Sylwester Wilk: „Cały czas w głębi duszy byłem porzuconym dzieciakiem, który sobie nie radził ze złem”
Uczestnik „Ninja Warrior” szczerze o trudnym dzieciństwie i adopcji
- Krystyna Pytlakowska
W życiu nie było mu łatwo. W dzieciństwie porzuciła go matka, jako nastolatek walczył z uzależnieniem od alkoholu, narkotyków i leków. Miał 23 lata kiedy w wypadku motocyklowym stracił nogę. Nie poddał się. Wydarzenia z przeszłości go wzmocniły. Stawia przed sobą kolejne cele i wyzwania - tańczy, trenuje, biega, nagrywa teledyski. „Jak chcę coś osiągnąć, osiągam bez względu na przeciwności”, mówi. Sylwester Wilk nie boi się mówić o swoich doświadczeniach, nie ma nic do ukrycia. ,,Miałem skłonności do autodestrukcji. Teraz już wiem, że to wydarzenia z dzieciństwa sprowadziły mnie na tę drogę", dodaje. Trener, uczestnik „Ninja Warrior” i „Tańca z Gwiazdami”, opowiedział Krystynie Pytlakowskiej o swoim dzieciństwie, adopcji i nowym życiu. W rozmowie uczestniczy też narzeczona Sylwestra, Julia Szczepanik.
Rozmowa z Sylwestrem Wilkiem
Miałam na myśli Twoją szczerość. Potrafisz przyznać się do błędów.
Myślę, że pracę nad tym zacząłem na terapii uzależnień, kiedy miałem 19 lat. Jeszcze rok wcześniej byłem emocjonalnie niedojrzały i nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. O uczuciach i emocjach nauczyłam się mówić w grupie terapeutycznej, a potem w domu przy rodzicach.Wcześniej nie umiałeś?
Umiałem tylko powiedzieć, że czuję się dobrze albo źle, a nie, że jestem pełen niepokoju, że jestem smutny albo mam w sobie żal, złość i radość. Kiedy potrafiłem już to nazwać, zacząłem szczerze rozmawiać ze znajomymi i wtedy się okazało, którzy z nich są prawdziwymi przyjaciółmi, a którzy nie. Zacząłem też otwarcie mówić w pracy o swoim uzależnieniu. Pracowałem wtedy w OBI i gdy mój grafik dyżurów kolidował z terapią, powiadamiałem kierownika, że muszę mieć wolne popołudnie, bo mam spotkanie z psychologami. Gdy dostałem się do „Ninja Warrior”, zdecydowałem, że muszę podzielić się swoją historią, bo może to pomóc innym. Wtedy jeszcze byłem zwykłym chłopakiem, chodzącym na dwóch nogach, który wyszedł z uzależnienia i walczy o życie.
ZOBACZ TEŻ: Sylwester Wilk o nałogach: „Gdy widziałem butelkę, musiałem wypić ją całą, a potem dokupić drugą”
Byłeś uzależniony od narkotyków?
Od alkoholu, narkotyków i leków. Miałem skłonności do autodestrukcji. Teraz już wiem, że to wydarzenia z dzieciństwa sprowadziły mnie na tę drogę. Trudne pierwsze trzy lata życia, adopcja, brak poczucia bezpieczeństwa… Gdy miałem trzy lata, w domu często zjawiała się policja, co opowiedział mi kilka lat temu brat. Mama piła i odwoziła mnie do babci. Trzyletnie dziecko potrafi zapamiętać traumatyczne sytuacje. Pamiętam szczepienie, którego się bałem, i pielęgniarkę z igłą. Pamiętam, jak błąkałem się z matką po przystankach. I mój strach, niepewność, co będzie dalej. Już wtedy narastała we mnie autodestrukcja, choć to ona wpoiła mi dążenie do bycia najlepszym, zwłaszcza w sporcie.
Kiedy trafiłeś do rodziny adopcyjnej?
Gdy miałem cztery lata. To była i jest fajna, porządna, kochająca rodzina, która cały czas borykała się z moim życiem sprzed adopcji. Jestem im wdzięczny, że miałem dom, co jeść i w co się ubrać, że chodziłem do szkoły. Ale cały czas w głębi duszy byłem porzuconym dzieciakiem, który sobie nie radził ze złem wokół niego.
Julia: Ludzie, którzy przeżyli to, co Sylwester, często popełniają samobójstwa.
Sylwester: Powody do samobójstwa mogą być różne, ale musi to być coś, z czym trudno sobie poradzić. A ja sobie z tamtym moim życiem nie radziłem. Do tego stopnia, że przez pierwszych 18 lat nie mogłem o tym rozmawiać. Ani o domu dziecka, ani o biologicznych rodzicach.
Jak to się stało, że odnowiłeś kontakt z bratem?
