Podróże: Dzika Afryka. Zbaczamy z turystycznego szlaku i zagłębiamy się w busz. Co tam na nas czeka?
1 z 11
Wyprawa do Zimbabwe i Botswany. Poznaj Afrykę od kuchni. Te zebry, słonie, żyrafy, rozłożyste, zielone drzewa… Wstęp do parków narodowych słono kosztuje. Ale afrykańskie atrakcje można też odkrywać samemu. Bezpiecznie i spokojnie. W najnowszej „Urodzie Życia” podróżnik Tomasz Michniewicz zdradza jak pojechać na safari za darmo i poznać busz od tej prawdziwej, najdzikszej strony.
Autor tekstu Tomasz Michniewicz jest znanym podróżnikiem, autorem książek. W radiowej Jedynce prowadzi audycję „Reszta świata”, w TTV i na player.pl „Inny świat”.
Polecamy też: Podróże: Etiopia, Sudan, Kenia. Warsztaty z portretu - Afryka oczami Marcina Kydryńskiego.
2 z 11
Wyprawa. Słowo – wytrych, które sprzedaje zwyczajne wycieczki safari. Ładuje się turystów do auta i obwozi po parku narodowym. Robią zdjęcia, nie wychodząc z samochodu, bo nie można, noc spędzają w ogrodzonym hotelu z szampanem do kolacji. 150 dolarów za noc za osobę. Tak wygląda dzisiejsza afrykańska bajka.
Niewiele jej już zresztą zostało. Dzikie zwierzęta żyją w Afryce już tylko na ogrodzonych skrawkach terenu, w rezerwatach i parkach narodowych. Zwykły Ugandyjczyk czy Zambijczyk nie zobaczy nigdy słonia, jego syn również nie. Afrykańska bajka to widok dla białych, i to bardzo bogatych białych. Ale my ją zobaczymy inaczej, od kuchni, za darmo. Ruszajmy. Na prawdziwą wyprawę.
Polecamy też: Indie. Nad świętym brzegiem Gangesu spotykają się codziennie życie i śmierć. Reportaż z Waranasi.
3 z 11
Busz w wersji light
Omińmy turystyczny szlak – Serengeti i Masai Mara, czyli najpopularniejsze parki narodowe Afryki. Busz wszędzie wygląda tak samo. Jedźmy do Zimbabwe albo Botswany, gdzie spokój, taniej, turystów mniej, a więcej możliwości.
W buszu można się zakochać od pierwszego wejrzenia, od widoku żyrafy wystającej nad trawę sawanny. Zapach akacji i wysuszonej słońcem, spękanej ziemi, przestrzeń, wibrująca cisza... Busz to bardziej doświadczenie niż widok, warte wyrzeczeń. Jednak żeby to poczuć, trzeba sporo zapłacić lub mocno się zmęczyć.
Na początek zapłaćmy i wylądujmy w Harare, stolicy Zimbabwe, typowym buzującym afrykańskim mieście, chaotycznym, męczącym i duszącym spalinami. Wynośmy się stąd czym prędzej. Ruszajmy na wschód, w poszukiwaniu jednego z najpiękniejszych miejsc na ziemi, rezerwatu przyrody Imire.
Polecamy także: Podróże Marka Niedźwieckiego: "Australia to mój nałóg. Chcę tam wrócić".
4 z 11
Ogrodzony teren kilkanaście na kilkanaście kilometrów, a po nim wolno biega wszystko, co żyje. Nosorożce, słonie, zebry, antylopy, żyrafy i tysiące ptaków. Busz w wersji light, bo w Imire nie ma drapieżników, więc lew nie wyskoczy z krzaków, uderzeniem łapy kończąc naszą wycieczkę w sposób, którego ubezpieczenie nie pokryje. To dobre miejsce na pierwsze samodzielne kroki w buszu. Spakujmy wodę i coś do jedzenia, weźmy kompas i mapę i wyjdźmy na spacer. Napatoczymy się na słonia, ominiemy ostrożnie bawołu, wytropimy nosorożce. Zjemy coś w cieniu, patrząc na biegające wokoło antylopy, a nad naszymi głowami latać będą Robert Redford i Meryl Streep.
