„Ten człowiek to narzędzie, ofiara systemu przepełnionego mową nienawiści”
„Żal mi jego matki”. Czy Magdalena Adamowicz wybaczyła mordercy swojego męża?
- Krystyna Pytlakowska
O śmierci rozmawiali, ale w sposób żartobliwy. ,,Zawsze w Święto Zmarłych po wizycie na cmentarzu siadaliśmy przy stole i mówiliśmy, gdzie kto chce być pochowany i jak", wspomina Magdalena Adamowicz, żona zmarłego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Trzynastego stycznia minie rok od tragicznej śmierci. Emocje
Najgorsza jest tęsknota?
Ta tęsknota jest jeszcze gorsza niż na początku. Teraz jest mi dużo trudniej.
A jednak w Brukseli działa Pani bardzo aktywnie. Dużo zajęć to lekarstwo?
Może? Nie umiem nic nie robić. Jestem więc bardzo aktywna. Przygotowywanie kampanii przeciwko mowie nienawiści, praca parlamentarna zajmują moje myśli i czas. Chcę, aby tocząca się od bardzo dawna dyskusja, gdzie jest granica między wolnością słowa a mową nienawiści, wreszcie znalazła racjonalne rozwiązanie prawne, najlepiej na poziomie międzynarodowym, bo poszczególne kraje same sobie z tym zjawiskiem nie poradzą. Walczę też o to, aby prawnie zabronić stosowania inżynierii społecznej w polityce, czyli aby przeciwdziałać okłamywaniu wyborców, manipulowaniu opinią publiczną za pomocą nieprawdziwych informacji i propagandy. Kłamstwo zabija dziś demokrację, wypacza jej sens. A ci, którzy to robią, mają usta pełne frazesów o wolności słowa. Musimy skończyć z tym bezwstydnym cynizmem, wszechobecną hipokryzją. Zabójstwo Pawła musi nas wybudzić z tego chocholego tańca! Chcę, żeby to była moja misja, która nie tylko pozwoli mi przetrwać to wszystko, ale też nada sens tej tragedii. Ale wiem, że nadchodzą trudne chwile, święta, potem 13 stycznia…
Wasza miłość miała solidny fundament, nie opierała się tylko na relacjach mężczyzna–kobieta.
Była przyjacielska, była serdeczna. My nawet nie mieliśmy czasu, żeby się kłócić i bardzo się we czwórkę przyjaźniliśmy. Mogliśmy sobie wszystko powiedzieć. Paweł nie obarczał mnie swoimi urzędowymi problemami. Czasem nawet byłam zła, gdy przeczytałam coś, o czym mi nie powiedział. Odpowiadał: „Kochanie, nie chciałem cię denerwować”. Częściej opowiadał o przypadkowo spotkanych ludziach, o ich losach i jak im pomaga. To niesamowite, ci ludzie teraz do mnie piszą, opowiadają, jak zmieniło się ich życie.
Miała Pani oparcie w Mężu, a On w Pani. To bardzo ważne.
Ważne, że miał stabilny dom i doceniał moją wyrozumiałość. Powtarzał: „Ty jesteś moim aniołem z cudownymi skrzydłami”. Wiedział, że ten anioł nad nim czuwa. I że o której by nie wracał do domu, to ja byłam. Zawsze. A gdy wyjeżdżał, przygotowywałam mu walizkę. W weekendy jedliśmy razem śniadania, to Paweł robił świetną jajecznicę. W niedziele chodziliśmy na obiady do jego rodziców, po czym on wyciągał się na swoim kawalerskim łóżku, a córki kładły się po jego obu stronach i zasypiali na pół godzinki. A potem szliśmy na Stare Miasto na lody. Jeśli akurat miał wolną niedzielę. Takie wspomnienia przechowuję. I to one pomagają mi żyć.
Czytałam, że nie czuje Pani nienawiści wobec mordercy? To aż niewiarygodne.
Już mówiłam, mam silny dar wiary, a jej fundamentem jest miłosierdzie. Po co pielęgnować złe emocje? To niczego nie zmieni. Ten człowiek to narzędzie, ofiara systemu przepełnionego mową nienawiści, wszechobecną i na którą jest przyzwolenie z góry. A może ten człowiek jest chory? Moi teściowie modlą się o jego nawrócenie. Żal mi jego matki. To dla niej jest moje wybaczenie.