Odnaleźliśmy się po 16 latach. On jest o rok starszy ode mnie. Kilka razy się spotkaliśmy, ale potem się to urwało, z jego winy. Mimo moich prób Sebastian do kontaktu nie dąży, a ja przez wiele lat pamiętałem, że on istnieje, i miałem nadzieję, że się kiedyś mną zaopiekuje.
ZOBACZ: Sylwester Wilk: „Staram się skupiać na pozytywach. Mój wypadek jest tego przykładem”
Może trudno mu zaakceptować Twoją rodzinę adopcyjną?
Być może, bo jemu się nie ułożyło. Wychowywała go babcia, a gdy zmarła, trafił do domu dziecka i tam pozostał do dorosłości. Domyślam się, że może mieć mi za złe, że żyłem w normalnej rodzinie, a on nie. Powiedziałem sobie, że skoro 21 lat byłem bez brata, to nic się nie stanie, gdy nadal nie będziemy się widywać. Wiem, że ani on, ani ja nie jesteśmy niczemu winni. Sam zresztą powiedział, że płacimy za błędy naszych rodziców. Bo jeśli doświadczasz w dzieciństwie porzucenia przez matkę, pomimo terapii zostaje to w tobie na resztę życia.
Julia: Często o tym rozmawiamy i o naszych stanach emocjonalnych. Bo nawet teraz, kiedy masz 25 lat, cały czas część twoich zachowań wynika z tego, co cię spotkało w dzieciństwie. Być może zapomnisz o tym, jak sam zostaniesz ojcem.
Sylwester: Coś w tym jest. Aktualnie uczę się różnych ról w życiu. Jest we mnie kilku Sylwków, ale jeden z nich jest bardzo mały, pokrzywdzony i porzucony. Dlatego staram się, żeby ten Sylwek, który jest dorosły i rozsądny, wspierał tego małego, skrzywdzonego dzieciaka i dopingował go do dobrego życia. Łatwo to powiedzieć, ale trudno zrobić. Dobrze jednak, że dzięki terapii jestem w stanie to dostrzec.
Sylwester Wilk w rozmowie z Krystyną Pytlakowską wyznał, że jego adopcyjni rodzice nie mieli z nim łatwo. ,,Wiele ich kosztowałem nerwów i zmartwień.
A teraz jakie macie relacje?
Bardzo dobre. Zresztą zawsze mnie wspierali. Jeździli ze mną na zawody, chociaż mieli stałą pracę. Ojciec jako przedstawiciel handlowy, a mama – księgowa. Potem skończyła dodatkowe studia i teraz pracuje w dużej firmie, w dziale medycyny pracy. Nie byliśmy bogaczami, ale dobrze nam się powodziło. I pomyśl: chłopak z normalnego domu, a wylądował na ulicy, z synami pijaków, z córką policjanta…
Jak sobie z tym poradziłeś?
Pierwszy raz zdałem sobie sprawę, jak bardzo jest ze mną źle, kiedy mając 18 lat, przedawkowałem i wylądowałem w szpitalu. A potem przedawkowałem jeszcze trzy razy.
Cud, że przeżyłeś.
W moim życiu dużo było cudów. Kilka razy mało nie umarłem – alkoholizm i narkomania to choroby śmiertelne.
Kiedy powiedziałeś sobie: „Dość”?
Długo zastanawiałem się nad tym, który to był moment. Mieszkałem wtedy na squatach, a jak udało mi się zarobić jakieś pieniądze albo ukraść, wynajmowałem hostel i tam spałem. Niejedną noc spędziłem też na komisariacie. Albo na przystanku. Albo w pociągu. Albo w McDonaldzie. Musiałem kombinować. I piłem, żeby mieć wokół siebie ludzi – tak bardzo bałem się samotności. Dlatego trafiłem do grupy, która zajmowała się kradzieżami ze sklepów, żeby mieć pieniądze na alkohol i narkotyki. Otaczałem się złodziejami i sam byłem złodziejem. I wtedy nastąpił moment decyzji o powrocie do normalnego życia, bo pokłóciłem się z najbliższymi znajomymi, wspólnikami od kradzieży. Kupiłem dużo piw. Stałem na ulicy i tam dopadła mnie myśl, że mam jeszcze kasę, że mam za co napić się i zjeść, a nie mam z kim. I wtedy pomyślałem, że moje otoczenie nie jest prawdziwe, że to ludzie tylko na chwilę i że nie mogę na nich liczyć. Dotarło do mnie, że jestem sam. Wyjąłem telefon, zadzwoniłem do mamy i powiedziałem, że wracam do domu i pójdę na terapię. Czułem, że jeśli wyjdę z tego bagna, będę kimś, komu można ufać. A teraz, sześć lat później i sześć lat w trzeźwości, mam wokół siebie masę ludzi, przyjaciół, drużynę sportową, rodziców.
Cały wywiad z Sylwestrem Wilkiem dostępny w nowym wydaniu VIVY!