Halina Frąckowiak i Józef Szaniawski nie byli małżeństwem, ale bardzo się kochali
Poznali się na początku lat 80.
Halina Frąckowiak to jedna z najpopularniejszych polskich piosenkarek. Można ją było niedawno zobaczyć na koncercie „Murem za polskim mundurem” w TVP. Nie wszystkim się on podobał, ale Halinę Frąckowiak zawsze ludzie witają ciepło. Ona też była zadowolona, że wzięła udział w gali. Halina Frąckowiak i Józef Szaniawski poznali się na początku lat 80. Długo nie wiedziała, że jej ukochany konspiruje, dla niej wychodził z teczką do pracy, był dziennikarzem w Polskiej Agencji Prasowej. Kiedy został aresztowany za współpracę z Radiem Wolna Europa, Halina Frąckowiak jeździła do niego na każde widzenie do więzienia na Rakowiecką w Warszawie. Jako gwiazda budziła u strażników sensację.
Halina Frąckowiak i Józef Szaniawski: nie byli małżeństwem, ale bardzo się kochali
„Ona na mnie strasznie czekała, tak jak może czekać kochająca kobieta”, wspominał Józef Szaniawski. „To było prawie jak z jakiejś romantycznej powieści z XIX wieku. Ona nigdy nie przyszła do więzienia inaczej niż super elegancko ubrana, umalowana, na wysokich obcasach. Pamiętam, mieliśmy kiedyś takie dramatyczne widzenie na Rakowieckiej. Popłakała się, bo wyglądałem wtedy bardzo źle, jak nigdy wcześniej w życiu”, opowiadał w programie „Uwaga TVN. Kulisy sławy”.
Para doczekała się syna, Filipa, który jest ich jedynym dzieckiem. Kiedy Szaniawski zginął w 2012 roku, piosenkarce trudno było się z tym pogodzić, choć od kilku lat nie byli już razem. Mówiła: „Bardzo dotknęła mnie tragedia Józka”. To na pewno nie był łatwy związek, choćby przez politykę, która wdzierała się w ich prywatne życie. Oboje niejedno przecierpieli. Jak wyglądały ich losy?
Zobacz też: Dzieli ich 15 lat. Tak kochają się Emilia Komarnicka-Klynstra i Redbad Klynstra
Halina Frąckowiak: dorastanie, droga do kariery
Halina Frąckowiak urodziła się 10 kwietnia 1947 roku w Poznaniu. Jej rodzice rozwiedli się. Ale mama nigdy nie narzekała na ojca, nie buntowała przeciwko niemu dzieci, wręcz przeciwnie, zachęcała je do kontaktu z tatą. Córka po latach wzięła z niej przykład – chociaż jej pierwsze małżeństwo, z reżyserem Krzysztofem Bukowskim rozpadło się, potrafiła się przyjaźnić z byłym mężem. Mieli dobre relacje. Bardzo przeżyła jego śmierć w 2001 roku.
Halina Frąckowiak ukończyła technikum ekonomiczne (dopiero po latach, już jako dorosła kobieta, studiowała psychologię). Od dziecka śpiewała, rysowała, marzyła, by być aktorką. Zadebiutowała jako 16-latka, śpiewała w big bitowym zespołem „Tarpany”, w „Drumlersach”, w „ABC”. W 1969 roku wystąpiła po raz pierwszy na festiwalu w Opolu i dostała nagrodę za przebój „Czekam tu”. Wylansowała mnóstwo hitów, które znane są od pokoleń. „Napisz proszę”, „Bądź gotowy dziś do drogi”, w latach 80. „Dancing Quinn”, „Mały elf”, „Tim Pan Alley”, „Papierowy księżyc”. Bardzo przyjaźniła się z Anną Jantar, po jej tragicznej śmierci śpiewała dla niej piękną piosenkę „Anna już nie mieszka tu”.
Halina Frąckowiak to jedna z najpopularniejszych i najbardziej efektownych polskich piosenkarek. Była piękna, miała obłędną figurę, świetnie się ubierała. Ludzie czekali na jej występy, żeby zobaczyć, w jakiej będzie kreacji. Dzisiaj jest znana z konserwatywnych poglądów, kiedyś szokowała. Na festiwalu w Opolu w 1970 roku pojawiła się na przykład w legendarnej sukience - złotej zbroi, prawie naga. Zobaczyła podobną kreację w magazynie „Vogue”, pokazała słynnej modowej projektantce i dziennikarce Barbarze Hoff, a ona zainspirowana tym, stworzyła efektowny strój dla Haliny.
Zobacz też: Ludzie widzieli w nim superbohatera, a on przeżywał rodzinne dramaty. Historia Stanisława Mikulskiego
Halina Frąckowiak i Józef Szaniawski: historia miłości
Józef Szaniawski był od niej o 3 lata starszy. Urodził się w zacnym, profesorskim domu we Lwowie, kultywował kresowe tradycje. Był historykiem, pracował jako dziennikarz w Polskiej Agencji Prasowej. W 1973 roku, kiedy Halina Frąckowiak na dobre zaczynała swoją solową karierę, on zaczął konspiracyjną współpracę z zakazanym w PRL-u Radiem Wolna Europa. Przekazywał im m.in. nieocenzurowane PAP-owskie depesze. Poznał, również zakazanego w PRL-u Jana Nowaka Jeziorańskiego – szefa RWE, działał w opozycji.
