Pobrali się w Zakopanem, nigdy nie nosili obrączek. Tak wyglądało małżeństwo Magdaleny Zawadzkiej i Gustawa Holoubka
Mieli wspólną cechę, która bawiła do łez
Mówiono o nich: wyjątkowa para, wspaniałe małżeństwo. Odnosili się do siebie z miłością i szacunkiem. Zawodowo imponowali na teatralnych deskach i przed kamerami, a jacy byli od strony prywatnej? Gustaw Holoubek mówił o Magdalenie Zawadzkiej, że była człowiekiem, który najbardziej go w życiu zaskoczył. Oboje dzielili wspólną cechę, z której narodziło się wiele zabawnych anegdot.
Magdalena Zawadzka i Gustaw Holoubek: jak się poznali?
Miała 25 lat, kiedy w tym samym momencie na jej drodze pojawiły się dwie atrakcyjne propozycje zawodowe: rola Rosaury w sztuce "Życie jest snem" hiszpańskiego dramaturga, Pedra Calderona de la Barca, grana u boku samego Gustawa Holoubka oraz udział we współczesnym filmie. Tą drugą ofertą Magdalena Zawadzka była zainteresowana na tyle mocno, że gotowa była zrezygnować z tej pierwszej.
"Chyba zwariowałaś!" - usłyszała od dyrektora teatru, kiedy powiedziała mu o swojej decyzji przed rozpoczęciem prób. "Odmawiasz pracy w spektaklu, w którym główną rolę męską będzie grał Gustaw Holoubek?!". Na te słowa aktorka oprzytomniała i zrezygnowała z filmu. W ten sposób poznała nie tylko wybitnego aktora, ale także swoją bratnią duszę i przyszłego męża.
Zobacz także: Wzdychał do jej urody, nie wiedział, że jest mężatką. Daniel Olbrychski przed laty kochał się w Barbarze Brylskiej
Ale to uczucie nie narodziło się od razu. Starszy o 20 lat Gustaw Holoubek musiał wytrwale i cierpliwie zabiegać o względy młodziutkiej aktorki. A ta początkowo opierała mu się bardzo. Oboje byli zresztą wówczas w związkach małżeńskich.
Zobacz także
Widzowie pokochali Magdalenę Zawadzką za rolę Baśki Jeziorkowskiej (słynnego Hajduczka) w ekranizacji Pana Wołodyjowskiego i to ta rola zapewniła jej wielką popularność, wspomina się ją do dziś. To m.in. dlatego Magdalena Zawadzka była jedyną żoną pana Gustawa, która nie przyjęła jego nazwiska. Mimo że współpracowali razem w wielu artystycznych przedsięwzięciach wybitnego aktora, jego żona nigdy nie potrzebowała pomocy męża, aby podtrzymać swoją karierę.
A jacy byli jako małżeństwo? Roztargnieni, jak na parę artystów przystało. Ale mieli do tego duży dystans i starali się nad tym chaotycznym podejściem do codzienności pracować.
Magdalena Zawadzka i Tadeusz Łomnicki
Magdalena Zawadzka i Gustaw Holoubek: ślub i codzienne życie
Aktorka wspominała, że gdy uczucie w końcu wybuchło, to z wielką siłą. Ale nie lubili się z nim afiszować, nawet we wspólną podróż do Szwecji pojechali osobno i umawiali się w jednym punkcie o określonej godzinie. Ślub w 1973 roku też nie należał do głośnych wydarzeń towarzyskich. Zakochani wymarzyli sobie cichą ceremonię w Zakopanem. Dostali obrączki od babci aktorki, ale nigdy ich nie założyli, były dla nich zbyt cenne, podkreślali, że wręcz bezcenne!
Ich miesiąc miodowy był w rzeczywistości tygodniem, bo Gustaw Holoubek jako dyrektor teatru musiał wracać do swoich obowiązków. Wybitny aktor okazał się również wspaniałym partnerem życiowym, dżentelmenem także w domu. Magdalena Zawadzka wspominała, że kiedy ona wyjeżdżała na dłuższe występy za granicę, jej mąż przejmował obowiązki pełnoprawnego gospodarza. Z kolei on sam przyznał kiedyś, że to pani Magdalena była człowiekiem, który "najbardziej go w życiu zaskoczył".
"Krótko po ślubie przekonałem się, że przy pozorach pewności siebie i dzielności boi się życia. Każdy dzwonek do drzwi, niespodziewany telefon lub wizyta wywołują w niej takie napięcie, że trzeba ją niemal ratować”, opowiadał (cytat z książki Sławomira Kopra "Sławne pary PRL").
Władza PRL-u, która na losy artystów zwykle nie pozostawała długo obojętna, przyznała im lokum, otrzymali także talon na fiat 127, o którym marzyło wówczas wielu polskich kierowców.
Zobacz także: To o niej ksiądz Jan Twardowski napisał swój najsłynniejszy wiersz. Kim była wybitna poetka, Anna Kamieńska?
Bardzo popularna jest anegdota ze świętowania po otrzymaniu samochodu, którą małżeństwo lubiło później wspominać. „Radość z kupna tego auta mieliśmy świętować w Krakowie. Obchody tego naszego »święta« miały polegać na tym, że pojedziemy we dwójkę do Krakowa i cały dzień spędzimy na przyjemnościach.
Zostawiliśmy samochód na parkingu strzeżonym i udaliśmy się w miasto. Byliśmy i na krakowskim Rynku, i u Wierzynka, i Pod Jaszczurami. Wreszcie udaliśmy się na dworzec kolejowy i z biletami w ręku wsiedliśmy do pociągu do Warszawy. Wysiedliśmy na pierwszej możliwej stacji, która była już odległa od Krakowa o kilkadziesiąt kilometrów... I wracaliśmy po ten samochód. Furmanka nas wtedy podwoziła, milicja. Na piechotę szliśmy. To było straszne, ale myśmy się cały czas z siebie śmiali. Ani ja jemu, ani on mnie nie zrobił awantury: trzeba było przypomnieć, no przecież wiedziałaś – bo ludzie tak ze sobą rozmawiają – mówiłem ci tyle razy, a ty mimo wszystko. Nie było takich rozmów między nami i tak dalej. Myśmy się śmiali ze swojego roztargnienia. Oboje byliśmy tak samo winni. Bogu dzięki, że byliśmy tacy sami pod tym względem”, wspominała Magdalena Zawadzka.
Innym zabawnym przykładem na roztargnienie małżeństwa był ich rodzinny wypad w góry. Jako pierwsza pojechała tam matka aktorki wraz z wnukiem, a para miała dotrzeć na miejsce niedługo po niej. Zapakowali kilka walizek, które mieli wrzucić do bagażnika auta, ale po dotarciu do Zakopanego okazało się, że żaden z bagaży nie dotarł wraz z nimi. Zostawili je na ulicy i przepadły.
Ta chaotyczność była ich wspólną cechą, potrafili się z niej śmiać, ale nie oznaczało to, że nad nią nie pracowali. Pani Magdalena prowadziła w tym celu terminarz, gdzie notowała wszystkie ważne aspekty codzienności, z kolei jej mąż nosił przy sobie mały kalendarzyk, ale nie wyrobił w sobie nawyku zaznaczania w nim tego, o czym powinien pamiętać. Uznawał, że... wszystko ma odnotowane w głowie. Rezultat tego był taki, że gdy potem zerkał na puste kartki w kalendarzu, zadowolony wychodził z założenia, że nie ma żadnych obowiązków.
Korzystałam z książki Sławomira Kopra "Sławne pary PRL", wyd. Czerwone i Czarne, 2014 r.