Reklama

Legenda polskiego rocka. Od 50 lat króluje na scenie. Gdy zespół Perfect zakończył swoją działalność, fani poczuli, że kończy się pewna epoka. Grzegorz Markowski niedawno ogłosił, że nie weźmie udziału w pożegnalnej trasie zespołu. O powodach zamknięcia pewnego etapu w swojej karierze muzyk opowiedział w rozmowie z Moniką Olejnik. A my przypominamy, jak wspaniały wokalista, kompozytor i autor tekstów rozpoczął swoją przygodę ze sceną! Niektóre fakty z jego życia zaskakują!

Reklama

Grzegorz Markowski – narodziny rockmana

„Jak patrzę na kobiety, to myślę, że założyłbym sobie harem. Gdy na alkohol, myślę: O, tego jeszcze nie próbowałem. Z piosenkami jest podobnie. Mam apetyt na życie, poznawanie nowych ludzi i tworzenie nowych dźwięków”, mówił w VIVIE Grzegorz Markowski.

Każdy zna przeboje - Autobiografia, Nie płacz Ewka, Chcemy być sobą czy Niewiele ci mogę dać. Perfect na czele z Grzegorzem Markowskim stworzyli jeden z najpopularniejszych zespołów w Polsce. Jak zaczęła się jego przygoda ze sceną?

Muzyka od zawsze była dla niego najważniejsza. Zdarzało się, że jako ministrant zakradał się do organów i oddawał się swojej pasji. „Gdy byłem ministrantem w Józefowie, czekałem aż skończy się msza. Kościelny sprzątał kościół, a ja zapier****** na górę, żeby pograć sobie na organach Bielszy odcień bieli Procol Harum. To była dla mnie czynność fizjologiczna. Muzyka była i jest dla mnie czymś mistycznym i euforycznym. Żaden narkotyk tego nie daje”, wyznał w wywiadzie z 2003 roku w Playboyu.

PIOTR FOTEK/REPORTER

Już w wieku 15-16 lat wraz z zespołem grywał w mniejszych miejscowościach. „Ja jestem zadżumiony muzyką. To jak choroba psychofizyczna. Po prostu musisz to robić. Niesamowite, jak ludzie są związani z piosenkami, które były ważne na jakimś etapie ich życia”, mówił po latach w wywiadzie VIVY!

Potem doda także, że wszystko co osiągnął zawdzięcza żonie. „Miałem takie ciągoty, że nie wiem, czy gdyby nie ona, tobym dzisiaj w mafii nie przewoził jakichś dziwnych rzeczy z Meksyku albo spirytusu z Niemiec. Wychowałem się w kryminogennym środowisku. Józefów był małą miejscowością, w której było dużo biedy, a bieda rodziła agresję. Nasz tata prowadził roboty budowlane, w miarę szczęśliwie, więc stać nas było na dobre kurteczki, na wycieczki, na życie bez dużych upokorzeń, choć niezbyt bogate. Ale we wszystkich domach naokoło był ktoś, kto siedział. Wszyscy nasi najbliżsi koledzy, z którymi się wychowałem. Sam miałem impulsywny charakter, lubiłem tych swoich kolegów. Potatuowani, pocięci, po wyrokach… ”, mówił o latach swojej młodości Grzegorz Markowski .

Prawdziwy byłem tylko na scenie – prawdziwy, bo żywiołowy

W jednym z wywiadów artysta przyznał, że do czwartego roku życia prawie nic nie mówił, jąkał się. „Przez bardzo długi czas miałem kompleks, że jestem gorszy od innych. (…) Była to jakaś ułomność psychiczna. Potem się to poprawiło, ale zakłopotanie zostało do niedawna. Czułem się zakłopotany wśród ludzi inteligentnych, obytych i pewnych siebie. Prawdziwy byłem tylko na scenie – prawdziwy, bo żywiołowy. Do dzisiaj mam ochotę uciekać”, zwierzał się w Playboyu. Mimo tego wewnętrznego zamknięcia i nieśmiałości, Grzegorz Markowski miał sporo za uszami. Wychowywał się wraz z trzema braćmi w Józefowie.

Wokalista Perfectu uciekł z domu w wieku 12 lat, ponieważ chciał dostać się do Szwecji. „Jak miałem czternaście lat, chciałem popełnić samobójstwo. Zeżarłem dwa termometry. Myślałem, że umrę, ale tylko zepsułem sobie wątrobę i żołądek. To był wiek uniesień. Pisałem wiersze… Świat dla mnie nie miał wtedy sensu. Poza tym topiłem się, spadłem z konia, a kiedyś floret przebił mi maskę i wbił się koło oka. Mogłem zginąć, ale wiecie, brat – ksiądz… Mam dobre układy z Szefem”, dodawał w jednym z wywiadów [cytat za wywiadowcy.pl].

Bartosz Krupa/Dzien Dobry TVN/East News

Zespół Perfect

Czas Perfectu

Zaraz po maturze Grzegorz Markowski rozpoczął pracę w Zakładzie Materiałów Magnetycznych Polfer. Pierwsze doświadczenia sceniczne zdobywał grupie Watabah i Studio Piosenki ZAKR. Swoje wokalne umiejętności szkolił w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Okólniku. Przez cztery lata (od 1974 roku) pojawiał się na deskach Teatru na Targówku. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że Grzegorz Markowski zasilał także szeregi grupy Vox, która wcześniej nosiła nazwę Victoria Singers. Na swoim koncie ma udział w licznych konkursach i festiwalach. Wokalista zachwycał na koncercie Debiutów w Opolu, a także Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze.

Następnie muzyk związał się z grupą Perfect, z którą koncertował od 1980 do 1983 roku. Jak trafił do zespołu? W wieku 27 lat wydał singiel, który skłonił Zbyszka Hołdysa i Bogdana Olewicza do zaproponowania mu współpracy. Szybko podbili listy przebojów, a każda piosenka stawała się hitem. Grzegorz Markowski doskonale pamięta pierwsze koncerty i czas tworzenia. To wszystko napawało go dumą, dawało satysfakcję i było źródłem radości. Ale sam przyznał, że nie lubił nigdy słuchać swoich wykonów i oglądać się na scenie. Cieszył go sukces, ale już nie wokal.

„W latach 80. polska elita to było raptem pięć kapel. I było łatwiej, bo w kontrze do komunizmu społeczeństwo było skonsolidowane. A nas, artystów, postrzegano jako solidarną rodzinę, która daje powiew wolności – mniej czy bardziej elegancki. Raz to były fajne happeningi, innym razem zwykłe chamstwo, ale widziano w tym jakiś sens”, wspominał artysta w rozmowie z Aleksandrą Kwaśniewską.

I dodawał: „Jeśli mówi się, że rock and roll podmywał system, to prawda. Ale prawda jest też taka, że wszyscy się wtedy realizowali. Pili, bzykali panny, grali, byli na listach przebojów. Zarabiali fatalne pieniądze co prawda, bo ja za koncert dostawałem dolara minus dziesięć procent podatku, ale żyliśmy pełnią życia”.

Zobacz też: Muzycy Perfectu zaskoczeni oświadczeniem Grzegorza Markowskiego! Nie chcą odwołać ostatniej trasy

W 1983 roku Polacy usłyszeli utwór Autobiografia, uznawany za hymn pokolenia. A Grzegorz Markowski wyznawał, że ta piosenka jest jak modlitwa, zawsze śpiewał ją z duszy i z serca.

Po rozwiązaniu grupy pojawiał się w zespołach Hazard i Samolot. Skupiał się także na prowadzeniu firmy budowlanej, która miała swój udział w budowie stacji warszawskiego metra.

