Reklama

Wielki aktor, a zarazem wyjątkowy człowiek. Mądry, uczciwy i szlachetny. Skromny mimo wielkości. Taki portet wyłania się z wydanej właśnie biografii „Gustaw. Opowieść o Holoubku” autorstwa Zofii Turowskiej (wyd. Marginesy). Delikatny, wrażliwy, spokojny, życzliwy ludziom – wspominają go znajomi i przyjaciele. Wszyscy do niego lgnęli. Mawiał: „Jestem dawcą, nie biorcą. Moją główną radością jest możliwość dawania czegoś ludziom. Teatr też jest darowizną wobec innych”.

Reklama

[Ostatnia aktualizacja treści na VUŻ 16.10.2024 r.]

Bliscy o Gustawie Holoubku

Tak było właściwie od zawsze. Aktor Bernard Krawczyk, który poznał Gustawa Holoubka na początku lat 50., gdy pracowali w Teatrze Śląskim, opowiadał Zofii Turowskiej, jak wiele zawdzięczał starszemu koledze. Widział w nim człowieka, w którym skupiły się talent, mądrość, dobroć i chęć pomocy młodym aktorom. „Miał wpływ na całe moje życie. Przez siedem lat patrzyłem na niego codziennie i część Holoubka już zawsze będzie we mnie trwała. Byłem jego uczniem, a on moim mentorem. (…) Jak przykazanie powtarzał, że trzeba słuchać partnera. Upominał życzliwie: Nie pytluj, nie gadaj bez sensu.”

Był już wielkim aktorem, legendą polskiego teatru, gdy przyszedł do niego reżyser Andrzej Domalik. Przystępował do pracy nad swoim debiutanckim filmem „Zygfryd” według opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza. Gustaw Holoubek nie tylko zgodził się zagrać główną rolę, ale też dbał o to, by ekipa nie czuła się onieśmielona jego obecnością. „Bardzo szybko pan Gustaw, nie nazywając tego, stworzył dla mnie pole wolności, jakby chciał mi powiedzieć: W ogóle nie zajmuj się tym, kim ty jesteś, a kim ja, zabierz się do pracy, czekam na twoje uwagi”.

Joanna Szczepkowska opowiada natomiast, że nawet w teatralnej stołówce Gustaw Holoubek nie wytwarzał hierachii. „Prawdziwym kolegą był zarówno halabardnik jak Hamlet”. Panie z bufetu w Teatrze Ateneum uwielbiały swojego dyrektora. „Kochały Gustawa, bo bardzo je szanował”, opowiada Magdalena Zawadzka. Nigdy nie zapomniały, że jako nowo mianowany dyrektor teatru przyszedł do nich i się przedstawił. Wcześniej nikt ich tak nie dowartościował. Odwdzięczały się szefowi, troskliwie dbając o jego dietę nerkową. Miały rozpiskę, czego nie powinien jeść, i ściśle tego przestrzegały.

Czytaj też: Piotr i Robert Glińscy, czyli bracia na dwóch krańcach. Jeden publicznie upokarzał drugiego

Warszawa 1960. Seria zdjêæ do fotoreporta¿u o polskim aktorze teatralnym i filmowym Gustawie Holoubku. meg Muzeum Narodowe w Warszawie/PAP/Wies³aw Pra¿uch
Muzeum Narodowe w Warszawie/PAP/Wiesław Prażuch

Gustaw Holoubek i Magdalena Zawadzka: historia miłości

Choć kobiety uwielbiały Gustawa Holoubka za męski urok i za to, jak wielką darzył je atencją, znajomość z Magdaleną Zawadzką początkowo nie rokowała dobrze. Słynna Baśka Wołodyjowska nie zwracała uwagi na starszego o dwadzieścia lat aktora. „Nie podobałem jej się w ogóle”, przyznawał. Nie rezygnował jednak z zabiegania o względy kobiety, w której się zakochał. „Coś się stało takiego, że nie mogłem się od tego uczucia uwolnić”. Każdego wieczoru po spektaklu wysyłał jej piękny bukiet i liścik, na przykład z cytatem z Calderona: „Cóż jeszcze można ci życzyć, skoro jesteś słońcem, jutrzenką, różą, gwiazdą i diamentem”. Magdalenie Zawadzkiej coraz trudniej było pozostać obojętną. „Do tej pory nie zetknęłam się z mężczyzną, który potrafiłby tak prosto i pięknie mówić, być tak bezpośrednim i czarującym człowiekiem”.

Oboje pozostawali wtedy w związkach małżeńskich, w powietrzu wisiał skandal. Ale oni mieli świadomość, że to prawdopodobnie ich ostatnia szansa na prawdziwą miłość. Magdalena Zawadzka wspomina, że gdy uczucie w końcu wybuchło, to z wielką siłą. Ślub w 1973 roku dał początek niezwykle udanemu małżeństwu. „Z jakim wielkim szacunkiem, z jaką miłością się do siebie odnosili. Nigdy później nie spotkałam takiej pary”, mówiła Nina Andrycz.

