Uczynił ten przebój nieśmiertelnym. Historia piosenki „Jolka, Jolka pamiętasz...”
Ta ballada o zakazanej miłości i zdradzie to jeden z polskich przebojów wszech czasów. A zamówił ją genialny Romuald Lipko
W środę 18 września 2024 roku media obiegła smutna informacja o śmierci Felicjana Andrzejczaka. Miał 76 lat. Od dłuższego czasu miał zmagać się z chorobą, zaś bezpośrednią przyczyną jego zgonu był wylew. W odejście legendarnego wokalisty Budki Suflera wprost trudno uwierzyć: wydawał się człowiekiem wręcz niepokonanym. Zawsze uśmiechnięty, pogodny, wspierający. Scena była jego żywiołem. Ale już więcej na niej nie zaśpiewa... Przypominamy historię największego przeboju kultowej formacji z Lublina, którą głos Felicjana Andrzejczaka uczynił nieśmiertelną. Kim była słynna Jolka?
Hymn lat 80., wyjątkowy tekst Marka Dutkiewicza
Zacznijmy od początku. To były lata 80. Czasy, kiedy „Budka suflera” szukała drugiego wokalisty, obok Krzysztofa Cugowskiego; kiedy grał w niej jeszcze na gitarze Jan Borysewicz, a teksty pisał znakomity Andrzej Mogielnicki. Ale tym razem Romuald Lipko postanowił zamówić tekst do swojej kompozycji u Marka Dutkiewicza. „Jolka, Jolka pamiętasz…” jest cały czas tak popularną piosenką, że nawet nie warto przytaczać jej słów, więc tylko fragment:
„Jolka, Jolka, pamiętasz lato ze snu,
Gdy pisałaś: "tak mi źle,
Urwij się choćby zaraz, coś ze mną zrób,
Nie zostawiaj tu samej, o nie".
Żebrząc wciąż o benzynę, gnałem przez noc,
Silnik rzęził ostatkiem sił,
Aby być znowu w Tobie, śmiać się i kląć,
Wszystko było tak proste w te dni.
Dziecko spało za ścianą, czujne jak ptak,
Niechaj Bóg wyprostuje mu sny!
Powiedziałaś, że nigdy, że nigdy aż tak
słodkie były, jak krew Twoje łzy
Emigrowałem z objęć Twych nad ranem,
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem,
Dane nam było, słońca zaćmienie,
Następne będzie, może za sto lat.
Piosenka po raz pierwszy została wykonana w warszawskim klubie „Park” w 1982 roku. Potem zaczęła ją grać „Trójka". Szybko stała się przebojem. Miała świetny szlagwort: „Jolka, Jolka pamiętasz...". Od razu wprowadzał słuchaczy w bardzo osobistą historię będącą trochę wspomnieniem, a trochę rozrachunkiem z dawną miłością. Było w niej też sporo odniesień do ówczesnej rzeczywistości, choćby to żebranie o benzynę, której w latach 80. zawsze brakowało.
Zobacz też: Całe artystyczne życie zawdzięczał żonie. Niezwykła historia miłości Felicjana i Jadwigi Andrzejczaków
Prawdziwa Jolka, prawdziwy hit
W dodatku, jak się okazało Marek Dutkiewicz opisał w piosence swoją historię. Naprawdę przez jakiś czas spotykał się z pewną Jolką R. którą poznał nad morzem w Karwi, latem 1982 roku. Przyjechała tam na wakacje z synem, jej mąż pracował wtedy na budowie w Anglii, by zarobić pieniądze. Marek Dutkiewicz spędzał wakacje w Dębkach. Para spotykała się pod osłoną nocy. Kiedy ich znajomość się skończyła, postanowił utrwalić ją i zapisać w notatkach. Cała historia opowiedziana w piosence jest więc prawdziwa. A stało się tak dzięki Jolce, która dała Dutkiewiczowi swoją zgodę na opisanie ich miłosnej przygody w piosence. Nie było to takie oczywiste, bo w utworze rozpoznał się szybko jej mąż. Gdy po kilku latach wrócił z Anglii, spotkali się z Dutkiewiczem. Mąż Jolki był wściekły, ale jednocześnie czuł się wyróżniony, że jest bohaterem takiego przeboju. Piosenka o romansie i o zdradzie nie przysłużyła się tej parze, małżeństwo się rozpadło. Jolka nadal mieszka w Warszawie, ale z Markiem Dutkiewiczem nie ma już kontaktu.
Romuald Lipko zaniemówił
Romuald Lipko wspominał w jednej z rozmów, że chciał zrobić z tej piosenki polskie „Sailing”, bo był pod wrażeniem przeboju Roda Stewarta. „W pewnym sensie to się udało” – mówił. Podobno, gdy po raz pierwszy usłyszał wykonanie „Jolki” i zawodzący, płaczliwy głos Felicjana Andrzejczaka, zaniemówił. Ale dał się przekonać do tego wykonania. I było to trafienie w dziesiątkę. Poza tym piosenka miała początkowo szybsze tempo. Do spowolnienia jej namówił grupę Marek Dutkiewicz, który chciał, by historia dobrze wybrzmiała. Ekipa Budki Suflera bała się, że piosenka będzie niemiłosiernie długa. Że zrobi się z tego antyprzebój. Zmienili zdanie dopiero wtedy, gdy zobaczyli, jakie wrażenie zrobił jej tekst na dziewczynie z recepcji hotelu „Polonez” w Poznaniu. Zatrzymali się tam podczas koncertów i postanowili zrobić test.
Zobacz też: „Wyszedłem z domu z teczką z dokumentami”. Krzysztof Cugowski o rozstaniu z żoną
Ucieczka w erotykę
Marek Dutkiewicz mówił po latach: „To taka bardziej romantyczna wersja „Luz-blues, w niebie same dziury”, czyli ucieczka z klimatu stanu wojennego w erotykę. Zapis wyłącznie autentycznych wydarzeń, nie ma żadnej fikcji. Udało się „powąchać czas”. To dlatego, że utwór jest pełen autentycznych detali, przetrwał tak długo. Ale kluczem był Andrzejczak z takim jego „dziadowskim” zaśpiewem” (cytuję za blogiem mójtopwszechczasów.blogspot.com).
Zobacz też: Była żona Roberta Smoktunowicza pojawiła się na jego pogrzebie. Wspierała ją Joanna Racewicz
Początkowo słuchacze nie rozpoznawali wykonawcy. Dopiero Piotr Kaczkowski, który grał piosenkę w „Trójce" powiedział, że to Budka Suflera. Próbowali ją śpiewać różni wokaliści, z Krzysztofem Cugowskim włącznie, ale sprawdzała się tylko w wykonaniu Felicjana Andrzejczaka. Na Polskim Woodstocku w 2014 roku odśpiewało ją słowo po słowie z wokalistą ponad 500 tysięcy młodych ludzi. Jerzy Owsiak był na początku zdziwiony, bo dla niego „Jolka..." to był „fajansowy numer”. „Kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy, uznałem za żart, tekst wydawał mi się durny – o autobusie Arabów, o kobiecie, która się z nimi puściła, o paliwie, którego brakowało”. Powodzenie piosenki zrobiło wtedy na nim wrażenie. Okazało się, że obok „Autobiografii" Perfectu, to na pewno jeden z poza pokoleniowych klasyków muzyki pop lat 80. Wielka szkoda, że nie usłyszymy go już na żywo w wykonaniu nieodżałowanego, wspaniałego Felicjana Andrzejczaka...