„Od jedynki do siódemki, bo wtedy te stacje nie miały jeszcze nazw. Jak widzisz tam różne brązy, szarości, glazurę, terakotę, to moje roboty wykończeniowe. (…) Taki mozół to trochę sprawdzian – że jeśli znajdę się na pustyni albo w dżungli, nie zginę. To bardzo męskie. Wcześniej był puder i panie mnie czesały, a potem nagle cement, wapno, dechy i trzeba pracować, mimo że jest zero stopni”, zwierzał się w VIVIE!.

Marcin Kempski/I LIKE PHOTO

Grzegorz Markowski z Aleksandrą Kwaśniewską w sesji VIVY!

Pod koniec lat 80. na rynku pojawiła się jego solowa płyta, a następnie po reaktywacji zespołu Perfect, wokalista znów pojawił się na scenie w szeregach grupy. „Alkohol, narkotyki, kobiety i muzyka. Najsilniejsze afrodyzjaki. To najbardziej nakręca rockmanów”, mówił w jednym z wywiadów VIVY z Aleksandrą Kwaśniewską.

Co ciekawe, muzyk podkreślał, że zawsze był zbyt nieśmiały jak na zawód rockandrollowca. Wybrał jednak życie, które nie podlega rutynie, a na każdym kroku czyhają na niego pokusy. Alkohol i narkotyki często są nieodłączne dla rockandrollowego stylu. Wielu muzyków ma problem z używkami. Czy sam czuł, że w pewnym momencie idzie za daleko? Nie ukrywa, że alkohol towarzyszy artystom na każdym kroku.

„Uprawiam taki zawód, w którym smutek i radość splatają się ze sobą jak warkocz. A przy jednym i drugim leci się po flaszkę albo sięga po flaszkę”, mówił. Nie ukrywał także, że w swoim życiu próbował wielu wynalazków. „W swoim życiu spróbowałem wszystkiego, bo warto spróbować. (…) Nie wiem, jak po trawie cokolwiek można robić. Po alkoholu i owszem, np. po pięćdziesiątce koniaku, który powoduje szybkie ukrwienie strun głosowych”, zwierzał się w rozmowie z Playboyem wiele lat temu.

Grzegorz Markowski zawsze podchodził do niego ostrożnie. „Bo zauważyłem, że alkohol zaczyna mi zbyt mocno smakować. Wszyscy się zdziwili moją decyzją, ale ja nie chcę się zgubić, a sporo ludzi w moim wieku już się pogubiło. Nie mam ochoty wpier***** się w taki kanał, żeby trząść się na śmietniku i pić denaturat”, mówił [cytat za wywiadowcy.pl].

Na wybory artysty ma też duży wpływ wiara i fakt, że brat Grzegorza Markowskiego jest biskupem. „Wychowaliśmy się blisko kościołka w Józefowie. Duch wiary był w nas od małych dzieciaczków. To coś, co daje ukojenie i uspokojenie, moralny kręgosłup. Staraliśmy się chronić przed grzechami. W sytuacjach kryzysowych możliwość modlitwy była dla mnie bardzo ważna”, mówił Grzegorz Markowski w programie „Monika Olejnik. Otwarcie”.

Sprawdź: Historia miłości Grzegorza i Krystyny Markowskich. Ich ślub o mały włos by się nie odbył...

Piotr Matusewicz/East News

Koniec Perfectu, Grzegorz Markowski wycofuje się z koncertowania

Gdy w 2019 roku wraz z Patrycją Markowską, wokalista wydał płytę pt. Droga, zaznaczył, że najprawdopodobniej to będzie jego ostatnia płyta. „Powiem ci szczerze: wydaje mi się, że ja powiedziałem w życiu, w sensie muzycznym, prawie wszystko, co mogłem. Wszystko to było bardzo szczere, autentyczne, dynamiczne. To jest chyba zamknięcie jakiegoś rozdziału. I to chyba jest ostatnia płyta”, zwierzał się w wywiadzie dl Dziennika.pl.

Niedawno grupa Perfect wydała swój ostatni singiel, którym żegnali się z fanami. Muzyk ogłosił, że nie pojawi się na pożegnalnej trasie. Razem z zespołem Perfect miał wkrótce świętować 40-lecie grupy.

„Gdy z chłopakami żegnaliśmy się z Wami - obiecaliśmy zagrać serię koncertów kończących nasze wspólne perfectowe granie. I to był super plan. Perspektywa, że robi się coś ostatni raz, jest bardzo kusząca. To było przed pandemią. Przekładamy zaplanowane ponad rok temu koncerty z miesiąca na miesiąc. Przesuwamy, zmieniamy i jednocześnie, co ważne, nie gramy, nie próbujemy razem. A wierzcie bądź nie - to jest bardzo ważne. Bez tego nie da się wyjść i zaszaleć. A to z uwagi m.in. na mój stan zdrowia, który się ostatnio pogorszył”, pisał Grzegorz Markowski.

„Z ciężkim sercem chcę Was teraz przeprosić, ale nie mogę udawać, że nic się nie zmieniło i że jestem w stanie zagrać z zespołem dla Was tak jak grałem przez lata”, dodawał.

W najnowszej rozmowie z Moniką Olejnik w cyklu „Monika Olejnik. Otwarcie”, mówił otwarcie: „Przestraszyłem się tych koncertów, że nie dam rady. Coś się kiedyś kończy. Nie chciałem być śmiesznym starszym panem, który wjeżdża bez formy i bez energii z nieczystym śpiewaniem”. „Czuję się pokonany przez życie troszkę i wcale nie jest to dla mnie przyjemne uczucie, gdy ogłaszam, że odchodzę z zespołu Perfect. Chce zostać w muzyce, będę gdzieś sobie grał jako gość”, dodawał muzyk. Wokalista uspokoił także, że z jego zdrowiem jest już wszystko w porządku.

PRZECZYTAJ: „Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym”. To koniec zespołu Perfect...

Grzegorz Markowski życie prywatne. Jakim jest mężem i ojcem?

Mówi o sobie, że jest niecierpliwy. „Jestem człowiekiem bardzo niecierpliwym. Ja bym sobie życzył, aby było więcej szczęśliwych ludzi wokół mnie, wtedy ja będę też szczęśliwy”, zwierzał się w wywiadzie dla RokickieWiadomości.com.pl.

„Na pewno wierzę w miłość”, mówił w VIVIE!. Swoją ukochaną poznał, gdy miał 16 lat. I to uczucie trwa do dziś. Z żoną od wielu lat tworzy szczęśliwe małżeństwo. Ukochana muzyka ma duszę artystki. Była tancerką, sporo wyjeżdżała. Pracowała ponad 20 lat. Zdarzało się, że małżonkowie nie widzieli się bardzo długo. Zawsze do siebie wracali, byli ciekawi siebie, zaskakiwali się.

„Jesteśmy małżeństwem od 1973 roku, łącznie z narzeczeństwem jakieś 40 lat. Bywały chwile słabości, pewnie po obu stronach, bo żona była tancerką i zjeździła świat w towarzystwie pięknych, młodych tancerzy i chórzystów. Było w czym wybierać. Zawsze zostaje trochę niepewności. A może mnie zdradziła? Mam nadzieję, że nie”, opowiadał Aleksandrze Kwaśniewskiej.

O ukochanej zawsze wypowiada się z czułością i uczuciem. „Krysia daje mi masę optymizmu. Bywam nieznośny. Rano jestem wkurzony po źle przespanej nocy, a ona schodzi na dół, śpiewając „Czerwone korale”, i cała złość przechodzi. To jest terapeutyczny, piękny zabieg. Krysia jest taką osobą, która na przyjęciach rodzinnych działała na dzieci jak Kaszpirowski. Siadały koło niej i zasypiały. Tu harmider, wóda się leje, a te śpią jak dwa gołąbki. Tak samo dzieje się ze mną. Jak ona mnie nie dotknie, to nie zasnę”, dodawał Grzegorz Markowski. Żona ma duży wpływ na muzyka, jest jego oparciem i siłą.

KRZYSZTOF WOJDA/REPORTER

Grzegorz Markowski z żoną, Krystyną, 2002 rok

„Choć Krysia jest w stanie zrobić ze mną wszystko. Delikatnie, po kobiecemu, twierdząc, że decyzja jest po mojej stronie. Potem następuje moment perswazji i podania w wątpliwość mojej decyzji, aż dochodzę do wniosku, że faktycznie ma rację. (…) Bardzo podobnie postrzegamy świat, patrzymy na sprawy materialne, na sztukę. Podobają nam się raczej te same rzeczy. Rzadko pojawiają się jakieś kontrowersje”, mówił.

To dzięki żonie muzyk skończył naukę ze świetnymi wynikami. Zagroziła mu, że zerwie zaręczyny, jeśli nie będzie się uczył. Podziałało. Wszystko zawdzięcza właśnie jej. „Chodziła na wywiadówki do ogólniaka jako moja starsza siostra do czasu, aż mnie przyskrzyniła nauczycielka, jak się z siostrą namiętnie całowałem na peronie (śmiech). No i Krysia powiedziała, że zerwie zaręczyny, jak ja tej matury nie uklepię”, relacjonował w archiwalnej rozmowie VIVY! Z Aleksandrą Kwaśniewską.

Wokalista doczekał się dwójki dzieci. Grzegorz Markowski nie ukrywał także przed nikim, że oprócz córki ma także syna, który jest owocem nastoletniej miłości. Jak podawał dziennik Fakt, Piotr na co dzień pełni funkcję dyrektora agencji ubezpieczeniowej. Brat Patrycji Markowskiej jest od niej starszy o osiem lat.

„Ja miałem zaledwie 15 lat, ona – 16. Z trwającego kilka tygodni związku niespodziewanie zrodziło się nowe życie. Wiem o istnieniu Piotra od początku. Nigdy tego nie ukrywałem przed bliskimi, ale też i nie było powodu do dumy, bo z mamą Piotra byłem bardzo krótko. W tamtych młodzieńczych czasach wynikł z tej znajomości całkiem spory skandal, bo wszystko to działo się w moim rodzinnym mieście, niewielkim Józefowie pod Warszawą. Miasteczko wprost huczało od plotek! (…) Proszę mi wierzyć, nic się nie dało zrobić, by mój związek z mamą Piotra mógł przetrwać. Nie kochałem jej… Bo czy w wieku 15 lat można mówić o prawdziwej miłości”, mówił w rozmowie z Twoim Imperium w 2007 roku.

ZOBACZ: Grzegorz Markowski i Patrycja Markowska opowiedzieli o swojej nietypowej relacji...

Muzyk płacił alimenty na syna, aż do momentu, w którym Piotr skończył 23 lata. „Rodzice mamy Piotra byli bardzo zamożni i otoczyli ją najlepszą opieką, jakiej mogła wtedy potrzebować. A ja… Trudno zachować się dorośle, kiedy nie ma się nawet zarostu. Płaciłem jednak alimenty na Piotra do czasu, aż ukończył 23 lata. Dziś jest dojrzałym mężczyzną. Ma dwie córki. Pracuje w dużej firmie ubezpieczeniowej. Jest człowiekiem bardzo zapracowanym. Widujemy się rzadko. Trudno się temu dziwić, bo przecież nigdy nie byliśmy rodziną”, wyznał w tym samym wywiadzie Grzegorz Markowski.

Piotr WYGODA/East News

Grzegorz Markowski z żoną Krystyną, 2010 rok

Co Grzegorz Markowski czuł, gdy dowiedział się, że Patrycja idzie jego drogą? „Musiałem ważyć słowa i musiałem Patrycji wytłumaczyć pewne rzeczy. Za chwilę sama weszła w tę branżę. Przyszła i powiedziała: „Tatusiu, wstąpiłam do zespołu bigbitowego”. Mi włosy stanęły dęba. Zacząłem ją uczulać na te wszystkie pułapki, na „smakołyki”. Na to, że musi się edukować, mieć jakąś alternatywę. Sam miałem 10-letnią przerwę i mogłem się wziąć za coś innego”, tłumaczył. Zawsze towarzyszy mu lęk o bliskich i wybory córki. Wokalista nie ukrywa, że daleko mu było do wzorowego ojca. Jednak gdy nie koncertował otaczał swoja pociechę troską i poświęcał jej całą swoją uwagę.