Polecamy też: Australia kamperem? Znamy najlepsze miejsca kempingowe polecane przez Aussie. Relacja z podróży
5 z 11
Dobrze jest spędzić w buszu kilka dni w kontrolowanych warunkach. Nauczyć się go, zrozumieć. Busz rządzi się swoimi prawami, które warto poznać, żeby nie stanąć na wielkim wężu lub nie próbować wdrapać się na drzewo, gdy słoń pędzi w szale w naszą stronę. Imire to inkubator dla początkujących, w którym niby można zrobić sobie krzywdę, ale trzeba się o to bardzo postarać. Spędźmy noc na sawannie, pod drzewem, bez namiotu. I tak będzie ciepło, a hieny nie podejdą. Afrykańskie niebo jest inne, gwiazd tyle, że się kręci w głowie. Dostroimy się do lokalnego tempa. Zaczniemy chodzić spać po zmroku, wstawać o świcie, gdy trawy parują i mgła podnosi się jak kołdra. Nieopisywalne. I ta cisza, jakby czegoś brakowało. Brakuje ludzi, aut, dzwonka telefonu, dostępu do sieci, terminów, przymusów, nerwów. Czym tu się denerwować, jesteśmy przecież w bańce afrykańskiej bajki.
Polecamy także: Norwegia, czyli królestwo polarnej zorzy.
6 z 11
Wąż na każdym kamieniu
Szkółka za nami, ruszajmy więc na tę prawdziwą wyprawę. Jest taka droga w Botswanie, między miejscowościami Nata i Maun, biegnąca w poprzek przez dwa parki narodowe. Safari za darmo. Nie zdarzyło mi się jeszcze nią przejechać i nie zobaczyć stada słoni, rodziny żyraf czy 40 antylop przeskakujących przez szosę. A to dopiero początek.
Na końcu tej drogi leży miasteczko Maun, punkt wypadowy na rozlewiska rzeki Okawango. Olbrzymia delta usłana wysepkami. Turyści pływają motorówkami, zwiedzają wyspy jak ogród botaniczny, robią zdjęcia, jedzą lunch i wracają do hotelu. My płyńmy dalej.
Będziemy potrzebować transportu i przewodnika. Maun jest pełne właścicieli mokoro, dłubanek z pnia drzewa kigelii, tradycyjnych łodzi na Okawango. Spakujemy namioty, karimaty, garnki na ognisko, jedzenie. Niewiele więcej będzie potrzebne. Wypłyniemy wcześnie rano, ominiemy popularne wyspy, po południu rozbijemy obóz gdzieś daleko, gdzie nikt nie dotrze – obojętnie, jak długo tam zostaniemy. A potem zapadnie zmierzch i włosy nam staną dęba.
Polecamy też: Ocalić misia - niedźwiedziom polarnym lód dosłownie usuwa się spod nóg.
7 z 11
Wycieczka od prawdziwej wyprawy różni się tym, że na tej drugiej nie ma asekuracyjnej siatki, jak przy chodzeniu po linie. Będziemy sami w środku dziczy, na warunkach matki natury i jej podwładnych, którzy nie wybaczają błędów. Gdy w nocy ryknie lew, choćby kilometr dalej, nie zmrużymy ze strachu oka do rana. Kiedy o świcie się okaże, że w obozie stoi stado słoni, nie wyściubimy nosa z namiotów przez trzy godziny. Na każdym kamieniu może leżeć wąż, w każdych trzcinach stado krokodyli. Sami chcieliśmy wyprawy. Proszę, oto ona.
Sawanna na piechotę
Na wycieczkach safari samochód to bezpieczna zasłona, odgradzająca od wszystkiego, co niebezpieczne. Zwierzęta traktują auta jak niegroźne stwory, a ludzi w nich zamkniętych ignorują. To plus. Minus jest taki, że wszyscy przywożą z Afryki identyczne zdjęcia, a całe dnie spędzają zamknięci w blaszanej puszce z tłumem innych. Zawsze coś za coś. My ruszamy pieszo eksplorować wyspy delty Okawango. Nie ma osłony, ale jest przygoda, której się nie zapomni do końca życia. Przygody często lepiej się opowiada, niż przeżywa. Nie tę.
