Alicja Bachleda-Curuś od blisko 10 lat żyje między Polską a Los Angeles. Miasto Aniołów na "swoje miejsce" wybrała świadomie. Tu znajdują się agencje aktorskie, tu produkuje się większość filmów i seriali. Jest tu przestrzeń do życia. Piękna przyroda. To także "raj dla Henia" - w wywiadzie dla "Vivy!" wyznała, że odkąd ma syna, zmieniły się jej priorytety i zalety życia w Los Angeles są tym, czego nie chciałaby go pozbawiać.

Reklama

Dlatego po latach rozterek, aktorka doszła do przekonania, którego się trzyma:

Jest bardzo dobrze. Do niedawna borykałam się z myślą, czy będę tu, czy będę tam. Gdzie jest moje miejsce. Teraz wiem, że tak naprawdę moje miejsce jest i tu, i tam. Nie muszę dokonywać wyboru. Przynajmniej na razie.

Alicja i 6-letni Henry Tadeusz (którego ojcem jest aktor Colin Farrell) dużo jednak podróżują, również do Polski.

Henio lubi tu przyjeżdżać. Nawet bardzo.

Zobacz także
Dennis Leupold

Jest jednak coś, co mu przeszkadza w kraju dziadków.

Staram się zostawać na dłużej niż trzy tygodnie, bo Heniowi tyle zajmuje przestawienie się na nasz czas. Ostatnio byliśmy w Polsce sześć tygodni, a była to, zima kiedy nie było ani słońca ani śniegu. Ciemno. Henio budził się o drugiej po południu, kiedy już się robiło szaro, więc miał sześć tygodni nocy. I powiem szczerze, że pod koniec już bardzo chciał wracać do słonecznego, ciepłego LA. Zresztą ja też.

Ale aktorka jest też rozdarta - jak już jest w Stanach, to...

Przyznam, że będąc za oceanem, tęsknię za tą naszą szarugą i wiele bym oddała za parę deszczowych, pochmurnych dni.

Cała rozmowa z Alicją Bachledą Curuś w najnowszej "Vivie!", już w kioskach.

Dennis Leupold
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama