Reklama

Przeżył piekło, o którym nie mógł mówić głośno. Dla dobra sprawy. Jego syn został kilka lat temu porwany. Na co dzień jest uznanym artystą, koncertuje, kochają go tłumy. Jednak dwóch mężczyzn postanowiło pewnego dnia, że odbiorą mu dziecko. Żądali okupu: dwóch milionów złotych. Był w stanie zapłacić, ale dzięki organom ścigania i przeprowadzonej akcji nie było to konieczne. Jednak gdy syn wrócił do domu, zaczął się kolejny koszmar. Miał objawy syndromu stresu pourazowego. Musiał przyjmować leki, chodził na terapię. Rodzinny dramat odbił się także na żonie gwiazdora, która przez to, co przeszła, nie donosiła ciąży. Poniżej publikujemy wstrząsający fragment książki „Porwania” Moniki Sławeckiej.

Reklama

Porwanie syna znanego gwiazdora. Kulisy ujawnione w książce Moniki Sławeckiej

Z uwagi na wcześniejszy brak przecieku do mediów dotyczących tej rodzinnej tragedii gwiazda, która postanowiła opowiedzieć o koszmarze swojego dziecka i całej swojej rodziny, zrobiła to z zastrzeżeniem o poufności. Jak wielokrotnie podkreśla w naszej rozmowie, gdyby mógł cofnąć czas, wyrzekłby się kariery, wielkich pieniędzy i całego blichtru związanego z byciem celebrytą. Kilka lat temu jedna z większych grup przestępczych porwała jego syna dla okupu. Zaczęła się największa walka, jaką stoczył w swoim życiu: walka o życie i zdrowie swojego jedynego dziecka.

Monika Sławecka: Informacja o porwaniu pana syna nie wyciekła do mediów.

Anonimowy gwiazdor: Wraz z managerem dołożyliśmy wszelkich starań, by tak się nie stało. Mój syn przeżył już wystarczająco dużo, więc wspominanie jego traumy i robienie z niej pożywki dla hejterów niekorzystnie wpłynęłoby na jego terapię. Mój syn będzie się starał zrozumieć krzywdę, którą mu wyrządzono, jeszcze przez lata.

Porywacze wykorzystali pański status gwiazdy?

Ci panowie bacznie obserwowali moją rodzinę przez ok. dwa miesiące. Na co dzień nikt, nawet my, często będący pod obstrzałem paparazzi, nie liczy się z tym, że jest celem czyichś chorych planów – wzbogacenia się przez porwanie. Zresztą w tym przypadku fotoreporterzy dają nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Skoro nasze życie jest tak skrupulatnie rejestrowane, nikt nie odważy się na nie targnąć. Naprawdę nigdy nie sądziłem, że może się to przytrafić mojemu dziecku. Myślałem, że zwykle porywa się dzieci biznesmenów lub bardzo młode istoty, o które nikt nie zabiega, o których bezpieczeństwo nikt nie dba. Dziecko celebryty? Kto by się odważył?

Kto się odważył?

Dwóch panów, którzy razem odsiadywali wyrok w więzieniu. Akurat dawałem koncert, który transmitowała jedna z telewizji, co zwróciło ich uwagę. Zaczęli rozmawiać na mój temat, okazało się, że inny więzień wie, gdzie mieszkamy. Po wyjściu mieli już prawie perfekcyjny plan uprowadzenia i wyłudzenia dużej ilości gotówki.

W jakich okolicznościach porwali pana syna?

Była późna wiosna, już prawie lato, syn wracał ze szkoły rowerem. Panowie śledzili go przez dwa tygodnie, znali jego rozkład tygodnia: dzień po dniu. Dopiero później dotarło do nas, że przecież praktycznie każdy z nas, prócz wykonawców wolnych zawodów, działa według ściśle ustalonego rytmu dnia. Rzadko jest tak, że są wyjątki. Myślę, że warto na to zwrócić uwagę w kontekście problemu, który porusza pani w książce. Panowie podjechali do syna, który jechał rowerem, powiedzieli, coś w stylu: „Ooo, to jest syn XYZ! Zrobisz sobie z nami zdjęcie?”. Syn przystanął, panowie w rękawiczkach chwycili go za koszulkę i zgarnęli do samochodu, rower wrzucili w krzaki i odjechali. Wszystko trwało jakieś pięć, może dziesięć sekund.