Z Haliną Frąckowiak mogła połączyć go tylko miłość, bo byli z różnych światów. „Spotkaliśmy się u wspólnych przyjaciół. Wydawało się, że Józio pochodzi z zupełnie innego świata, a jednak nawiązaliśmy kontakt”, tłumaczyła Frąckowiak (cytuję za Onet.pl). Okazało się, że Szaniawski był dobry partnerem do rozmów o sztuce, muzyce, malarstwie, tym ją ujął.
Piosenkarka wspominał, że lata 80. była dla niej najszczęśliwsze. To wtedy urodził się ich syn Filip, dzisiaj 41-letni dziennikarz, felietonista „Naszego Dziennika”, autor książek o swoim ojcu. Miał 5 lat, gdy jego tata trafił w 1985 roku do więzienia. Halina Frąckowiak nie wiedziała o konspiracyjnej pracy męża. Być może nie mówił jej o tym ze względów bezpieczeństwa, nie chciał jej obciążać. Jak pisał Marcin Kołodziejczyk w „Polityce”: „To nie była sytuacja taka jak u Kuroniów – gdzie cała rodzina i przyjaciele wiedzieli o podziemnej działalności Jacka. Szaniawski w oczach rodziny był zwyczajnym dziennikarzem, który codziennie rano z teczką wychodzi z domu do pracy w PAP. – wspominał Filip Frąckowiak”.
Czytaj także: Powiedział, że zawsze będzie mnie kochał – wielka miłość Grażyny Szapołowskiej i węgierskiego opozycjonisty László Rajka
Artystka długo nie wiedziała, że jej ukochany konspiruje
Sama Halina Frąckowiak opowiadała: „Byliśmy z Józiem i Filipem na festiwalu w Opolu. Śpiewałam „Papierowy księżyc”. Józio wcześniej wyjechał do domu. Mówił, że wróci, ale nie wrócił. Strasznie się denerwowałam. Po powrocie podjechałam pod jego dom, w mieszkaniu czekało na mnie czterech mężczyzn”. Nie chciała, by syn był świadkiem dramatycznych sytuacji. Odwiozła go do swojej mamy. Rewizja trwała od popołudnia do szóstej rano. Była załamana, płakała, jak wspominała, puchła od łez. Przeszukiwano także jej mieszkanie, nie bacząc na to, że jest tam małe dziecko. Czteroletni Filip mówił potem do babci: „Babuś, zamknij drzwi, bo oni wrócą”. Można sobie wyobrazić, czym była dla niej ta sytuacja i odkrycie, że najbliższy jej człowiek jest kimś innym, niż sądziła. Czuła się zdezorientowana. „Jak ludzie są tyle lat razem, to jednak powinni wszystko o sobie wiedzieć”, mówiła po latach. ( cytaty za onet.pl).
Szaniawskiego sądzono jak za szpiegostwo, dostał ciężkie oskarżenie w wojskowym procesie o współpracę z CIA, skazano go na dziesięć lat więzienia. Siedział nie tylko na Rakowieckiej, ale też w Barczewie na Mazurach, gdzie panowały bardzo surowe warunki. Żeby dostać posiłek, musiał klęczeć przy kracie, trafiał do karceru. Halina Frąckowiak zawsze go odwiedzała. I to ona przywiozła go do domu, gdy wyszedł na wolność w grudniu 1989 roku. Oficjalnie uznano go za ostatniego więźnia politycznego PRL-u. On sam miał żal do kolegów, że o nim zapomnieli.
Halina Frąckowiak walczyła o ukochanego
Halina Frąckowiak walczyła o ukochanego, starała się, by dostał łagodniejszy wyrok. Dobiła się w tej sprawie nawet do generała Czesława Kiszczaka. Podobno powiedział jej, że zwolni wcześniej Józefa Szaniawskiego, jeśli ona zaśpiewa na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Po stanie wojennym festiwal miał złą sławę i pokazywanie się tam było obciachem. Ale Halina Frąckowiak zrobiła to z miłości do Józia, żeby go łagodniej potraktowali. Generał Kiszczak jednak słowa nie dotrzymał i więźnia nie zwolnił.
Piosenkarka chciała przynajmniej synowi oszczędzić stresujących wieści o tacie. Mówiła mu, że jest za granicą, kupowała dla niego w Pewexie prezenty, które tata niby to przysyłał z zagranicy. Pisała do niego listy. Filip Frąckowiak wspominał: „Rodzice zmienili mi nazwisko za obopólną zgodą, kiedy ojciec trafił do więzienia. Miałem cztery i pół roku. Kiedy zamknęli tatę, głupi Urban powiedział podczas konferencji prasowej, że po ucieczce na Zachód Ryszarda Kuklińskiego i Zdzisława Najdera w mieszkaniu pana Szaniawskiego zamknięto ostatnią redutę CIA w Polsce. Dzisiaj to brzmi śmiesznie, ale wtedy to wydarzenie przesądziło o decyzji co do mojego nazwiska”.
