wysyłając jej do Chin”, rozmyślała Agnieszka Kubera.
Tam aktorka miała przejść zabieg przeszczepu komórek macierzystych. Rodzina do tej pory nie może sobie wybaczyć, że nie zdecydowali się na ten krok. „Nie mieliśmy pewności, nie było determinacji. Potem Ania dostała chemię, trochę lepiej się poczuła. Potem żyła programem naukowym w Stanach. A czas uciekał. Myślę, że gdyby to miało się drugi raz w życiu przytrafić, to chyba bym zastawiła dom, samochody i pojechała, niech się dzieje, co chce. Bo w Szwajcarii to tak z automatu do niej podeszli, rokowania, statystyki, „decyzja należy do pani”. Program amerykański też okazał się nie taki cudowny, jak się wydawało”, tłumaczyła Agnieszka Kubera.
Krystyna Przybylska, Oliwia Bieniuk w sesji VIVY!, 2022 rok
Mama Anny Przybylskiej o chorobie i rozmowach z córką
Bliscy uważają, że Ania przeczuwała swoje odejście, chociaż każdy się łudził, że wyzdrowieje, że będzie dobrze. Pani Krystyna Przybylska była przy córce do końca. Ania nie brała już morfiny. „Pamiętam, jak mówiła: „Mamo, u nas będzie inna kolejność”, kiedy tłumaczyłam, że najpierw odchodzą rodzice, a potem dzieci. Ona to czuła. Dlatego nie chcę pamiętać jej z czasów choroby. Wolę przypominać sobie takie zabawne sytuacje. [...] Tak na miesiąc przed odejściem jadła mnóstwo ciastek, a wcześniej ochrzaniała nas, gdy jedliśmy słodycze: „D…y wam od tego urosną. Sałatki jedzcie”. Ale widocznie chciała sobie osłodzić tamte trudne chwile. Moja Ania, wszędzie było jej pełno", wspominała mama Ani w rozmowie z Krystyną Pytlakowską dla VIVY!.
W trudnych chwilach mimo wszystko planowano też przyszłość dzieci. „Powtarzałam jej, że Jasio idzie do przedszkola, Szymon do komunii, że życie biegnie swoim torem i żeby nie tracić nadziei. I poszłyśmy do przedszkola, do Jasia, zaniosłyśmy torty, Ania nakręciła z tego film. Wydawało się, że może wszystko będzie dobrze. Jedna przed drugą grała. Nigdy przy niej nie płakałam. I nie rozmawiałyśmy o śmierci.
Dla mnie najpiękniejszym okresem był pobyt Ani w Turcji. I dla niej też. Pogoda, cały dzień na powietrzu, owoce, warzywa i bezpieczeństwo. Jeździłam tam do niej cztery albo pięć razy. Ale dzięki filmowi i wcześniej książce mogłam trochę poznać ludzi, z którymi pracowała. O każdym coś powiedziała. A to, że Wawrzecki fajny, a to że Piasek fantastyczny. O tobie też wspominała: „Z Krysią to mogę sobie pogadać”, mówiła w ostatnim wywiadzie dla VIVY! Krystyna Przybylska.
Czytaj też: We wzruszający sposób wspomniała o mamie. Oliwia Bieniuk opublikowała nieznane zdjęcie z Anną Przybylską
Anna Przybylska z dziećmi: Oliwią, Szymonem i Janem, 2012 rok
Śmierć Ani Przybylskiej: „dwie łzy spłynęła jej po policzku...”.
Sam dzień śmierci Ani Przybylskiej przyszedł nagle, choć jej bliscy przeczuwali koniec już od jakiegoś czasu. Była już wówczas bardzo słaba. Niewyobrażalnie cierpiała. „Panicznie bałam się, że Ania może umrzeć w domu, przy nas. Wydawało mi się, że nie zniosłabym tego. A to przyszło naturalnie. Telefon zadzwonił, gdy byłam w wannie. Jarek: „Siostra, jak chcesz zobaczyć jeszcze Ankę, to wsiadaj w samochód i jedź na sygnale”. Człowiek myśli: „Boże, żeby to się już skończyło”, ale z drugiej strony: „Niech to trwa, bo co to będzie dalej?”, podkreślała siostra aktorki.
5 października 2014 roku. Trójka dzieci Ani Przybylskiej przebywa u jej teściowej, Lidii. Przy łóżku czuwa mama, partner i siostra. To oni opiekowali się nią przez ostatnich 18 miesięcy. Patrzyli, jak gaśnie, ale do końca wierzyli, że tę walkę wygra. Aż w końcu nadszedł kres. Był ciepły niedzielny dzień, godzina 15.18. Mimo że już od jakiegoś czasu była słaba, nikt nie sądził, ze zgaśnie tak nagle.
„Miała cichy oddech niewinnego, bezradnego dziecka. Dwie łzy spłynęły jej po policzku.(…) Anusia, damy radę, jest wszystko dobrze, jest Jarek, jest Agnieszka, zaraz przyjadą dzieci”. I w końcu widzę, że wzięła ostatni oddech”, wspominała kilka lat temu poruszona Krystyna Przybylska, mam aktorki, w rozmowie z Dorotą Wodecką dla Wysokich Obcasów Extra.
Mimo ogromnego bólu i poczucia pustki, musieli przystąpić do załatwiania formalności. „Przecież trzeba wezwać pogotowie. A potem Anię przebrać. W co? Okazało się, że do trumny jest inne ubranie, a do przewiezienia zwłok inne. Agnieszka przyniosła ulubione spodnie Ani, skarpety do kolan, lubiła takie wełniane, pomarszczone i nową czapeczkę. Nakupowała sobie tych czapek mnóstwo, bo trzy tygodnie wcześniej zgoliła głowę”, zwierzała się.Karetkę wezwano później. Bano się medialnego zgiełku, ogromnego zainteresowania. Tego jednak nie dało się uniknąć... „O godzinie 21. przyjechali po Anię. Późno, bo nie chcieliśmy, żeby była sensacja. Ale paparazzi już stali pod domem. Płonęły znicze. I wie pani, nie ma nic gorszego niż zabranie dziecka w worku. Do teraz słyszę ten trzask zasuwanych zamków i zapinanych pasów po bokach. Jedno, co było humanitarne, akurat może w przypadku Ani, to że był to biały worek, nie czarny”, podkreśliła Krystyna Przybylska.
Dopiero gdy karetka odjechała do najbliższych Ani Przybylskiej dotarło, że już jej nie ma... „Zostało puste łóżko i suszarka do włosów wisząca z boku”, mówiła poruszona. Do tej pory wizyty w domu aktorki w Gdyni są dla niej bardzo trudne...
Wspomnienia Krystyny Pytlakowskiej z VIVY! 22/2014 - fragment
Ania do końca miała nadzieję, do końca walczyła, mimo że była już bardzo słaba. Próbowała jeszcze uprawiać jogging, ponieważ przywiązywała dużą wagę do sportu, ale udało jej się tylko podbiec kilka drobnych kroczków. Nigdy jednak nie padły takie słowa: Mamo, umieram. Jeśli chodziła się modlić do kościoła, to o życie, a nie o śmierć”.
Nie chciała tracić kontaktu z przyjaciółmi, choć zmieniła numer telefonu, żeby nie odbierać setek porad i wyrazów współczucia. Ten ostatni czas pragnęła poświęcić tylko najbliższym. „Najbardziej ją bolało cierpienie dzieci, bo wiedziała, że cierpią nie ci, co odchodzą, tylko ci, co zostają”, mówiła Małgorzata Rudowska.
Kiedy już było wiadomo, że właściwie nie ma szansy, w sobotę, 4 października, przyszła się z nią pożegnać. „A jeszcze w piątek Ania pomogła Oliwce w lekcjach i zawiozła dzieci do szkoły, jak zwykle. Ona wszystkim w domu rządziła. Ale w sobotę była już bardzo słaba, siedziała w fotelu, rozmawiałyśmy prawie godzinę, ja płakałam, ona – nie. Dopiero wtedy widziałam, że zrezygnowała, nie to, że się poddała, zrozumiała tylko, że jest bezsilna. Przy Ani zostali najbliżsi: mama, siostra Agnieszka i Jarek”.
