Gwiazdy na czterech kółkach, czyli niezapomniane klasyki
Czy o statusie klasyka wśród samochodów powinien decydować rocznik produkcji? A może wycena dokonana przez specjalistów? Definicji zabytkowych pojazdów jest wiele, ale jedno wiemy o nich na pewno: samochody są jak garnitury – te klasyczne nie wychodzą z mody.
Słynny niemiecki kierowca rajdowy Bernd Rosemeyer stwierdził kiedyś, że nie lubi samochodów rajdowych, które są sprawnie działającymi maszynami. Zamiast nich chce auta, które mają serce i duszę. To stwierdzenie zdaje się doskonale tłumaczyć niegasnące zainteresowanie klasycznymi samochodami.
Te jeżdżące na czterech kołach zabytki przypominają nam, ich miłośnikom, o czasach, w których rzeczywistość nie była dokładnie poukładana w imię zysku. Przy ich tworzeniu liczył się styl, efektowność i idea, by jadące ulicą auto wzbudzało w przechodniach emocje. Klasyki spełniają marzenie podróży w czasie – przenoszą nas do nieco prostszego i bardziej ludzkiego świata, a kojące pomruki silnika dodają w gratisie.
Zabili go, a on uciekł Astonem Martinem
W drugiej połowie XX wieku najnowsze samochody bardzo często trafiały na wielki ekran. Trudno się dziwić. Projektanci z całego świata prześcigali się w tworzeniu coraz bardziej innowacyjnych samochodów, które wyróżniały się nie tylko mocą silników, lecz także sylwetkami. W związku z tym idealnie pasowały do „ról towarzyszących” przy wielkich gwiazdach kina akcji. Historia zna też przypadki, w których uznane, ale nieco niszowe marki po serii występów w filmach stawały się światowymi wyznacznikami luksusu.
To kazus Astona Martina DB5, czyli prawdopodobnie jednego z najlepiej rozpoznawanych samochodów w historii kina za sprawą filmów o przygodach Jamesa Bonda. Model towarzyszy agentowi Jej Królewskiej Mości w ośmiu produkcjach filmowych stworzonych przez ponad pięć dekad.
Tym samym modelem, choć z pewnością nie egzemplarzem, jeździli: Sean Connery, Pierce Brosnan i Daniel Craig. Ten wyjątkowy projekt, przez wielu uznawany za najlepszy w historii marki, zadebiutował na rynku w 1963 roku i był produkowany przez kolejne dwa lata. DB5 charakterystyczną sylwetkę zawdzięcza współpracy Astona Martina z włoską firmą Carrozzeria Touring Superleggera, która odpowiada też za wygląd wcześniejszego modelu DB4.
Auto jak wiele innych klasyków doczekało się licznych modyfikacji. Jedną z najbardziej znanych jest wersja shooting brake, w której „samochód Bonda” zamienia się w przestronne trzydrzwiowe kombi.
Szpieg, który kochał Lotus Esprit S1
Jednak „człowiek z licencją na zabijanie” w niektórych swoich misjach zdradzał Astona Martina i przesiadał się do innych klasycznych samochodów. Dla miłośników serii z Jamesem Bondem z pewnością jednym z najważniejszych takich pojazdów był Lotus Esprit S1, którego można zobaczyć w „Szpiegu, który mnie kochał” i „Tylko dla twoich oczu”.
Bond co prawda nie porzuca w nim przywiązania do brytyjskich marek, ale pokazuje swoją otwartość na dużo bardziej kontrowersyjne projekty niż klasyczny Aston. Wedle założyciela marki Colina Chapmana „dodanie mocy czyni cię szybszym na prostych. Pozbycie się masy czyni cię szybszym wszędzie”, co doskonale widać w projekcie Esprit. Ramę samochodu stanowi stalowa konstrukcja, ale by ograniczyć ciężar pojazdu, prawie całą karoserię wykonano w włókna szklanego. W efekcie samochód waży zaledwie 960 kilogramów (dla porównania Ford Mustang Shelby GT500 waży prawie 1900 kilogramów).
Lotus Esprit ma na swoim koncie jeszcze jedną istotną rolę w historii kina. Miłośnicy filmów romantycznych z pewnością kojarzą go z kultowej sceny pierwszego spotkania postaci granych przez Julię Roberts i Richarda Gere’a w niezapomnianym „Pretty Woman”.
