Reklama

James Bond poważnieje. Ale poza tym niewiele się zmienia – wciąż ma klasę, przyciąga piękne kobiety, jest doskonałym agentem. Daniel Craig o swojej roli w „Spectre” opowiedział dziennikarce "Urody Życia" Marcie Strzeleckiej, z którą spotkał się w Londynie.

Reklama

W stolicy Wielkiej Brytanii - jak wspomina dziennikarka tamta rozmowę - było mgliście, strajkowały wszystkie linie metra, a film „Spectre” zapowiadał się na najmroczniejszą część przygód Bonda. Tymczasem Craig wbiegł na spotkanie w sportowej kurtce, opalony, energiczny, szeroko uśmiechnięty. Na pytanie, jak dotarł do centrum miasta, odpowiedział: „Na rowerze”. „Naprawdę, z przedmieść?” „Żartowałem, astonem martinem”. „Czyżby?” „No nie, porozmawiajmy o czymś ciekawszym niż samochody”. Nie zachowywał powagi tajnego agenta, można nawet uznać, że tego dnia trudno było usłyszeć od niego jakąkolwiek odpowiedź serio.

- Czy Bond się kiedyś zestarzeje?

To chyba nieuniknione. I tak był młody bardzo długo. Jego charakter zawsze opierał się na byciu w ruchu, szukaniu swojego miejsca w życiu, robił to właściwie bez przerwy. Można powiedzieć, że bycie Bondem polega na poszukiwaniach. Kobiet, gadżetów, samochodów, rozwiązań, które ulepszą jego działanie jako agenta. Ale w końcu może się okazać, że na poszukiwania jest coraz mniej czasu, jak w życiu każdego z nas.


Columbia Pictures

Monica Bellucci i Daniel Craig w "Spectre"

- Czuje pan, że jest do niego podobny?


Nigdy. Nie jestem Jamesem Bondem, przepraszam. Wiem, że może trudno się z tym pogodzić, ale taka jest prawda. Nie ma we mnie tyle odwagi, co w nim, tyle indywidualizmu, sprytu. Miewam fantazje, że zachowałbym się jak Bond. Mam nawet możliwość, żeby na planie filmowym sprawdzić, jak to jest być tak wspaniałym i skutecznym jak on. Ale na co dzień nim nie jestem. Myślę, że gdybym był, żona wyrzuciłaby mnie z domu. Na szczęście, gram też czasem sceny, w których mój bohater nie ma pojęcia, co robi, jak się znalazł w jakiejś trudnej albo głupiej sytuacji. I te momenty uwielbiam. Wtedy mogę powiedzieć, że jestem podobny do Bonda.


- Czy on wydaje się coraz bardziej posępny, czy rzeczywiście jest?


Jest, bo coraz dotkliwiej odczuwa samotność. Sypia z pięknymi kobietami, ale ostatecznie po każdej takiej przygodzie zostaje sam, co jest po prostu cholernie smutne. A im mężczyzna starszy, tym mniej mu do twarzy ze smutkiem. Można sobie pofantazjować o szybkim życiu, drogich samochodach, pięknych dziewczynach, ale bez spraw bardziej trwałych życie staje się smutne.


Columbia Pictures

Daniel Craig i Léa Seydoux w "Spectre"

- Jednak jego stosunek do kobiet chyba się zmienia?


Traktuje je z większym szacunkiem niż kiedyś, bo świat się zmienił. Powiedzieć o Bondzie, że jest seksistowski, znaczy dziś odebrać mu trochę klasy. A Bond bez klasy nie byłby sobą. Dziś wie, jak ważny jest szacunek dla kobiet. I mam nadzieję, że odbija się to w ich oczach, sposobie zachowania. Nie mam żadnego podręcznika współczesnych zasad agenta 007, ale jedna sprawa wydaje mi się oczywista: trzeba dbać o ludzi wokół siebie. A wśród nich zawsze znajdą się przy Bondzie kobiety.


- Co panu dała ta rola?

Być może stałem się dzięki niej lepszym aktorem. Ale też moje życie stało się ciekawsze. Cieszy mnie, że na filmy o Bondzie czekają ludzie na całym świecie. Choć są też minusy tego rodzaju popularności. Trudno mi wyjść z przyjaciółmi do pubu i wyluzować się, bo ludzie robią mi zdjęcia telefonami. Aktorsko to wielkie wyzwanie, jednak nawet najlepsza praca na świecie, a do takich trzeba zaliczyć granie agenta 007, bywa ciężka. Dla mnie to trudny proces, który trwa dwa lata – od analizowania scenariusza do promocji. Ale dzięki tym filmom moja rodzina ma zapewniony spokój finansowy. Mógłbym żyć wygodnie, nie grając w kolejnych „Bondach”.

Columbia Pictures

Daniel Craig w "Spectre"

- Nie byłoby panu żal?

Tęskniłbym za draniem. Za czym najbardziej? Za magią kina w starym stylu. Kolejne części przygód Bonda trzymane są w tajemnicy do dnia światowej premiery. To bardzo niedzisiejsze. Dziś zazwyczaj informacje na temat nowych scenariuszy publikowane są w internecie, wykradane są same filmy, pojawiają się opinie, publiczność je czyta, czasem ma własne zdanie, zanim coś obejrzy. Nasze podejście do bohaterów i ich historii wydaje mi się bardziej magiczne. I tak moim zdaniem trzeba traktować Bonda, w końcu to tajny agent. Powinien zaskakiwać, nawet jeśli stanie się kiedyś stateczny.

Rozmawiała Marta Strzelecka

"Uroda Życia"

Więcej w grudniowym numerze "Urody Życia", który już jest w kioskach

Bartek Wieczorek / LAF AM

Przeczytajcie także: Polak za kamerą nowego "Bonda". Imprezuje z Deppem, do Clooneya mówi "Jurek"

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama