Emancypacja, morderstwo, selfie polaroidem i seks z Bradem Pittem. Pamiętacie „Thelmę i Louise”?
1 z 7
VIVA! udaje się w podróż śladami kultowego filmu „Thelma i Louise” Ridleya Scotta z Susan Sarandon i Geeną Davis. Czy pamiętacie tę historię dwóch buntowniczek, które postanowiły walczyć o siebie i należne im prawa? Same przeciw armii mężczyzn. Ich szalona podróż przez najbardziej malownicze zakątki USA stała się inspiracją dla wielu kobiet, by szukać własnej drogi. I odmienić swoje życie. W tym roku minęło 25 lat od premiery filmu. Świetna okazja, by pójść jego tropem, o filmie w najnowszym numerze VIVY pisze Elżbieta Pawełek.
Zanim ruszycie w tę podróż, usłyszycie, że Ridley Scott nakręcił najlepszy film o kobietach, jaki widziało Hollywood. Że tak naprawdę jest to opowieść o przyjaźni, kobiecej solidarności i poszukiwaniu w życiu czegoś więcej. To film o drodze, którą trzeba odbyć w głąb siebie, żeby się zmienić. A sama droga? No cóż, prowadzi przez niebotycznie piękne krajobrazy Ameryki, stając się ucztą dla oczu. Można przejechać dziesiątki mil i nie spotkać żywego ducha, można uschnąć z pragnienia – baru nie ma.
Polecamy też: Życie Karen Blixen naznaczyły namiętności - do kawy, safari i mężczyzn. Podróż śladami pisarki
2 z 7
Na zdjęciu: Słynną Route 66, zwaną Mother Road (Drogą Matką), otwarto w 1926 roku. Ciągnęli nią osadnicy ze wschodu na zachód. Wiodła od Chicago przez Los Angeles do Santa Monica w Kalifornii. Wymarzony szlak wielkich ucieczek, nie tylko filmowych.
Na tym pustkowiu najlepszymi przewodniczkami będą Thelma i Louise. Z początku nie mają w sobie nic z bohaterstwa. Thelma (Geena Davis) – młodsza z nich – zahukana housewife, nadmiernie uzależniona od męża, wydaje się słabsza od Louise (Susan Sarandon), która jest dojrzałą kobietą, żyjącą w wolnym związku. Kiedy pakują walizki, zabierając nas na górską wycieczkę, nic nie zapowiada szalonej podróży. To ma być odskocznia od życia w zapyziałym miasteczku, od złych facetów, nieczujących bluesa. Ale następuje nagły zwrot akcji – Louise staje w obronie przyjaciółki i zabija człowieka. Od tego momentu zaczyna się podróż ich życia, ucieczka przed światem, gdzie rządzi męska agresja. A droga jest tylko jedna – do Meksyku. Będą jechać słynną Route 66, którą amerykańscy osadnicy ciągnęli ze Wschodu na Zachód i przez pustkowia, wyrzeźbione lasem niegościnnych kanionów. Wokół tylko czerwień skał i błękit nieba. Kurz, upał i dwie fantastyczne dziewczyny w rozpędzonym kabriolecie, ścigane przez policję. Trzeba przyznać, cholernie nam imponują. Nie tylko tym, że „trzaskają” sobie selfie na tle rozpalonych skał – i to polaroidem – ćwierć wieku temu! Ale przede wszystkim odwagą. Coś w nich pęka, nawet uległa dotąd Thelma mówi o swoim mężu Deryllu: „To palant, tyle że wcześniej mi to nie przeszkadzało”. Robią rzeczy, jakie zawsze były domeną mężczyzn – ścigają się samochodem, piją, strzelają z pistoletu, uprawiają przygodny seks, w końcu same wymierzają sprawiedliwość.
Polecamy też: „Teraz podróżuję za nas dwoje”. O miłości i podróżach Elżbieta Dzikowska opowiada Oli Kwaśniewskiej
3 z 7
Kowboje lubią potańczyć
Jadąc tropem „Thelmy i Louise”, przydałby się ich kultowy ford thunderbird z 1966 roku, którym pokonały trasę z Arkansas i Oklahomy do Grand Canyon. To w filmie. Naprawdę Ridley Scott, mistrz doboru filmowej scenerii, zabawił się w podmianę krajobrazów. Sceny z Arkansas i Oklahomy nakręcił w pobliżu Bakersfield, wokół kalifornijskich pól naftowych. Ostatni zaś obraz, kiedy bohaterki ruszają samochodem w przepaść – niedaleko Moab w malowniczym Utah.
Poszukajmy baru Roadhouse C&W, gdzie zaczął się dramat Thelmy i Louise. Znajdziemy go w nadmorskim Long Beach, na wybrzeżu Pacyfiku, 30 kilometrów od Los Angeles (nie w Oklahomie, jak sugeruje film). Bar naprawdę nazywa się Cowboy Country Saloon. W środku kilka sal, wieczorami jest tu dość tłoczno, bo kowboje lubią czasem przy muzyce potańczyć. Na ścianie ogromne zdjęcie Thelmy i Louise z filmu. Ale tu w filmie kończy się sielanka. Czy pamiętacie scenę, kiedy nowo poznany przez Thelmę mężczyzna próbuje zgwałcić ją na parkingu przed barem? Z odsieczą nadciąga jej przyjaciółka i wyciąga broń. Facet się broni: „Przecież to tylko zabawa”. Louise: „Na przyszłość, jeśli kobieta tak płacze, to znaczy, że nie bawi się dobrze”. I strzela.
Od tej chwili muszą uciekać, bo prawo ich nie obroni. Thelma jeszcze się waha: „Powinnyśmy iść na policję”. Na to Louise: „Sto osób widziało, jak z nim tańczyłaś pościelówy. Na jakim ty świecie żyjesz? Przepraszam, nie jestem jeszcze gotowa iść do paki”.
Polecamy też: „Poznali się w piątek, zaręczyli w niedzielę". Krzysztof i Maria Kieślowscy we wspomnieniach córki
4 z 7
Na zdjęciu: Bezkres magicznego krajobrazu Dead Horse Point w Parku Stanowym w Utah urzekł także Ridleya Scotta – tu nakręcił większość pustynnych scen.
Świetne mamy wakacje
Czym jednak byłaby podróż bez miłosnych przygód? Wystarczy rozejrzeć się dookoła, a od razu trafi się przygodny autostopowicz. Na ich drodze pojawia się J.D., przystojny włóczykij (Brad Pitt). Od razu wpada w oko Louise, która swoimi spostrzeżeniami dzieli się z przyjaciółką: „Widziałaś jego tyłek? Deryll ma brzydki tyłek, szeroki jak garaż”. Scena miłosna Thelmy i J.D., poprzedzona „grą w łapki” i skakaniem na łóżku, została nakręcona w Vagabond Inn. Znajdziemy ten motel w Downtown Los Angeles (100 dolarów za pokój z łóżkiem typu queen-size). Sam obiekt niczym szczególnym się nie wyróżnia, może tylko basenem pod gołym niebem. Dla Brada Pitta udział w filmie okazał się trampoliną do kariery. Za rolę u boku uciekinierek dostał sześć tysięcy dolarów, a pięć lat później 10 milionów za „Uśpionych”. Geena Davis była zauroczona nim od początku. Kiedy Ridley Scott dyskutował, kto ma zagrać J.D., aż krzyknęła: „Halo? Chyba weźmiecie tego blondyna!”, wskazując na Pitta. I nie zgodziła się, aby w słynnej scenie miłosnej z Bradem zamiast niej zagrała dublerka. „Na jego miejscu regularnie wysyłałbym Davis kwiaty, bo to ona miała największy wpływ na jego angaż”, śmiał się potem Scott. „Ale Pitt na planie emanował taką charyzmą, że jego skok w górę hollywoodzkiej hierarchii był właściwie pewien”, mówią Davis i Sarandon. Zanim same dostały role w „Thelmie i Louise”, pojawiały się inne kandydatki, między innymi Michelle Pfeiffer i Jodie Foster, Meryl Streep i Goldie Hawn. Na Susan Sarandon zdecydowano się dosyć późno – była 45-latką, starszą od Davis o 10 lat. Obie bohaterki miały być równolatkami, przyjaciółkami z czasów licealnych. Szybko jednak okazało się, że jest idealna do roli.
