Reklama

On był słynnym reżyserem Polskiej Szkoły Filmowej, a ona reżyserem życia. Ich przyjęcia Kazimierz Kutz nazywał „balem w Księstwie Warszawskim”. Bo kogo tam nie było! Krystyna i Janusz „Kuba” Morgenstern przeżyli razem ponad 50 szczęśliwych lat. Reżyser odszedł 6 września 2011 roku. W 12, rocznicę śmierci artysty, przypominamy tekstautorstwa Magdaleny Żakowskiej, ktory pojawił się na łamach magazynu Uroda Życia w 2016 roku.

Reklama

Krystyna i Janusz Morgenstern - tak zaczęła się ich historia miłości

Poznali się jesienią 1959 roku. On miał 37 lat, ona dużo młodsza. Ale w tym pokoleniu wiek liczyło się inaczej. Wojna zabrała im młodość, więc odzyskiwali ją przez kolejne naście lat. Wieczne dzieciaki. Janusz – dla przyjaciół Kuba – był wesołym, pełnym życia mężczyzną, ale trzymał ludzi na dystans. Niewielu znało go dobrze. Wiadomo było, że w czasie wojny przeżył grozę. W getcie stracił całą rodzinę, został sam, kilkuletni chłopiec. Trochę opowiedział Tadeuszowi Konwickiemu, trochę Romanowi Polańskiemu, trochę Krysi, ale wszystkiego nigdy nikomu. Grunt, że kiedy powiedział jej, że nie chce mieć dzieci, zrozumiała, dlaczego. Nie nalegała. Uchodzili za małżeństwo idealne. I to w środowisku, w którym romanse były czymś zwyczajnym.

Polecamy: Krystyna Cierniak-Morgenstern wspomina ślub z Januszem „Kubą” Morgensternem. Ich świadkiem był Cybulski

Krystyna i Janusz Morgenstern: kariera filmowa

Po wojnie Janusz Morgenstern zapisał się we Wrocławiu na studia rolnicze. Chciał zostać leśnikiem. Przyroda, las, ale przede wszystkim otwarte przestrzenie – chodziło o to, że już nigdy nie będzie zamknięty. Po roku studiów spotkał przypadkiem na ulicy kolegę z dawnych czasów, Kurta Webera (później znanego operatora, autora zdjęć do „Bazy ludzi umarłych” Petelskiego czy „Zaduszek” Konwickiego). Weber opowiedział mu o szkole filmowej w Łodzi. Na tyle zachęcająco, że Kuba z dnia na dzień rzucił studia rolnicze i pojechał na egzaminy do Łodzi. Dostał się bez problemu. W pokoju w akademiku miał Kutza, Bareję i jeszcze dwóch innych kolegów – spali na piętrowych łóżkach. W pokoju obok Andrzej Wajda. Nigdy mu o tym nie powiedzieli, ale któregoś dnia zatkali jego obrazem dziurę w przeciekającym dachu (Wajda studiował wcześniej malarstwo).

Jeszcze w trakcie studiów Morgenstern, Bareja i Kutz spisali w zeszycie, kto jaką chce mieć żonę. Kuba napisał, że to musi być blondynka, plastyczka, najlepiej Krystyna. Oraz powinna mieć kok. Bareja ożenił się wkrótce potem, ale Morgenstern i Kutz do końca studiów uważani byli za najskuteczniejszych podrywaczy filmówki. W dokumencie o przyjacielu Kutz opowiada, że codziennie, z wojskową dyscypliną, wyruszali na obchód po ulicy Piotrowskiej, „wyrywając” najładniejsze dziewczyny. Kuba zwracał uwagę tylko na blondynki, a Kutz na brunetki, do sprzeczek nie dochodziło.

