Reklama

„Bardziej szczyciła się swoimi nogami niż poezją”, tak o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej pisała jej słynna siostra, Magdalena Samozwaniec. Poetka podobno nie chciała mieć dzieci, ponieważ ciąża mogłaby źle wpłynąć na jej figurę. Najbardziej bała się jednak starości, o czym pisała w wierszu „Babcia”, mając zaledwie 30 lat. „…któ­rej mło­dość ze­szła mar­nie, bez ki­ki­mo­bi­lu, bio­fo­nu, wi­ro­cy­klu i astro­dak­ty­lu, wpa­trzo­na w film swój zbla­kły z uśmie­chem tę­sk­no­ty, za­gra na for­te­pia­nie sta­ro­świec­kie foks­tro­ty". Nie było jej dane doczekać tego etapu. Zmarła w wieku 54 lat.

Reklama

Maria Pawlikowska–Jasnorzewska: Kossakówka, dorastanie

Wychowała się w słynnej Kossakówce, dworku pod Krakowem, w którym bywali Henryk Sienkiewicz, Ignacy Jan Paderewski, Wincenty Lutosławski. Córka słynnego malarza Wojciecha Kossaka i „Mamidła”, jak mówiono o Marii z Kisielnickich, była rozpuszczona jak dziadowski bicz. Wspominał o tym cioteczny wnuk Magdaleny Samozwaniec Rafał Podraza w wywiadzie dla Dziennika Polskiego: „To ona miała być tą najwspanialszą, to ona miała zostać tą tak rozchwytywaną autorką. Kiedy Madzia wydała pierwszą książkę „Na ustach grzechu: powieść z życia wyższych sfer towarzyskich”, która - ku zdumieniu wszystkich - z autorką włącznie, odniosła ogromny sukces, ojciec był zaskoczony. Zwłaszcza że młodsza „kukła” nie tylko oddała mu pieniądze, które w wydanie książki zainwestował, ale nawet dołożyła premię! Było to dla Kossaka o tyle szokujące, że dotychczas ubóstwiane córki głównie brały od niego pieniądze. Kossakówny miały, co chciały - sukienki z Francji, kapelusze z Wiednia... Zapragnęły pojechać na Riwierę, to biedny „Tatko” malował kolejne obrazy i jeszcze niewyschnięte szły do ludzi. Bo córeczki wyjeżdżają, bo trzeba pieniędzy”.

W pamiętniku zatytułowanym „Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-1945” pod datą 1 września pisała: „Wybuch wojny. Wpierw mobilizacja. Rozumiem, co to znaczy, i rozpaczam na ulicy, idąc z Mamą. Mama pociesza, jak zawsze rozsądna, spokojna, nadzwyczajna. Rzucam słowo prorocze: "Nie boję się wojny, boję się swoich". Potem do jubilera wstępuję - ma brylant za 4 tysiące, ale żąda pieniędzy od razu i nawet (to była sobota) do poniedziałku czekać nie obiecuje, chociaż znajomy. Brylant jest cudny i najczystszej wody. Pieniędzy nie mam jeszcze, ale po nie telegrafowałam do banku. Mama radzi kupić. Ale w Bristolu, dokąd wracamy, bo tam jeszcze nocujemy, Lotek odradza - dobra myśl przepada”.

Zobacz: Ojciec odszedł na jego oczach. Zbigniew Zamachowski długo ukrywał prawdę o rodzinnej tragedii

Maria Pawlikowska–Jasnorzewska: burzliwe romanse, mężowie

Lotek, o którym pisze, to jej trzeci mąż, Jerzy Stefan Jasnorzewski, oficer lotnictwa. Zanim jednak poślubiła go 19 czerwca 1931 roku, na ślubnym kobiercu stawała dwa razy. Po raz pierwszy ślubowała miłość oficerowi armii austriackiej Władysławowi Bzowskiemu. Nie na długo jak się okazało. Ich małżeństwo zostało unieważnione w kościele w marcu 1919 roku (trwało tylko cztery lata). Dwa miesiące później Maria już przysięgała Janowi Pawlikowskiemu, poecie i pisarzowi. Niestety i to małżeństwo nie przetrwało. Unieważnił je Sąd Najwyższy dziesięć lat później. Czy to ze względu na niewierność męża, który miał romans z tancerką Valerie Konchinsky? Cytowany już Rafał Podraza opowiadał o rozwodach Marii: „Ileż Kossak wydał na adwokatów, ileż obrazów zaniósł do kościoła... Szczęśliwie dla jego ręki miał znajomości wśród kleru”.

Poetka sama zresztą nie grzeszyła wiernością. Dwa lata przed rozstaniem z Pawlikowskim sama wdała się w płomienny romans z lotnikiem i poetą Sarmento de Beires. Być może nie umiała inaczej, bo taki wzorzec wyniosła z domu. Wojciech Kossak zdradzał żonę na prawo i na lewo, a potem wynagradzał jej wszystko, obsypując kosztownymi prezentami. „Tajemnicą poliszynela jest fakt, że większość ze sportretowanych przez Wojciecha Kossaka kobiet, było jego flamami” opowiadał Podraza. I dodawał: „Między nimi (Marią i Magdaleną - przyp. autora) a ojcem była taka komitywa, że kiedy ukochane „Mamidło” wracało do Kossakówki, to one pospiesznie wyprowadzały flamę „Tatki” tylnymi drzwiami”.

