Hazard uprawiają tam królowa, arystokraci, najważniejsi artyści. Sezon wyścigów konnych trwa!
1 z 7
Arystokraci, koronowane głowy, artyści. Od wieków wyścigi konne przyciągają najznamienitszą publiczność. To święto hazardu, rozrywki… i ekscentrycznych kapeluszy, które w odpowiedzi na sztywny dress code zakładają arystokratki. Przełom czerwca i lipca to najgorętszy czas w wyścigowym sezonie.
O królewskim świecie wyścigów w najnowszej VIVIE! pisze Aleksandra Boćkowska.
Polecamy też: Wybrano najlepszą restaurację na świecie! Zgadniecie, gdzie się znajduje?
2 z 7
Ruszyły! – spiker już krzyczy, a to dopiero początek emocji. Konie, 15 trzylatków pełnej krwi angielskiej, biegną. Na czoło wysuwa się Monte Christo, po chwili prowadzi Sorento. Do celownika jeszcze 1000 metrów. Walka! Bo oto w czołówce pojawia się Va Bank. I to on wygra 71. Derby warszawskie. Gonitwa o Nagrodę Prezydenta Rzeczypospolitej ma ponad 100-letnią tradycję (Derby rozgrywane są w Warszawie od 1896 roku) i jest, obok Wielkiej Warszawskiej, najbardziej prestiżowym wydarzeniem wyścigowym w Polsce. Najbliższa – jak zwykle – w pierwszą niedzielę lipca. Będą tłumy warszawiaków, pojawią się gwiazdy – w poprzednich latach na Derby bywali między innymi Kinga Rusin, Łukasz Jemioł, Bogusław Linda, Karolina Wajda, Radosław Piwowarski czy Marek Siudym. „Impreza beze mnie mogłaby się odbyć, ale ja nie wyobrażam sobie tego dnia bez Derby”, mówi aktor. Będzie też, jak zawsze, konkurs na najpiękniejszy kapelusz.
Polecamy też: 13 tysięcy metrów kwadratowych poświęconych... winu. Muzeum wina La Cité du Vin we Francji robi wrażenie!
3 z 7
Koń spod kapelusza
Dominują kwiaty – gigantyczne albo nieco mniejsze róże, pojedyncze albo uchwycone w bukiet. Bywają pawie pióra – spięte albo w kolorowym pióropuszu. Mnóstwo jest totalnych ekstrawagancji. Kapelusze w kształcie typowego angielskiego śniadania, popielniczki ze zgaszonym (chwała Bogu!) papierosem, boiska piłkarskiego, papugi czy stosu banknotów nikogo nie dziwią. Te szaleństwa to odpowiedź na sztywny dress code, który obowiązuje bywalców królewskiego wyścigu w Ascot. Tam bowiem wszystko jest ustalone: sukienki muszą być nie za krótkie, spodnie tylko długie, ramiona zasłonięte, brzuchy pochowane. Panowie muszą mieć cylindry i jasne fraki.
Nic dziwnego, w Ascot bywa wszak królowa. „Zanim królowa dojedzie do prywatnego boksu, z którego ogląda wyścigi przez cały dzień, jest szansa, że paru osobom powie »hello«”, mówi Charles Barnett, dyrektor Royal Ascot. Bo też od królowej, wprawdzie Anny, a nie Elżbiety, wszystko się tu zaczęło. To ona w 1711 roku zorganizowała pierwsze zawody jeździeckie. Miasteczko Ascot od zamku Windsor dzieli jedynie sześć mil, co pozwala królowej dojeżdżać na wyścigi karetą. Robi to rokrocznie od ponad 70 lat. Pierwszy raz była w Ascot jako 19-latka, w 1945 roku, tuż po zakończeniu wojny. Jest wielbicielką i posiadaczką koni. Ma w swojej stadninie 19, które wygrywały w Ascot, i kolekcję trofeów: Gold Cup, Royal Hunt Cup i Queen’s Vase.
Królewskie wyścigi w Ascot odbywają się w połowie czerwca i trwają zawsze od wtorku do soboty. Na trybunach przewija się 300 tysięcy osób, ale na najważniejsze wyścigi wstęp mają tylko rodowi bywalcy i osoby przez nich polecone. Na Royal Enclosure – wyścig, którego tradycja sięga połowy XIX wieku, gdy królowa Wiktoria gościła tu cara Mikołaja I – nie wejdzie raczej nikt w kapeluszu patelni z jajkiem sadzonym. Tu nosi się kapelusze projektu słynnych Brytyjczyków: Philipa Treacy, Stephena Jonesa, Piersa Atkinsona, Noela Stewarta, Rachel Trevor Morgan czy Williama Chambersa.
Królowa swoją drogą nosi skromny kapelusz – ozdobiony tradycyjnie kwiatem, ale w klasycznym fasonie. Codziennie za to ubiera się w innym kolorze i nie są to stonowane beże, tylko wyraziste fuksje i kobalty. Dziennikarze mają o czym pisać.
Polecamy też: Syn piekarza przeniósł na głowy całą awangardę. Philip Treacy - najsławniejszy kapelusznik świata
4 z 7
Największy tor w Europie
W Polsce też wszystko zaczęło się od arystokracji, częściowo zresztą brytyjskiej. Był rok 1777, kiedy na drodze z Woli do Ujazdowa klacz należąca do Kazimierza Rzewuskiego pokonała konia angielskiego posła, sir Charlesa Whitwortha. Na marginesie: trzy lata później w Anglii w podobnym zakładzie – czyj koń będzie szybszy – zmierzyli się lord Derby i sir Charles Bunbury. Derby doraźnie przegrał, ale prestiżowo wygrał – to od jego nazwiska pochodzi nazwa gonitwy trzyletnich koni angielskiej krwi. Tej, która od 1921 roku budzi takie emocje w Warszawie.
Pierwsze profesjonalne wyścigi w Warszawie odbyły się w czerwcu 1841 roku. Tor zorganizowano na Polu Mokotowskim. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku szybko stało się jasne, że Pole Mokotowskie z kilometrowym raptem torem to za mało. W połowie lat 20. kupiono teren na Służewcu, a prace powierzono jednemu z najlepszych architektów epoki, Zygmuntowi Plater-Zyberkowi. Ten, zanim zabrał się za projektowanie, zwiedził najlepsze tory w Europie i… zrobił jeszcze lepszy! Wygodny dla koni (tor, na którym nie gromadziła się woda), komfortowy dla pracowników (były tam dla nich mieszkania) i ekskluzywny dla publiczności. Oprócz dwóch trybun dla zwyczajnych gości (mogło się ich zmieścić około 12 tysięcy), architekt zaplanował trybunę zwaną „członkowską” – dla najważniejszych osobistości. Wówczas był to największy tor w Europie, tyle że niestety elity nie zdążyły rozsmakować się w luksusie. Pierwszy wyścig odbył się 3 czerwca 1939 roku. Trzy miesiące później wybuchła wojna.
Polecamy też: Tego jeszcze nie było! Zobaczcie szczerozłoty bar w jedynym na świecie siedmiogwiazdkowym hotelu w Dubaju!
5 z 7
Blichtr blaknie
Po wojnie wszystko się zmienia. Na Zachodzie wyścigi konne wciąż przyciągają elity, ale zasady trochę się rozluźniają. W 1955 roku Ascot uchyla wrota przed rozwodnikami – to obyczajowy przełom. Kolejny przychodzi dziewięć lat później, gdy pojawia się film „My Fair Lady” – Audrey Hepburn gra kwiaciarkę, którą pewien profesor próbuje nauczyć elitarnych manier. Wprowadza ją na trybuny Ascot. Film niby o miłości, mówi o aspiracjach, które są motywem przewodnim życia społecznego w drugiej połowie XX wieku. Zwykli ludzie mogą już marzyć o Ascot.
W Polsce nowy ustrój tworzy nowe społeczeństwo. Arystokraci, jeśli zostają w Polsce, usuwają się w cień. O ile mogą, jeżdżą konno. Jednak nie na Służewcu.