Krysia Morgenstern (wówczas Cierniak) przyjechała do Warszawy z Inowrocławia na studia medyczne. Zabrakło jej kilku punktów, za to bez problemu przyjęto ją na… ASP. „Szybko zrozumiałam, że trafiło mi się coś dużo wspanialszego niż medycyna – mówi Krystyna Morgenstern. – Mało, że robiłam to, co sprawiało mi dużą radość: malowałam, to jeszcze nie czułam tam, że żyję w PRL-u. My, dziewczyny z Akademii, ubierałyśmy się inaczej niż te z Uniwersytetu. Wszystko szyłyśmy same, malowałyśmy na kolory. Począwszy od włosów – kiedyś miałam nawet bardzo czerwone – przez tenisówki, w których wycinałyśmy „dekolty”, i sukienki, które szyłam pod Brigitte Bardot. Krynoliny poskręcane na drutach były absolutnie obowiązkowe. Okropnie uwierały, ale robiły wrażenie. Dzisiaj mówi się »Ale laska!«. W moich czasach mówiło się »kociak«. Byłyśmy kociakami”.

Polecamy: Janusz Morgenstern, dla przyjaciół Kuba. Po wojnie pozostała w nim trauma, ukojenie odnalazł w sztuce filmowej

ASP regularnie odwiedzali reżyserzy w poszukiwaniu atrakcyjnych statystek. Na korytarzu rozlegało się donośne: „Reżyser przyszedł!” i wszystkie dziewczyny zrywały się podekscytowane. To była scena jak z filmu: Krysia (blondynka uczesana w kok!) schodzi po schodach, Kuba(przystojny, ciemnowłosy, elegancki) siedzi na dole i nie spuszcza z niej wzroku. Klasyczna miłość od pierwszego wejrzenia. Jeszcze tego samego wieczoru powiedział jej podczas kolacji: „Nigdy się nie ożenię”. „Skąd pomysł, że bym chciała?!” – odparowała. Oświadczył się cztery lata później. Ślub odbył się 24 kwietnia 1963 roku. Świadkiem był Zbyszek Cybulski, wśród gości Andrzej Wajda, Duduś Matuszkiewicz, Kurt Weber. Państwo młodzi zapowiedzieli, że na weselu będą tylko drinki, ale mama Krysi przyniosła olbrzymiego pieczonego indyka.
Na honorowym miejscu na szafce stały piękne stare kieliszki z posagu Krysi, ale wstawiony już Cybulski tak machnął mankietem, że cały (jedyny) pokój pokrył się szkłem „na szczęście”. Zabawa trwała do rana.

Życie Morgensternów w latach 60.

Lata 60. kojarzą się ze smutnym, biednym PRL-em. Ale byli ludzie i miejsca, które wymykały się obowiązującej szarości. Morgensternowie mieszkali w 20-metrowej kawalerce. Żeby się spotkać z przyjaciółmi, trzeba było wyjść na miasto. A gdzie? Obowiązywały ścisłe reguły: obiad u Literatów od 13 do 14, kolacja w SPATiF-ie od 20 do końca, latem basen Legii, wakacje w Chałupach. U Literatów obiady jadło się na dole. Królowała tam pani Jadzia, kelnerka. Potem na górze kawa i ciastko. Przy stoliku Janusz Głowacki, Gustaw Holoubek, Tadeusz Konwicki, Andrzej Łapicki. Czasem pojawiał się lekko wstawiony Himilsbach. „Wzbudzał popłoch na sali, bo wiadomo było, że trzeba mu dać pieniądze na wódkę. Po kolei podchodził do każdego stolika, a każdemu coś mógł wytknąć. Wszyscy umierali ze strachu przed tym, co od niego usłyszą i dlatego natychmiast wyskakiwali z kasy” – mówi Krystyna Morgenstern.