Gustaw Holoubek okazał się wspaniałym partnerem życiowym, gentelmenem również w domu. „Oboje byliśmy zajęci zawodowo i wiedzieliśmy, że jeśli jedno czemuś w domu nie sprosta, drugie wykona to bez «poświęcenia się». Kiedy zostawał sam, gdy wyjeżdżałam na dłuższe występy za granicę, był pełnoprawnym panem domu, mając często pod opieką małego Jaśka, choć pomagali mu rodzice. Na tym polegała nasza symbioza: myśmy sobie niczego nie narzucali i wyczuwaliśmy potrzeby drugiej połowy.”

Czytaj też: Poznali się w pociągu, musieli zmierzyć się z hejtem. U boku drugiej żony Apoloniusz Tajner przeszedł sporą metamorfozę

PHOTO: TRICOLORS/EAST NEWS 03.06.2007 Wiktory 2006 N/Z:Gustaw Holoubek, Magdalena Zawadzka
TRICOLORS/East News

Gustaw Holoubek: najważniejsze przyjaźnie

Niezwykle ważną relacją w jego życiu stała się przyjaźń z Tadeuszem Konwickim i Stanisławem Dygatem. Przyjaźń wyjątkowa, choć nie koturnowa. Holoubek opowiadał: „We wszystkim komunikowaliśmy się wzajemnie, narzekaliśmy, odsądzaliśmy się od czci i wiary, obgadywaliśmy; umowa niepisana: ja z Konwickim Dygata, Dygat z Konwickim mnie, ja z Dygatem Konwickiego. Nikt z nas nikogo nie chwalił, poza wszystkim była to szkoła charakteru”. Wszystko to odbywało się najpierw w słynnym mieszkaniu u Dygatów, potem przy legendarnych kawiarnianych stolikach w Czytelniku i u Bliklego.

Boleśnie przeżyli śmierć Stanisława Dygata, zostali we dwóch. Konwicki zachwycał się Holoubkiem: „Gucieńko, król naszego aktorstwa, samoistna instytucja kulturalna, krnąbrny i opozycyjny, miły, nonszalancki kompan, ciut chuligański. Nieokiełznany żywioł dobrej woli, mistrz skupienia i jednorazowej eksplozji (…)”. Piękną opowieścią o ich przyjaźni stał się dokument nakręcony przez Jana Holoubka „Słońce i cień”.

Mniej znana, a niezwykle ważna była przyjaźń Gustawa Holoubka z Zofią Budzyńską, czyli Zosią z Bukowiny Tatrzańskiej. Przez 29 lat rok w rok aktor przyjeżdżał tam z Magdaleną Zawadzką na wypoczynek. Lubił siadać w kuchni pani Zosi, przy piecu kaflowym, z okien patrzeć na tatrzańskie szczyty. Zawsze dostawał coś ciepłego do jedzenia, rozmawiali o wszystkim, czasem na prośbę gospodarzy recytował poezję, na przykład fragmenty Wielkiej Improwizacji. Albo pomagał wyrabiać ciasto drożdżowe. „Uczciwość, skromność, poczucie humoru – cechy, które mają tylko wielcy”, wspomina go pani Zofia.

Bardzo troszczyła się o to, by państwo Holoubkowie mogli u niej wypocząć. A nie zawsze było to łatwe, bo inni goście pensjonatu ekscytowali się obecnością słynnej pary. Za Magdaleną Zawadzką potrafili wchodzić nawet do toalety. „Ludzie, dajcie im żyć. Podziwajcie go na scenie, na ekranie, tu dajcie mu odpocząć”, upominała gospodyni. Holoubek zachwycał się Budzyńskimi: „Życzliwość, dobroć – człowiek chce się oprzeć na takich ludziach jak na porządnym kiju podczas wyprawy w góry. Bardzo nam tego brakuje”.

Gustaw Holoubek: poker, wyścigi, brydż

Wielkiej sympatii przysparzało mu to, że był królem towarzystwa i mistrzem anegdoty. Mówił, że do historii przejdzie jako kawiarniany facecjonista. Czasem niektórzy mieli mu to za złe, bo gdy zjawiał się na imprezie, wszyscy otaczali go wianuszkiem, by słuchać, i o tańcach nie było już mowy.

Janusz Zaorski opowiadał, jak kiedyś wszedł do bufetu w Teatrze Dramatycznym, gdzie w porze obiadu siedział tłum ludzi. Był tam wtedy dyrektorem. „Wchodzi Gustaw i pyta: «Wiecie, jak w teatrze Holoubka zamawia się pewną potrawę?». «Nie wiemy…» «Zagram wam to». Podchodzi do bufetu i mówi: «Poproszę barszcz, przepraszam panie Holoubek, z uszkami»”. Nawet nieparlamentarnych słów używał w przepiękny sposób, tak że brzmiały jak poezja.

Częścią stylu życia gentlemena była gra w karty. W ogóle hazard. Wyścigi konne, brydż, poker. W karty grywał w doborowym towarzystwie. W domu u Antoniego Słonimskiego. W Zakopanem – w Halamie. W Juracie – w hotelu Bryza. Dużo przy tym palił, mawiając, że „karta lubi dym”. Stawiał też pasjanse. Magdalena Zawadzka tak to tłumaczyła: „Dopiero po latach odkrywam, że pasjans jest murem, który odgradza go od rzeczywistości, przenosi do innego świata. Stawia karty, w myślach powtarza teksty sztuk, zastanawia się nad koncepcją ról (…) Nie przeszkadza mu, że siedzi przy kuchennym stole, a naokoło pulsuje domowe życie”.

Zobacz także: Znajomi nie dawali im szans, oni kochali się do szaleństwa. Po latach utarli wszystkim nosa

Gustaw Holoubek i Kazimierz Dejmek

Sport – bo był też zagorzałym kibicem piłki nożnej – traktował z kolei jak szkołę lojalności i uczciwości, zakosztowania sukcesu i radzenia sobie z nim tak jak z porażką oraz z goryczą z nią związaną. „Niepowodzenia trzeba znosić przez całe życie, a futbol uczy, jak znosić je z godnością”.

Jedną z największych porażek w życiu Gustawa Holoubka musiał być moment, gdy został przez Kazimierza Dejmka zwolniony z Teatru Polskiego. Współpraca dwóch silnych osobowości nie była łatwa. Gdy Holoubek po raz kolejny zgłosił wątpliwości co do swojej roli w jednym ze spektakli i poprosił o rozmowę, po przyjściu do teatru na tablicy ogłoszeń zobaczył informację: „Z powodu odmowy zagrania kolejnej roli wymawiam panu Gustawowi Holoubkowi pracę”. „Obróciłem się na pięcie i wyszedłem z teatru. Przestałem kłaniać się Dejmkowi”, wspominał aktor.

Dwa lata po śmierci wielkiego reżysera zjawił się na konferencji poświęconej jego twórczości i nieoczekiwanie zabrał głos: „Mogę państwa zapewnić, że była to postać niezwykła, wielka, w ogromnej mierze niezbadana, tajemnicza”, mówił. „Uznałem za stosowne nie kłaniać się panu Dejmkowi. Taki miałem odruch, nazwijmy to, honorowy. Tymczasem dzisiaj, teraz, a nawet wcześniej, uważam, że było to głupie z mojej strony i niesłuszne”.

Gustaw Holoubek: choroba

Nawet do cierpienia podchodził jak gentlemen. W młodości Gustaw Holoubek ciężko chorował na gruźlicę. Ostatnie lata jego życia też upłynęły w cieniu ciężkiej choroby. Pisał wtedy w felietonie w miesięczniku „Charaktery”: „Mam własny, potajemny sposób radzenia sobie z cierpieniem. W zmaganiach z nim jestem wyjątkowo doświadczony. Cierpienie towarzyszyło mi właściwie przez całe życie, głównie pod postacią chorób. Jednak nigdy się nie skarżyłem, czasami nawet nie ujawniałem mojego cierpienia. Uważałem bowiem i uważam, że jest to jałowa demonstracja, która tylko narusza spokój otoczenia, a nie wywołuje prawie żadnego współczucia – może z wyjątkiem najbliższych.

Mam więc swój sposób na cierpienie. Otóż odkryłem, że oprócz podejmowania prób jego uśmierzenia trzeba uświadomić sobie rzecz według mnie podstawową: należy się go pozbyć, by móc wypełnić plan życia. Należy się go pozbyć, bowiem żyją wokół mnie ludzie, którym mogę bardzo wiele dać, którzy oczekują ode mnie pomocy, tego, że uczynię ich może mądrzejszymi, a może bardziej sprawnymi. Ta gotowość do wypełnienia planu życia sprawia, że ból oddala się ode mnie.”

Podczas pogrzebu aktora w marcu 2008 roku żegnały go tłumy przyjaciół i wielbicieli. Wśród wielu słów, które padły, w pamięć uczestników ceremonii szczególnie mocno zapadły te wypowiedziane przez księdza Wiesława Niewęgłowskiego. „Był wielki. Słowa są za małe, by ogarnąć życie i dzieło artysty, jakim był Gustaw Holoubek. Służył przez piękno i dobro – doświadczy radości nieba”.

Warszawa 1960. Seria zdjêæ do fotoreporta¿u o polskim aktorze teatralnym i filmowym Gustawie Holoubku. meg Muzeum Narodowe w Warszawie/PAP/Wies³aw Pra¿uch
Muzeum Narodowe w Warszawie/PAP/Wiesław Prażuch
Reklama

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Zofii Turowskiej „Gustaw. Opowieść o Holoubku”, Marginesy 2021.

Reklama
Reklama
Reklama