Ford Mustang Shelby GT500, czyli poznajcie Eleanor
Wraz z powrotem mody na klasyczne samochody coraz częściej można zobaczyć zabytkowe modele także w ostatnich hollywoodzkich produkcjach. Najlepszym przykładem jest „60 sekund”, w którym główną rolę zręcznego złodzieja pojazdów gra Nicolas Cage. Oglądając ten film, można odnieść wrażenie, że fabuła Dominica Seny powstała tylko po to, by uzasadnić obecność na ekranie kilkudziesięciu wspaniałych samochodów.
Szczególną uwagę przykuwa Ford Mustang Shelby GT500, który w filmie otrzymuje imię Eleanor. Tak też została nazwana specjalna wersja auta stworzona na cele produkcji. Jej twórcy zbudowali 11 egzemplarzy tego samochodu, jednak potwierdzają, że tylko trzy miały uprawnienia do poruszania się po ulicach. Co ciekawe, dwa ze wspomnianych trzech uległy zniszczeniu w czasie nagrywania scen kaskaderskich.
Auto za małą fortunę
Choć wielu kolekcjonerów klasycznych samochodów się do tego nie przyzna, zabytkowe auta mogą być też doskonałą inwestycją. Świetnie widać to na przykładzie marki Ferrari, która w drugiej połowie XX wieku słynęła z tworzenia limitowanych projektów, trafiających na rynek w niezwykle ograniczonej liczbie. Wśród nich wybija się Ferrari 250 GTO, którego w ciągu dwóch lat produkcji (1962–1964) na ulice wyjechało tylko około 33–36 sztuk (w zależności od źródła). Innowacyjna karoseria i potężna jak na tamte czasy moc prawie 300 koni mechanicznych sprawiały, że model 250 GTO zasłynął dobrymi wynikami w rajdach na początku lat 60. XX wieku.
Model 250 GTO jest drugim najdroższym samochodem zabytkowym kiedykolwiek sprzedanym na publicznej aukcji. W 2018 roku wylicytowano model z 1962 roku za prawie 52 miliony dolarów. Należy podkreślić, że był to bardzo wyjątkowy egzemplarz – auto o numerze nadwozia 3765 jako jedno z dwóch w historii było wyposażone w czterolitrowy silnik, a nie w klasyczną jednostkę o pojemności trzech litrów.
Mercedes 300 SLR Uhlenhaut Coupe za miliony
Wspominając o liście najdroższych klasyków na świecie, nie możemy pominąć lidera tego rankingu, czyli Mercedesa 300 SLR Uhlenhaut Coupe. Był on zmodernizowaną na potrzeby wyścigów wersją legendarnego Mercedesa 300 SL Gullwing i został sprzedany w domu aukcyjnym RM Sotheby’s w 2022 roku za ponad 135 milionów euro! Pierwsze, co rzuca się w oczy, są niezwykłe drzwi tego modelu.
Niemieccy inżynierowie marki zdecydowali, że te będą otwierać się ku górze, a nie w poziomie. Wbrew powszechnej opinii ten zabieg nie był spowodowany tylko estetyką. Projektanci postawili sobie za cel osiągnięcie wysokiej sztywności nadwozia, która miała pomagać w osiąganiu lepszych wyników. W efekcie stworzono projekt z niezwykle wysokimi progami, które uniemożliwiały wykorzystanie klasycznie otwieranych drzwi.
Charakterystyczna dla tego modelu jest także „łamana” kierownica. Zaprojektowano ją tak, by kierowca mógł wygodnie usiąść w ciasnej kabinie samochodu. Co ciekawe, określenie „Gullwing” nie pochodzi bezpośrednio od producentów samochodu, lecz zostało nadane pierwotnemu modelowi przez amerykańskich odbiorców, którzy skojarzyli otwierane ku górze drzwi ze skrzydłami startującej do lotu mewy. Z kolei we Francji ten model często określa się przydomkiem „Papillon”, czyli motyl.
Tekst: JAN MICHAŁEK
Artykuł w całości można przeczytać w najnowszym wydaniu magazynu VIVA! MAN