Małgorzata Ostrowska-Królikowska wypełnia testament męża. Wdowa po Pawle Królikowskim kontynuuje jego wielkie dzieło
Artysta odszedł 3 lata temu...
Siedem lat temu Paweł Królikowski stworzył Festiwal Kultury i Piosenki Polskiej i Czeskiej CZPL. Po jego śmierci tradycję, która przyjęła się entuzjastycznie na polsko-czeskim pograniczu, kontynuuje Małgorzata Ostrowska-Królikowska wraz z rodziną i przyjaciółmi. To swoisty testament, jaki pozostawił po sobie jej ukochany mąż... W jednym z wywiadów aktorka opowiedziała nam, za co lubi Czechów i dlaczego najważniejsze jest dla niej spotkanie. W 3. rocznicę śmierci Pawła Królikowskiego przypomnijmy tę rozmowę.
Ostatnie chwile Pawła Królikowskiego
W 2016 roku u Pawła Królikowskiego zdiagnozowano tętniaka mózgu. Aktor przeszedł wówczas operację, która okazała się skcesem. Szybko wrócił do zdrowia, jednak jego radość nie trwała długo. Niestety, w 2019 roku choroba wróciła, a prognozy lekarzy nie były już optymistyczne.
Rok później ulubieniec publiczności odszedł na zawsze. Dzsiaj mija dokładnie 3. lata od jego śmierci. Na szczęście w ostatnich chwilach mogł liczyć na wsparcie bliskich. Małgorzata Ostrowska-Królkowska do samego końca trwała przy mężu. "Wszystko zawdzięczam mojej żonie. Małgosia niesamowicie mnie wspiera, ale również ogromną pomoc mam ze strony rodziny", wyjaśniał aktor w jednej z jego ostatnich rozmów.
27 lutego 2020 roku, czyli w dzień śmierci ulubieńca widzów, jego żona opublkowała wzruszający wpis na social-mediach. "Pawku, najlepsza podroży mojego życia, w kontakcie", czytaliśmy. Pogrzeb Pawła Królikowskiego odbył się 5 marca 2020 roku. Jego ciało zostało pochowane na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Artystę pożegnała nie tylko rodzina, ale również wierni fani i przyjaciele.
Dzisiaj wdowa po Pawle Królikowski w wyjatkowy sposób wspomniała męża. Na Instastory opublikowała dwie fotografie. Na jednej z nich widzimy palącą się świeczkę. Artystka napisała: "Serca nie gasną. #Pawka. 27.02.2020". Drugie zdjęcie to czarno-biały portret aktora.
Przypomnijmy archiwalny wywiad z Małgorzatą Ostrowską-Królikowską:
Lubisz Czechów?
Uwielbiam! Za kulturę, za muzykę, za poczucie humoru, za ironię. Weźmy na przykład Járę Cimrmana. To największy czeski geniusz, który według Czechów wynalazł niemal wszystko. Twierdzą na przykład, że to on wymyślił dynamit, tylko minął się z Noblem w drzwiach. Ale nie na tym polega kłopot, tylko na tym, że ktoś taki jak Jára Cimrman tak naprawdę… istnieje jedynie w wyobraźni ludzi. Tylko Czesi nie przyjmują tego do wiadomości (śmiech). Czeska telewizja w 2005 roku zorganizowała konkurs na najwybitniejszego Czecha wszech czasów, w którym głosowali widzowie. Pierwsze miejsce zajął nie kto inny jak… Jára Cimrman.
Konkurs był jednak na licencji BBC i wynik został anulowany z tego powodu, że zwycięzcą nie może być postać fikcyjna. Czesi obrazili się na telewizję, pisali petycje, więc żeby wyjść z twarzą telewizja zrobiła film o pierwszych dziesięciu wybitnych postaciach i jedenastym - o Járze Cimrmanie. Ten czeski geniusz znany jest też w Náchodzie - na dworcu kolejowym jest tabliczka z odciskiem jego butów, gdy czekał na pociąg do Polski. Przedziwne, bo wtedy, czyli na początku XX wieku, nie było stałego połączenia kolejowego z Polską, przechodzącego przez Náchod.
Skąd ta miłość do czeskiej kultury?
Tą „czeskością” zaraził mnie Paweł. Odkąd pamiętam, czeska muzyka brzmiała w naszym domu, bo Paweł fascynował się tym językiem, tłumaczył różne czeskie piosenki, jak choćby te Karela Kryla. Fascynowało go to, że polskie piosenki mają czeskie wersje językowe, na przykład „Małgośka”, którą brawurowo wykonuje Marie Rottrová - „Markétka”. Po czesku brzmi: „To byl máj, bláznivě voněl bez a noc nám splývala s ránem, to byl máj, z nebe by modré snes a brzy se prý máme brát”. Paweł dużo jeździł do Czech, kiedy pracował jeszcze we wrocławskiej telewizji. Zrobił mnóstwo filmów dokumentalnych, w których przedstawiał rzeczywistość ludzi, żyjących na polsko-czeskim pograniczu. To fascynująca mieszanka kulturowa.
Pamiętam, jak opowiadał: zlepek dwóch kultur, dwóch narodów, które żyją razem w jednym miejscu, podzielonym granicą. Teraz, kiedy już granic nie ma, żyje się dużo łatwiej, ale nie zawsze tak było. Paweł pamiętał czasy, kiedy granicę wyznaczały druty kolczaste. Czasem były paradoksalne sytuacje - część domu była po czeskiej, a część po polskiej stronie. To powodowało wiele trudnych sytuacji. Kiedy otwarto granice, wszystko się zmieniło. Ale myślę, że granica wciąż jeszcze istnieje w głowie tamtejszych mieszkańców. Na Śląsku Cieszyńskim na przykład mówi się przecież „po naszymu”, czyli gwarą zaolziańską, która jest zlepkiem języka czeskiego i polskiego.
Paweł miał czeskie korzenie czy miłość narodziła się przypadkowo?
Praprababcia Pawła pochodziła z Czech. Teresa Królikowska, z domu Breier, w połowie XIX wieku przybyła z Czech do Zduńskiej Woli. Najwyraźniej przekazała mu czeskie geny, bo Paweł miał w sobie luz, charakterystyczny dla Czechów i dystans. Miał też ich poczucie humoru i nieprzemijający uśmiech. Paweł twierdził, że rozumie Czechów i ciągnęło go do nich. Był zachwycony kulturą czeską, a miłość do niej przekazał rodzinie. Śpiewaliśmy po czesku, oglądaliśmy czeskie filmy, zresztą w czasach, gdy mieszkaliśmy we Wrocławiu, można było oglądać czeską telewizję. Ten czeski był zawsze blisko mnie do tego stopnia, że nie tylko zakochałam się w tej kulturze, ale też całkiem nieźle ich rozumiem.
CZYTAJ TEŻ: Eurowizja 2023: widzowie zawiedzeni wynikiem preselekcji. Edyta Górniak zabrała głos
Zabytkowe auta, które wyruszają z Nachodu przyjeżdżają do Kudowy, w okolice Alei Dębów. To właśnie przy dębie posadzonym przez Pawła Królikowskiego, Małgorzata Ostrowska-Królikowska spotyka się z panią burmistrz Kudowy - Anetą Potoczną, by rozpocząć część Festiwalu po polskiej stronie.
Pytam, bo od siedmiu lat organizujesz w Kudowie Festiwal Kultury i Piosenki Czesko-Polskiej.
Festiwal wymyślił Paweł w 2016 roku, choć już wcześniej chodziło mu to po głowie, ale szukał dobrego miejsca, w którym mogłoby to powstać. Chciał zbliżyć Czechów i Polaków przez kulturę. Wierzył, że wspólną kulturalną zabawą i dobrze zaśpiewaną piosenką można połączyć dwa bliskie narody tak, aby chciały się bardziej polubić oraz intensywniej ze sobą współpracować. Pomysł na początku wydawał się zwariowany, bo do Czechów trudno jest dotrzeć. Z pozoru otwarci i przyjacielscy, tak naprawdę są bardzo hermetyczni. Ale Paweł potrafił dotrzeć do ludzi. Miał w sobie niezwykłe ciepło, które otwierało serca innych.
A dlaczego akurat w Kudowie? Wiem, że tu odbywa się Festiwal Moniuszkowski.
Kudowa wydawała nam się idealnym miejscem, ponieważ kiedyś były to ziemie, które należały do Korony Czeskiej. Ważne było też to, że Náchod z Kudową są jednym miastem europejskim.
Co to znaczy?
Náchod leży dwa kilometry od granicy, podobnie jak Kudowa. Ale włodarze i mieszkańcy traktują te miasteczka jako jedno wielkie europejskie miasto. W 2013 roku burmistrzowie wymienili się nawet swoimi miastami na jeden dzień. Jedyny mankament, że w Kudowie obowiązują złotówki, a w Náchodzie czeskie korony.
A wracając do festiwalu…
Pierwszy festiwal odbył się w 2016 roku, w tym roku mamy już VII edycję. Po śmierci Pawła festiwal został nazwany jego imieniem. Każdego roku trzy dni wypełniają liczne atrakcje kulturalne. Ponieważ Paweł kochał czeską motoryzację, dlatego coroczne otwarcie festiwalu odbywa się na Rynku w Náchodzie, skąd ruszamy kawalkadą zabytkowych aut do Kudowy, by rozpocząć festiwal. A odkąd Pawła z nami nie ma, starosta Náchodu Jan Birke zawsze wznosi ręce do góry i mówi: „Pawle, to dla ciebie”. Kawalkadą docieramy do Parku Zdrojowego, potem idziemy do dębu, posadzonego przez Pawła w Alei Dębów.
Drugie ważne wydarzenie festiwalu to konkurs amatorski piosenki czeskiej i polskiej. Paweł zawsze powtarzał: „Co Czech, to muzykant, a Polakom w to graj”. I to hasło stało się myślą przewodnią konkursu piosenki amatorskiej - Polacy śpiewają czeskie piosenki, a Czesi po polsku. Punktem kulminacyjnym jest zaś koncert galowy, który Paweł zawsze reżyserował i starał się, żeby występowali w nim najlepsi artyści z obu krajów.
Dziś pałeczkę po ojcu przejął Janek. Jest młodym, utalentowanym kompozytorem, stworzył muzykę m.in. do „Sukienki”. Kilka dni temu na Nowych Horyzontach we Wrocławiu była zaś premiera filmu „Słoń”, do którego Janek stworzył muzykę. Przetłumaczył też z czeskiego, a właściwie zinterpretował po swojemu, czeski hit muzyczny, który Karel Gott śpiewał ze swoją córeczką i po czesku to brzmi: „Srdce nehasnou”, czyli Serca nie gasną, a po polsku zaśpiewał Piotr Gąsowski z synem. Myślę, że to mógłby być hymn naszego festiwalu. Bo ma przepiękne przesłanie: „Nasze korzenie są mocne jak pień, lecz drzewa rosną, w pamięci to miej”. To piosenka, która pokazuje ciągłość tradycji, pokoleniową siłę rodziny.
Czytaj także: Ryszard Kalisz w szczerych słowach o ojcostwie. Jak zmieniły go narodziny Ignacego?
Festiwal odbywa się w dwóch miastach - czeskim Nachodie i polskiej Kudowie Zdroju. Włodarze i mieszkańcy obu miasteczek uważają je jednak za jedno europejskie miasto. Tu Małgorzata Ostrowska-Królikowska ze starostą Náchodu Janem Birke na Rynku w Nachodzie, gdzie coroczne odbywa się otwarcie festiwalu.
Dużo gwiazd ściąga wasz festiwal?
W tym roku nasz festiwal między innymi zaszczyciła swoim recitalem niezwykła Ewa Bem z kwartetem Andrzeja Jagodzińskiego, a także Ania Rusowicz czy młoda, niezwykle utalentowana artystka Zalia, czyli Julia Zarzecka - piosenkarka i songwriterka, uznawana za jedną z najbardziej perspektywicznych młodych artystek na scenie polskiej muzyki popowej. W tym roku występuje też Josef Vagner - syn słynnego czeskiego kompozytora Karela Vagnera, autora hitu „Holky z nase skolky”. Zależy nam na tym, by oprócz muzyki sączyła się też czeska literatura. W poprzedniej edycji gościem był znany miłośnik Czech i czeskiej literatury Mariusz Szczygieł, a w tym roku Aleksander Kaczorowski, polski bohemista, eseista i tłumacz, między innymi prozy Bohumila Hrabala.
Czy tegorocznego festiwalu nie zakłócają pożary w Czechach? Głośno o nich na całym świecie.
Bardzo boli nas serce, że katastrofa dotknęła tak przepiękny obszar Parku Narodowego Czeskiej Szwajcarii. Od razu przychodzą na myśl nasze Błędne Skały, które są dla mnie miniaturą Skalnego Miasta. To największy pożar w historii Czech, zajął bowiem ponad 1000 hektarów lasu. Na razie nie ma ofiar, ale ogień zajął już nawet domy. Przypomina mi się pożar na polsko-czeskim pograniczu, na Śląsku, w latach 90. i wtedy Czesi nie mogli jeszcze pomóc Polakom, bo granice były zamknięte. A dziś Polacy natychmiast ruszyli z pomocą i dzielnie gaszą pożar z czeskimi strażakami. To kolejny dowód na to, że najważniejsze są spotkania dobrych ludzi, którzy mają serca otwarte na innych.
Czytaj także: Edyta Herbuś i Piotr Bukowiecki udowadniają, że są dla siebie stworzeni! Oto historia ich miłości
Małgorzata Ostrowska-Królikowska, która jest nie tylko organizatorem, ale też dobrym duchem Festiwalu, pasję do zabytkowych aut ma po Pawle Królikowskim. Podobnie jak fascynację kulturą czeską, muzyką i poczuciem humoru. Tu w starym kabriolecie.