„Nie ma lekarstwa na ludzką głupotę!”, pisarka i historyczka Anna Brzezińska o paleniu książek
Tradycja stara jak świat…
W Gdańsku, 31 marca tego roku, na stosie spłonęły książki… Katoliccy księża spalili Harry'ego Pottera i Zmierzch. Co sądzi o tym pisarka powieści fantazy i historyczka, Anna Brzezińska? Czy boi się, że jej powieści mogą również zapłonąć?
Co sądzisz o bogobojnym paleniu książek?
Tradycja stara jak świat. Wydawałoby się, że w naszej części Europy po hitleryzmie taka czynność uważana jest za barbarzyńską. Teraz wraca z werwą. Ciekawe, co jeszcze wróci…
Z czym Ci się to kojarzy?
Gdy przeczytałam o przykościelnym ognisku w Gdańsku, pomyślałam o Florencji z XV wieku. Po wygnaniu Wawrzyńca Wspaniałego Medyceusza władzę polityczną i duchową w mieście przejął wpływowy dominikanin Girolamo Savonarola. To kontrowersyjna postać, która do dzisiaj budzi spory. Jedni uważają go za ostatni błysk barbarzyńskiego średniowiecza, a inni za świętego. W rzeczywistości nie był ani jednym, ani drugim. Miał marzenie odnowy chrześcijaństwa dosyć mocno zakorzenione w humanizmie, marzenie pełne wiary w to, że człowiek może być współpracownikiem Boga na Ziemi. Florencja jest kolebką renesansu, żadne inne miasto na świecie nie zrobiło tyle dla kultury w tak krótkim czasie, co Florencja. I nagle to niesamowite miasto, które zrodziło tylu geniuszy, zaczyna słuchać dominikańskiego mnicha. Duchownego, który jest gruntownie wykształconym scholastykiem, ale zaczyna się odwoływać do argumentów czysto emocjonalnych. To nie były argumenty racjonalne, to był czysty, żywy populizm.
Raczej źle mi się kojarzy ta postać.
Nic dziwnego. Savonarola krzyczy, że na Florencję spadnie miecz boży i on spada pod postacią armii króla Francji. Krzyczy, że jeżeli Florentyńczycy się nie nawrócą, to zginą. Że miasto zostanie ukarane i że właśnie tutaj powinna zacząć się odnowa chrześcijaństwa.
Brzmi znajomo.
Tak, jedną z jego idei było to, że skuteczna władza musi być moralna. Musi być sprawiedliwa i prawa, przesycona wartościami chrześcijańskimi. W roku 1494 lub rok później Savonarola powołuje armię młodzianków, dziarskich nastoletnich chłopców, którzy zaczynają terroryzować – bogobojnie – ulice. Latają gromadami, wyciągają z domów rozmaite przedmioty zbytku, terroryzują kobiety, które zbyt wystawnie i nieskromnie się noszą. Zaczynają w poście palić stosy próżności. Na te stosy wrzucają rozmaite przedmioty zbytku, które uchodzą za niemoralne. Tam kończą karty do gry, tam kończą malowidła i księgi.
Historia kołem się toczy.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że to nie jest mnich, który z definicji jest wrogiem i nienawistnikiem ksiąg i nauki. On po prostu chce wykorzenić to, co jest niemoralne w tych księgach. W klasztorze San Marco Florencja ma gigantyczną wspaniale wyposażoną bibliotekę i nie przychodzi mu do głowy ją spalić. Po ucieczce Medyceuszy przejmuje ich księgozbiór, żeby go uchronić przed zagładą, przed zniszczeniem przez tłumy.
Dla mnie ta Florencja końcówki XV wieku jest niesamowitym momentem opętania kolebki humanizmu. Kiedy załamuje im się gospodarka, kiedy kończy się stabilna politycznie Italia – nagle ludzie zwracają się ku zupełnie niesamowitemu mistycyzmowi. I to nie jest ciemne wcielenie–- pokutujmy i biczujmy się po plecach.
Gdy przeczytałam o paleniu w Gdańsku, pomyślałam, że ci wszyscy mili, bogobojni ludzie, pewnie jak tamci we Florencji, którzy palili te stosy, nie są nienawistnikami, którzy chcą spalić wszystkie księgi. I do głowy im nie przyjdzie, że gdyby szukać tej księgi, z powodu której zginęło najwięcej ludzi, to trzeba by zacząć palić święte księgi, nie Harry’ego Pottera. W imię Biblii wymordowano wielkie rzesze. Niestety, ludzie „ognia” tak pojmują moralność. To bardzo smutne i przejmujące.
Czyli w Harrym Potterze nie ma diabła?
Nie przypominam sobie, żeby tam działał. Ale nie zapominaj, że od końca średniowiecza wierzymy, że diabeł potrafi działać w materialnym świecie, przybiera materialną postać, działa fizycznie. I zdaje się, że oni w to naprawdę wierzą. Strasznie mi się podoba oświadczenie wydane przez Media Rodzinę, wydawcę książek o Harrym Potterze. Wydawnictwo prowadzi pastor kościoła anglikańskiego. Wydał urocze oświadczenie, powołując się na słowa samej J. K. Rowling. Autorka pytana czy wierzy w magię, odpowiedziała, że nie wierzy, ale wierzy w siłę wyobraźni.
Piękna wiara.
Też jestem jej wyznawczynią. Magiczne opowieści istnieją w naszej kulturze od początku literatury europejskiej. Masz je w Iliadzie, w Odysei. Pamiętasz odwiedziny Odyseusza u czarodziejki Kirke, która pozamieniała jego towarzyszy w wieprze? . Magia tkwi samych pierwocinach tego czym jest kultura europejska. I za każdym razem, kiedy materia magiczna wkracza w literaturę europejską, od kiedy jesteśmy chrześcijanami, Kościół podnosi wrzask, że olaboga, pogaństwo! Taka była reakcja Kościoła na romanse rycerskie w XII wieku, kiedy karty poematów zaczynają się zaludniać czarodziejkami, wróżkami. Wtedy już nazywano je watkami pogańskim, a to po prostu jest marzenie. Wyobraźnia. Czy ty serio wierzysz w latających czarodziejów? Chyba nawet nasze dzieci nie wierzą.
Nie wierzą, ale uwielbiają opowieści o latających czarodziejach.
Bo to jest dobrze napisany cykl książek. Nawiązujący do najlepszych tradycji literatury brytyjskiej dla dzieci. W Harrym Potterze roi się od nawiązań do tradycji.
Jako historyczka potwierdzasz zdanie Heinrich Heinego, niemieckiego poety żydowskiego pochodzenia, że „Tam, gdzie pali się książki, w końcu pali się też ludzi”?
Zwykle tak się dzieje. Jak zaczynamy straszyć Inkwizycją, albo nazizmem, to zawsze powiewa grozą. Ale prawidłowość jest taka, że palenie ksiąg bywa wstępem do straszniejszych rzeczy. Choć tu – w Polsce Anno Domini 2019 – nie uderzałabym w takie wysokie C. Myślę, że ktoś nie pomyślał. I nawet bardziej od „ogniska” zasmuciła mnie reakcja kurii. Że władze kościoła uważają, że to działanie nieodpowiednie, ale jednak „magia” to zło. Ludzie, zacznijcie czytać książki, a potem zobaczycie, że ta wyobraźnia magiczna jest tak spleciona z naszą kulturą, że nie da się jej jakoś całkowicie wyrzucić. Ale na pocieszenie też możemy się podeprzeć cytatem z Mistrza i Małgorzaty: „Rękopisy nie płoną”.
Równie dobrze Twoje książki mogły trafić na ten stos.
Pewnie tak. Ale ja bym pewnie wtedy tylko ze współczuciem pokiwała głową. Pomijając ponurą, ale ironiczną myśl, że takie działania przyczyniają się promocji książek. Chyba tylko raz się zetknęłam się opinią egzoryzmującą. Bała to szczerze wyrażona opinia, że moja powieść Wody głębokie jak niebo to zła i szkodliwa książka, bo za dużo tam demonów. Cóż, nie ma uniwersalnego lekarstw na ludzką głupotę. Najgorzej, jak ta głupota jest zagospodarowana politycznie.
Nie wiem czy widziałaś zdjęcia z „płonącej” Jasnej Góry, gdy ostatnio gościli tam narodowcy z ONR i Młodzieży Wszechpolskiej?
Mąż mi pokazał. To taniec z diabłem. I to głupawe tłumaczenie przeora, że dał się zwieść. A ponoć dał się zwieść piąty raz z rzędu.
To są ci, którzy wykorzystują do politycznych celów tych niewinnych głupców.
Dlatego opowiadałam ci o tych cudownych formacjach młodzianków, którzy hulali po ulicach Florencji. Podpuszcza się młodych osiłków, oni nagle zaczynają czuć się stróżami moralności. A to zwyczajna bandytierka. Nagle się okazuje, że młodzieńcy, którzy nie przeczytali czynnie w życiu dwóch książek, będę cię legitymować z patriotyzmu. To jest dopiero zabawne.
Nie ma w Tobie lęku, że to początek przemocy?
Jest, ale ja nie jestem specjalnie skłonna do tego, żeby siedzieć w kąciku i chlipać. Jak po nas przyjdą, to musimy być gotowi.
Anna Brzezińska – absolwentka Instytutu Historii KUL oraz absolwentka mediewistyki Central European University w Budapeszcie. Trzykrotna laureatka Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Ostatnio wydała powieść fantasy Woda na sicie: Apokryf czarownicy i powieść historyczną, Córki Wawelu.