Reklama

Kilkanaście dni przed premierą filmu „Ania” o Ani Przybylskiej jej rodzina jest bardzo podekscytowana. Niektórzy już ten film widzieli. Mama, siostra, córka i partner. Wszyscy są poruszeni, bo całe życie Ani do nich wróciło w obrazach, w prywatnych nagraniach Jarka Bieniuka, który uwielbiał uwieczniać Anię kamerą, we wspomnieniach ludzi, którzy ją znali. Mama Ani, Krystyna Przybylska mówi, że chciałaby, aby ją zapamiętano taką wesołą, roześmianą, pełną radości, na pewno nie z okresu choroby. Każde z nich ma własne wspomnienia, w których Ania jest taka, jaka była według nich naprawdę. Siedzimy przy długim stole w Gdyni, w domu tuż przy morzu, który Ania znalazła i wyremontowała, kiedy wracali z Turcji do Polski na stałe.

Reklama

Jarosław Bieniuk o ukochanej, Annie Przybylskiej

Do tego filmu dałem większość prywatnych materiałów, więc dokładnie pamiętam, kiedy co się zdarzyło, na jakim etapie my byliśmy i co w tym czasie przeżywaliśmy – mówi Jarek Bieniuk. – Bardzo ważne są dla mnie sfilmowane porody naszych dzieci i olbrzymie emocje z tym związane. Porodów w filmie nie ma, ze zrozumiałych względów, ale są sceny ze szpitala, zwłaszcza narodziny Oliwii to było duże przeżycie, bo pierwsze dziecko. Filmowałem, jak się szykowaliśmy do szpitala, pakowaliśmy całą wyprawkę. Ale narodziny każdego dziecka były dla nas bardzo emocjonalne.

Czytaj też: Mama Ani Przybylskiej o jej ostatnich chwilach. Nadal nie uporała się ze stratą córki

Mateusz Stankiewicz

Wykorzystano w dokumencie wszystkie Twoje nagrania?

– Nie, było ich tak dużo, to materiał na drugi film. Ten film to jak epitafium. Wykorzystano te zabawne historie, kiedy razem rozrabialiśmy, kiedy chichotaliśmy, kiedy wymyślaliśmy żarty. A potem, kiedy przychodzi choroba i śmierć, już tego nie filmowałem. To i tak zostaje w człowieku do końca jego życia. I ten krzyż będę dźwigał aż do mojej śmierci. Nie można skasować z pamięci jak z komputera tych ostatnich godzin, gdy odchodziła, a ja trzymałem ją za rękę. Wszystko do mnie wraca, na szczęście już rzadziej. Byliśmy ze sobą 13 lat, więc mieliśmy mnóstwo przeżyć, mnóstwo wspomnień zostało. I to chcę pamiętać. To nie jest tak, że się zapomina i że czas zabliźnia rany. Oczywiście, trochę leczy i rzadziej myśli się o tym, że odeszła, ale sceny z naszej codzienności przychodzą do mnie w różnych momentach.

Nawet nie przywołuję ich specjalnie w pamięci, ale na przykład coś mnie rozśmieszy i przypomina się sytuacja, którą razem przeżyliśmy. Byliśmy z Anią podobni do siebie. Takie same gaduły, wesołki. I nasze dzieci są do nas obojga podobne. Często zadaję sobie pytanie, czy bylibyśmy razem do końca, do starości. Wierzę, że tak. Zresztą w filmie mówimy o tym, że wprowadzamy się do domu w Gdyni i będziemy tam razem wychowywać nasze wnuki. Ale będę musiał je wychować sam…

Zobacz też: Nauczycielka Anny Przybylskiej wspomina aktorkę: „Była to taka skromna, prawdziwa dziewczyna z sąsiedztwa”

Cały materiał dostępny w nowym numerze VIVY! od 22 września.

Mateusz Stankiewicz

Marek Straszewski
Reklama

Anna Przybylska, Jarosław Bieniuk, Viva! 2008

Mateusz Stankiewicz
Reklama
Reklama
Reklama