Maria Pawlikowska–Jasnorzewska: relacja z siostrą

Maria i jej siostra Magdalena uwielbiały mężczyzn. Już jako nastoletnie dziewczęta prowadziły zapiski w sekretnych zeszytach. Opisywały tam, który z mężczyzn, do czego się nadaje. Podobno Magdalena dostała od ojca ówczesny wibrator, gdy okazało się, że jej mąż Jan Starzewski (polski dyplomata, działacz emigracyjny, i minister spraw zagranicznych (1972–1973) Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na obczyźnie) nie za bardzo sprawdza się w łóżku.

Czytaj też: Halina Benedyk była gwiazdą lat 80, śpiewała przebój „Mamy po 20 lat”. Jak dzisiaj żyje?

Obie lubiły młodszych mężczyzn. Lotek był od Marii młodszy o siedem lat, drugi mąż Magdaleny Zygmunt Niewidowski był od niej młodszy o lat 20. Być może dlatego oszukiwały w kwestii swoich dat urodzenia. Rafał Podraza mówił: „Z wiekiem sióstr zawsze były kłopoty. Maria miała 11 lat, gdy „Tatko” namalował obraz „Dziewczynki w powozie” i niefortunnie opatrzył go datą. Kilka lat później, „kukły”, czyli córki, zrobiły mu piekło, żądając, by przemalował datę. „Tatko” się ugiął, odmłodził obraz o pięć lat. Mam w archiwum dokumenty Magdaleny, według których urodziła się w… 1916. Odmłodziła się o 22 lata! Maria w paszporcie miała wpisany rok 1899”. To nie jedyne kłamstwa w ich życiu.

Podczas emigracji Marii zmarła jej matka. Magdalena nie dość, że nie poinformowała siostry o tym smutnym fakcie, to jeszcze spreparowała list od „Mamidła” do starszej córki.

Maria Pawlikowska–Jasnorzewska: wyjazd z Polski, choroba

Po premierze antyhitlerowskiej sztuki „Baba–Dziwo” w 1939 roku Maria Pawlikowska–Jasnorzewska i jej mąż wyjechali do Anglii. Dotarli tam z przystankami w Rumunii i Francji. Zamieszkali w Blackpool w ośrodku lotnictwa RAF.

Życie na emigracji mocno dało się jej we znaki. Po pierwsze była daleko od rodziny, z którą była mocno związana, zwłaszcza z siostrą. Przyzwyczajona do wystawnego życia nie mogła się pogodzić z tym, że nie ma do dyspozycji niekończących się środków finansowych. Mąż więcej czasu spędzał w bazie lotniczej niż z nią. A poza tym… zachorowała. Początkowo bagatelizowała swój stan. Choć pisała do męża listy, w żadnym nie wspomniała, że jest poważnie chora. A musiała bardzo źle się czuć, skoro swoje zdrowie oddała w ręce angielskich lekarzy. Ona, która wierzyła w moc ziół.

Maria Pawlikowska–Jasnorzewska zachorowała na raka szyjki macicy, który bardzo szybko dał przerzuty do kości. Ale nawet wtedy poetka, która kochała luksus, a nad własną poezję ceniła własne nogi, pisała: „Nazajutrz dzień wietrzny i mroźny trochę, obrzydliwy. Jestem jednak najlepszej myśli i najlepszej formy. "To" się wstrzymało, cerę mam piękną i ubieram się jak najładniej, aby nie być szarą osobą w poczekalni lekarza. Kładę suknię ceglastego koloru, kapelusz granatowy ze wstążkami koloru sukni i woalkę rudą, artystycznie zawiązaną, nowe wysokie buty ciepłe, z lakierem, czarne jedwabne pończochy i nowe futro z oposów, miękkie jak puch”. Pisała też: „Przyjemnie mi było, że bardzo ładnie wyglądałam na tym wózku inwalidzkim psiakrewskim, że szlafrok jest nowy, że brylant świeci, a włosy mam w nowej różowej siatce”.

Przeczytaj: Gdy się poznali, była w związku z innym. Intymny sen pchnął Anetę Todorczuk w ramiona Marcina Perchucia

Śmierć Marii Pawlikowskiej–Jasnorzewskiej: „Słabość straszna”

Maria Pawlikowska–Jasnorzewska zmarła 9 lipca 1945 w szpitalu w Manchesterze. Jej ciało spoczęło na tamtejszym cmentarzu. Magdalena Samozwaniec o śmierci siostry dowiedziała się z radia. Przeżyła tak wielki szok, że próbowała popełnić samobójstwo. Zawsze wierzyła, że Maria wróci i razem zamieszkają w Kossakówce. Dopiero dwadzieścia lat po jej śmierci, z lektury dzienników, dowiedziała się, na co tak naprawdę zmarła jej starsza siostra.

Reklama

Mąż Marii nigdy się z jej śmiercią nie pogodził i do końca życia mówił o niej w czasie teraźniejszym.
Ostatnie słowa, jakie napisała, brzmiały: „Zdaje się, że nie mogę już. Słabość straszna”.

PAP/Alamy Stock Photo
Reklama
Reklama
Reklama