Reklama

Aktorka wybitna. A przy tym niezwykle skromna, zawsze żyjąca z boku, w cieniu. Mimo że bez niej trudno wyobrazić sobie historię powojennego teatru, nie pławiła się nigdy w blichtrze sławy. Teresa Budzisz-Krzyżanowska zachwycała m.in. jako Elżbieta I w spektaklu „Elżbieta, królowa Anglii”. Zagrała również w „Przeprowadzce”, „Ziemi Obiecanej” czy „Korczaku”. Praca była dla niej zawsze priorytetem. Niestety, los nie był dla obchodzącej aktorki łaskawy... W styczniu 2019 roku zorganizowano zbiórkę na jej leczenie (przez skutki fatalnego wypadku samochodowego sprzed lat). Włączył się w nią sam papież Franciszek, który przysłał wówczas płaskorzeźbę ze srebra na aukcję charytatywną. Podkreślił przy tym, że pamięta o polskiej aktorce w swoich modlitwach i wyprasza dla niej łaskę zdrowia. Co dziś dzieje się z Teresą Budzisz-Krzyżanowską i dlaczego tak rzadko o niej słyszymy?

Reklama

[Ostatnia aktualizacja treści na VUŻ 15.04.2024 r.]

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: dzieciństwo, początki kariery

Teresa Budzisz-Krzyżanowska przyszła na świat w Tczewie na Pomorzu 17 września 1942 roku. Jej dzieciństwo przypadło na trudne wojenne lata. Ojciec zmarł jeszcze przed jej narodzinami. Był więźniem obozu Dachau, skąd zwolniono go dzięki wysiłkom żony. Ale podupadł na zdrowiu, chorował. „Spłodził mnie i umarł", podsumowała gorzko po latach Teresa Budzisz-Krzyżanowska. „Mama została z czwórką dzieci i ze mną w brzuchu, to musiało być dla niej okropne", wspominała w rozmowie z Mikiem Urbaniakiem. Ale to właśnie mamie Teresa zawdzięcza swoje pierwsze fascynacje sztuką. Mimo że była to prosta kobieta, miała niezwykłą wrażliwość, którą przekazała swoim latoroślom. „Gdy czytała nam w domu , robiła to wspaniale. I pięknie śpiewała. Ten śpiew wciąż dźwięczy mi w uszach”, wspominała po latach.

Zobacz też: Jan Suzin po 40 latach błyskotliwej kariery w telewizji, odszedł bez słowa

W serialu „Z biegiem lat, z biegiem dni", reż Andrzej Wajda, z 1980 rok. Fot: INPLUS/East News

Przed maturą pojechała do starszej o dwanaście lat siostry, do miasta Czechowice-Dziedzice, żeby odciążyć mamę, także finansowo. Do szkoły teatralnej nastoletnia Teresa zdawała w Krakowie. Powiedziano jej, że nie zdała. Wróciła do domu do mamy zrozpaczona, rozgoryczona. Czuła, że nie była gorsza, chociaż gorzej wyglądała, nie miała szpilek, ani modnej sukienki. Temu przypisywała porażkę. Jej mama dziękowała za to Bogu, bo nie chciała, żeby córka została aktorką. Ale nieoczekiwanie przyszło zawiadomienie, żeby się zgłosiła do II etapu, że wcześniej zaszła pomyłka. W Krakowie szybko odnalazła swoje miejsce. Zadebiutowała w 1964 roku w spektaklu „Niech no tylko zakwitną jabłonie” Agnieszki Osieckiej. Zwracała uwagę, przyciągała wzrok. Widać było, że ma talent, sceniczną osobowość i charakter.

Aktorka z drużyny Andrzeja Wajdy, polska Meryl Streep

Na roku poznała swojego przyszłego męża Jana Krzyżanowskiego, jednego z najprzystojniejszych chłopców w szkole teatralnej. Kochało się w nim wiele dziewczyn, ale on był zafascynowany poważną, tajemniczą koleżanką. Zakochali się w sobie, na III roku studiów wzięli ślub. Teresa Budzisz-Krzyżanowska miała 22 lata i była przed dyplomem, kiedy okazało się, że jest w ciąży. Pomogła jej wtedy inna wielka aktorka Halina Gryglaszewska, oferując etat w jednym z teatrów. Budzisz-Krzyżanowska szybko została dostrzeżona i zrobiła aktorską karierę.

