Tomasz Gudzowaty przegrał batalię o dzieci! Będą musiały wrócić do matki
Córka milionera grozi popełnieniem samobójstwa
Ta decyzja jest dla niego niewyobrażalnym ciosem. 5 listopada sąd w Budapeszcie wydał wyrok, na mocy którego Tomasz Gudzowaty musi oddać dwójkę dzieci byłej partnerce, Judit Berekai. Kobieta jest oskarżana przez współpracowników o przemoc domową i haniebne zaniedbania, których miała dopuszczać się względem 9-letniej Zofii i 7-letniego Aleksandra. „Jej nie chodzi o dzieci, tylko o mój majątek. Dostaję SMS-y z groźbami”, podkreśla fotograf. I dodaje, że jego córka grozi popełnieniem samobójstwo, gdy postanowienie sądu zostanie wcielone w życie...
Tomasz Gudzowaty przegrał w sądzie z byłą partnerką, Judit Berekai. Musi oddać jej dzieci
W listopadzie zeszłego roku pisaliśmy o oskarżeniach, które pod adresem jednego z najbogatszych Polaków formułowała jego była partnerka. Węgierka Judit Berekai przekonywała media, że Tomasz Gudzowaty porwał jej dzieci. Prawda wydaje się jednak zupełnie inna.
Według relacji świadków, kobieta nie zajmowała się ani córką Zofią, ani synem Aleksandrem. Sprawowały nad nimi pieczę opiekunki. Wszystkie jednogłośnie podkreślają, że matka wolała wyprawiać huczne i suto zakrapiane alkoholem imprezy niż poświęcić choć chwilę uwagi dzieciom.
„Kiedy Aleksander powoli przestał nosić pieluchy i była mu potrzebna bielizna, pani Judit kupiła dokładnie trzy sztuki bielizny marki Armani”, opowiada we Wprost Jelena, opiekunka. W artykule autorstwa Szymona Krawca relacje współpracowników Judit Berekai są jeszcze bardziej wstrząsające.
„Dzieci były zamykane w pokojach na klucz, żeby nie wychodziły i nie budziły mamy”, ujawnia pani Wiesława. „Były sytuacje, gdy dzieci były bez dostępu do łazienki. Gdy szły spać, ich pokoje były zamykane na klucz”, zwierza się dozorca domu. Anna, pomoc domowa, dodaje, że matka nie interesowała się dziećmi w żaden sposób, była nieobecna. Do tego stopnia, że te „siedziały w swoich odchodach”.
Jelena twierdzi, że Judit Berekai nigdy nie przygotowywała dzieciom śniadań, nie dawała im także żadnego jedzenia do szkoły. „Rano, kiedy przyjeżdżałam, zazwyczaj ok. 9 lub 10 [...] dzieci były w piżamach. Aleksander był jeszcze w pełnych i brudnych pieluchach”.
Kobieta miała sprowadzać w nocy do domu obcych mężczyzn, dzieci chodziły głodne i zaniedbane. „Jedzenie, które przywoziliśmy z Polski, było wyrzucane przez panią Berekai albo wywożone z domu przez jej ojca. Przyjeżdżał, opróżniał lodówkę i jechał do siebie”, zdradza p. Anna.
Według relacji autora artykułu, sąd nie wziął pod uwagę tych zeznań. Nie przesłuchał również innych świadków, nie wysłuchał opinii biegłego psychologa, nie rozmawiał z dziećmi, z matką ani z ojcem. Wydał wyrok, który może oznaczać dla dzieci powrót do koszmaru sprzed kilku lat i odnowienie bolesnych traum.
Związek Tomasza Gudzowatego i Judit Berekai: dzieci, depresja, szantaż, proces
Poznali się w 2006 roku. On był od niej starszy o 9 lat. Początkowo dogadywali się całkiem nieźle, zamieszkali razem w Warszawie. Jednak szybko wyszło na jaw, że Judit Berekai zmaga się z depresją: miała poważne wahania nastrojów, w tym niekontrolowane wybuchy gniewu, potrafiła przepłakać całą noc, koiła smutki w alkoholu. Izolowała się także od świata zewnętrznego. Tomasz Gudzowaty starał się pomóc na tyle, na ile mógł. Bezskutecznie. Nie pomogły także narodziny dwójki ich dzieci: Zosi w 2009 i Aleksandra w 2011 roku. Rozstali się rok później, podzielili opieką nad dziećmi, które tyle samo czasu spędzały z ojcem w Warszawie, ile z matką w Budapeszcie – w mieszkaniu kupionym przez polskiego milionera na przedmieściach.
Jednak już dwa lata po rozstaniu, które miało miejsce w 2012 roku, Tomasz Gudzowaty zaczyna odbierać od sąsiadów i opiekunek niepokojące sygnały, jakoby jego była partnerka stosowała wobec dwójki dzieci przemoc. Mimo że dał jej dostęp do konta, z którego mogła swobodnie korzystać, by zapewnić maluchom godny byt, w ciągu roku wydała z niego 300 tysięcy euro w głównej mierze na własne potrzeby.
Do Warszawy decyduje się zabrać je na stałe 17 kwietnia 2015 roku. Wtedy też Węgierka w rewanżu zakłada mu sprawę o uregulowanie władzy rodzicielskiej. 5 listopada sąd przyznaje jej rację i wydaje wyrok, na mocy którego Zosia i Olek muszą zostać zwrócone matce. Ale dla nich oznacza to powrót to traumatycznych przeżyć. „Boję się, że jeśli tak się stanie, popełnią samobójstwo”, mówi wstrząśnięty fotograf.
Jego strach jest uzasadniony. Jeszcze gdy dzielił się opieką nad nimi z Judit, bały się wracać do Budapesztu do domu matki. Czteroletni wówczas Olek wydawał się całkowicie odizolowany od świata, zdarzało się, że bez powodu uderzał głową o ścianę i kiwał się jak w transie. Panicznie bał się zostać sam w pokoju, „moczył się w nocy, odczuwał lęk przed utratą jedzenia, miał kłopoty z mówieniem”. Zosia nie chciała spać przy zamkniętych drzwiach i zgaszonym świetle. Trafiła do psychologa, który stwierdził, że dziewczynka samoistnie często poruszała temat śmierci, „miała problemy ze snem, zaburzoną koordynację, budziła się, szukała ojca, miała zaburzenia odżywiania: trzymała jedzenie w policzkach i nie przełykała go. Mówiła, że się zabije”, czytamy na łamach Wprost.
Sąd pierwszej instancji wydaje wyrok korzystny dla Tomasza Gudzowatego. Ten chce jednak, by dzieci nie zostały całkowicie odcięte od matki, proponuje więc podpisanie ugody, na mocy której kupi jej mieszkanie w Warszawie, w którym będzie mogła widywać się z Zosią i Olkiem. Kobieta w ostatniej chwili zrywa rozmowy.
„Powiedziała, że za 10 milionów euro odstąpi od walki o dzieci. Nie zgodziłem się”, mówi milioner w rozmowie z Szymonem Krawcem.
Od tego momentu Tomasz Gudzowaty regularnie otrzymuje SMS-y z groźbami z nieznanych numerów. Mowa jest w nich o tym, aby „szykował bitcoiny, cichutko, bez szumu. Ma być równowartość 10 baniek euro”. Mimo że sprawa została zgłoszona na policję, niczego nie udaje się do tej pory ustalić. Śledczy ani razu nie przesłuchali Judit Berekai, ponieważ nie mogą się z nią skontaktować.
Sąd drugiej instancji skupił się jedynie na tym, że 17 kwietnia 2015 roku Polak odebrał matce dzieci. Nie chciał przesłuchiwać kluczowych świadków, ani dzieci, ani biegłych. Wydał wyrok.
Judit Berekai odmówiła komentarza w sprawie. Jej prawniczka stwierdziła natomiast, że „sąd podjął już ostateczną decyzję i nie zamierza z nikim rozmawiać”.
Jak udało się ustalić autorom reportażu, Węgierka nie ma stałej pracy, jest zadłużona. Zaś zgodnie z decyzją sądu Tomasz Gudzowaty ma oddać jej dzieci do końca listopada