W SPATiF-ie największe osobistości miały swoje stoliki. Być zaproszonym do stolika Józefa Prutkowskiego, Janusza Minkiewicza czy Antoniego Słonimskiego to był nie lada zaszczyt. Co kilka dni trzeba było pokazać się też w Hybrydach na Mokotowskiej, klubie Largactil, PIW-ie, Stodole, w późniejszych latach w Ścieku przy Krakowskim Przedmieściu, Kameralnej i – z rzadka, bo drogo – w Bristolu. Latem najważniejszym miejscem był basen pływacki na Legii. „Tam po prostu trzeba było być – wspomina Krystyna Morgenstern. – Raj dla podrywaczy, do których zaliczali się Duduś Pawlikowski, Zbyszek Cybulski, Romek Polański. To była drużyna artystyczna. Należał do niej także mój Kuba. Miał duże powodzenie u kobiet. Aktorki rzucały się na niego nawet na moich oczach. Wiedziałam, która dziewczyna musi mu się spodobać – kobieca blondynka, uśmiechnięta, ciepła. Kiedy wchodziliśmy na przyjęcie, potrafiłam ją wypatrzyć na długo, zanim on się zorientował. Na Legii była też drużyna biznesowa, typowa dla PRL-u. Robili grzebienie, buty i inne dziwne rzeczy. Byli silni, a wśród nich jednym z silniejszych był niejaki Rzeszotarski, słynny w tym czasie bogacz, bo miał dużą limuzynę i codziennie inną parę butów damskich, którą dawał poderwanej na basenie pięknej dziewczynie – wieczorem jeden but, a rano drugi. Z tego słynął”.

Polecamy: Luciano Pavarotti i Nicoletta Mantovani: historia miłości 60-letniego śpiewaka operowego i 23-letniej studentki

Na wakacje jeździło się do Chałup. Krysia i Kuba przez 50 lat spędzali tam każde wakacje. Z początku, w latach 60., wynajmowali pokoje w rybackich chatach. Bez bieżącej wody, z wygódką na zewnątrz. Niby przaśnie, ale to nie znaczy, że niemodnie. Wszystkie panie przygotowywały się na sezon w Chałupach cały rok: szyły sobie letnie sukienki i kostiumy bikini. Spódniczki musiały być jak najkrótsze, więc trzeba było uważać, żeby się za bardzo nie pochylać. Na plaży każdy miał swój „grajdołek” zabudowany parawanem, bo na Helu mocno wieje. Krysia urządzała tam śledziowe przyjęcia na kocu plażowym, a wśród gości – Konwiccy, Łapiccy, Stanisław Dygat z Kaliną Jędrusik, Henryk Tomaszewski z Teresą Pągowską, Aleksandra Śląska z Januszem Warmińskim. Ta ostatnia uchodziła za największą piękność. Koleżanki przekonywała, że piękną cerę zawdzięcza pielęgnacji kremem Nivea.

Najmodniejszy salon stolicy

Po studiach Kuba asystował Andrzejowi Wajdzie na planie „Popiołu i diamentu”. To on namówił Wajdę, żeby dał szansę początkującemu Zbyszkowi Cybulskiemu, i wymyślił słynną scenę, w której aktor zapala spirytus w szklankach na cześć poległych na wojnie przyjaciół. Polskie kino zajmował w tym czasie temat rozrachunku z historią, ale Kuba nie chciał wracać do wojny, a raczej ją wymazać, zapomnieć – niosła zbyt wiele bolesnych wspomnień. Dlatego zadebiutował chyba najbardziej radosnym filmem tamtych czasów „Do widzenia, do jutra”. Jest tu młodość, radość, miłość – nowoczesne kino w stylu francuskim. Po premierze Morgensternowie kupili pierwsze mieszkanie – malowniczy strych na Starówce, który razem wyremontowali. Stworzyli tam najmodniejszy salon stolicy.

„Na ściętych ścianach strychu nie było jak powiesić obrazów. Tak powstał w mojej głowie pomysł, żeby zająć się gobelinem – chciałam zrobić coś, co powieszę w naszym mieszkaniu. Pierwszy zrobiłam w pracowni prof. Śledziewskiej na ASP i od razu trafił na wystawę w Zachęcie, a później kupiło go Muzeum Narodowe – mówi Krystyna Morgenstern. – Spotkałam raz na Rynku Elę Czyżewską, przyjechała na kilka tygodni z Nowego Jorku, była w towarzystwie jakiejś starszej pani, Amerykanki. Zaczęło strasznie padać i zaproponowałam, żeby weszły do mnie do domu trochę się ogrzać i wysuszyć. Starsza pani zobaczyła na ścianach moje tkaniny i zapytała, czy by mogła kupić. Odpowiedziałam, że oczywiście. A ona już stała na stole i wyciągała ze ściany pluskiewki, którymi gobeliny przyczepione były do ściany. Ściągnęła dwa i pyta, ile.

