Kamil Durczok w swojej książce: "Nie byłem święty". Do czego się przyznał? Fragmenty autobiografii!
"Obudził mnie paskudny ból w piersi. Jakby ktoś wkładał mi rozgrzany pogrzebacz w gardło. Nie mam pojęcia, jak i kiedy dojechaliśmy. Obudziłem się w łóżku w klinice" - pisze w najnowszej książce Kamil Durczok. Mamy jej pierwsze fragmenty!
Lepiej z nią nie zadzierać!
W książce Kamil Durczok przedstawia żonę, Mariannę, jako osobę niezwykle silną, z którą lepiej nie zadzierać:
"Moja żona powinna sama napisać duży rozdział tej książki. Nikt prócz niej – ja także – nie ma pojęcia, co przeszła, co przeżyła, ile wycierpiała i czemu musiała stawić czoło. Nie mam też bladego pojęcia, skąd wzięła na to siły, bo oprócz wściekłości na mnie, kiedy zdecydowałem o naszym rozstaniu, równie zdeterminowanej nigdy jej nie widziałem. Gdybym wtedy umiał trzeźwo myśleć, poradziłbym kilku osobom, w tym grupie medialnych psów gończych, by sobie poszukali spokojnej kryjówki. Wojna ze mną to jedno, ale zadzieranie z Marianną to wkładanie łba pod pociąg. W tamtym czasie jednak skala tego huraganu i gwałtowność burzy przerastały także moją żonę. Zdecydowała się zwrócić do kogoś, kto zajmie się teraz stroną prawną mojej sprawy – to po pierwsze. Wiedziałem też, że w takich przypadkach nie wolno być swoim własnym piarowcem – trzeba było znaleźć kogoś, kto spojrzy na tę całą historię z zewnątrz, bo spontaniczność i emocje są w takich przypadkach najgorszym doradcą. Tym bardziej że miałem silne poczucie, że wojna będzie się toczyła o całe moje życie, o wszystko, co w nim zbudowałem, o moją twarz i mój wizerunek. I że w tym stanie sam sobie z tym nie poradzę".
Polecamy też: Ile go nauczyła? Jakie znajomości pomogła zweryfikować? Kamil Durczok w VIVIE! o aferze mobbingowej
Do prawnika
Dziennikarz opowiada o chwili, kiedy poszedł do prawnika oraz o pierwszym występie w mediach po publikacjach tygodnika "Wprost":
"Wcześnie rano w sobotę wyjechaliśmy z Marianną do Warszawy. Stawiliśmy się w kancelarii Jacka Dubois już około dziesiątej. Były tam już nasze przyjaciółki, dziewczyny, które potem pomogły Mariannie ogarniać sytuację. I które oczywiście też po jakimś czasie stały się celem ataku moich wrogów. Zaczęła się długa rozmowa. Wszyscy uważali, że powinienem wystąpić w mediach i to szybko, tym bardziej że przyszły zaproszenia ze wszystkich stron. Ale jedyne, które wydało mi się do przyjęcia, pochodziło od Dominiki Wielowieyskiej z TOK FM. Wiedziałem, że jeśli ktoś ma mnie przesłuchiwać i zadawać nawet najtrudniejsze pytania – to ona zrobi to z możliwie dużym poszanowaniem mojej prywatności."
Były momenty, kiedy chciał się poddać
Kamil Durczok wspomina chwile samotności, kiedy już chciał się poddać:
"Poprosiłem o czas do namysłu i wróciliśmy do Katowic. Sobota wieczór. Marianna miała jakąś rodzinną imprezę i... tak, jak tego w duchu najbardziej wtedy pragnąłem, zostałem sam. Chciałem się ze sobą skonfrontować i rozliczyć. Brałem pod uwagę różne scenariusze. Także ten, że już nigdy z tego nie wyjdę, że nie mam sił walczyć i się użerać, wywalać wszystkich kart na stół, udowadniać przed publicznym trybunałem, że oskarżyciele łżą".
Polecamy też: "Po co było to wszystko? Żeby w moim życiu coś się zmieniło". Kamil Durczok wraca do gry na okładce VIVY!
Święty nie byłem
Dziennikarz przyznał, że nie był bez skazy.
"Wiedziałem też, że nie byłem święty. Popełniłem w życiu wiele błędów, moje sprawy uczuciowe i prywatne bardziej przypominały gigantyczny śmietnik i pełny obłęd niż jakkolwiek uporządkowany teren. Ale przecież dotyczyło to wyłącznie sfery mojej najgłębszej prywatności, od której gończym psom wara."
Najgorsze chwile w życiu
Zdradza, że miał różne myśli:
"Potem nastąpiły minuty, godziny, cała noc – najgorsza w moim życiu. Chybotliwie stąpałem po jego skraju. Dziś już nie chcę o tym mówić. Gdyby nie Ktoś, Przyjaciel, nie wiem, jaki byłby finał niedzielnego poranka. Podobno rano miałem przerażone oczy, jak zwierzę. Wystarczyło popatrzeć w lustro w łazience, żeby samemu dostrzec tę zmianę. Ale nie było zmiłuj. Hamletyzowałem, powtarzałem, że już nigdy się ludziom na oczy nie pokażę, że muszę wyjechać z Polski...
Dziennikarz przyznaje, że żona pomogła mu przetrwa najtrudniejszy czas:
"Marianna słuchała tego na chłodno i wypowiadała proste komunikaty: „Dzisiaj w nocy masz pojechać ze mną do Warszawy, porozmawiać z prawnikami. Potem zdecydujemy, co dalej”.
Polecamy też: Kamil Durczok wygrał z tygodnikiem Wprost! Dziennikarz dostanie 500 tys. złotych odszkodowania!
Występ w TOK FM
Durczok dokładnie opisuje, jak wyglądał poranek przed występem w TOK FM.
"Zabrano mnie. Przysypiałem na tylnym siedzeniu, mamrocząc w malignie, że za nic w świecie nie wystąpię w żadnym radiu. Samochód prowadził mój przyjaciel ze szkolnej ławki, Grzegorz. Zapytałem o tekst w kolejnym numerze „Wprost”, bo był już dostępny w sieci. Usłyszałem, że jest obrzydliwy i nie ma o czym gadać. Do dzisiaj go zresztą nie przeczytałem, poprzestałem na bardziej życzliwych streszczeniach. W hotelu czekali Marianna, Ola, mój obrońca Jacek Dubois. Powtarzałem jak mantrę, że nigdzie nie wystąpię. Ola też jak mantrę powtarzała, żebym się nie przejmował: po prostu pojedziemy sobie do siedziby TOK FM i jak nie zechcę, to nie wystąpię, zostanę w samochodzie, wrócimy. Co mi szkodzi spróbować.
Kiedy już wylądowaliśmy pod Agorą, słyszałem: „Wejdź z nami, możesz się rozmyślić w ostatniej chwili”. Kiedy już staliśmy w przedsionku, Marianna powiedziała: „Najwyżej przerwiesz program, wejdź, zawsze możesz powiedzieć, że nie jesteś w stanie dłużej prowadzić tej rozmowy, i wyjść ze studia, ale odezwij się”."
Dzisiaj mówi, że mimo strachu dobrze wtedy zrobił, że nie zrezygnował.
"Dziś wiem, że byłoby strasznym błędem z mojej strony zrezygnować z tej rozmowy. Wtedy mi się wydawało, że wszystko jest ostatecznie skończone, a dzisiaj widać, że nie jest. I ta rozmowa odegrała przełomową rolę. Wprowadzili mnie tylnym wejściem, żeby się ustrzec fotoreporterów – rozmowa była, jak się okazało, już zapowiedziana. Mnie wracała świadomość, że jakkolwiek to się skończy, nie mogę zostawić przeciwnikom ostatniego słowa. Nawet nie chodziło o obronę, nie myślałem wtedy w tych kategoriach. Nie chciałem się rozgrzeszać, tylko powiedzieć, co myślę. Docierało do mnie, że – chociaż miałem tego wszystkiego dość – gdybym milczał, to byłoby tak, jakbym stchórzył. Pod studio odprowadziły mnie Marianna i Monika. No i wszedłem."
"Prawie nic nie pamiętam. Ani słowa z tej rozmowy na antenie. Wiem tylko, bo przeczytałem to później w aktach, że powiedziałem: „Nigdy nikogo nie molestowałem”.
Polecamy też: "Molestował Pan?". Kamil Durczok w szczerym wywiadzie z VIVĄ! o zwolnieniu z TVN
Szpital
Wyjechaliśmy zaraz po audycji. Padłem na siedzenie w samochodzie i zasnąłem. Obudził mnie paskudny ból w piersi. Jakby ktoś wkładał mi rozgrzany pogrzebacz w gardło. Strach spotęgował go pewnie jeszcze bardziej. Pamiętam zadawane co chwilę przez brata pytania: „Zjeżdżamy do najbliższego szpitala?”, „Jak się czujesz?”, „Lepiej?”, „Gorzej?”, „Dojedziesz?”. Powtarzałem tylko, że chcę do domu, że szpital tylko u mnie, że chcę tam, gdzie już mnie raz ratowali. Nie mam pojęcia, jak i kiedy dojechaliśmy. Obudziłem się w łóżku w klinice. Nie wiem, czy mnie tam donieśli, czy sam doszedłem. Usłyszałem łagodny głos lekarza, dowiedziałem się, że jestem w Ustroniu, i zasnąłem. Skończył się rozdział na nogach, a zaczął dość długi rozdział na leżąco".
Książka Kamila Durczoka - "Przerwa w emisji" - będzie dostępna od 26 października. Ukaże się nakładem wydawnictwa Edipresee Książki.
Polecamy też: TYLKO U NAS: Kamil Durczok napisał książkę! Mamy okładkę! Kiedy premiera?