Reklama

Rzadko udziela wywiadów, ale dzięki temu, jak wykonuje swoją pracę, ma wielką sympatię widzów. Marcin Prokop w rozmowie z Wysokimi Obcasami wyjaśnił, jak jego zdaniem funkcjonują media i wymienił, co denerwuje go w show-biznesie. Komfort jego rodziny jest jego priorytetem. Podobnie jak to, by nie pozwolić sobie stać się częścią „maszyny hejtu”.

Reklama

Marcin Prokop o plotkach, hejcie, bliskich

Niesprawdzone informacje i krzywdzące plotki to coś, z czym spotyka się część osób znanych. Marcin Prokop został zapytany w ostatnim wywiadzie, czy bolą go tego typu publikacje. „Pracuję w mediach od 25 lat. Mam grubą skórę i dużo dystansu do siebie. Ale gdy czasem czytam plotkarskie newsy na swój temat, czuję się jak bohater „Procesu" Kafki. Bo jestem osądzany za coś, czego nie zrobiłem. Mnie przydarza się to dość rzadko, jestem nudnym celebrytą, niegenerującym wielu plotek”, wyznał prezenter i dodał kilka swoich obserwacji. „Patrzę jednak z lekkim przerażeniem na sytuację tych, którzy poddawani są publicznemu linczowi z powodu pomówień. […] Maszyna hejtu raz wprowadzona w ruch nie da się łatwo zatrzymać”, czytamy w Wysokich Obcasach.

Czytaj także: Dorota Wellman szczerze o współpracy z Marcinem Prokopem: „Po nim można się spodziewać wszystkiego

Dziennikarz podkreślił, że to on zdecydował się na taką, a nie inną pracę, dlatego nie chce, by przez jego wybory cierpiała jego rodzina. „Nauczyłem się, jak się bronić przed mechanizmami tego typu mediów. Choćby przed próbą wyciągnięcia informacji o mojej rodzinie. Jeśli opowiedziałbym panu o niej, wystawiłbym ją na strzał. Potem przeżuwający Lewiatan portali plotkarskich wbiłby w nią zęby. I przerobił na karmę dla mas. Ja stałbym się mailem, a moja córka i żona – załącznikami do niego”, podał przykład.

Na co dzień w utrzymywaniu zdrowego balansu Marcinowi Prokopowi pomaga jedna zasada. „Oddzielam pracę od życia prywatnego. Jestem jak lekarz – nie leczę w domu, tylko w szpitalu. Nie ciągnę też do gabinetu całej swojej rodziny”, czytamy.

Mimo tego sympatia publiczności sprawia, że prowadzący Dzień Dobry TVN spotyka czasem widzów w sytuacjach prywatnych. Nie wszyscy pamiętają, że warto w takiej sytuacji pamiętać o nieprzekraczaniu pewnych granic. „Gdy jestem z rodziną na spacerze, nieraz ktoś do nas podbiega i bez słowa próbuje zrobić sobie ze mną selfie. Albo tak na nie poluje, żebym tylko nie zauważył komórki. Czuję się wtedy jak zwierzątko w zoo. Jeleń, do którego wymierzono flintę i który zaraz stanie się trofeum”, wyznał dziennikarz i podał przykład tego, co wtedy robi. „Dlatego w podobnych sytuacjach zagaduję do ludzi: „A może staniemy na chwilę, schowamy telefon i pogadamy, poznamy się?". Niektórzy zaczynają się niecierpliwić. Chcą zdjęcie, a ja im dupę zawracam. Staram się jednak zrozumieć ich zachowanie. Mnie też zdarzało się tracić rozum”, słuchał dziennikarz WO Łukasz Pilip.

Czytaj także: Marcin Prokop wspólnie z Marią Prażuch-Prokop tworzą szczęśliwy związek. Byli sobie pisani

Bartek Wieczorek/LAF AM

Marcin Prokop a obecność w show-biznesie

Ponad 2 dekady pracy w prasie i telewizji udowodniły Marcinowi Prokopowi, że nie wszystko w mediach jest tak kolorowe, jak może wydawać się odbiorcom. Co jeszcze kręci prezentera w tym zawodzie? „Niewiele. Wykonuję swoją pracę w tym środowisku, ale nie nacieram się nim, nie ekscytuję własną popularnością, nie traktuję tego wszystkiego zbyt serio. To tylko kolorowa bańka, w której jest bardzo mało treści. Brak tych kalorii dostrzegam na rautach, galach i innych medialnych imprezach. Przyjmuję wtedy stan gazowy, czyli ulatniam się możliwie najszybciej, zanim spotkam kogoś, kto zachowa się niczym petent. Podbije do mnie z myślą, że coś mu załatwię, ułatwię albo wspólnie zrobimy biznes…”, przyznawał dziennikarz w Wysokich Obcasach.

„Nie chcę więc uskarżać się na popularność i jej konsekwencje. Doceniam ludzką sympatię i jestem za nią wdzięczny, wolałbym tylko, żeby manifestowała się w inny sposób niż traktowanie rozpoznawalnych ludzi jak małpek w zoo”, dodał na koniec w formie apelu.

Reklama

Wierzymy, że każdy z nas musi odbyć własną lekcję, która prędzej czy później zaprowadzi go do podobnych wniosków.

Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama