Samanta Janas 20 lat temu była aktorką, która miała przed sobą świetlaną przyszłość. Znamy ją między innymi z takich produkcji jak: „Kroniki domowe", „To my" czy „E=MC2”. Jest byłą żoną Macieja Stuhra. Oboje tworzyli idealną parę, która z dnia na dzień stanęła pod ostrzałem mediów. Znaleźli się w centrum skandali, a ich małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Samanta Janas miała przed sobą cały świat, jednak wybrała inną drogę. Mimo wielkiego talentu zdecydowała rozwijać swoje inne pasje. Jak dzisiaj wygląda jej życie?

Reklama

Samanta Janas kariera

Samanta Janas przyszła na świat 11 lipca 1977 roku w Warszawie. Ukończyła Europeistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Później postanowiła rozpocząć kolejne studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie oraz Wydziale Sztuki Mediów w warszawskiej ASP. A dzisiaj? Jest artystką multimedialną i fotografką. Z czasem poszła na studia doktorskie.

Samanta Janas i Maciej Stuhr historia miłości

Samanta Janas i Maciej Stuhr wzięli ze sobą ślub w 1999 roku. Ówczesna panna młoda miała wtedy zaledwie 22 lata. Rok później, bo w 2000 roku przyszła na świat ich córka o imieniu Matylda. Oboje przez 15 lat tworzyli idealny związek, jednak ich miłość nie przetrwała próby czasu. Do rozwodu między nimi doszło 17 stycznia 2014 roku. Aktorska para zdecydowała, że ich rozstanie odbędzie się z dala od mediów, jednak nie udało im się tego ukryć.

Jak dzisiaj wygląda życie uczuciowe ulubieńca widzów? Maciej Stuhr w 2015 roku poślubił dietetyczkę Katarzynę Błażejewską, z którą od 2016 roku wychowuje syna o imieniu Tadeusz. Po rozwodzie, Samanta Janas chciała powrócić do swojego panieńskiego nazwiska. W ten sposób mogła rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Dodatkowo zmieniła wizerunek i skupiła się na karierze. Obecnie jest w związku małżeńskim z Jakubem Krupskim, który dawniej był wokalistą w zespole „Tune” i „Kamień Kamień Kamień". Oboje starają się chronić swojej prywatności.

CZYTAJ TEŻ: Jaka na co dzień jest Sara James? Nauczyciele i koledzy nastolatki ujawnili prawdę!

Olga Majrowska

Rafal Maciaga / Forum

Samanta Janas i Maciej Stuhr, "Z Cinema do Cannes" - final VI edycji konkursu, hotel Raddisson, Warszawa, 23.04.2003

Zobacz także

Samanta Janas życie prywatne

Ówczesna aktorka doskonale sprawdziła się w roli wychowawcy dziecięcego. W 2019 roku stworzyła blog, który nazywa się Lulitulisie. Ulubienica widzów zamieszcza tam materiały edukacyjne dla dzieci. Możemy tam znaleźć zdrowe przepisy, nagrania edukacyjne, czytanki w języku polskim i angielskim oraz wiele innych. „Mamy marzenie o bezpiecznym świecie dla naszych dzieci, dlatego stworzyliśmy wyjątkowe miejsce dla najmłodszych i ich rodziców. Naszym priorytetem jest dbanie o przyszłość, dlatego stawiamy na edukację i ekologię. Wierzymy, że wspólnie można odmienić świat", możemy przeczytać na stronie.

Jednak to nie koniec pasji. Samanta Janas realizuje się również muzycznie. Od 2014 roku wraz ze swoich ukochanym założyli zespół „YU”. Oboje tworzą synth pop. Co ciekawe, zespół ten wydał już swoją pierwszą płytę pod tytułem „We are sorry”. Największą popularność przyniosła mu piosenka „Hejty”.

Przypomnijmy fragment wywiadu Samanty Janas, którego udzieliła dla „VIVY!” w 2016 roku.

Nowe nazwisko, pierwsza płyta, trochę inna od wszystkiego, co robiłaś do tej pory… Rozpoczynasz nowy rozdział życia?

Nazwisko nie jest nowe. Natomiast płyta „We are sorry” i zespół YU, z powodu którego dzisiaj rozmawiamy, jest konsekwencją tego, co do tej pory robiłam. To krok dalej na mojej drodze zawodowej, ale faktycznie nowa rzeczywistość.

W świat mediów wkroczyłaś jako Samanta Stuhr, żona Maćka Stuhra. Miałaś 22 lata, kiedy wyszłaś za mąż. Po rozwodzie zdecydowałaś się wrócić do panieńskiego nazwiska. Dobrze pamiętasz Samantę Janas?

Jasne, że tak. Choć kiedy przestałam nazywać się Janas, byłam bardzo młoda. To jest nazwisko, które kojarzy mi się z – nazwijmy to – „wewnętrzną siłą”.

Potrafisz to opisać bardziej obrazowo?

Może tak: wróciłam do samej siebie. Kiedyś byłam ciekawa świata, lubiłam próbować, sprawdzać się, nie bałam się porażek i rozczarowań. Spełniałam swoje marzenia, moja przygoda z filmem jest tego przykładem. Wymyśliłam sobie, że zagram w filmie, i zagrałam.

Ile miałaś lat?

Chyba 15, to był początek liceum. Przeczytałam ogłoszenie i nikomu nic nie mówiąc, poszłam na casting. Pamiętam tłum przed studiem. Weszłam jako ostatnia. Kiedy w końcu stanęłam przed kamerą, okazało się, że komuś to się spodobało.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Martyna Wojciechowska nie pojawi się w najnowszej ramówce! „Kobieta na krańcu świata" zniknie z anteny

Olga Majrowska

Widziałaś ostatnio jakiś swój film z tamtych czasów?

Widziałam „Kroniki domowe”, do których mam ogromny sentyment. To mój pierwszy film. Debiut i całkiem duża rola u boku Krzysztofa Kolbergera, zdjęcia robił Paweł Edelman, reżyserował Leszek Wosiewicz… to były i są dla mnie wielkie nazwiska. Powstał piękny, wielokrotnie nagradzany film. Magiczny świat, cudowni ludzie. Ale bardzo bałam się efektu.

[...]

Komu bardziej w życiu udowadniasz: innym czy sobie?

Zdecydowanie sobie. Chyba lubię mieć pod górkę. Nigdy nikt nie wymagał ode mnie, żebym coś udowadniała. Wręcz przeciwnie. Rodzice zawsze mnie wspierali. Namawiali mnie jedynie, żebym miała też stabilny, przewidywalny zawód…

I przez chwilę studiowałaś stosunki międzynarodowe, potem kulturoznawstwo, religioznawstwo…

I nawet pokończyłam te studia. Ale cały czas ciągnęło mnie w inną stronę. Zajmuję się sztuką i to jest to, co chcę w życiu robić. Lubię też pracę z moimi studentami.

Przesłuchałam całą płytę. To jest płyta o miłości. Mnóstwo w niej rozczarowania, bólu, tęsknoty… Ma w sobie ten rodzaj wiedzy o miłości, który wynika z doświadczenia, pozbawiony złudzeń. „Wgniecione moje ciało. Przejechane wzdłuż, w poprzek. Wyrównane. Nic nie wystaje. Wbita w asfalt leżę tylko”. Mocne słowa.

„Mogłeś przejechać, twarzą do góry, oczami w niebo”. To jest tekst sprzed pięciu lat, napisany, kiedy rozpadało się moje małżeństwo. Te teksty są do bólu szczere. Kiedy zabieram się za pisanie, to wszystko, co czuję w sposób niekontrolowany, wylewa się ze mnie. I czasem dopiero kiedy skończę, widzę, co napisałam…

[...]

Co było dla Ciebie najtrudniejsze?

Najpierw dostałam kopniaka w twarz od życia i jak już myślałam, że wszystko co najgorsze za mną, nastąpił publiczny lincz. Ale najtrudniejsza w tym wszystkim była ochrona dziecka. Robiłam wszystko, żeby jak najmniej ucierpiało. Z Maćkiem rozstaliśmy się dużo, dużo wcześniej, niż media to obwieściły, i to jest czas liczony w latach, a nie w miesiącach. Dziecko było wdrażane w nową rzeczywistość i powolutku zaczynało bezpiecznie w tym funkcjonować. I nagle wydarzył się ten cały medialny horror, przez który dziecko zostało postawione w sytuacji, w której obcy ludzie wymagali od niego, żeby ustosunkowało się do tych wszystkich kłamstw i podłości. To był dla mnie największy dramat. Wydawało im się, że znają prawdę, bo przecież czytali tabloidy. To było dla mnie bardzo trudne. Cały osobisty żal i upokorzenie, nie tylko przez media, były przy tym mało ważne. Dziecko wobec takiego ataku jest bezbronne i ponosi niewyobrażalny ciężar.

Walczyłaś o swój związek?

Kiedy niespodziewanie wali się twój piękny i idealny związek, w który tak wierzyłaś i któremu tak ufałaś, najpierw pojawia się zaprzeczenie, niezgoda i zaraz później właśnie walka o ocalenie go. To jest naturalny odruch. Dopiero z czasem rozumiesz, że lepiej poddać się i pogodzić z przegraną, niż brnąć za wszelką cenę. Pojawia się bezsilność. Stajesz w sytuacji, kiedy nie ma już wyjścia. Ale nawet kiedy ból jest nie do zniesienia, nie ma czegoś takiego, jak zamknięcie się, odcięcie, zawsze trzeba starać się porozumieć. To jedyna dobra droga.

Łatwo jest zamknąć 15-letni rozdział życia?

Bardzo trudno. Każda zmiana to jest proces. Trzeba wejść w nowe tryby, odnaleźć nowy rytm. Wymaga to od nas, żebyśmy się dopasowali, a to z kolei wymaga czasu.

Tym bardziej że kiedy para ma dziecko, takie definitywne odcięcie się od byłego męża, żony jest nierealne.

Dużo o tym myślałam i uważam, że zdrowe jest myślenie o swoim życiu jako o pewnej całości. A nie o rozdziałach, które się zamyka i odkłada na półkę. Jeżeli byłeś fair, to przecież nie musisz wypierać się własnej przeszłości. Takie odcięcie jest destrukcyjne dla dziecka. Kontakt rodziców ze sobą powinien być możliwie najlepszy.

Życia nie da się zacząć od nowa, tak naprawdę. Ono zawsze się za człowiekiem ciągnie, pozostawia ślady.

To, kim byliśmy, jest jedynym kapitałem, który posiadamy. Wszystko inne możemy stracić. Naszej historii nikt nam nie odbierze. Ktoś może próbować ją zafałszować, ale prawda obroni się sama. To, kim jestem dzisiaj, jest wypadkową tego, co wydarzyło się wcześniej.

[...]

Pierwsze dziecko urodziłaś, jak byłaś bardzo młoda. „Syna Stefana” po trzydziestce.

I nic się nie zmieniło. Ponownie okazuje się, że nie jesteś najważniejsza na świecie. Że żyjesz dla małej istotki, dla której jesteś wszystkim. Dzieci mają cudowną chęć poznawania świata. Trzeba to w nich pielęgnować, a w nagrodę przez chwilę możesz patrzeć ich oczami.

Co najchętniej robicie razem, jakie macie rodzinne rytuały?

Nie chciałabym opowiadać o naszych rytuałach, bo miałabym wrażenie, że wpuszczam obcych ludzi do domu.

[...]

Reklama

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wojtek Sawicki o przyszłych dzieciach: „Jeśli urodziłby się syn, to na pewno nie będzie chory na to, co ja"

Olga Majrowska
Olga Majrowska
Reklama
Reklama
Reklama