Australia kamperem? Znamy najlepsze miejsca kempingowe polecane przez Aussie. Relacja z podróży
1 z 12
Miejsca w Australii, do których dotrzesz tylko kamperem. I nie znajdziesz ich w przewodniku. Minirelacja z podróży do kraju kangurów. Byli tam nasi specjalni wysłannicy - Małgorzata Germak (autorka tekstu i zdjęć) oraz Art Rozbiewski (autor zdjęć).
Słone jezioro, świt z kangurami, miasteczko hippisów, dziewicza zatoczka z bezludną plażą – to tylko niektóre miejsca w New South Wales (NSW), stanie w południowo-wschodniej Australii, które odkryliśmy podczas naszych ostatnich wakacji. Nie zawsze łatwe do odnalezienia, a przez to jeszcze bardziej atrakcyjne. No i co ważne, trafić tam można, tylko jadąc kamperem. I właśnie taki sposób podróżowania jest najpopularniejszy i najbardziej lubiany przez Australijczyków, zwanych potocznie Aussie. Postanowiliśmy zaznać kamperowego życia i my.
Więcej zdjęć z podróży do Australii na stronie Arta Rozbiewskiego.
Oz wydaje się być wręcz stworzone z myślą o podróżowaniu kamperem. Wielopasmowe, szerokie drogi, niezliczona ilość kempingów i coś, bez czego żaden wyjazd się nie liczy – spoty BBQ. Nieważne, czy jesteś na ogrodzonym, zorganizowanym polu kempingowym z prądem, ciepłą wodą i prysznicami (tzw. Carawan Park), czy lokujesz się na dziko pod drzewem przy zatoczce z plażą, czy trafiasz na biwak w lesie (Campground) – wszędzie znajdziesz tzw. BBQ spot. To publiczne, dostępne dla wszystkich, darmowe miejsce do barbecue. Wygląda jak element kuchennego wyposażenia, taka metalowa wyspa z dwiema dużymi płytami grzewczymi, na których Australijczycy przyrządzają sobie steki z wołowiny albo z kangura i smażą kiełbaski. Zawsze obok jest kran z wodą i jakiś stół z ławami.
Podróżowaliśmy 4-osobowym kamperem, z minikuchnią (na wyposażeniu była lodówka, garnki, patelnia, talerze, sztućce, kuchenka gazowa, baniak z wodą, minizlew) i dwoma 2-osobowymi spaniami (jedna para spała po rozłożeniu siedzeń z tyłu w kamperze, druga na dachu w rozkładanym specjalnym namiocie).
Jesteście ciekawi, jakie niesamowite miejsca odkryliśmy? Zapraszamy do naszej galerii!
Polecamy też: Indie. Nad świętym brzegiem Gangesu spotykają się codziennie życie i śmierć. Reportaż z Waranasi
2 z 12
W Pelikan nad jeziorem Macquarie zaliczyliśmy naszą pierwszą noc w kamperze. Nie ma tu zorganizowanego, ogrodzonego kempingu, tylko miejsca postojowe między drzewami tuż nad samym jeziorem. Woda w jeziorze Macquarie jest ciepła i słona. Poza miejscem do BBQ mieliśmy do dyspozycji darmowe prysznice z zimną woda i toalety.
Około godz. 7 obudził nas śpiew ptaków i z oddali wrzaski pelikanów, które awanturując się, próbowały wyłudzić jedzenie od tutejszych rybaków patroszących na brzegu świeżo złowione ryby.
Polecamy także: Etiopia, Sudan, Kenia. Warsztaty z portretu - Afryka oczami Marcina Kydryńskiego.
3 z 12
Żeby spotkać całe stado kangurów, trzeba wiedzieć, gdzie pojechać. Trop był – obraliśmy kierunek na Morriset Park. Miejsce jednak jest na tyle duże, że trochę czasu zajęło nam wyśledzenie zwierzaków. Okazało się, że całym stadem ukryły się w cieniu pod drzewami. Trzeba jednak zaznaczyć, że kangury w tym parku są przyzwyczajone do ludzi. Co odważniejsze same zbliżyły się do nas i wąchały w poszukiwaniu orzeszków. Jeden ze stada chciał zaprzyjaźnić się z Artem...
Polecamy też: Tego jeszcze nie było! Zobaczcie szczerozłoty bar w jedynym na świecie siedmiogwiazdkowym hotelu w Dubaju!
4 z 12
"Trafiłam do raju" – pomyślałam, gdy odkryliśmy tę magiczną zatoczkę. To Arakoon nad Little Bay. Kampera zaparkowaliśmy na wzniesieniu przy polanie, a w zasięgu kilkunastu schodków kryła się dziewicza plaża z drobnym, prawie białym piaskiem. Nie było tam nikogo. O świcie mogłam pomedytować przy szumie fal, a zasypialiśmy, mając za oknem campera gromadkę pasących się kangurów. Te jednak były dzikie, nie tak oswojone z człowiekiem, jak stadko z Morriset Parku. Na tyle jednak czuły się swobodnie w naszym towarzystwie, że nagle zafundowały nam do oglądania dwie rundy walki między sobą. Nie wiem, o co im poszło, ale były kopnięcia obunóż po odbiciu z ogona i ciosy górnymi kończynami.
