Lech Wałęsa: „Byłem prezydentem, by rozbić stary porządek, oddać ludziom demokrację, wolny świat”
„To, co dzieje się w świecie i w Polsce, przewidywałem”
- Krystyna Pytlakowska
W najnowszym numerze VIVY! Lech Wałęsa opowiedział nam o wejściu do świata polityki i prezydenturze. Nie zabrakło zaskakujących wyznań i przemyśleń. Buntownik. Niereformowalny i trudny. Zawsze pod prąd. Tak o sobie mówi. „Zostałem prezydentem po to, żeby budować, ale los nie stworzył mi takiej szansy. Chciałem więc rozbijać. Chciałem systemu prezydenckiego, z czym sobie nie poradziłem”, mówi Lech Wałęsa. O czym jeszcze polityk opowiedział w rozmowie z Krystyną Pytlakowską?
Czy czegoś Pan w życiu żałuje?
Nie, niczego. Wszystko robiłem zgodnie z moim przekonaniem i sumieniem. Niczego więc bym nie poprawiał – drobnych i wielkich rzeczy. Oczywiście przyznam się, że za rzadko mówiłem „przepraszam” i „dziękuję”, ale to można naprawić. Natomiast większych spraw na pewno nie. Ale one mi się udały tak, jak sobie wymarzyłem i zaplanowałem.
Nawet teraz?
Nawet teraz. Zależy, co zresztą pani uważa za „teraz”. Bo dla mnie teraz oznacza, że rozumiem sytuację, w której przyszło mi żyć. Ale nie jestem zadowolony, że nie mogę jeździć na spotkania, na wykłady, że nie mam pieniędzy, że właściwie jestem bankrutem. A to, co dzieje się w świecie i w Polsce, przewidywałem.
To ma Pan zdolność jasnowidzenia?
Nie jestem Nostradamusem, tylko rewolucjonistą myślącym praktycznie. Wtedy widać, jak to się układa i jak będzie się układać. Ale to nie proroctwo.
Zobacz też: Lech Wałęsa: „Już raz powiedziałem, że kocham żonę, kochałem, kocham i będę kochał”
(...)
A co uważałby Pan za ciekawe?
Na przykład jak będzie wyglądał świat za 50 lat. I czy pani rozumie, co się dzisiaj dzieje w Polsce, Europie i na świecie. Posłuchajcie starego Wałęsy, bo on doradza, żeby zrozumieć epokę, w której przyszło wam żyć i jak najszybciej wypunktować to, co się dzisiaj w tym życiu nie mieści.
Co Pan ma na myśli? Telewizję satelitarną, telefon komórkowy?
Zróbcie sobie listę tematów, dzieląc je na globalne i terytorialne w waszych państewkach. Mówicie o pandemii i o migracjach, a one dopiero będą, jak Chiny otworzymy i Indie. Wtedy doczekacie się prawdziwych migracji. Trzeba też zadać sobie pytanie, jaki fundament tworzy naszą nowość. Jedni chcą opartego na wolnym rynku i prawie, a drudzy mówią, że najważniejsze to uzgodnić wartości, dopiero wtedy wolny rynek. Gdy więc uzgodnicie fundament, następne pytanie: Jaki stworzyć system ekonomiczny? Na pewno nie komunizm i nie kapitalizm, w każdym razie nie taki. Tamten kapitalizm oparty był na wyścigu szczurów między państewkami. A teraz zróbmy coś większego.
Na przykład?
Na przykład pozbierać wszystkich bezrobotnych i dać im pracę. Niech się dołożą, a nie siedzą z boku i bumelują. Roboty starczy dla wszystkich. Trzeba więc stworzyć inną filozofię. Trzeba tylko odpowiedzieć na trzecie pytanie: Jak poradzić sobie z demagogią, populizmem i oszustwami polityków i czego dzisiaj narody się boją? Już zaczęto pomniki przywracać, jak to się dzieje w Stanach. A ja mówiłem o tym już 20 lat temu.
I żałuje Pan, że nie jest już prezydentem?
Nie, dlatego że ja byłem nim, by rozbić stary porządek, oddać ludziom demokrację, wolny świat, żeby coś z tym zrobili. Zostałem prezydentem po to, żeby budować, ale los nie stworzył mi takiej szansy. Chciałem więc rozbijać. Chciałem systemu prezydenckiego, z czym sobie nie poradziłem. Nikt by sobie nie poradził. I dlatego mamy Kaczyńskiego.
Przecież to Pan wyciągnął go do świata polityki.
Wyciągnąłem Kaczyńskich do boju, do walki. W tamtej koncepcji byli świetni, ale do nowej się nie nadawali. A wy tego nie zrozumieliście i ponownie ich wybraliście. Trzeba dochodzić do wszystkiego przez praktykę, a nie od strony teorii.
Trudno mi nie przyznać Panu racji.
A ja tylko czekam na to, żeby ktoś mi jej nie przyznał.
Zobacz też: Trudne małżeństwo Danuty i Lecha Wałęsów. „Żona mnie nie lubi”
(...)
Ucieszył się Pan, gdy oczyszczono Pana z zarzutu wobec „Bolka”?
W pierwszym momencie pomyślałem, że znów los ode mnie wymaga, żebym ratował sąsiada, który na mnie donosił. I wszystkich innych, którzy tak niecnie działali. Myślałem, że cała dokumentacja esbecka została, nie wiedziałem, że ją zniszczono. I teraz muszę bronić się sam, bo nie ma już żadnych dowodów, jak pięknie walczyłem. Przecież komuniści nie chcieli zrobić ze mnie agenta, bo mieli lepszych, a cała ta dokumentacja była podrobiona dlatego, by zniszczyć zasługi Wałęsy. Kiedy jednak walka się skończyła, sam Kiszczak chciał, żeby nie było żadnych papierów podpisywanych na Wałęsę. Oni walczyli, chcieli panią przekonać, że jestem agentem, żeby pani mnie zostawiła. Żebym został bez armii. I cała ta dokumentacja podrobiona była po to, żeby zniszczyć dowodzenie Wałęsy. I kiedy się walka skończyła, to sam Kiszczak, jest taśma, chyba pani widziała, mówi: „Nie było żadnych papierów podpisywanych przez Wałęsę”. Tylko trzeba mu było wtedy zadać pytanie: No dobrze, a to, co się pojawiało, co zawieźliście pani Walentynowicz, to co to było? I wtedy musiałby odpowiedzieć: To była nasza walka z Wałęsą, ale tylko walka, żebyście wy uwierzyli, żeby on nie mógł niczym kierować. Inaczej musieliby mnie zlikwidować, a scedowali to na Kuronia, Gwiazdę czy Walentynowicz, bo to oni musieli mnie jako agenta odsunąć. A jednak naprawdę niczego nie żałuję. Teraz przyglądam się, co z tego wyjdzie, kiedy nie ma z mojej strony zdrady i wredności.
Cały wywiad w nowym wydaniu VIVY!. Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 20 maja.
Sprawdź też: Polityczna kariera ojca wpłynęła na ich życie. Trudny los dzieci Danuty i Lecha Wałęsów