Chciałam rzucić moje tradycyjne sto dolarów, kiedy Ela syknęła do mnie po polsku: »Ani się waż odzywać!«. I zwraca się do starszej pani po angielsku: »Świetny wybór. Tę po lewej Krysia ewentualnie może sprzedać za tysiąc dolarów«. »Zwariowałaś?!« – mówię jej po polsku, ale z uśmiechem, żeby starszej pani nie przestraszyć. A Elka na to: »A ta po prawej jest droższa. Kosztuje tysiąc pięćset«. Kompletnie mnie zamurowało, chciałam ją udusić. Za sto dolarów mogłabym przeżyć miesiąc, a ta mi klientkę straszy. I nagle słyszę: »OK«. Wzięła oba”.

Krystyna Morgenstern stworzyła mężowi bezpieczny dom

Kiedy Kuba pracował, Krysia zajmowała się domem. I była w tym mistrzynią. Szybko stała się organizatorką ich wspólnego życia. „Wychodziłam z założenia, że reżyseria jest ważna w filmie, ale i w życiu, a zupa zawsze musi być. Miałam swoje ulubione miejsca, gdzie kupowałam ryby, warzywa. A w tamtych czasach nie było to takie proste, swoje w kolejkach trzeba było wystać – wspomina. – Dopiero po »Stawce większej niż życie«” stałam się »żoną pana Morgensterna« i w każdym sklepie czekało na mnie coś z pod lady”. W towarzystwie uchodziła za gospodynię doskonałą. Zawsze czymś zaskakiwała. W czasach, kiedy w sklepach nie było nawet masła, ona podawała na stół udziec barani. Dla Krysi szybko stało się jasne, że Kuba – po tym, co przeżył w czasie wojny – najbardziej potrzebuje ciepłego, bezpiecznego domu. I taki dom mu stworzyła. Czy to znaczy, że nigdy się nie kłócili? „A skąd! Kłóciliśmy się zawsze i na każdy temat. Głośno i burzliwie. I tak ponad 50 lat. Kłóciliśmy się, kiedy byliśmy razem, i wtedy, kiedy któreś z nas wyjeżdżało. Tyle że wtedy przez telefon”.

PAP/ Maciej Kłoś

Janusz Morgenstern, Krystyna Cierniak-Morgenstern, Warszawa, 10.2010 rok

Morgenstern nie chciał żony aktorki

Kuba rzadko zabierał ją na plan filmowy. Kiedy zasugerowała, że chciałaby spróbować sił jako aktorka, był wręcz wściekły. Spodziewała się tego, przecież powiedział jej kiedyś: „Pamiętaj, że nigdy nie ożenię się z aktorką” i konsekwentnie nie proponował jej roli w żadnym filmie. Zazdrościła jednak koleżankom, które jako statystki dostawały całkiem niezłe pieniądze za przejście się przed kamerą. W końcu nie wytrzymała i sama przyszła na plan jego filmu „Jutro premiera” (1962) – posadził ją przy stoliku w scenie w restauracji.

Później propozycje się posypały: była barmanką u Stanisława Różewicza w „Miejscu na ziemi”, tańczyła w słynnej scenie „Salta” Konwickiego, w „Zezowatym szczęściu” siedziała obok Kobieli w auli uniwersyteckiej. Ale najbardziej cieszyła się na drobne role w Kabarecie Starszych Panów – wystąpiła w pięciu odcinkach. Kuba nie komentował, ale czuła, że jest zadowolony. Wiedział przecież, że mężczyźni tracą dla niej głowę, a dzięki tym występom jej notowania jeszcze rosną. Ale Kuba zawsze był powściągliwy w okazywaniu uczuć. Wywodził się z pokolenia, które nie powtarzało ciągle „kocham cię”. „Uważał, że to się czuje, ale o tym się nie mówi” – wspomina Krystyna Morgenstern.