Polecamy też: Indie. Nad świętym brzegiem Gangesu spotykają się codziennie życie i śmierć. Reportaż z Waranasi.
5 z 12
Na zdjęciu największy osobnik ze stada. Miał najbardziej umięśnione bary i pewne siebie spojrzenie.
Polecamy: Pamiętacie ocalonego w Bieszczadach małego niedźwiadka? Jej Misiowatość jest już prawdziwą gwiazdą!
6 z 12
W ramach odmiany oddaliliśmy się od morza, podążając w góry wgłąb kraju. Wiele ostrych zakrętów i stromych podjazdów dalej znaleźliśmy się w Nimbin Rox. To hippisowskie miasteczko, gdzie czas się zatrzymał. Stragany z koszulkami z Bobem Marleyem, tęczowe ławeczki i specyficzni mieszkańcy, snujący się to tu, to tam bez napinki i pośpiechu… To miejsce ma swój klimat.
Polecamy: Pamiętacie ocalonego w Bieszczadach małego niedźwiadka? Jej Misiowatość jest już prawdziwą gwiazdą!
7 z 12
Campground, gdzie mogliśmy zaparkować kampera, znajdował się na szczycie wzgórza w Nimbin. Kto myśli, że Oz jest suche i pełne pustynnych przestrzeni, niech spojrzy na to zdjęcie. Zielone wzgórza po horyzont, pośród których od zmierzchu do świtu, a zresztą cały dzień też, zewsząd czuć paloną marihuanę. Choć oficjalnie australijskie prawo nie pozwala na legalne palenie trawki, to przyjęło się, że wszystko, co robisz w Nimbin, zostaje w Nimbin. :-)
8 z 12
W Evans Head jest wybór – możesz skorzystać z tutejszego Carawan Parku albo zaparkować na dziko (a wręcz na zakazie campingowania), co my zrobiliśmy, żeby mieć ciszę, trochę intymności i być przy samej plaży.
Gdy poszliśmy na spacer po okolicy, w zasadzie wszędzie były campgroundy. Mogliśmy obejrzeć przekrój camperów i namioto-przyczepek dostępnych w Australii. Australijczycy podróżują w każdym wieku – i z małymi dziećmi całymi rodzinami, i na emeryturze mając grubo ponad 60 lat. Na takich campgroundach zdarzają się bary-przyczepy, w których można kupić najpopularniejszy obiad, czyli fish and chips (ryba z frytkami zawinięta w gazetę). A wybór i jakość ryb to jest zdecydowanie to, czym Oz może się pochwalić.
Polecamy także: Podróże Marka Niedźwieckiego: "Australia to mój nałóg. Chcę tam wrócić".
9 z 12
Nasz obiad w tym miejscu składał się z kiełbasek z kangura i batatów pieczonych na BBQ.
Polecamy: Pamiętacie ocalonego w Bieszczadach małego niedźwiadka? Jej Misiowatość jest już prawdziwą gwiazdą!
10 z 12
W Nelson Bay (na zdjęciu) warto się pół godziny wspinać na Mount Tomaree, żeby mieć taki widok. Wdrapując się na Tomaree Head można podziwiać Port Stephens i niespotykaną linię brzegową. A ze szczytu można zobaczyć Cabbage Tree i Boondelbah island – rezerwaty przyrody, które jako jedyne na świecie są miejscem gniazdowania zagrożonego gatunku ptaków petrel białolicy. A kto weźmie ze sobą lornetkę ma też szansę wypatrzyć delfiny.
11 z 12
Kto ma dosyć wody, kąpania się i surfowania, ma coś jeszcze do zrobienia na wybrzeżu NSW. Wydmy Anna Bay są na tyle spektakularne, że dla zapaleńców niestandardowych sportów organizowane są tu zjazdy na desce po piaszczystych wzniesieniach, czyli sandboarding. Więc Aussie kiedy chcą, mogą poszaleć na desce. A gdy i to im się znudzi, zawsze mogą jeszcze skoczyć na narty do Nowej Zelandii.
Polecamy: Pamiętacie ocalonego w Bieszczadach małego niedźwiadka? Jej Misiowatość jest już prawdziwą gwiazdą!
12 z 12
Przemierzając kolejne kilometry, natykaliśmy się na znaki "uwaga na koale". Faktycznie przy wielkim szczęściu, jest możliwość spotkania, albo chociaż przyuważenia na drzewie dzikiej koali. Co było spełnieniem naszych marzeń! Tę koalę mieliśmy szansę poznać w Wildlife Parku w Syndney.
Na dotarcie do tych kilku miejsc w Nowej Południowej Walii - czyli zaledwie jednym stanie, trzeba mieć najlepiej ze dwa tygodnie. Odległości w Australii są takie, że sporo czasu spędza się w drodze.
Wbrew powszechnym opiniom – jeśli podróżuje się na własną rękę, odpowiednio zaplanuje wyjazd i wybierze opcję kemping, w Australii nie musi być aż tak drogo.
Więcej zdjęć z podróży do Australii na stronie Arta Rozbiewskiego.