Piotr Machalica o ojcu Henryku: „Zawsze mi go brakowało. Tęskniliśmy, ale czuliśmy, że jest blisko”
Jak wyglądała ich relajca?
Czternastego grudnia 2020 roku odszedł jeden z najwybitniejszych polskich aktorów. Piotr Machalica miał wówczas 65 lat. Wcześniej jednak musiał pożegnać swojego ukochanego tatę, Henryka. Wiemy, że łączyła ich wyjątkowa więź. Dzisiaj Piotr Machalica obchodziłby 68. urodziny. Z tej okazji przypomnijmy, jak wyglądała jego relacja z ojcem. Co mówił na jego temat?
Piotr Machalica — relacja z ojcem Henrykiem Machalicą
Piotr Machalica zawsze dobrze mówił o swoim ojcu. W jednym z wywiadów dla VIVY! przyznał, że Henryk Machalica był bardzo skupiony na pracy i samorozwoju. Rzadko też bywał w domu. „Moje dzieciństwo to była głównie mama, ponieważ kiedy ja się urodziłem, ojciec jeździł po Polsce za pracą. Nawet nie za pieniędzmi, tylko za reżyserami, dyrektorami teatrów. Tak wtedy wyglądał ten zawód. Ojciec zmieniał miasta i teatry, a myśmy za nim podążali. Kiedy Henryk pracował w Zielonej Górze, moi bracia poszli już do szkoły. Nie pojechaliśmy więc z nim dalej. Pamiętam, zawsze mi go brakowało. Tęskniliśmy, ale czuliśmy, że jest gdzieś blisko. Mama, w sytuacji braku ojca, podświadomie dawała nam dwa razy więcej miłości. Nigdy nie powiedziała na ojca złego słowa. Zawsze przedstawiała go jako superfaceta, bo bardzo go kochała. Kochała do końca”, mówił Katarzynie Piątkowskiej.
Artysta dodawał, że dzień, kiedy jego tata wracał do domu był wyjątkowy. Zarówno Piotr, jak i jego bracia często wypatrywali go przez okno. „Ojciec przyjechał i wreszcie możemy pobyć razem. Ten czas zielonogórski był dla mnie mimo nieobecności Henryka wspaniały. Dbała o to moja mama. W naszym domu nie było żadnego karania. Kiedyś, mogłem mieć z dziesięć lat, wracałem od kolegi i zatrzymałem się przy kinie letnim. Tak mnie wciągnął film, że bardzo późno wróciłem do domu. Mama odchodziła od zmysłów ze zmartwienia. To był jeden jedyny raz, kiedy wzięła pasek, podniosła na mnie rękę i… rozpłakała się. Nie dostałem lania, ale popłakałem się z emocji”, wspominał.
A jak Piotr Machalica wspominał ojca? „Był przemądrym człowiekiem. Tę mądrość nabył przez swoje doświadczenia. Na przestrzeni lat na różne rzeczy zaczął patrzeć inaczej. Radziłem się go w rozmaitych sprawach. Kiedy wystartowałem w zawodzie, los sprawił, że parę razy spotkaliśmy się z Henrykiem w pracy, na scenie. Tych sytuacji nie zapomnę do końca życia… Nawet nie będę próbował tłumaczyć, bo nikt nie zrozumie, na czym to polegało”, wyjaśniał w VIVIE!.
Co więcej, gdy rodzice ulubieńca publiczności postanowili wziąć rozwód, Piotr wraz z ojcem zdecydowali wyprowadzić się do Warszawy. „Kiedy rodzice się rozstali, mama zgodziła się na mój wyjazd z ojcem do Warszawy. Ja byłem młody, krnąbrny i zbuntowany. A Henryk układał sobie życie na nowo. Nie byłem fanem szkoły, odwiedzałem kina czy muzea. Pewnego dnia pojawił się pomysł, abym zamieszkał sam. W tej młodzieńczej zadziorności, od razu się zgodziłem. Poszedłem do szkoły wieczorowej i do pracy”, opowiadał w rozmowie ze „Świat i Ludzie". W tamtym czasie przyszły aktor pracował w różnych miejscach, aby zarobić na życie. Był gońcem w „Kurierze Polskim”, później pomocnikiem bibliotekarza czy asystentem fotografa w Teatrze Narodowym.
Przypomnijmy, że Henryk Machalica odszedł 1 listopada 2003 roku.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Anna Kalczyńska i Halina Rowicka poruszająco o odejściu najbliższej osoby
Zielona Góra, 13.09.2001 rok. Teatr Lubuski, przedstawienie „Cena”, Piotr Machalica, Henryk Machalica, Aleksander Machalica
Przypomnijmy archiwalny wywiad Piotra Machalicy dla magazynu VIVA!:
Henryk Machalica wychowywał Pana twardą ręką?
Moje dzieciństwo to była głównie mama, ponieważ kiedy ja się urodziłem, ojciec jeździł po Polsce za pracą. Nawet nie za pieniędzmi, tylko za reżyserami, dyrektorami teatrów. Tak wtedy wyglądał ten zawód. Ojciec zmieniał miasta i teatry, a myśmy za nim podążali. Kiedy Henryk pracował w Zielonej Górze, moi bracia poszli już do szkoły. Nie pojechaliśmy więc z nim dalej. Pamiętam, zawsze mi go brakowało. Tęskniliśmy, ale czuliśmy, że jest gdzieś blisko. Mama, w sytuacji braku ojca, podświadomie dawała nam dwa razy więcej miłości. Nigdy nie powiedziała na ojca złego słowa. Zawsze przedstawiała go jako superfaceta, bo bardzo go kochała. Kochała do końca. Kiedy Henryk wracał do domu – raz częściej, raz rzadziej, to zależało od jego zajętości czy raczej odległości między miastami – to był dla mnie…
…moment szczególny?
Tak. Ojciec przyjechał i wreszcie możemy pobyć razem. Ten czas zielonogórski był dla mnie mimo nieobecności Henryka wspaniały. Dbała o to moja mama. W naszym domu nie było żadnego karania. Kiedyś, mogłem mieć z dziesięć lat, wracałem od kolegi i zatrzymałem się przy kinie letnim. Tak mnie wciągnął film, że bardzo późno wróciłem do domu. Mama odchodziła od zmysłów ze zmartwienia. To był jeden jedyny raz, kiedy wzięła pasek, podniosła na mnie rękę i… rozpłakała się. Nie dostałem lania, ale popłakałem się z emocji.
1 listopada minęło 17 lat od śmierci ojca. Jak go Pan zapamiętał?
Ojciec był przemądrym człowiekiem. Tę mądrość nabył przez swoje doświadczenia. Na przestrzeni lat na różne rzeczy zaczął patrzeć inaczej. Radziłem się go w rozmaitych sprawach. Kiedy wystartowałem w zawodzie, los sprawił, że parę razy spotkaliśmy się z Henrykiem w pracy, na scenie. Tych sytuacji nie zapomnę do końca życia… Nawet nie będę próbował tłumaczyć, bo nikt nie zrozumie, na czym to polegało.
Magia.
Może tak być. Po raz ostatni graliśmy razem w sztuce „Cena” Arthura Millera. Reżyserował Eugeniusz Korin, grał Olek, mój brat, ojciec, Halinka Skoczyńska i ja. Zagraliśmy w Teatrze Nowym w Poznaniu ponad sto spektakli, nie mówiąc o próbach. Jeździliśmy do tego Poznania przeważnie moim autem, mieliśmy uroczy hotel pod miastem, spędziliśmy na rozmowach więcej czasu niż przez całe życie. Gadaliśmy o wszystkim, o świecie, ludziach, zawodzie, kobietach. Ktoś, coś, los dał nam szansę, żebyśmy mogli tak blisko i mocno być ze sobą. Wypadek Henryka przerwał całą historię. Mam go w sercu i w pamięci jako supergościa, oczywiście z wadami, ale kto ich nie ma?
Czytaj także: Łączy je piękna więź, są przy sobie na dobre i na złe. Tak Agata Kulesza mówiła o relacji z córką Marianną
Henryk Machalica, 1971 rok: