Wielki sukces Magdaleny Zawadzkiej. W ten sposób doceniono legendarną aktorkę. Niezwykłe wyróżnienie
„Ja na nagrody nie czekam. Po prostu pracuję z wielką przyjemnością”, mówi nam
- Krystyna Pytlakowska
Wielka aktorka, którą wciąż podejmuje kolejne zawodowe wyzwania. Magdalena Zawadzka ciągle jest dostrzegana i nagradzana za swój kunszt. Niedawno odebrała Kryształowego Dzika, nagrodę na Festiwalu Reżyserii Filmowej we Wrocławiu za Twórczą Pracę Aktora z Reżyserem. Co oznacza dla niej to wyróżnienie?
– Miło mi, że szanowna Kapituła doceniła tę współpracę – podkreśla. – Miałam szczęście pracować ze wspaniałymi reżyserami w pełnej zgodzie bez niepotrzebnych sporów. Pod ich opieką dojrzewałam, zdobywałam doświadczenie i rozwijałam się zawodowo. Dziękując tym, którzy docenili mnie, obdarzyli nagrodą i na znak pamięci o nich przytoczyłam ich nazwiska w porządku alfabetycznym, począwszy od Jerzego Antczaka, skończywszy na Krzysztofie Zanussim. Wielu z nich to wielkie autorytety, mistrzowie kina.
Otrzymana statuetka jest ciężka i piękna. To dzik z prawdziwego surowego kryształu. Dołączył do innych nagród, m.in. Platynowego Szczeniaka za „Wyjątkowe Osiągnięcia w Aktorstwie Filmowym” z 2016 roku – także rodem z festiwalu we Wrocławiu. Moje statuetki zajmują dwa duże, okienne parapety, natomiast nagrody mojego męża Gustawa Holoubka stoją na biblioteczce. A nasze medale, Gustawa Order Orła Białego i moja Złota Gloria Artis razem z innymi medalami chowam w szufladzie. To piękne pamiątki i cieszę się nimi – zaznacza.
Krystyna Pytlakowska: Te nagrody to dowód, że non omnis moriar?
Jestem tego pewna, wierzę w mądrość tej łacińskiej maksymy, która znaczy „nie wszystek umrę.” Śmierć fizyczna nie oznacza końca naszego istnienia. Pozostaje twórczość, dokonania, wspomnienia zachowane w pamięci i w sercu.
A Gustaw, wielki aktor, reżyser i twój mąż, to wszystko widzi i cieszy się razem z tobą.
Gustaw był moim największym przyjacielem i jego opiekę nade mną odczuwam na co dzień.
Po powrocie do Warszawy czekała na Ciebie następna nagroda. Zostałaś laureatką nagrody specjalnej za „Wybitną Osobowość Polskiej Kultury roku 2024”.
To dla mnie wyjątkowa niespodzianka. Dowód na to, że jestem zauważana na wielu etapach zawodowej drogi i trwam na niej, a to jest dla mnie bardzo ważne.
Wiem jednak, że nie żyjesz i nie pracujesz dla nagród. Najważniejsze miejsce w Twoim życiu zawodowym zajmuje teatr?
Niewątpliwie, bo pracuję w nim bez przerwy, od zarania moich zawodowych poczynań. Ale również ważna jest praca w filmie, telewizji, radiu i na estradzie. Dużo radości dostarczają mi też spotkania z widzami, czytelnikami moich trzech wspomnieniowych książek. Cały czas mam kontakt z ludźmi, dzięki nim wierzę, że to, co robię, ma sens. Na Facebooku chociażby raz na tydzień lub co 10 dni nagrywam wybrany przez siebie wiersz. Mój kącik poetycki cieszy się powodzeniem, o czym świadczą cudowne maile, komentarze i liczne podziękowania za ten pomysł. Piszą ci, którzy chcą posłuchać pięknej polszczyzny, mądrości zawartej w poezji, a także dowcipu i ironii.
Czytaj także: Pobrali się w Zakopanem, nigdy nie nosili obrączek. Tak wyglądało małżeństwo Magdaleny Zawadzkiej i Gustawa Holoubka
I twojego głosu, tak dobrze znanego z różnych produkcji. Dlatego ta wrocławska nagroda była tak ważna, że dotyczyła nie tylko twoich ról?
Wszystko, co dzieje się tej wiosny, jest dla mnie bardzo ważne. Gdy zaczyna się nowy rok, czekam na to, co przyniesie dobrego, nie myślę o rzeczach złych. A ten rok przyniósł mi nie tylko dwie prestiżowe nagrody, ale także komplety na widowni teatru Ateneum Scena 20, w dwóch sztukach: „Kwartet” i „Uciekinierki”. „Kwartet” osiągnął kilka dni temu sto przedstawień, a dyrektor teatru na specjalnej uroczystości oświadczył publiczności, że na tych spektaklach zawsze jest pełna widownia, co się w pandemii i postpandemii nieczęsto zdarza. A poza tym wieczór liryczny poświęcony Gustawowi Holoubkowi w setną rocznicę jego urodzin, który miał być prezentowany jednorazowo, na prośbę publiczności o powtórzenie jest nadal grany i to z pełnym powodzeniem. Artur Tyszkiewicz, dyrektor teatru Ateneum zapowiedział, że skoro ten spektakl tak cudownie żyje, nie ma powodu, żeby z nim się żegnać. To bardzo podnosi na duchu.
No i grasz u swojego syna Jana Holoubka w jego nowym, jeszcze niegotowym serialu, poświęconym katastrofie promu Heweliusz.
Mój syn Jasiek powierzył Janowi Englertowi i mnie niewielkie role rodziców jednego z kapitanów, co mnie bardzo wzruszyło.
Jak to jest grać u własnego syna?
Zabawnie słyszeć przez duży megafon polecenie: mamo, przesuń się w lewo czy w prawo. A teraz poprosimy mamę, żeby zrobiła to czy tamto. To wielkie zaskoczenie słyszeć polecenia reżyserskie per mama. Nie byłam nigdy mamą żadnego reżysera (śmiech).
I to syn reżyser musiał dać ci pięć dni wolnego, żebyś mogła polecieć do Hiszpanii.
Nie , sama sobie na to pozwoliłam. Pobyt spędziłam na zwiedzaniu interesujących miejsc, spacerach po plaży. I na przepięknych, wieczornych koncertach. W Polsce było okropnie mokro i zimno. Musiałam więc po prostu uciec do innego świata, chociaż na chwilę. Świata uśmiechu i słońca, pozbawionego informacji o tym, co dzieje się wokół nas. Musiałam odetchnąć. A gdy wróciłam, czekało na mnie zaproszenie do Wrocławia i moja nagroda. A zaraz potem następna.
Ciekawe, jakie wyróżnienia dostaniesz w następnym roku.
To dla mnie zawsze niespodzianka. Ja na nagrody nie czekam, nie wymuszam ich, nie zabiegam. Po prostu pracuję z wielką przyjemnością. I robię swoje, jak śpiewał Wojciech Młynarski.
W każdym razie składam Ci wielkie gratulacje od czytelników „VIVY!”, kolegów dziennikarzy i ode mnie.
Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć (uśmiech). I posyłam całusy.
Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska
Czytaj także: O tej relacji nie wiedział prawie nikt. Jadwiga Barańska ujawniła, że jest dla Jana Holoubka bliską osobą
Gustaw Holoubek i Magdalena Zawadzka, lata 90. XX wieku