Gdy Józef Szaniawski wyszedł na wolność, nadrabiali z synem stracony czas. Filip Frąckowiak pisał w jednym z felietonów: „Pamiętam dokładnie chwilę, kiedy jako 9-letni chłopiec późnym zimowym wieczorem niecierpliwie stałem przy zaszronionym oknie, wyczekując samochodu rodziców. Przykładałem nos do szyby najmocniej jak to było możliwe, by wychylić się i dostrzec zbliżające się światła. Pamiętam bardzo dokładnie, kiedy tej pierwszej nocy, po 5 latach, Tata pierwszy raz głaskał mnie po głowie. Tak długo go nie było, że tamten dziewięciolatek nawet nie wiedział, co powiedzieć… Nie wiedział, gdzie był Ojciec, ani że ta rozłąka miała trwać nie 5, a 10 lat. W milczeniu leżałem na łóżku, a jego ciężka, ale łagodna dłoń, przesuwała się po moich skroniach”.
Zobacz też: Barbara Brylska była wielką gwiazdą, ale tragedia, jaką była śmierć córki, zmieniła jej życie
Radość ze wspólnego życia nie trwała długo
W marcu 1990 roku Halina Frąckowiak w drodze na koncert do Gorzowa Wielkopolskiego uległa poważnemu wypadkowi. W jej samochód wjechało z hukiem inne auto, piosenkarka miała szkło wbite w twarz i połamane obie kości udowe. Nogi właściwie do amputacji. Osiem miesięcy leżała w szpitalu, Filipem opiekował się wtedy tata. Gdy obaj pierwszy raz zobaczyli ją po wypadku, w gorzowskim szpitalu, przerazili się. Filip bał się, że mama umrze. Wszystko jednak skończyło się dobrze. Znowu życie wróciło do normy, ale nie na długo. W połowie lat 90. Halina Frąckowiak i Jerzy Szaniawski rozstali się. Podobno ze względu na cechy charakteru Józefa Szaniawskiego. Mieli jednak ze sobą żywy kontakt, choćby ze względu na syna. Halina Frąckowiak uczestniczyła też w działalności Józefa Szaniawskiego, śpiewała na przykład na pogrzebie Ryszarda Kuklińskiego.
Józef Szaniawski po 1989 roku zaangażował się w kampanię na rzecz rehabilitacji pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, zaprzyjaźnił się z nim, był jego pełnomocnikiem. Opowiadał się po prawej stronie sceny politycznej, wykładał m.in. w szkole ojca Tadeusza Rydzyka. O katastrofie smoleńskiej mówił: „nie ma wątpliwości, to był zamach”. Tropił sowieckie wpływy w Polsce. Miał wielu fanów wśród czytelników i słuchaczy, na jego spotkania autorskie przychodziły tłumy ludzi. Ale też wielu krytyków. Podobno obawiał się zamachu na swoje życie. Dlatego kiedy zginął w Tatrach, natychmiast rozeszła się plotka, że być może ktoś go pchnął. Albo że był źle reanimowany.
Józef Szaniawski: tragiczny wypadek
Prof. Szaniawski nie był w najlepszym wieku na taką wspinaczkę, miał 68 lat, ale doskonale znał góry, chodził po Tatrach od dziecka. Kochał je. Zaczął wspinaczkę rano, szedł ok 2,5 - 3 godzin. Na szczycie był ok. 11.00. Na dwadzieścia minut przed tragedią, ze Świnicy, zadzwonił do syna. Cieszył się, że zdobył szczyt. Mówił, że pomimo mgły jest pięknie. Planowali, że wspólnie wybiorą się w góry. O 11.50 jeden z turystów zadzwonił do TOPR mówiąc, że widział lecącego w dół człowieka. Z powodu mgły, helikopter TOPR-u miał problemy ze startem. Prof. Szaniawskiego reanimowano godzinę. Tylko na chwilę udało się przywrócić akcję serca. Prawdopodobnie poślizgnął się na trawersie Niebieskiej Turni i spadł z wysokości 40-50 metrów do Dolinki pod Kotłem. To trudny szlak, często zdarzają się tam wypadki.
Dla Haliny Frąckowiak śmierć Józefa Szaniawskiego była szokująca. „Nasze drogi ostatecznie się rozeszły, ale wychowałam Filipa tak, aby miał kontakt z ojcem", tłumaczyła. Mówiła, jak mocno przeżyła jego śmierć. Pogrzeb Józefa Szaniawskiego odbył się we wrześniu 2012 w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Pochowano go w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Aby upamiętnić swojego ojca, Filip Frąckowiak wydał jego biografię „Józef Szaniawski. Ostatni więzień polityczny PRL”. Halina Frąckowiak z nikim się już na dłużej nie związała. Cieszy się synem i dwójką wnuków: Franciszkiem i Zofią. Jest w doskonałej formie, koncertuje, ma 75 lat.