Reklama

Mija piętnaście lat od tragicznego wypadku samochodowego, w którym ucierpieli muzycy grupy Varius Manx. To wydarzenie na zawsze odmieniło życie Moniki Kuszyńskiej. I choć wtedy myślała, że jej życie się skończyło, dziś jest dowodem na to, że z każdej sytuacji można znaleźć wyjście.

Reklama

Wypadek Varius Manx. Co spotkało Monikę Kuszyńską?

Kariera Moniki Kuszyńskiej z dnia na dzień nabierała tempa. Była u szczytu popularności. W wieku zaledwie dwudziestu lat została wokalistką jednego z najpopularniejszych zespołów w kraju. Wszystko zmieniło się 28 maja 2006 roku. Zespół Varius Manx miał wypadek pod Miliczem. Samochód prowadził lider zespołu, Robert Janson. Stracił panowanie nad samochodem. Gwałtownie zjechał na lewy pas, wypadł z drogi i uderzył w drzewo. „Gdy przyjechałem z karetką na miejsce, myślałem, że już po kierowcy. Głowa zwisała mu bezwładnie przez okno, wszędzie pełno krwi”, relacjonował przed laty Daniel Lorek z pogotowia ratunkowego. Kierowca był nieprzytomny. Zdiagnozowano u niego uraz klatki piersiowej, złamane żebra i stłuczone serce. Siedzący z tyłu gitarzysta i akustyk nie odnieśli poważnych obrażeń. W najcięższym stanie była 26-letnia wówczas Monika Kuszyńska.

„Dlaczego nie mogę się ruszyć? Dlaczego nie mogę oddychać? Skulona, w nienaturalnej pozycji, wbita w podłogę, otoczona zewsząd pogiętą blachą, łapałam małe łyki powietrza. Klatkę piersiową rozpierał przeraźliwy ból. Zupełnie jakby tysiące igieł przebijało moją pierś. Tonęłam. Dosłownie. Czy tak właśnie boli umieranie? - pomyślałam. Odruchowo dotknęłam swoich nóg. Nie poczułam nic. Jakby ktoś przeciął mnie na wysokości pasa. Może to chwilowe, pomyślałam”, pisała w swojej książce Drugie Życie. Wokalistka dostała uszkodzenia rdzenia kręgowego. W wyniku odniesionych ran Monika Kuszyńska straciła władzę w nogach. „To, że Monika Kuszyńska przeżyła wypadek, to cud”, mówił sędzia podczas rozprawy. Śledztwo wykazało, że zdarzenie było efektem jazdy ze zbyt wielką prędkością.

Zobacz: Monika Kuszyńska: „Mój stan zdrowia raczej się delikatnie pogarsza”

Mateusz Stankiewicz/AF PHOTO

Tragiczne wydarzenie sprawiło, że na jakiś czas artystka wycofała się z show-biznesu. Musiała przyzwyczaić się do poruszania na wózku inwalidzkim. To nie było dla niej łatwe. Perspektywa życia wózku przerażała ją. „Nie czułam się kobietą, czułam się bezpłciowa w tej formie. Nie wiedziałam, jak będzie moje życie wyglądało. Widziałam dużo barier, dużo przeszkód. Widziałam wszystko w czarnych barwach. Na szczęście czas robi swoje i my, jako ludzie, umiemy się przystosować. Dlatego dzisiaj zupełnie inaczej patrzę na innych”, mówiła w rozmowie z Jastrzabpost.

Wypadek Moniki Kuszyńskiej. Tak zmieniła swoje życie

Na nowo musiała przewartościować swoje życie. „Należę do tej mniejszości, jako osoba niepełnosprawna, więc musiałam się też nauczyć o sobie mówić w ten sposób, musiałam się nauczyć akceptować siebie jako kogoś innego. Ta tolerancja dla innych osób, ale też dla samego siebie jest często trudna do nauczenia się i to jest wyzwanie”, mówiła w jednym z wywiadów. Na scenę wróciła dopiero po trzech latach. Od tamtej pory kontynuuje karierę solową. Ale powroty nie były łatwe.

Gdy tylko się przełamała, spotkała ją bardzo nieprzyjemna sytuacja: „Zaczęłam dopiero co wychodzić z domu, byłam z moją siostrą i przyjaciółmi w restauracji. Byłam zahukana, bałam się, to było wielkie wyjście, czułam, że wszyscy się gapią. To był problem w mojej głowie. Pewien pan zwrócił się do mojej siostry ze współczuciem: „My też taką mamy w domu”. To mnie ukłuło”, wspominała w rozmowie z Agatą Młynarską.

Zobacz także: Monika Kuszyńska wstydziła sięniepełnosprawności: „Czułam się gorszym człowiekiem”

„Dzisiaj, po 14 latach od wypadku, nie mam problemu, by pokazywać się na wózku, ale kiedyś wydawało mi się to nie do przejścia. Czułam się nawet z tego powodu gorszym człowiekiem, a z pewnością gorszą kobietą. Zajęło mi wiele lat, by zaakceptować nową sytuację”, mówiła w ubiegłym roku Monika Kuszyńska w Party.

Dziś dramatyczne wspomnienia pozostawiła za sobą. Cieszy się życiem. Ma oddanego męża, Kubę Raczyńskiego oraz dwójkę dzieci - syna Jeremiego i córeczkę Kalinę. Gwiazda ma ogromne wsparcie w ukochanym, sama też jest w stanie zrobić bardzo wiele przy pociechach.

Reklama

Największe wyzwanie to nauczyć syna i córkę tego, jak wygląda świat… „Musiałam być nie tylko silna, ale też taka, która nie będzie miała problemu, by wyjść naprzeciw specyficznym wyzwaniom związanym z moją sytuacją. Bo przecież inne dzieci mogą moim zadawać trudne pytania na temat niepełnosprawności. Mogą nawet z niej szydzić lub jakoś próbować wykorzystać ten fakt. Muszę nauczyć Jeremiego i Kalinę, że to nie problem mieć mamę na wózku i że taka mama nie jest gorsza od innych”, powiedziała ulubienica publiczności w Party.

Mateusz Stankiewicz/AF PHOTO
Mateusz Stankiewicz/AF PHOTO
Reklama
Reklama
Reklama