Mówi się że im bardziej wyspecjalizowani porywacze, tym mniejsza szkoda dla porwanego.

I tak faktycznie było w tym przypadku. Związali syna, zakleili mu usta taśmą. Gdy dostrzegli, że ze stresu się poci i dusi, bo nie może oddychać tylko przez nos, zagrozili bronią, że jak zacznie krzyczeć, to go skrzywdzą, ale zdjęli mu plaster z ust. Dali mu się nawet napić wody. Syn był przetrzymywany w altance na wielkiej działce. Położyli go związanego w ciemnym pokoju na materacu. Widząc, że się boi i trzęsie, wspólnie ustalili, że warto mu dać telewizor, co trochę odwróci jego uwagę. W nocy jeden z panów, który pomagał mojemu synowi w załatwianiu się, powiedział, żeby o nic się nie martwił, że nie będą go bić ani krzywdzić. Zależy im tylko na kasie.

Ludzkie pany…

Prawda? Ale Młodemu gdzieś to dodało otuchy. Wie pani, dorastałem w domu, w którym materialnie wszystkiego brakowało, ale byliśmy wychowywani w miłości. Postanowiłem, że jak syn się urodzi, będzie miał wszystko to, co najlepsze: od edukacji, przez wakacje, do ubrań. Kocham go szalenie i będę go rozpieszczał, bo to moje dziecko i moje prawo. Młody nagle po raz pierwszy znalazł się w złych warunkach, do tego w zagrożeniu zdrowia i życia. Żona czekała na syna z obiadem, ten nie przychodził, ale pomyślała, że pewnie pojechał z kolegami gdzieś na rowerze. Zdenerwowała się dopiero po godzinie, gdy zadzwoniła. Telefon odebrał jeden z porywaczy. Żona zemdlała.

Dobrze, że mamy panią Stenię, która natychmiast zareagowała. To taki dobry duch naszego domu. Po tym, jak poinformowała mnie o porwaniu syna, zjechałem do domu z trasy. Chciałem być przy żonie, która wpadła w straszną histerię, była interwencja pogotowia. Teraz pani powiem, bo rozmawiamy anonimowo, ale ja chodziłem do swojego studia w domu i tam płakałem jak dziecko. Z bólu, je*anej bezradności, wkur*ienia, że jakieś leniwe skur*ysyny nie znajdą sobie legalnego zajęcia, tylko dopuszczają się takiego bestialstwa. Co innego, gdyby porwali mnie, ale moje dziecko?! Mi się to w głowie nie mieściło.

Wielka gwiazda, tłumy fanów, którzy wykrzykują peany na moją cześć, a ja nie zadbałem o bezpieczeństwo własnego dziecka. Przedłużenia mojej je*anej bytności na tej ziemi. Mimo że wszystko wyglądało obiecująco, to człowiek wyobrażał sobie różne najgorsze scenariusze. Ból mi rozrywał wnętrzności, żona na lekach wyglądała jak lunatyk, nigdy jej w takim stanie nie widziałem.

Kto szukał pana syna?

Poszliśmy dwutorowo: policja i prywatni detektywi. Miałem przygotowaną kasę dla porywaczy. Wycenili życie mojego dziecka na dwie bańki. Szczerze? Dałbym im te zasrane pieniądze, bo dla mnie ciężka praca nie stanowi wyzwania. Ale nie chciałem być ci*ą w tej całej sprawie. Pomyślałem, że jeśli dam dwie banie, wrócą po więcej. Wie pani, w takiej sytuacji pieniądze nie grają roli. Chce się tylko znowu zobaczyć uśmiechniętą twarz swojego zdrowego dziecka. O kwestiach operacyjnych i odbicia syna nie będę mówił, ale chylę czoła, bo wszyscy stanęli na wysokości zadania. Tylko z usług jasnowidza nie skorzystaliśmy. Co ciekawe, poleciła go nam policja.

Jak udało się państwu przejść przez ten rodzinny dramat, aż do momentu powrotu syna do domu?

Policja poprosiła, by jak najmniejsza liczba osób wiedziała o tym porwaniu. Moi rodzice i teściowie dowiedzieli się dopiero po kilku miesiącach, że coś takiego miało miejsce. Młody zaczął nam wariować po tym porwaniu, nie dało się już dłużej przed bliskimi udawać, milczeć w tej sprawie. Żona była otępiała, więc zapewniłem jej najlepszych specjalistów, udawałem twardziela, ale miałem też dużo szczęścia, bo mój menadżer stanął na wysokości zadania. Ogarniał wszystkie podstawowe sprawy, wyłączył mnie z życia zawodowego i publicznego na czas powrotu Młodego do domu.

Jak wyglądał ten powrót?

Krzyk, płacz, żona rozebrała go do bielizny, żeby sprawdzić, że faktycznie nic mu się nie stało. Noc po powrocie syna do domu spędziliśmy wszyscy w naszej sypialni, śpiąc razem. Nigdy wcześniej się to nie zdarzało. Syn, o dziwo, pierwszej nocy spał normalnie. Problemy jednak szybko do nas zawitały.

Co mianowicie?

Psycholog dziecięcy, tu też biję na alarm, proszę, żeby pani napisała, jak jest ich mało i że warto by było zrobić kampanię społeczną, by młodzi ludzie kształcili się na psychologów i psychiatrów, w szczególności dziecięcych. Niestety, ludzie przestali się wzajemnie rozpieszczać, niedługo z ich usług będziemy korzystać tak często, jak z usług internistów.

To ważne słowa, dziękuję za ten apel.

Proszę. Miesiąc po porwaniu zdiagnozowano u syna PTSD [zespół stresu pourazowego - przyp. red.]. Nie chcę mówić, jakie były objawy, ale trudno było patrzeć na to, co się dzieje z Młodym. Bardzo cierpieliśmy, syn był na lekach i równocześnie chodził do dobrego terapeuty. Mnie to boli szczególnie, bo ja się po sprawie jakoś pozbierałem, zresztą praca i kontakt z mediami nie pozwalają mi na taryfę ulgową. Musisz być non stop czujny, uśmiechnięty i gotowy! Moja żona porwanie syna przypłaciła zdrowiem. Dostała obsesji na jego punkcie, przez długi czas miała myślowy kołowrotek: zajść w kolejną ciążę czy nie. Cierpię z tego powodu.

Rodzinny dramat nie przekreślił państwa rodziny, jest pan nadal ze swoją małżonką.

Bo to miłość mojego życia. Jej załamanie, jej kruchość, gdy zabrano nam syna, pokazały mi, jak wrażliwą jest istotą. Przyznam pani nawet, bo to rozmowa anonimowa, że od czasu, gdy syn wrócił do domu, ja też staram się jak najczęściej do niego wracać i nocować u boku żony. Rozumie pani, co mam na myśli? Kolejnej ciąży nie udało jej się donosić. Według lekarzy, to kwestia organizmu, który przeszedł szok. To się odbiło zarówno na jej psychice, jak i aspekcie fizycznym, poprawnym funkcjonowaniu. „Naczynie musi być czyste”, jak to powiedział jeden znany lekarz, który mało nie dostał za to w czapkę.

Co pan jako rodzic chciałby przekazać innym osobom, które przeżywają koszmar porwania swojego dziecka?

Trudne pytanie. Wspierajcie się nawzajem. Nie pozwalajcie sobie na przeżywanie tego horroru w samotności. Nie pozwalajcie sobie na sięganie do kieliszka dla złagodzenia bólu. Spróbujcie po fakcie nie nienawidzić zbirów, to cholernie trudne, ale nie warto siać strachu i nienawiści w swoim domu ani zarażać nią innych ludzi. Porywaczy w końcu spotka kara i jej konsekwencje. Ja gorąco pozdrawiam panów, którzy grzeją prycze na warszawskiej Białołęce!

Okładka książki Moniki Sławeckiej „Porwania”, z której pochodzi powyższy fragment:

Materiały prasowe

Monika Sławecka pisze książki o sprawach trudnych i skomplikowanych, jak alkoholizm czy mroczna strona szkół baletowych:

Reklama

Archiwum prywatne autorki

Reklama
Reklama
Reklama