Reklama

Zaczęło się od… twista we wrocławskim Klubie Dziennikarzy. Poprosił ją do tańca. „Wpatrywaliśmy się w siebie jak zahipnotyzowani”. Ta wzajemna „hipnoza” trwała aż do jego śmierci w 2009 roku. Franciszek Starowieyski, wybitny plakacista, scenograf i malarz, zafascynowany kobiecym ciałem, miał tylko jedną muzę – żonę. Dziś mija 14. rocznica jego śmierci. Z tej okazji przypominamy wzruszającą rozmowę Teresy Starowieyskiej z Krystyną Pytlakowską, która ukazała się na łamach magazynu VIVA! w sierpniu 2016 roku.

Reklama

Wybitny, polski artysta we wspomnieniach żony. Wywiad

Krystyna Pytlakowska: W mieszkaniu pełnym pamiątek, rysunków, obrazów, zdjęć i starych przedmiotów mających wartość kolekcjonerską odnosi się wrażenie, że za chwilę Franciszek Starowieyski zejdzie z góry, gdzie pracował, i powie: „A teraz, Teresko, daj nam po kawałku twojego strudla” i zwróci się do mnie: „Moja żona świetnie gotuje”. Tak właśnie było kilka lat temu, kiedy zaprosił mnie do siebie na Bernardyńską. Potem widziałam się z nim jeszcze dwa razy na zamku w Reszlu na Mazurach, skąd pojechaliśmy do jego przyjaciela Adama Myjaka, wtedy rektora ASP, i piliśmy szampana zagryzanego truskawkami. A dzisiaj rozmawiam z żoną, która „tak dobrze gotuje”, przy okazji ukazania się książki „Franciszek Starowieyski. Bycza krew”, w której i ona, i ludzie o nim opowiadający ujawniają różne rodzinne „tajemnice” i anegdoty. Pani Teresa jest bardzo schorowana, porusza się z pomocą balkonika, ale ma w sobie ten młodzieńczy błysk i piękno, jakim niektóre kobiety emanują bez względu na wiek. Jest, podobnie jak mąż, szalenie otwarta, bezpruderyjna, nie przejmuje się tym, co ludzie powiedzą, chce tylko być wierna takiej prawdzie, jaką ona pamięta.

Franciszek Starowieyski wystawiał na całym świecie, zdobywał też międzynarodowe prestiżowe nagrody. Był również kolekcjonerem sztuki. Tu w swojej pracowni, 1996 rok.

East News

Rysunek Franciszka Starowieyskiego "Grzybice".

– Jaki ma Pani kształt pośladków?
Teresa Starowieyska: Myślę, że jabłko. Dlaczego pani pyta?

– Bo Pani przyjaciółka, Mucha Ihnatowicz, opowiadała mi, jak kiedyś Franek przyszedł na Wasz babski wieczór…
Teresa Starowieyska: …sam się wprosił. Nie lubił, gdy bywaliśmy gdzieś osobno. Przyszedł i zawojował nas wykładem o kształcie pośladków – gruszki albo jabłka. A dziewczyny chodziły do łazienki sprawdzić, jakim owocem są ich półdupki. Franek uwielbiał być wśród kobiet, w ogóle wielbił kobiety. Gdy przychodziły moje koleżanki, mówiłam: „Tylko bądźcie cicho, bo Franeczek pracuje”, a on wołał z góry naszego dwupoziomowego mieszkania: „Chodźcie, chodźcie”, przerywał pracę i brylował. Ciągle cierpiał na niedosyt modelek, bywało więc, że telefonowałam do blisko mieszkającej koleżanki, żeby przyszła i zapozowała.

– Ale to Pani była jego muzą. W książkach, zwłaszcza tej z Waszymi listami, jest mnóstwo Pani aktów.
Teresa Starowieyska: Pozowałam mu, chociaż często miałam tego dość, nie znosiłam tkwić w jednej pozycji przez parę godzin – gehenna. Ale jest taki rysunek, na którym nago z wielkim brzuchem biegam po łące. Nie musiałam do niego pozować. Taką właśnie się Frankowi przyśniłam, kiedy bardzo namawiał mnie na dziecko.

Zapraszamy do przeczytania dowcipnego i poruszającego wywiadu w naszej galerii.

Reklama

Polecamy: Bogusław i Jolanta Mec: czuł, że słabnie, ale żona walczyła o niego do końca...

Reklama
Reklama
Reklama