Przymykamy oko, kiedy Thelma i Louise mają w nosie prawo i nieustannie je łamią. Czujemy nawet dreszczyk emocji, kiedy zamykają w bagażniku policjanta, wysadzają cysternę wstrętnego szowinisty i kiedy nieśmiała dotąd Thelma robi napad z bronią na sklep (nie zrobiłaby tego, gdyby nie okradł jej kowboj Pitt!): „Powiem tylko, świetne mamy wakacje. To się nazywa ubaw po pachy. Chyba trochę nam odbiło”. Louise: „Zawsze byłaś stuknięta. Tylko nie miałaś okazji być sobą”.
Podczas tej szalonej podróży zachodzi w nich przemiana. Nie są już grzecznymi dziewczynkami. Nawet ich wygląd się zmienia – symboliczna scena, kiedy Louise oddaje zegarek i biżuterię napotkanemu po drodze starcowi. „Coś się we mnie przestawiło, już nie mogę wrócić. To nie byłoby życie”, mówi Thelma. „Nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak teraz”, dodaje Louise.
Polecamy też: Magdalena Łazarkiewicz wspomina Piotra Łazarkiewicza: „Był trochę takim cygańskim mężem... ”
5 z 7
Punkt widokowy Thelma and Louise
Akcja przenosi się do Kolorado. Krążymy z naszymi bohaterkami dookoła malowniczego Unaweep Canyon, który zasłynął tym, że posiada dwa potoki wypływające z jego przeciwległych krańców. Ruszamy do Bedrock Store (tutaj Louise wzywa agenta FBI), ale w tym sennym miasteczku, powstałym w 1883 roku, nic się nie dzieje. Nawet sklep wygląda tak samo jak 25 lat temu. Trafiamy w końcu do Cisco w stanie Utah, jednego z najbardziej kultowych miast duchów w Ameryce. Klimaty jak w filmie Scotta – opuszczone domy z wybitymi oknami, targane wiatrem liche budowle, świadczące o tym, że były tu kiedyś bary i sklepy. Trudno znaleźć ślady dawnej świetności, kiedy Cisco wraz z odkryciem w pobliżu gazu i ropy naftowej w latach 20. ubiegłego wieku, a potem złóż uranu tętniło życiem i miało 200 barów!
Dla Ridleya Scotta Utah stał się wymarzonym miejscem do nakręcenia scen pustynnych. W tutejszych parkach narodowych Arches, Canyonlands czy State Park jest tyle niezwykłych krajobrazów jak nigdzie indziej w USA. Na horyzoncie pojawiają się malownicze formacje skalne – setki czerwonych wież i iglic, łuki triumfalne z piaskowca i skalne monolity, przypominające ściany miejskich drapaczy. O zachodzie słońca wszystko płonie – skały oblewa purpura. W nocy jest jeszcze bardziej magicznie, kiedy niesamowite formacje skalne toną w księżycowej poświacie. Louise: „Boże, jak tu pięknie!”. Thelma: „Zawsze chciałam podróżować, ale nie miałam okazji”. W samochodzie często słychać piosenkę: „Jeśli latać chcesz, to w dół nie spoglądaj. Wciśnij gaz do dechy i leć”.
Polecamy też: „Jestem spokojniejsza, ale w sposób bardziej niebezpieczny”. Wszystkie twarze Kory!
6 z 7
Na zdjęciu: Taką nieutwardzoną drogą jak ta, w monumentalnej Valley Navajo w Arizonie, pędziły filmowe Thelma i Louise.
Jedziemy Shafer Trail, jedną z najbardziej malowniczych tras widokowych w Utah. Po prawej stronie górują potężne, rozpalone słońcem klify parku stanowego Death Horse Point. Poniżej leży słynny Thelma and Louise Point, gdzie nakręcono scenę finałową. Codziennie ściągają tu tłumy turystów. Nic dziwnego, panorama z tego punktu widokowego z płynącą w oddali rzeką Kolorado zapada na długo w pamięć. Właśnie w tym miejscu bohaterki zostają osaczone przez policję. Kiedy jadą brzegiem kanionu, balansując na krawędzi przepaści, jak spod ziemi wyrasta przed nimi policyjny helikopter. Podmuch powietrza zrzuca im nakrycia z głowy. Louise siedząca za kierownicą próbuje zawrócić, ale drogę odcina już ściana policyjnych aut. „Boże, cała armia. To wszystko dla nas?”, dziwi się Thelma i po chwili dodaje: „Słuchaj, nie dajmy się złapać. Jedźmy dalej”. Mogą się poddać, ale Louise dociska gaz do dechy i z rozpędem zjeżdża z krawędzi kanionu. Trzymają się za ręce, kiedy niebieski ford szybuje w powietrzu, ciągnąc za sobą smugę spalin…
Wybrały wolność zamiast więzienia. Ostatnia scena szokuje i porusza. Dla Davis i Sarandon, które podczas kręcenia bardzo się zaprzyjaźniły, była to rzeczywiście ostatnia scena – naprawdę się wtedy żegnały. Ich niebieski kabriolet, jak mówi Sarandon, wciąż leży gdzieś w dole kanionu, bo ekipie nie udało się go wyciągnąć. W rzeczywistości do produkcji filmu użyto pięć identycznych thunderbirdów 1966. Jeden z nich sprzedano kilka lat temu na aukcji we Włoszech za 65 tysięcy dolarów.
Polecamy też: Wiecie, że Agnieszka Dygant była... punkówą? A wszystko, jak zdradziła, przez niski popęd seksualny
7 z 7
Na zdjęciu: restauracja Route 66.
Czy będzie ciąg dalszy?
W każdą rocznicę premiery, 24 maja, do Death Horse Point przybywają setki fanów, aby uczcić powstanie kultowego filmu, który zdobył sześć nominacji do Oscara i jedną statuetkę. Nie wszyscy pamiętają, że w obawie przed masowymi buntami gospodyń domowych amerykańska skrajna prawica po premierze domagała się zakazu pokazywania tego filmu młodym kobietom. Na miejscu w Death Horse Point wciąż można zaopatrzyć się w dżinsowe kurtki i T-shirty z kabrioletem Thelmy i Louise na plecach. Sarandon wybrała się tam z córką, nie zdając sobie sprawy z tych pielgrzymek. Gdy wspomniała o tym Davis, ta aż krzyknęła: „Wow! Wyobrażasz sobie, co by się działo, gdyby spotkali nas tam razem?”.
Fani wciąż gratulują im filmu. Ciekawi ich, czy będzie ciąg dalszy. Na co Davis reaguje niezmiennie: „A jak myślicie, co, do cholery, stało się z nami na końcu?”. Sarandon chętniej spekuluje, co by było, gdyby bohaterki jakimś cudem przeżyły. „Thelma z pewnością nie byłaby już ze swoim okropnym mężem! Kto wie, może znalazłaby potem Brada. A Louise… Mogłaby zostać lesbijką. To byłoby niesamowite”, mówiła w niedawnym wywiadzie telewizyjnym.
Obie przez lata dostawały listy od widzów, którzy po obejrzeniu filmu postanowili zmienić swoje życie, opuścić małe miasto bez perspektyw czy rodzinę, która ich nie szanowała. Jeśli i wam wyprawa śladami Thelmy i Louise pozwoliła odkryć w sobie coś nowego czy uwierzyć w siebie, to już krok do sukcesu.
Polecamy też: Śpiewała: „Mówiłam ci, że będą ze mną kłopoty”. To już pięć lat od kiedy odeszła Amy Winehouse