Reklama

Adoptowana córka Martyny Wojciechowskiej Kabula z dnia na dzień stała się jedną z najpopularniejszych dziewczynek w Polsce. O córce gwiazdy pisały prawdopodobnie wszystkie media, zwykle w pozytywnym kontekście wspierając i zachęcając innych do tego, by zaangażowali się we wprowadzanie zmian Albinosów w Tanzanii. Niestety w sieci pojawiła się masa negatywnych komentarzy, w których oczerniano dziennikarkę, pisząc, że uratowała dziewczynkę tylko dla lansu. Martyna Wojciechowska odpowiedziała na zarzuty!

Reklama

Adopcja dla lansu? Martyna Wojciechowska odpowiada

Internauci zarzucili Martynie Wojciechowskiej, że ta adoptowała Kabulę tylko dla zwiększenia swojej popularności. Przypomnijmy, że podróżniczka zdecydowała się na tzw. adopcję na odległość. Tym samym gwiazda nie chce odrywać dziecka od miejsca zamieszkania, warunków, korzeni czy jego środowiska. Gwiazda chce jednak zapewnić Kabuli (oraz piątce innych adoptowanych) takie warunki, które sprawią, że ich życie nie będzie zagrożone, nie będzie im doskwierać bieda czy głód.

Martyna Wojciechowska i Kabula poznały się cztery lata temu w zamkniętym ośrodku dla albinosów w Tanzanii. Tam dziennikarka miała okazję poznać jej dramatyczną historię. Gdy Kabula miała 12 lat została napadnięta we własnym domu. „Trzema machnięciami maczety odrąbali jej rękę”, wyznała w rozmowie z Romanem Praszyńskim dla VIVY! podróżniczka.

Historia Kabuli bardzo zapadła podróżniczce w serce. Ta najpierw zorganizowała zbiórkę, by polepszyć jej warunki, a później adopcję. Kabula jest jej za to ogromnie wdzięczna, a ich więź widać na odległość. Niestety, część internautów zaczęła wypisywać w sieci niepochlebne komentarze na temat relacji Martyny i Kabuli twierdząc, że gwiazda zdecydowała się na adopcję, by było o niej głośno.

Teraz w rozmowie z dziennikarką Zwierciadła, Martyna Wojciechowska odpowiada na zarzuty. „Jestem w stanie też przyjąć na klatę komentarze, że dla lansu adoptowałam chorą na albinizm dziewczynkę z Tanzanii. Uważam je za krzywdzące, ale tłumaczę sobie, że świadczą one o tych, którzy je piszą. Mnie coś takiego w ogóle by nie przyszło do głowy - z góry zakładam, że ludzie mają dobre intencje”, mówi w rozmowie z Zofią Fabjanowską-Micyk.

„Dziś jako moja adoptowana córka jest bezpieczna i uczy się w prywatnej szkole, żeby zostać prawniczką i pomagać innym pokrzywdzonym ludziom. Do tego potrzeba zaangażowania wielu osób dobrej woli, Stowarzyszenia Misji Afrykańskich i Fundacji »Między Niebem a Ziemią«, pieniędzy, czasu. Nie mam siły tłumaczyć, że to wieloletni projekt wymagający ogromnej pracy, więc trudno mówić o »lansie«. Bo wiem, że cokolwiek powiem, to tylko woda na ten młyn. Najlepiej po prostu robić swoje”, mówi Martyna Wojciechowska.

Reklama

Martyna Wojciechowska sama nie spodziewała się tak ogromnego odzewu Polaków na historię Kabuli. Niesienie pomocy Kabuli traktuje jako coś oczywistego, plotkami się nie przejmuje, bo jak wyznała jakiś czas temu w rozmowie z Wysokimi Obcasami: „Kiedy pojechałyśmy na Kasprowy Wierch, jeden ze spotkanych po drodze turystów powiedział: „A to pani! Poznałem panią po córce!”. To oznacza, że historia, którą przywiozłam z Tanzanii, jest ważniejsza niż moja rozpoznawalna twarz”.

Reklama
Reklama
Reklama