Reklama

Zanim Katarzyna Bonda została jedną z najlepiej zarabiających polskich pisarek, była dziennikarką. W najnowszym wywiadzie ujawniła, że popularność ma swoje mroczne strony. Bestsellerowej autorce grożono śmiercią! Co gorsza, spotkało to również jej dziecko...

Reklama

Młodość Katarzyny Bondy. Kariera dziennikarki

Dwa lata temu w wywiadzie dla VIVY! opowiedziała o swojej dziennikarskiej pracy: „Wyjechałam z rodzinnej Hajnówki. Miałam 19 lat. Gdy jeszcze w liceum postanowiłam, że zostanę dziennikarką wywołało to wielką awanturę w moim rodzinnym domu. Dla moich rodziców to był cios. Zawsze mi mówiono: "Kasiu jesteś taka ładna to szybko znajdziesz męża". To by mi się życie skończyło w wieku 18 lat! A ja chciałam żyć. Chciałam być dziennikarką. W trzeciej klasie liceum pojechałam do Białegostoku do redakcji "Kuriera Podlaskiego" i powiedziałam redaktorowi naczelnemu, że chcę być ich korespondentem z Hajnówki. Potraktował mnie jak szalone dziecko i na odczepnego kazał przysłać tekst. Napisałam więc o prywatyzacji jednego z największych zakładów pracy w moim rodzinnym mieście. "Kurier" to wydrukował i wybuchła bomba. W tekście wykorzystałam wypowiedzi dyrektora tego zakładu.

On mi wszystko powiedział, bo przecież nie potraktował mnie jak poważnej dziennikarki. Nie sądził, że ktokolwiek opublikuje to co napiszę. Rodzice kazali mi przepraszać, a ja nie chciałam. Przecież miałam wszystko nagrane na pożyczonym dyktafonie. I dostałam staż. Potem awansowałam. A potem przyjechałam do Warszawy na studia. Okazało się jednak, że studiowanie dziennikarstwa zupełnie nie ma sensu. Historia prasy, ekonomia? To nie było mi potrzebne. Wolałam pisać. Przeniosłam się na studia zaoczne i zaczęłam pracować. Zaczynałam w "Ekspresie Wieczornym", awansowałam. Byłam niecierpliwa, chciałam wszystko szybciej”.

Katarzyna Bonda: jej córce grożono śmiercią

Pracując w gazecie Katarzyna Bonda trafiła na historię kazachskiego więźnia skazanego na wielokrotne morderstwa. Jeździła do Kazachstanu, by z nim rozmawiać. Już wtedy w jej głowie zrodził się pomysł na książkę inspirowaną jego historią. Nie spodziewała się, że to spowoduje, że będzie zastraszana, że w niebezpieczeństwie znajdzie się nie tylko ona sama, ale i jej córka. Dlatego zarzuciła jej pisanie. Na piętnaście lat.

Dwa lata temu w VIVIE! mówiła o miłości do córki: „Każdy pisarz to ryzykant, ja też. Całe moje życie zostało podporządkowane pisaniu. Jedyne czego nie poświęcę pisaniu to moje dziecko. Pewnie gdybym jej nie miała napisałabym więcej książek. Zawsze twierdziłam, że geje i bezdzietni mogą więcej w sztuce. Ale ja mam moją córkę, która jest moim światłem i oddechem. A to jest ważniejsze niż wszystkie książki świata. Tylko posiadanie dzieci ma sens”.

Piętnaście lat później

Dlatego nie dziwi, że w najnowszym wywiadzie, którego udzieliła Paulinie Sosze–Jakubowskiej, opublikowanym we „Wprost”, opowiedziała, dlaczego książka „Miłość leczy rany” nie powstała wtedy, kiedy ją wymyśliła.

„Byłam już przekonana, że tej książki nigdy nie napiszę, a nienawidzę przegrywać. Ale przed laty musiałam odpuścić (…) Bo gdy się jest matką, a ktokolwiek zagraża bezpieczeństwu twojego dziecka, matka nie ma wyboru (...) W tamtym czasie oczy świata były zwrócone na Kazachstan. Nagminnie łamano tam prawa człowieka, UE się temu przyglądała, powstawały raporty na zamówienie Brukseli. A ja współpracowałam ze wszystkimi tamtejszymi organizacjami walczącymi o prawa człowieka. Gromadziłam materiały: kwity dotyczące sfingowanych procesów, sfabrykowanych dowodów. Rozmawiałam z ludźmi torturowanymi w więzieniach, bo np. robili nielegalne gazety krytykujące władze (…).

Byłam głupia, że gromadząc taki materiał nie zdawałam sobie sprawy z zagrożeń (…)”. Katarzyna Bonda przyznała, że dwa razy zhakowano jej komputer, by ustalić, co wie. Straciła maszynopisy, zdjęcia córki. I jest pewna, że zrobił to wywiad. „Dostałam potem propozycję wykupienia danych, ale nie było mnie na to stać. Mój kolega, dziś wysoko postawiony oficer policji, powiedział mi, żebym, cytuję, „odpier*oliła się od tego tematu”. I że dopóki mnie, albo komuś z mojej rodziny nie stanie się krzywda, on nie może nawet przyjąć zgłoszenia. A potem jeszcze odebrałam telefon, głos w słuchawce powiedział ze szczegółami, dokąd i o której zawiozłam dziecko. Krzyknęłam wtedy do telefonu: „ty skur*ysynu!” i pobiegłam sprawdzić, czy moja córka jest bezpieczna. Córka mnie uratowała. Gdybym była sama, nie odpuściłabym”.

I dodaje, że książka inspirowana historią miłości kazachskiego więźnia i polskiej studentki jest inna, niż byłaby piętnaście lat temu - jest „uniwersalną historią o zbrodni i miłości”.

Reklama

Katarzyna Bonda ujawniła, że grożono śmiercią jej oraz jej córce:

Agnieszka Kulesza & Łukasz Pik
Reklama
Reklama
Reklama