W Krakowie, w Teatrze Starym, trafiła do „drużyny Andrzeja Wajdy”, grała w jego wielkich spektaklach „Nocy listopadowej”, „Z Biegiem lat, z biegiem dni”, a w końcu lat 80. w „Hamlecie IV” (Wajda tak nazwał spektakl, bo była to jego czwarta inscenizacja tego dramatu). Gdy zaproponował jej tę rolę myślała, że żartuje. Ale, jak pisali krytycy, zagrała ją bezbłędnie, bez cienia fałszu, a jej przeistaczanie się w Hamleta było fascynujące „Krzyżanowska była większa niż jakiekolwiek ograniczenia płci”, napisał angielski szekspirolog Tony Howar (cytuję za rozmową w wortalu Dzienniku Teatralny.pl) .

Pracowała z Krzysztofem Kieślowskim, Kazimierzem Kutzem, Mariuszem Trelińskim, Januszem Morgensternem. Czasem nazywana jest polską Meryl Streep. Zagrała wiele wspaniałych ról, które długo tu można by wymieniać. Wyrazista, rozedrgana od emocji, ze wspaniałym głosem i dykcją, robiła wrażenie nawet w rolach drugoplanowych. Obok jej talentu po prostu nie można było przejść obojętnie. Zachwycała. Świetnie śpiewała. Songów Jenny z „Opery za trzy grosze” w jej wykonaniu można by słuchać bez końca.

Zobacz też: David Jason przez pół wieku nie miał pojęcia, że ma drugą córkę. Gdy ją spotkał, nie posiadał się ze szczęścia

Teresa Budzisz-Krzyżanowska, film „Masdkarada", reż Janusz Kijowski, 1986 rok. Fot: INPLUS/East News

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: o Jerzym Bińczyckim

Po latach w rozmowie z Dziennikiem Teatralnym.pl aktorka wspominała czas spędzony w Teatrze Starym (grała w nim przez dekadę). „Cóż to był za zespół! Konkurowaliśmy ze sobą, ale po spektaklach, w SPATiF-ie, stanowiliśmy jedność. Choć obowiązywała hierarchia, królem był Jurek Bińczycki - przy swym wielkim stole tuż przy wejściu. To wokół niego zbierali się „na omówienie spektaklu" pozostali aktorzy. Czasem do świtu trwało rozstawanie się z rolą, okraszone żartami, śpiewami i rozmowami „istotnymi" w Witkacowskim stylu”.

Podobno kiedyś „Binia”, jak go nazywano, zabrakło przy tym wielkim stole, siedział w kącie samotnie nad kieliszkiem wódki. Markotny i sfrustrowany. Wreszcie ktoś odważył się podejść z pytaniem, co się stało? Odpowiedź brzmiała . Co za pomysł, jaka reżyseria! Cały wieczór pracował na ten dowcip. Budował napięcie. Żal, że to se już newrati.

Czytaj także: Tadeusz Różewicz był z żoną Wiesławą przez 70 lat, nigdy się nawet nie pokłócili. On marzył, by odeszli razem...

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: życie prywatne, partnerzy

W latach 70. i 80. była jedną z najpopularniejszych aktorek filmowych i teatralnych. Niestety, w życiu osobistym nie układało jej się tak dobrze. Mimo starań i prób, nie udało się jej ocalić małżeństwa z Janem Krzyżanowskim. Chociaż pobrali się chyba z wielkiej miłości. „Był taki przystojny, dobry, czuły. Superfacet", wspominała byłego męża w rozmowie z Mikiem Urbaniakiem.

Aktorka bardzo starała się dzielić czas między „poezję sceny a prozę życia”, jak mówiła Anna Dymna. Ale nie zawsze się to udawało, nie miała pewności, czy poświęciła córkom tyle czasu, ile pewnie go potrzebowały. Nic dziwnego: długie plany filmowe, kolejne angaże i poczucie, że odpuszczenie może wiązać się z zawodową banicją i zapomnieniem... Tak wyglądała rzeczywistość tamtych czasów dla wszystkich aktorów.

Kiedy była młoda, grali z mężem w jednym teatrze. Czasem zabierali do niego dziecko. „Pamiętam wieczór, kiedy musieliśmy zabrać małą Anię do teatru, bo mój mąż Janek też grał w tym spektaklu. Był narzeczonym Panny Rosity, który opuszcza ją w pierwszym akcie, a ona przez dwa kolejne cierpi i czeka na niego bez skutku. Po przedstawieniu wracaliśmy do domu i Ania oświadczyła z płaczem, że nigdy więcej nie pójdzie do teatru, bo to wszystko nieprawda, „bo przecież tatuś nigdy w życiu by tak nie postąpił...”.

Gdy na świecie pojawiła się druga córka wydawało się, że rodzina ma się dobrze. A jednak ich małżeństwo się rozpadło. Nie pomogły nawet przenosiny z Krakowa do Warszawy, nowe miejsce miało wnieść powiew świeżości do ich życia, stworzyć przestrzeń, być grubą kreską i nowym początkiem. Stało się jednak inaczej... Rozeszli się w latach 80. Jan Krzyżanowski sporo grał, ale nigdy nie zrobił takiej kariery, jak żona.

Zobacz też: Halina Frąckowiak powiedziała, że śmierć Anny Jantar była jej wielką osobistą stratą. Ich relacja dziś wywołuje łzy

Teresa Budzisz-Krzyżanowska z Andrzejem Wajdą i Jerzym Trelą, Kraków, 1981 rok. Fot. PAP/Jerzy Ochoński

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: wypadek samochodowy

W początku lat 90. Teresa Budzisz-Krzyżanowska miała bardzo groźny wypadek samochodowy. Przez rok wracała do zdrowia. Opowiadała, że gdy się obudziła, czuła potworne zimno, ból, na twarzy miała „befsztyk”. Ale gdy zobaczyła nad sobą zrozpaczone córki, zaczęła je pocieszać. „Nie martwcie się, nic się nie stało. Będzie nawet lepiej, bo teraz już na pewno będę zawsze z wami”. Była przekonana, że nie wróci na scenę, ale w tamtym czasie najważniejsze było to, że żyła.

„Jeździłam na wózku, lekarze próbowali jakoś mnie poskładać i uruchomić. Nie wiedziałam, co dalej ze mną będzie, więc ich zachowanie było przede wszystkim budujące. Bardzo chciałam sprostać ich oczekiwaniom i pokładanym we mnie nadziejom, chociaż wiedziałam, że nie będzie łatwo. I nie było”, wspominała aktorka (cytuję za Interia.pl).

W innej rozmowie, po wielu latach, mówiła: „ten wypadek ciągnie się za mną do dziś. Chodzę jak pokraka, ale chodzę. Cóż, widocznie tak musiało być. Od tamtego czasu żyję wdzięcznością dla ludzi, którzy byli wtedy przy mnie. Gdy doszło do wypadku, byłam w trakcie prób „Fantazego" w Ateneum, gdzie Holoubek zaproponował mi gościnne występy.

Do dziś pamiętam, jak do mojego pokoju w Konstancinie, gdzie się rehabilitowałam, zapukało trzech panów - Holoubek, Warmiński i Szczepkowski, by mi powiedzieć, że będą czekać na mój powrót. To był nadzwyczajnie ludzki gest. Czy teraz do powtórzenia? Czekali niemal rok!”, wspominała. Ale dla niej przecież było warto.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: życie po wypadku

Przechodziła przez kryzysy i zwątpienie. To była walka nie tylko o życie i powrót do ruchowej sprawności. Ale też o powrót do zawodu, najważniejszy egzamin, nieludzka wręcz próba. Po kilku miesiącach od wypadku próbowała grać, ale szybko przekonała się, że jest za słaba, by wytrzymać spektakl na scenie. Chciała już się poddać, zrezygnować, powstrzymał ją wtedy Gustaw Holoubek. „Powiedział mi: . Pomyślałam: „No, fakt, usiądę przed telewizorem i będę rozpatrywała swoje boleści? To bez sensu”. Dlatego jeśli tylko się da, do końca chcę uczestniczyć z nieumiarkowanym entuzjazmem w życiu i w teatrze”.

Udało jej się wrócić do pełni życia, ale złamanie i obrażenia doznane w czasie wypadku z biegiem lat dawały o sobie znać. Aktorka miała problemy z poruszaniem się, bólami. Pomagało jej wielu znajomych. Anna Dymna i jej fundacja zorganizowali w 2019 roku koncert charytatywny, z którego dochód poszedł na leczenie i rehabilitację dla Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej.

Zobacz też: Nie był ochrzczony, przeżył nawrócenie. Mówi, że Maryja pomaga mu zrozumieć żonę

Teresa Budzisz-Krzyżanowska na spotkaniu poświęconym poezji Cypriana K. Norwida, 2002 rok. FOT. WOJTEK JARGILO / AGENCJA GAZETA

Pod młotek trafiła m.in. srebrna, miniaturowa płaskorzeźba z miasta Grosseto, ofiarowana przez papieża Franciszka i sprzedana za 2,2 tysiąca złotych a za 2,6 tysiąca sprzedano ołówek Cerruti, będący darem Tadeusza Konwickiego dla Gustawa Holoubka. Pióro podarowane przez prezydenta Andrzeja Dudę poszło za ponad tysiąc, a kolczyki od jego żony Agaty Kornhauser-Dudy - za 3 tysiące. Najwyższą cenę - 12 tys. zł – osiągnął zegarek podarowany przez Zbigniewa Preisnera. Niezłą cenę, ponad 5 tysięcy złotych, zdobył też scenariusz Andrzeja Wajdy do niezrealizowanego filmu o Edwardzie Stachurze.

Anna Dymna mówi, że Teresa Budzisz-Krzyżanowska jest dla niej światełkiem. „Czasem, gdy było mi źle, myślałam: ”.

W spektaklu „Wujaszek Wania" , w reż. Iwana Wyrypajewa, 2018 rok. Fot. Justyna ROJEK/East News

Niezniszczalna Teresa Budzisz-Krzyżanowska: moc na scenie i w życiu

Czasem onieśmielała. Robiła wrażenie chłodnej i zdystansowanej. Gdy jeździli na tournee z teatrem „Studio”, koło niej często było puste miejsce. „Kiedyś zapytałam, dlaczego tak jest, Annę Romantowską. Na co ona odpowiedziała: „bo ludzie się ciebie boją”. Nie rozumiałam, dlaczego. . Wydaje mi się, że nigdy się nie wywyższałam, ale muszę przyznać, że trudno było mi nawiązywać przyjaźnie”, zwierzyła się w jednej z rozmów. A jednak tyle ludzi pragnęło jej pomóc...

Teresa Budzisz-Krzyżanowska jest dzisiaj nie tylko mamą, ale i babcią. Przez wiele lat uczyła w szkole teatralnej, jej wychowankiem jest m.in. Marcin Dorociński. Jeszcze w 2018 roku grała w „Wujaszku Wani” w reżyserii Iwana Wyrypajewa, co prawda na wózku. Bierze udział w przedsięwzięciach e-teatru, w sierpniu 2021 roku czytała „Promethidiona” Cypriana K. Norwida w Instytucie Teatralnym. Jak zwykle – nie poddaje się i pokazuje siłę, która w niej drzemie. Taka już jest...

W 2020 roku była jedną z laureatek konkursu Mistrzowie Mowy Polskiej. Do dzisiaj przyjaźnią się i wspierają z Anną Seniuk, która była jej koleżanką z roku. Mają taką niepisaną umowę, że rozmawiają o wszystkim, tylko nie o chorobach. Teresa Budzisz-Krzyżanowska pytana, co jest dla niej najważniejsze, odpowiada od lat: „życie!”. Ona i jej postawa, jak się wydaje, są jego esencją...

Reklama

Czytaj także: Był reżyserem najbardziej kasowego polskiego filmu, poślubił 30 lat młodszą aktorkę. Ta historia była tragiczna w skutkach

Reklama
Reklama
Reklama