„Wyjeżdżałem w trasę koncertową i wracałem bardzo zmęczony. Potem były różne działania, płyty, nagrania. Widziała, że jest tu jakiś element zabawy i różne grzeszki, ale z drugiej strony to po prostu praca, której trzeba oddać bardzo dużo siły, energii i psychiki, żeby ją uprawiać uczciwie i zawodowo. Poza tym nigdy nie widziała, żeby coś złego działo się w naszym małżeństwie”, zwierzał się artysta w rozmowie z VIVĄ.

Gdy Patrycja była nastolatką, często dochodziło w ich relacji do spięć. Czasami kłótnie były bardzo burzliwe. Na szczęście szybko się kończyły. „Poważnych afer nie było, choć raz podzieliły nas solidne drewniane drzwi domowej garderoby. Patrycja miała 16 lat, pokłóciliśmy się o coś ostro i ona zamknęła się tam na cztery spusty. Bałem się, że wpadnie na niebezpieczny pomysł, na przykład samounicestwienia, więc wykopałem te drzwi błyskawicznie! Równie szybko się pogodziliśmy. Nie umiemy się na siebie gniewać”, mówił Grzegorz Markowski w jednym z wywiadów dla Twojego Stylu.

Wokalista Perfectu nie krył nigdy swojej dumy z córki. „Bozia dała jej wszystkie atrybuty: urodę, słuch, głos, ruch – ten po mamusi, bo ja ruszam się jakby chłop w złotych butach chodził po gównie. Jej ideałem jest Tina Turner. Patrycja chce pójść w tę stronę – grać ostro, choć nie ortodoksyjnie rockowo, a jednocześnie akustycznie i intymnie”, mówił o jej talencie. Chociaż obawiała się, że zawsze będzie córką „tego Markowskiego”, udało jej się odnieść samodzielny sukces.

Z kolei Patrycja Markowska przyznawała kilka lat temu w Twoim Stylu, że w rodzice dali jej dużo swobody i obdarzyli zaufaniem, dzięki temu nie miała powodów, by się buntować. Traktowała ich, jak przyjaciół.

„Kiedy tylko w przeszłości pojawiały się „mury nieporozumień”, natychmiast je burzyliśmy. Gdybyś przyszła do nas na wigilię czy rodzinną imprezę, zrozumiałabyś, o czym mówię. Przy stole mnóstwo osób, wszyscy się przekrzykują i gestykulują. Jesteśmy jak włoska familia. Nieraz denerwujemy się na siebie, ale mamy zasadę, że nie zamiatamy niczego pod dywan. Wyrocznią i głową rodziny jest tata. Dobrze jest mieć wokół ludzi z autorytetem”, zwierzała się wokalistka. Dziś to ona jest wsparciem dla rodziców.

Kilka lat temu Grzegorz Markowski wyznał nam, że najbardziej żałuje przegapionej młodości. „Że zbyt późno się czytało Hessego i Bułhakowa. Że takie były dziury w edukacji. Świat literatury jest tak piękny, tak ponętny i tak niezmierzony…Lepiej by było patrzeć na życie z ich perspektywy, kiedy jest się jeszcze bardzo młodym, otwartym. Ja skonstatowałem, że trzeba to nadrabiać, nawet nie z poczucia, że wypada, tylko pochłonęła mnie literatura. Rzeczy niepomiernie piękne, wrażliwe, często chyba ładniejsze niż muzyka”, dodawał.

A my życzymy wszystkiego dobrego!

Źródło: VIVA!, Monika Olejnik. Otwarcie, Muzyka Dziennik.pl, Wywiadowcy.pl, Playboy, Twoje Imperium, Kozaczek, Fakt.pl

VIPHOTO/East News
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama