Reklama

Monika Mrozowska popularność zyskała dzięki roli w serialu familijnym „Rodzina zastępcza”. Teraz sama jest mamą czwórki pociech. W najnowszym wywiadzie dla Plejady wyznała, że przez cały okres macierzyństwa spotyka się z hejtem, który wynika z faktu, że jej dzieci mają różnych ojców. Jak żyje się w patchworkowej rodzinie i co jest dla Mrozowskiej aktualnie najważniejsze? Czy opinia innych ma dla niej spore znaczenie?

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Najstarsza córka Moniki Mrozowskiej jest już dorosła. Zobaczcie, jak dziś wygląda!

Monika Mrozowska o hejcie

Jest mamą czwórki dzieci, której ojcami jest trzech różnych mężczyzn. W jej rodzinie panuje szacunek i miłość, a dzieci są sobie bardzo bliskie. Mimo to, Mrozowska w najnowszym wywiadzie wyznała, że wciąż spotyka się z hejtem, ponieważ jej dzieci mają różnych ojców. Mimo rozstań, wciąż utrzymuje przyjacielskie relacje z byłymi partnerami. Robi to nie tylko dla dobra swoich dzieci, ale również dla życia w pełnej zgodzie z samą sobą. Dla wielu osób jest to wciąż trudne do zrozumienia.

Wiele osób nie potrafi zrozumieć, jak to możliwe, że rozstałam się z ojcami moich dzieci, a jednak stosunkowo pozytywnie się o nich wypowiadam. Ludziom nie mieści się w głowie, że można podjąć decyzję o zakończeniu relacji, a jednocześnie nie obrzucać się wzajemnie błotem.

Podkreśla jednak, że nie wdaje się w zbędne dyskusje z osobami często anonimowymi, mądrzejszymi od wszystkich. Doskonale wie, że Ci, którzy tworzą klasyczny, wieloletni związek wielokrotnie nie potrafią zrozumieć jej sytuacji. Niczego nie neguje. Uważa, że każdy ma prawo żyć na własnych zasadach.

AKPA

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Monika Mrozowska w szczerym wywiadzie o swoich byłych partnerach

Mrozowska o macierzyństwie

Chociaż zawsze marzyła o wielodzietnej rodzinie, w swoich social mediach nie owija w bawełnę. Pokazuje macierzyństwo takim, jakie jest na prawdę. Jak wygląda u niej w domu. Jak to jest być samodzielną mamą czwórki.

Zdarza mi się też czytać komentarze, że na pewno coś ze mną jest nie tak, skoro do tej pory nie udało mi się stworzyć pełnej rodziny. A może ja po prostu wysoko zawiesiłam sobie poprzeczkę? I, żeby była jasność, wcale nie zamierzam jej obniżać.

Mrozowska o życiu w patchworkowej rodzinie

Aktorka zaznacza, że najważniejsze jest dla niej zawsze dobro jej dzieci. To, że wychowują się w kilku domach nie znaczy, że są nieszczęśliwe. Wraz z byłymi partnerami robi wszystko, aby dzieciom niczego nie brakowało, a ich dzieciństwo było szczęśliwe i pełne miłości.

Piętka Mieszko

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Monika Mrozowska jest otwarta na nowy związek, ale na własnych zasadach

Wydaje mi się, że dzieciom zawsze jest lepiej, jeśli wychowują się w domu, w którym nie ma podnoszenia głosu, sprzeczek czy kłótni. A nawet jeśli pojawiają się konflikty, to rozwiązuje się je szybko. Przecież między mną a moimi dziećmi czasem dochodzi do spięć. Ale każdy problem jesteśmy w stanie przeanalizować i wzajemnie się przeprosić. Natomiast, jak dotąd, nie udało mi się tego wypracować w żadnej damsko-męskiej relacji.

Na pewno pomaga mi przekonanie, że moja miłość do dzieci jest bezwarunkowa. Wiem, że nie każdy rodzic tak ma, ale ja jestem w stanie wybaczyć im wszystko. Partnerowi nie. One mają świadomość tego, że zawsze stanę po ich stronie, ale są tak mądre, fajne i kochane, że nie wykorzystują tego. Nie sprawiają mi przykrości, nie przekraczają pewnych granic. Wydaje mi się, że duża w tym zasługa tego, że dorastają w domach, w których jest zachowany spokój. Uważam, że to największa wartość w dzisiejszych czasach. Jeśli nie udaje się osiągnąć tego w parze, trzeba próbować robić to osobno.

Reklama

Kluczem do sukcesu w tym przypadku okazały się dobre relacje z ojcami dzieci. Mrozowska podkreśla, że zawsze będą oni ważną częścią jej życia. W końcu owocem tych relacji są pociechy, które zarówno dla jednej, jak i drugiej strony są najważniejsze.

Jak już wielokrotnie wspominałam, moje dzieci mają naprawdę fajnych ojców. I dobrze się dogadujemy. Oczywiście, czasem dochodzi między nami do jakichś drobnych nieporozumień, ale naprawdę drobnych. I to raz na kilka miesięcy, a nie non stop. Na przykład z Sebastianem – tatą Józka, mamy układ naprzemienny, ale nawet jeśli jest akurat jego tydzień, a wypadnie mu coś pilnego w pracy, to jeżeli mogę zaopiekować się Józkiem, nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. W drugą stronę działa to tak samo. Niestety, wiem, że w wielu patchworkowych rodzinach, rodzice, chcąc zrobić sobie na złość, dla zasady nie zgadzają się na zmiany w zaplanowanym wcześniej harmonogramie opieki. Rodzi to niepotrzebne nerwy i frustracje. A przecież najważniejsze powinno być dobro dziecka. Skoro mogę się nim zająć, robiąc tym samym przysługę jego tacie, to czemu miałabym tego nie zrobić? Nie rozumiem.

Reklama
Reklama
Reklama