Polecamy też: Ewa Wachowicz zdobyła najwyższy wulkan świata! Tylko u nas niesamowite ZDJĘCIA!
8 z 11
Każdy marsz przez wyspy to nowe odkrycia. Wyostrzają się zmysły, wyrabiają odruchy, uruchamia się instynkt przetrwania. Z takiej wyprawy wraca się innym człowiekiem. Wyjdziemy na sawannę, a tam paść się będzie 100 zebr i 500 antylop. Odkryjemy pięciometrowy kopiec termitów. Wespniemy się na palmę, żeby z wysoka poczuć wielką afrykańską przestrzeń ciągnącą się we wszystkie strony. Zobaczymy baraszkujące w wodzie hipopotamy, które roztopią nam serce, a chwilę później zaczną ze sobą walczyć i uciekniemy w przerażeniu na widok ich kłów i szaleńczej brutalności. Zmęczymy się, przysiądziemy nad brzegiem, a po paru minutach, kilka metrów dalej, do wody z pluskiem skoczy krokodyl, którego nie zauważyliśmy, i zmęczenie zniknie jak ręką odjął. W takich chwilach można zrozumieć, że człowiek nie wszędzie jest panem świata.
Trzy dni na delcie wystarczą, żeby wrócić do domu w zupełnie innym stanie. Przylecimy do Polski, końcówka zimy, w poniedziałek wrócimy do pracy. Będą pytać. Safari? Pięknie! W Botswanie? Hotel ładny? Hotel?
Polecamy też: Ewa Wachowicz zdobyła najwyższy wulkan świata! Tylko u nas niesamowite ZDJĘCIA!
9 z 11
Lista przebojów Afryka południowa według Tomasza Michniewicza
1. Delta Okawango, Botswana. Busz bez ogrodzenia, samochodów, zabezpieczeń i tłumu turystów. Raczej dla szukających wrażeń niż luksusów.
2. Rezerwat Imire, Zimbabwe. Prywatny rezerwat ochrony przyrody broniący przed kłusownikami 1500 wolno żyjących zwierząt. Noclegi pod gołym niebem, spacery po buszu i przejażdżki po sawannie.
3. Wodospady Wiktorii, Zimbabwe i Zambia. Cud natury. Dla odważnych – rafting po Zambezi, najtrudniejszej rzece świata. Dla zamożnych – lot balonem lub helikopterem. W porze suchej – skok do Basenu Diabła, niewielkiej niecki na samej krawędzi wodospadu.
4. Park Narodowy Krugera, RPA. Safari w wersji pocztówkowej. Eleganckie hotele, przejazdy samochodami terenowymi, słonie, żyrafy, bawoły i lwy, wszystko w rozsądnej cenie.
5. Wyspy Bazaruto, Mozambik. Kawałek tropikalnego raju w najmniej oczekiwanym miejscu. Na wyspy trudno się dostać, Mozambik nie ułatwia życia turystom, ale widoki, turkusowa woda, obłędne rafy koralowe i rejsy arabskimi żaglówkami wynagrodzą niewygody.
Polecamy też: 6000 km na motocyklu po Ameryce Południowej. DJ Adamus miesiąc spędził w podróży. Zobaczcie zdjęcia.
10 z 11
Afryka to inne tempo, inne potrzeby, inne kolory, inne słońce... Wszystko inne.
Polecamy też: Australia kamperem? Znamy najlepsze miejsca kempingowe polecane przez Aussie. Relacja z podróży
11 z 11
Postkolonialne ślady są widoczne w Afryce do dziś, nawet w tak kuriozalnych elementach, jak wiktoriańskie stroje wmuszane kobietom Herero przez niemieckich panów.
Polecamy też: 6000 km na motocyklu po Ameryce Południowej. DJ Adamus miesiąc spędził w podróży. Zobaczcie zdjęcia