W niedzielę była już jakby nieobecna. Przyjechał ksiądz Jędrzej Orłowski z hospicjum, udzielił ostatniego namaszczenia. Odeszła spokojnie, tak jakby ktoś nagle zdmuchnął świeczkę. Zapadła cisza.
„A w sobotę jeszcze byliśmy z nią na spacerze. Jarek i ja”, mówi mama Ani. „Pojechaliśmy na molo, po morzu pływały żaglówki, cudnie świeciło słońce. Ania powiedziała: »Chociażby dla takiego widoku warto było przyjechać«”. A potem we dwie pojechałyśmy na lody, kupiła pięć opakowań. Zjadłyśmy je po kryjomu przed dziećmi, bo Szymka trochę bolało gardło. W domu ugotowaliśmy jej ulubione ziemniaczki, uwielbiała je. Miała wyrzuty sumienia, że tak się z Agnieszką niby poświęcamy dla niej, a ja jej na to powiedziałam: »A co innego mamy do roboty? Matka jest tylko jedna, sama mówiłaś«. Wieczorem przyszła pielęgniarka Ela, powiedziała, że mogę pójść do domu i odpocząć. A Ania na to: »Mamusiu, proszę cię, nie idź, proszę, zostań«. Zostałam i siedziałam z nią do rana”.
Miała tylko 35 lat, jeszcze nie zagrała tych najważniejszych ról, jakie sobie wymarzyła, nie dotrwała do tego etapu życia, kiedy Jarek przejdzie na piłkarską emeryturę i będą mogli wreszcie tworzyć normalny dom. Ojciec, matka, dzieci. To przyszło dla niej za późno, bo Jarosław Bieniuk jest już na tej wyśnionej przez Anię emeryturze. Tylko nie mogą razem się nią cieszyć. Do mnie Ania powiedziała w naszej przedostatniej rozmowie, że chciałaby dożyć tego momentu, kiedy będzie mogła zagrać starą kobietę, brzydką, steraną życiem. Bo nie chce już być seksbombą. Takich ról już się nagrała. Ale to marzenie okazało się nierealne...
Anna Przybylska, Jarosław Bieniuk w sesji VIVY!, 2008
Film dokumentalny o Ani Przybylskiej. Wspomnienie Jarosława Bieniuka
Z Jarosławem Bieniukiem aktorka tworzyła wymarzony dom. Uzupełniali się, kochali, byli równorzędnymi partnerami. Postać ulubienicy widzów przybliżył film Ania. Wszyscy są poruszeni, bo całe życie Ani do nich wróciło w obrazach, w prywatnych nagraniach Jarka Bieniuka, który uwielbiał uwieczniać Anię kamerą, we wspomnieniach ludzi, którzy ją znali. Mama Ani, Krystyna Przybylska mówi, że chciałaby, aby ją zapamiętano taką wesołą, roześmianą, pełną radości, na pewno nie z okresu choroby. Każde z nich ma własne wspomnienia, w których Ania jest taka, jaka była według nich naprawdę.
Autorzy filmu wykorzystali prywatne nagrania rodziny. „Wykorzystano te zabawne historie, kiedy razem rozrabialiśmy, kiedy chichotaliśmy, kiedy wymyślaliśmy żarty. A potem, kiedy przychodzi choroba i śmierć, już tego nie filmowałem. To i tak zostaje w człowieku do końca jego życia. I ten krzyż będę dźwigał aż do mojej śmierci. Nie można skasować z pamięci jak z komputera tych ostatnich godzin, gdy odchodziła, a ja trzymałem ją za rękę. Wszystko do mnie wraca, na szczęście już rzadziej.
Byliśmy ze sobą 13 lat, więc mieliśmy mnóstwo przeżyć, mnóstwo wspomnień zostało. I to chcę pamiętać. To nie jest tak, że się zapomina i że czas zabliźnia rany. Oczywiście, trochę leczy i rzadziej myśli się o tym, że odeszła, ale sceny z naszej codzienności przychodzą do mnie w różnych momentach. Nawet nie przywołuję ich specjalnie w pamięci, ale na przykład coś mnie rozśmieszy i przypomina się sytuacja, którą razem przeżyliśmy. Byliśmy z Anią podobni do siebie. Takie same gaduły, wesołki. I nasze dzieci są do nas obojga podobne. Często zadaję sobie pytanie, czy bylibyśmy razem do końca, do starości. Wierzę, że tak. Zresztą w filmie mówimy o tym, że wprowadzamy się do domu w Gdyni i będziemy tam razem wychowywać nasze wnuki. Ale będę musiał je wychować sam…”, mówił Jarosław Bieniuk w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Dla bliskich udział w produkcji był bolesnym doświadczeniem. „Od śmierci Ani nie oglądam ani filmów, ani wywiadów, nie czytam wiadomości, trzymam się z daleka, bo zawsze to odchorowuję. Piętnastominutowy zwiastun filmu dokumentalnego mocno przeżyłam. Ale wiem, że dla Szymona, Jasia, Oliwii i Jarka ten film jest bardzo ważny. Zwłaszcza że Ania gra w nim sama, śmieje się do nas, zachowuje się tak, jak zawsze, gdy była z nami. Bez makijażu, w dresie, z włosami upiętymi w kitkę. A gdy usłyszałam, jak cudownie mówią o niej ludzie, jak ją pamiętają i za jaką tęsknią, pomyślałam: Dlaczego ma ten film nie powstać? Dlaczego mamy nie wspominać? I zagłosowałam na tak. On składa się nie tylko z wypowiedzi, ale przede wszystkim z filmików nagrywanych przez Jarka. Jaś zobaczy mamę taką, jaka była, a jakiej nie pamięta”, wyznała Agnieszka Kubera. A mama Ani Przybylskiej podkreśla, że pokazali jej córkę taką, jaka była naprawdę. „Pokazali Anię śmiejącą się, nie żadną celebrytkę pozującą na ściankach. Zwykła Ania, najzwyklejsza. Jej marzenia, dzieci, rodzina. Ona zawsze rodzinę stawiała na pierwszym miejscu. I ta jej pedanteria. Chciałam, żeby ten film pokazał miłość, rodzinę. Ja Jarka bardzo lubię. Jest otwarty, komunikatywny. Wersja robocza, którą oglądałam, to prawdziwy dokument. Tam nie ma smutku, choroby i płaczu. Jest moja Anka, którą nazywałam trzepaczką. Taka roześmiana, rozgadana. Ania z krwi i kości”, dodawała pani Krystyna.
Film ANIA o Annie Przybylskiej. Jak obejrzeć?
Produkcję ANIA można dziś obejrzeć na TVP VOD. Film trafił też na Netfliksa. "Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy "Anię" na zamkniętym pokazie, płakaliśmy wszyscy. Spodziewano się filmu o umieraniu, o raku, bo to jest najbardziej klikalny temat, a tak nie jest. Ważne dla Krystyny Przybylskiej, mamy Ani, było to, żeby była to jej Anka. Ważne też było, żeby ktoś, kto ten film zobaczy, po projekcji zabrał coś dla siebie, żeby zobaczył, co jest w życiu ważne", opowiadał informator Pomponikowi.
Przy okazji dziesiątej już rocznicy odejścia Anny Przybylskiej, wciąż myślimy o niej mocno i ciepło...
Jarosław Bieniuk, Krystyna Przybylska, Viva! 2022
Oliwia Bieniuk, Jarosław Bieniuk, Szymon Bieniuk, Jan Bieniuk, Agnieszka Kubera, Krystyna Przybylska, Viva! 2022
Ania Przybylska zgasła po długiej walce z chorobą 5 października 2014 roku:
Ania Przybylska w chwili śmierci miała 35 lat. Osierociła trójkę dzieci: Oliwię, Szymona i Jasia:
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 28.06.2024 r.]