Krystyna i Janusz Morgenstern: wspólne życie, dom ponad pracę

W latach 70. ze strychu na Starówce przenieśli się do pięknego domu na Żoliborzu. Wymagał kompletnego remontu. Kuba kręcił w tym czasie kolejny film, więc Krysia zajęła się wszystkim. Remont robiła państwowa firma, która nie bardzo sobie radziła. Krysia chodziła po instrukcje do prawdziwych fachowców, a potem wszystko powtarzała swoim. Początkowo nie brali jej serio, ale z czasem się przekonali, że warto posłuchać. Kiedy skończyli remont, przynieśli jej bukiet kwiatów. W tamtym czasie nie wszystko można było legalnie kupić. Krysia dwoiła się i troiła, żeby załatwić lepszą glazurę. Meble skupowała na pchlich targach, a potem przerabiała u zaprzyjaźnionego tapicera. Kuba, jak je pierwszy raz widział, mówił: „Albo ja, albo ten fotel”. Kiedy wracały odnowione, twierdził, że od początku był za.

Dla Krystyny życie stało się ważniejsze niż praca. Zrobiła dwa dyplomy – na malarstwie i tkaninie – ale codzienność, towarzystwo i opieka nad mężem szybko zepchnęły pracę na dalszy plan. A co było ważniejsze dla niego? „Myślę, że zaraz po szkole filmowej najważniejsza była praca. Pierwsze lata naszego związku to też była taka mantra, że »praca przede wszystkim«. Ale wraz z upływem lat, jak stworzyłam mu dom, zaczął cenić życie prywatne na równi z zawodowym” – mówi Krystyna Morgenstern.

Pod koniec lat 70. ich dom stał się centrum życia artystycznego dzięki Romanowi Polańskiemu, który reżyserował w tym czasie w Teatrze Polskim „Amadeusza” i zatrzymał się u Morgensternów. Po domu kręcili się aktorzy – w tym grający główną rolę Tadeusz Łomnicki – bo Polański przeniósł tu próby. „Przez trzy miesiące byłam nie tylko asystentką Kuby, ale i Romka – opowiada Krystyna Morgenstern. – Nieważne, do którego z nich był telefon, obaj mówili, że ich nie ma. Po domu walały się sterty scenariuszy, które napływały do Romka codziennie. Gdyby miał je wszystkie czytać, nie zdążyłby zrobić już żadnego filmu. Miałam z nimi mnóstwo pracy i starałam się przy tym jeszcze gotować. Raz usłyszałam, jak Kuba mówi szeptem do Romka: »Nie krytykujmy jej, bo już w ogóle nam nic nie ugotuje«”.

Przez ostatnie 30 lat na imieniny Kuby organizowali w czerwcu doroczne przyjęcie. Zapraszali do ogrodu dziesiątki znajomych (zdarzało się, że przychodziła ponad setka). Przyjęcia przeszły już do legendy. Bywali na nich prezydenci, wybitni politycy, naukowcy, słynni lekarze i oczywiście artyści. Roman Polański, wychodząc z przyjęć u Morgensternów, mawiał: „Kuba, casting prima!”. Dziennikarze nazywali te przyjęcia salonem, a Kazimierz Kutz – „Księstwem Warszawskim”.

Kiedy Kuba zachorował, Krysia poświęciła mu się kompletnie. Podczas ostatniego pobytu w Chałupach w 2010 roku, kiedy już oboje wiedzieli, że jest chory, Kuba, schodząc z plaży, zatrzymał się, odwrócił i spojrzał w morze. Krysia zrobiła mu wtedy zdjęcie. „Jego ostatnie zdjęcie w Chałupach. Jego ostatnie zejście z plaży. W tym zdjęciu jest wszystko: wielki smutek człowieka, który schodzi – wspomina. – Kiedy zachorował, mówiłam mu, że nie może umrzeć, bo kto się mną zaopiekuje, jak go zabraknie? »Ja«, odpowiedział. I rzeczywiście, czuję, że on cały czas jest przy mnie”.

Polecamy: Poznali się jeszcze na studiach, pierwszej żonie zawdzięcza rozwój kariery. Andrzej Chyra i Marta Kownacka rozstali się nagle

Palicki/AKPA

Reklama

Janusz Morgenstern, Krystyna Cierniak-Morgenstern, 31 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni 2006

Reklama
Reklama
Reklama