Alicja Bachleda Curuś kończy dziś 33 lata. Czym dla niej jest dojrzałość?
1 z 9
Śledzimy jej karierę aktorską od czasów, gdy była niewinną nastolatką i zagrała w „Panu Tadeuszu”. Dzisiaj Alicja Bachleda Curuś kończy 33 lata, jest szczęśliwą mamą i żyje w Los Angeles. Już nie zastanawia się, czy jej miejsce jest w Polsce, czy w USA. „I tu, i tam” - mówi i dodaje, że tak jest jej po prostu dobrze.
We wrześniu wystąpiła w wyjątkowej sesji zdjęciowej, którą pokazujemy po raz pierwszy w całości. Powiedziała nam wtedy także parę słów na temat przemijania, zmian, dojrzałości i operacji plastycznych.
Powiedziałaś jakiś czas temu, że jesteś „kobietą, która się zmienia”. Jak się zmieniłaś, od kiedy mieszkasz w Los Angeles?
Alicja Bachleda Curuś: Ciężko mi to ocenić, bo jestem tu już dobrych parę lat. Ale wydaje mi się, że to, co LA wnosi do życia, to pewna doza pozytywnego myślenia i radość. Każdego dnia doszukujemy się piękna w sobie i w swoim otoczeniu, a tutaj jest łatwiej je dostrzec. Mówiąc prościej, jest tu po prostu pięknie. To się objawia nawet w takim codziennym byciu z drugą osobą. W supermarkecie pani ekspedientka chwali twoje okulary. Obejrzała cię od góry do dołu, żeby znaleźć coś, co jej się spodoba, i móc pochwalić. I w tej dość powierzchownej sferze już mamy kontakt z drugą osobą i czujemy się bardziej osadzeni w tamtej rzeczywistości, nasza przynależność do miejsca jest większa i ja to bardzo cenię.
Polecamy: Ofelia, Lady Makbet i... Hamlet. Alicja Bachleda-Curuś dzięki "Vivie!" wcieliła się w wymarzone role
2 z 9
O wyglądzie:
Los Angeles to miejsce, gdzie uroda jest szczególnie ważna. Bardziej niż gdzie indziej ocenia się ludzi przez wygląd.
Alicja Bachleda Curuś: Wszędzie tak jest. Pierwsze wrażenie to ocena wyglądu. Jeżeli pojedziemy do Beverly Hills, Malibu czy Bel Air, spotkamy kobiety po operacjach plastycznych, które mają sztuczny biust, utlenione włosy i małego pieska w torebce. W tych droższych dzielnicach istnieją pewne oczekiwania wobec kobiet. Natomiast jest wiele fajnych miejsc, w których można mieszkać lub bywać, spotykać ciekawych ludzi. Ja wybieram takie właśnie miejsca. Obracam się przeważnie wśród Europejczyków, którzy dbają o wygląd, ale bez przesady. Ubierają się w to, w czym jest im wygodnie, albo zgodnie ze swoim stylem. Natomiast drogie marki czy pieniądze nie mają tu dużego znaczenia. Odkąd sama jestem mamą i Henio poszedł do szkoły, jestem w otoczeniu innych mam, które mają tysiące rzeczy na głowie, pracują i nie mają czasu na fiokowanie się i myślenie o tym, jak wyglądają.
3 z 9
O przyjaźni:
Czy przyjaźni się z kobietami? Na początku kariery spotykała się z dużą zawiścią...
Alicja Bachleda Curuś: Na pewno byłam bardziej nieufna. Ciekawe, ale Ameryka ma coś takiego w sobie, że łatwiej jest tu się przyznać do swoich emocji. Tutaj kobiety mówią do siebie nawzajem: „Boże, jaka ty jesteś szczupła, ładna, jak ja bym chciała taka być! Ćwiczę na tej siłowni i nic mi się nie udaje. Jak ty to robisz?”. Przyznając się do swoich niedoskonałości, uwalniamy się od zawiści. To, że jesteśmy wobec siebie szczere, pomaga. Ale może dzieje się tak od momentu, kiedy zostałam matką i jest w tym element takiej komitywy, że wszystkie jedziemy na tym samym wózku (bądź go pchamy) i mamy już inne priorytety. Jest w tym coś fajnego.
Polecamy: Alicja Bachleda-Curuś: "Jestem otwarta na miłość"
4 z 9
Mieszkałaś w wielu krajach na świecie. Gdzie najfajniej żyje się kobiecie?
Alicja Bachleda Curuś: Najbardziej kobieca czułam się w Nowym Jorku. Pewnie dlatego, że tam jest większy nacisk na modę, na styl. Bardziej myślałam o tym, jak wyglądam. To miasto dawało mi natchnienie i pewnego rodzaju lekkość.
To dlaczego zdecydowałaś się żyć w Los Angeles?
Alicja Bachleda Curuś: Tu znajdują się agencje aktorskie, tu produkuje się większość filmów i seriali. Jest tu przestrzeń do życia. Piękna przyroda. Oczywiście brakuje mi europejskich przyzwyczajeń. Kafejek za rogiem, starej architektury, historii. Mieszkając w Nowym Jorku, bardziej odczuwałam bliskość kultury, sztuki. Jestem osobą, która musi być inspirowana, a tam ta inspiracja była na każdym kroku. Teraz, kiedy mam syna, mam też inne priorytety, a dla Henia Los Angeles to raj. Ma i ocean, i góry, superszkołę, dużo przestrzeni do zabawy, ogród, w którym może się zgubić i kreować dżunglę amazońską lub świat dinozaurów. To są rzeczy, których nie chciałabym go pozbawić.
Polecamy: Alicja Bachleda-Curuś o swoim życiu w USA: "Dla Henia Los Angeles to raj"
5 z 9
O dojrzałości i starości:
Wygląda na to, że jest Ci dobrze tak, jak jest.
Alicja Bachleda Curuś: Jest bardzo dobrze. Do niedawna borykałam się z myślą, czy będę tu, czy będę tam. Gdzie jest moje miejsce. Aż doszłam do przekonania, że tak naprawdę moje miejsce jest i tu, i tam. Nie muszę dokonywać wyboru. Przynajmniej na razie.
Czy to może jakiś objaw dojrzałości?
Alicja Bachleda Curuś: Starości! Tak, być może to jest dojrzałość.
A Ty siebie postrzegasz jako osobę dojrzałą? Czy o sobie wciąż myślisz „dziewczyna”?
Alicja Bachleda Curuś: I tak, i tak. Ja wewnętrznie zawsze czułam się osobą dojrzałą. Być może dojrzalszą od otoczenia na pewnych etapach mojego życia. Teraz pielęgnuję w sobie tę 19-letnią dziewczynę, która wie, że wszystko jest możliwe i umie się cieszyć z każdego dnia.
6 z 9
O marzeniach:
Alicja Bachleda Curuś: Od dawna się nad tym nie zastanawiałam. Kiedy jest się osobą odpowiedzialną za rodzinę, marzenia i plany oscylują wokół szczęścia i dobrobytu rodziny czy ludzi, za których odpowiadamy i których kochamy.
Polecamy: "Interesuje mnie to, co mnie przeraża". Alicja Bachleda-Curuś jakiej nie pamiętacie
7 z 9
O urodzie i przemijaniu:
Joan Collins powiedziała, że być piękną to jak urodzić się bogatą i z czasem biednieć. A czym dla Ciebie jest przemijanie? Od zawsze wiedziałaś chyba, że jesteś bardzo ładna?
Alicja Bachleda Curuś: Dziękuję za komplement! Nie, jako dziecko byłam zbyt niepewna siebie, by przyjąć coś takiego do świadomości. Zawsze wierzyłam, że nie urodą, a talentem i pracą zdobywamy kolejne szczyty. Nawet czasem wydawało mi się, że aktorkom z ładną buzią jest trudniej, mniej się im wierzy, mają coś do udowodnienia. Ja sama się na tym łapię, że widząc bardziej charakterystyczną urodę na ekranie, od razu zakładam, że film będzie ciekawszy. Ale pytałaś o przemijanie. Domyślam się, że wkrótce zmiany będą dawały o sobie znać. Jestem w stanie zrozumieć ingerowanie w urodę, jeżeli to ma służyć poprawie samopoczucia. Natomiast nie wydaje mi się, żebym uległa modzie i zaczęła się odmładzać chirurgicznie. Jeżeli bym miała być atrakcyjna, ale widocznie poprawiona, to wolałabym być mniej atrakcyjna, ale naturalna.
To jeszcze Cię nie dotyczy, ale mówi się, że dla kobiet w okolicach czterdziestki nie ma ról.
Alicja Bachleda Curuś: Myślę, że są role. Absolutnie. Mnie interesują role bardziej ambitne. Faktycznie jeśli miałabym wiecznie grać jakąś sexy kelnerkę, modelkę czy być tak zwaną bimbo, dziewczyną, która jest na ekranie tylko po to, żeby być, to faktycznie mogłabym odczuwać presję związaną z biegiem czasu. Mnie interesują takie bohaterki, które przechodzą jakąś metamorfozę emocjonalną, wewnętrzną i to ich piękno nie jest aż tak istotne.
Polecamy: Ofelia, Lady Makbet i... Hamlet. Alicja Bachleda-Curuś dzięki "Vivie!" wcieliła się w wymarzone role
8 z 9
O planach na przyszłość:
A jak wyobrażasz sobie siebie za 10 lat? Siebie, Henia?
Alicja Bachleda Curuś: Staram się nie wyobrażać sobie siebie za 10 lat. Oczywiście życzyłabym sobie i Heniowi, żebyśmy byli zdrowi i mieli świetny kontakt. Ale nie wiemy, co będzie za parę dni, więc staram się nie wybiegać w przyszłość tak daleko.
9 z 9
O miłości:
Alicja Bachleda Curuś: A miłość… Miłość jest najważniejsza (śmiech)! I w moim przypadku musi być bardzo mocna, żeby u mojego boku pojawił się mężczyzna, z którym chcę spędzać życie. Jestem i zawsze byłam otwarta na miłość, tylko w tej chwili ta miłość musi sprostać o wiele większym oczekiwaniom.
Rozmawiała: Katarzyna Sielicka
Zdjęcia: Dennis Leupold
Stylizacja: Agnieszka Ścibior
Asystentka: Karolina Limbach
Makijaż: Adrienne Herbert
Fryzury: Giovanni Giuliano
Produkcja: Pavon
Polecamy: "Interesuje mnie to, co mnie przeraża". Alicja Bachleda-Curuś jakiej nie pamiętacie