Kochały ją miliony. Dlaczego Whitney Houston spotkał tak smutny koniec?
Artystka spotkała na swojej drodze ludzi, którzy bardziej niż ją kochali jej pieniądze i sławę
Mogła być wciąż wielką gwiazdą. Mogła żyć. Cieszyć się miłością fanów. Niestety Whitney Houston spotkała na swojej drodze ludzi, którzy bardziej niż ją kochali jej pieniądze i sławę. Którzy pragnęli błyszczeć w jej blasku. Tylko, że on gasł powoli. Przez ludzi, którzy kochali ją za mało. W Vivie! o historii artystki pisała Katarzyna Piątkowska.
Jak wyglądało życie Whitney Houston?
Na zdjęciu widać brudną umywalkę, w której leżą resztki jedzenia, puste puszki po piwie i łyżki służące do gotowania cracku. Ci, którzy oglądają fotografie opublikowane na łamach magazynu „National Esquire” nie mogą uwierzyć, że tak wygląda mieszkanie królowej popu Whitney Houston. Mieszkanie? Raczej speluna, komentują czytelnicy. Jest rok 2007, a artystka jest na dnie. Minie jeszcze pięć lat, zanim spełni się czarny sen Houstonów. Magazyn cytuje członka rodziny: „Whitney nie potrafi wytrzymać bez narkotyków nawet jednego dnia. Boimy się, że pewnego dnia przedawkuje i umrze”. Dalej jest tylko gorzej. Szwagierka Tina Brown lamentuje: „Całymi dniami siedzi zamknięta w sypialni w kałużach moczu, paląc crack. Nie myje się, a podczas ciągów narkotycznych okalecza się. Gdy trzeźwieje mówi, że została zaatakowana przez diabła”.
Czytaj także: Uzależnienie od alkoholu, okaleczanie, omamy... Tak wyglądały ostatnie dni życia Whitney Houston
Whitney Houston, 1995 rok
fot. Ostatnie zdjęcia Whitney Houston przed śmiercią
Wcielony diabeł Bobby Brown
Została, bo przecież w narkomanię wciągnął ją mąż Bobby Brown. To jego matka Whitney, Cissy, nazywała diabłem wcielonym. On sam zresztą mówił kiedyś o sobie „Wszyscy wiedzą, że jestem popaprany”. Gdy w 1992 roku Whitney oświadczyła rodzicom, że wychodzi za mąż za Bobby’ego, nie spotkała się z akceptacją. Rodzice podejrzewali, że piosenkarz, chuligan, narkoman może zaszkodzić ich córce w karierze. Ale nie spodziewali się, że przez niego ich Nippy straci życie. Gdy w 2012 roku 11 lutego Whitney Houston zostaje znaleziona martwa w wannie w hotelu Beverly Hilton jej ojciec na szczęście już nie żyje (zmarł w 2003 roku). Matka krzyczy i do czasu pogrzebu nie wierzy w to, co się wydarzyło. Z raportu koronera wynika, że we krwi artystki wykryto mieszankę dziewięciu środków odurzających, a na ciele wiele śladów po wkłuciach. Ponadto lekarz stwierdził ubytek jedenastu zębów (miała protezy), gnijący nos od wciągania kokainy, miażdżycę, rozedmę płuc i chore serce.
Kim on jest, do cholery?
Gdy w pięknej białej sukni, w koronkowym czepcu na głowie przysięgała miłość byłemu wokaliście Gorillaz była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Miała sławę, pieniądze, a do kin wchodził właśnie film „Bodyguard”, który przyniósł jej międzynarodowy rozgłos. Wierzyła, że trzy lata wcześniej podczas Soul Train Music Awards spotkała miłość swojego życia. W 2002 roku, cztery lata przed głośnym rozwodem, mówiła w wywiadzie dla telewizji ABC: „Tylko pierwszy rok małżeństwa był udany. Drugi i trzeci, gdy zaczynałam męża lepiej poznawać i zastanawiać się: "Kim on jest, do cholery?”, były najtrudniejsze. Potem zaczęłam się przyzwyczajać, a po siódmym było już z górki”. Okazało się, że do małżeńskiej sielanki było im naprawdę daleko. Bobby zdradzał Whitney, poniżał i bił. Po jednym z pobić, kiedy Whitney miała pociętą twarz, sprawa trafiła do sądu. Gwiazda zeznawała wtedy, że nie tylko Bobby jest diabłem. O sobie mówiła, że też nie jest aniołem. Była od niego uzależniona. I od narkotyków, w które ją wciągnął.
Miłe złego początki
Ubrana w fioletową bluzkę z bufiastymi rękawami nastolatka ma zamknięte oczy. Jej kręcone włosy przycięte są na krótko. Uśmiecha się nieśmiało. Na jej szyi połyskuje łańcuszek. Jest 23 czerwca 1983 roku. 19-letnia Whitney Houston została właśnie zaproszona do programu „The Merv Griffin Show”. Śpiewa utwór „Home”. Griffin i widzowie są zachwyceni. Dziennikarz mówi: „Nie zapomnicie tego nazwiska. Whitney Houston”. Tego dnia Whitney śpiewa jeszcze raz. Z matką Cissy wykonują piosenki z musicalu „Taking My Turn”, ale to Cissy gra tu pierwsze skrzypce. Wokalistka soul i gospel śpiewająca w chórkach Arethy Franklin, Elvisa Presleya, kuzynka Dione Warwick nie pozwala córce zabłysnąć. To ona chce błyszczeć. A może jest zupełnie odwrotnie? Może to Whitney nie pokazuje maksimum swoich możliwości, bo chce, żeby to matka wypadła lepiej? Bo Whitney kochała ją i wielbiła wszystko to, co robiła Cissy.
Gdy jako siedemnastolatka poznała Robyn Crawford, swoją późniejszą dziewczynę i przyjaciółkę, kazała jej zapoznać się z całą dyskografią matki. W wydanej w 2019 roku w Stanach Zjednoczonych książce „A song for you. Moje życie z Whitney” Crawford pisała: „Przypatrując się jej, czułam presję, jaka na niej ciążyła. Stojąc przy mikrofonie, pocierając dłonie i klaszcząc w sposób przywodzący mi na myśl mnie i moją matkę, wydawała się nieco zdenerwowana. Ale gdy tylko zaczęła śpiewać utwór „Home” z musicalu The Wiz, jej ciało się zrelaksowało, głos poszybował, a słowa zabrzmiały mocno. Jakimś cudem zdołała sprawić, że jej śpiew wypadł lekko i naturalnie”. Urocza, odpowiedzialna i piekielnie utalentowana Whitney rozpoczęła swoją drogę ku sławie… i ku tragicznej śmierci. Otoczona wianuszkiem ludzi nie miała przy sobie nikogo, kto mógłby ją uratować, choć brat artystki Michelle twierdził, że Robin trzymała jego siostrę z dala od kłopotów. Jednak zazdrosny mąż odsunął Robin od żony.
Rodzina prawie idealna
Whitney Houston szybko stała się gwiazdą. Gdy miała czternaście lat zdecydowała, że będzie śpiewać. To matka ją tego uczyła. Zabierała ją na swoje koncerty, pozwalała przebywać w garderobie, zmuszała do ćwiczenia głosu i publicznych występów. Debiutancki album (ukazał się w 1985 roku) zatytułowany po prostu „Whitney Houston” sprzedał się w 25 milionach egzemplarzy. Whitney została pierwszą afroamerykanką, której teledyski puszczało MTV. W kochającej białego rocka Ameryce utorowała drogę innym czarnoskórym artystom. Kochano ją, bo zawsze była uśmiechnięta, delikatna, zabawna. Jej oszałamiający pięciooktawowy głos podbił serca publiczności na całym świecie. Szybko też stała się ulubienicą dziennikarzy, którzy rozpisywali się o jej sukcesach, ale też prywatnych sprawach. Ale czy pisali prawdę?
Dziennikarka Lynne Volkman w dokumentalnym filmie „Whitney” wspomina, że wszystkim się wydawało, że rodzina wokalistki jest wspaniała, wspierająca, po prostu idealna. A tak naprawdę nikt nie wiedział, że rodzice Whitney są rozwiedzeni. Że ojciec John był bardzo zaborczy, a Cissy wdała się w romans z pastorem kościoła baptystów, do którego należeli. Nie akceptowali biseksualizmu córki i zaprzeczali informacjom o związku z Robyn Crawford. Gdyby to wyszło na jaw, kariera ich córki, o którą oboje tak zabiegali, zawisłaby na włosku.
W swojej książce Crawford pisała: „Była dokładnie taka, jak sobie wyobrażałam po pierwszym pocałunku. Wciąż pamiętam smak jej warg. Paliła newporty, tak jakby jadła cukierki, ale nie czuć było od niej papierosów; jakimś sposobem łagodny posmak tytoniu na jej wargach zamieniał się w słodycz. Poznawałam dotykiem jej ciało i swoje własne. Pieszczenie jej i kochanie się z nią było niczym najpiękniejszy sen”.
Ojciec Whitney, który zmarł w 2003 roku, do końca życia zaprzeczał tym rewelacjom.
Czytaj też: Tragiczna historia córki Whitney Houston. Czy tej śmierci można było uniknąć?
Córeczka tatusia przed sądem
„Kiedy przypatrywałam się Nippy i jej ojcu, uderzyło mnie to, jak wielkim uczuciem darzyli się nawzajem i jak bezpieczna się przy nim wydawała. Było również oczywiste, że umiała z nim rozmawiać o wiele bardziej otwarcie i swobodnie niż z matką”, pisała Crawford. Skoro Whitney była córeczką tatusia jak to się stało, że spotkała się z nim na sali sądowej? Przez lata John Houston zajmował się sprawami córki. W właściwie jego firma. To oni negocjowali w jej imieniu kontrakty z wytwórniami i dbali o dobry wizerunek. Szczególnie w kryzysowych momentach, jak ten z 2000 roku. To wtedy Whitney została przyłapana na lotnisku na Hawajach z marihuaną w bagażu. Rok przed śmiercią ojca przedstawiciele firmy złożyli przeciwko Whitney pozew. Twierdzili, że Whitney nie zapłaciła im za pomoc w negocjacjach dotyczących kontraktu płytowego, który miał opiewać na 100 milionów dolarów. I właśnie takiej kwoty domagano się od artystki.
W „The Oprah Winfrey Show” Whitney mówiła, że jej ojciec był podatny na wpływy osób, które – zdaje się – nie były jej życzliwe. Gdy zmarł rok później, artystka nawet nie pojawiła się na jego pogrzebie. Podobno ze względu na ewentualną obecność prasy. Chciała przeżyć żal po jego stracie z dala od oczu ciekawskich. U Oprah mówiła jeszcze: „Owszem, były lata, kiedy w ogóle nie rozmawialiśmy. Ale kiedy zachorował, poszłam do szpitala i wyciągnęłam do niego rękę. Później znów z powodu ojca została wezwana do sądu. Tym razem pozew przeciwko niej złożyła macocha Barbara Houston. Żądała od artystki części ze spadku po ojcu.
Koniec wielkiej gwiazdy
Dziennikarze i krytycy byli bezwzględni. Gdy 31 sierpnia 2009 roku Whitney wydała nową płytę „I Look to you” okazało się, że głos już ma nie ten sam, a utwory odbiegają od oczekiwań publiczności. Nawet najwierniejsi fani, którzy mieli nadzieję, że po dwóch odwykach i rozwodzie z toksycznym mężem ich ulubienica wychodzi na prostą, byli rozczarowani. „To już koniec wielkiej gwiazdy”, krzyczały nagłówki gazet. Tournee promujące płytę również okazało się klapą. Przed mikrofonem zawodził ją głos, zapominała tekstu piosenek, nieustannie przerywała występy, bo musiała odpocząć. Teraz działo się już źle zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Przez 16 lat małżeństwa zafundowali sobie piekło, a świadkiem tego wszystkiego była ich córka Bobbi Kristina. I znów do akcji wkroczył „National Esquire”, który opublikował kontrowersyjne zdjęcia. Tym razem 18-letniej Bobbi Kristiny Brown wciągającej kokainę. Uzależniona od narkotyków nastolatka zmarła trzy lata po mamie.
Czytaj także: Olivia Newton-John przegrała walkę z rakiem. Choroba wracała do niej trzy razy, leczyła się marihuaną
Bankrutka
W ciągu kilkunastu lat gwiazda, która w ciągu kariery sprzedała 170 milionów płyt i dorobiła się fortuny, doprowadziła się do ruiny finansowej. Wciągnięta w narkotyki przez męża (choć podobno brała od 14 roku życia) potrafiła rocznie wydać na używki 350 tysięcy dolarów. Podobno pod koniec życia utrzymywała ją wytwórnia płytowa Arista. Jej szefowie mieli nadzieję, że Whitney wyjdzie na prostą i nagra kolejną płytę. Przecież była pierwszą afroamerykańską wokalistką, której teledyski puszczało MTV. Mówiono, że to ona przetarła szlaki czarnoskórym wokalistkom. Jej debiutancki album „Whitney Houston” wydany w 1985 roku sprzedał się w 25 milionach egzemplarzy, a przez trzy miesiące był w Ameryce na pierwszym miejscu list sprzedażowych, a soundtrack z „Bodygurada” był najlepiej sprzedającym się krążkiem z muzyką filmową w historii.
To wszystko okazało się jednak za mało, żeby życie Whitney było szczęśliwe. W grudniu 2022 roku miał premierę film oparty na biografii artystki zatytułowany „I wanna Dance with Somebody”. W piosence, z której został zapożyczony, Whitney śpiewała dalej „With Somebody Who Love Me”. Takie było jej życie. Chciała kochać i być kochaną. Chciała przetańczyć życie. Wokół niej byli ludzie, z którymi chciała tańczyć. Tylko że oni bardziej niż ją kochali jej pieniądze i sławę.