Otwarcie Służewca po wojnie odnotowuje Polska Kronika Filmowa. Jest 1948 rok, na pierwszą gonitwę przychodzi 20 tysięcy ludzi. Widać jeszcze panie w wytwornych kapeluszach i dżentelmenów w garniturach. Z czasem ich miejsce zajmą warszawiacy, dla których wyścigi pozostaną jedynym miejscem, gdzie legalnie można uprawiać hazard. Owszem, jeszcze w latach 40. i 50. będą przyjeżdżać zagraniczni goście, będą tłumy – dowożone z placu Defilad specjalnym autobusem W. Będą zaglądać artyści: Aleksander Zelwerowicz, Ludwik Sempoliński, Aleksandra Śląska, Władysław Broniewski. W połowie lat 70. przyjedzie sam… książę Filip, mąż królowej Elżbiety. W czerwcu 1975 roku na mistrzostwach Europy w zaprzęgach czterokonnych książę Filip powozi jednym z nich.
Trzy razy w tygodniu przychodzi pisarka Joanna Chmielewska. Wszyscy są jednak równi wobec zakładów. Bo to one, a nie elitarność są istotą wyścigów w czasach PRL. Na ważniejsze gonitwy przychodzi nawet 50 tysięcy gości, ale blichtr blaknie.
Polecamy też: Mija 60 lat od bajkowego ślubu Grace Kelly i księcia Rainiera z Monako. Przypominamy zdjęcia pary
6 z 7
Nadchodzi wielka moda
Tymczasem Ascot wydłuża listę gości o elitę finansową. To ten kolorowy, choć nie zawsze w najlepszym stylu tłum sprawia, że królewskie wyścigi są żyłą złota. Każdy z pięciu dni wyścigów przynosi miliony funtów, roczne obroty toru w Ascot to 42 miliony funtów, z czego 80 procent to pięciodniowy wyścig królewski. W ostatnich latach Barnett podjął dwie decyzje. Wpuścił sponsora wraz z logo, a jednocześnie, by ratować prestiż, zaostrzył zasady dress code’u. Kto je złamie, może spodziewać się interwencji. Między gośćmi przechadzają się czujne asystentki do spraw ubioru. W purpurowych sukienkach do kolan, dopasowanych żakietach i kapeluszach ozdobionych czarnymi wstążkami, mają ze sobą kosze z kaszmirowymi wstążkami. Kto znajdzie się na trybunie głównej albo, nie daj Boże, w strefie królewskiej w kapeluszu bez odpowiedniej długości wstążek, zostanie z pewnością wypatrzony i poratowany wstążką, apaszką albo nawet nakryciem głowy (wypożyczenie kosztuje 50 funtów). Kto nie ma krawata, zostanie wyłowiony przy wejściu. I zawrócony do domu.
Polecamy też: Siostra żony prezydenta Kennedy'ego, żona polskiego księcia, kochanka Micka Jaggera. Lee Radziwiłł wspomina swoje życie.
7 z 7
Na wyścigach w Ascot pula nagród wynosi ponad sześć milionów funtów. Derby (w tym roku pula nagród to 175 tysięcy złotych) to ubogi krewny. Ale to się zmienia. Bo oto moda na wyścigi powraca. Już widać symptomy. Organizatorzy Derby od kilku lat urządzają konkursy na kapelusze, Wielkiej Warszawskiej towarzyszą rewie mody nawiązującej do dwudziestolecia międzywojennego. Jednocześnie na Służewiec pielgrzymują awangardowi fotografowie szukać śladów minionych epok. Od tego już tylko krok do nowej miejskiej mody. Służewiec sprzyja spędzaniu tam czasu. Wieloletnia tradycja, odrestaurowane modernistyczne trybuny (pogawędzić o modernizmie to dziś największy ze snobizmów!) i dużo zieleni.
Która z gwiazd pójdzie tym tropem i pojawi się w wykwintnym kapeluszu na warszawskiej Derby, okaże się 3 lipca. Jakie kolory w tym roku wybrała królowa Elżbieta, można sprawdzać już. Royal Ascot właśnie trwa.
Tekst ALEKSANDRA BOĆKOWSKA
Polecamy też: Jak podróżować z klasą? Zobaczcie walizki zaprojektowane przez dom mody Alexander McQueen!