Mówił "podskocz!", a oni to robili. Monroe, Hepburn, Dali i inni skakali, a on ich fotografował
1 z 18
- Kiedy prosisz portretowaną osobę, żeby podskoczyła, wtedy cała jej uwaga jest skupiona na skoku, a maski zsuwają się z twarzy. I wyłania się prawdziwa twarz - wyjaśniał Philippe Halsman, jeden z najwybitniejszych portrecistów wszech czasów. Udało mu się na to namówić wiele znanych osób: od prezydenta USA po najseksowniejszą aktorkę Hollywood w historii. Od 20 października będzie można oglądać ponad 300 najsłynniejszych fotografii Halsmana na wystawie w Paryżu.
To skandal zmusił go do opuszczenia ojczyzny i rozpoczęcia fotograficznej kariery. W wieku 22 lat (Philippe Halsman urodził się w 1906 roku w rodzinie żydowskiej) został fałszywie oskarżony o morderstwo ojca; rzekomo miał go zabić na pieszej wycieczce. Na rodzinnej Łotwie, która na początku XX wieku była pogrążona w głębokim antysemityzmie, padł jego ofiarą - władze skazały go na dziesięć lat więzienia w odosobnieniu.
Kiedy po kilku latach został ułaskawiony, opuścił Łotwę, aby dołączyć do swojej matki i siostry w Paryżu. Musiał się tam z czegoś utrzymać, więc chwycił za aparat ojca, który przez przypadek znalazł w łazience rodzinnego domu, czasem służącą za ciemnię. Odkrył go w wieku 15 lat i po wywołaniu pierwszego, naświetlonego filmu, powiedział do siebie zachwycony: "To cud".
Philippe Halsman z żoną i córkami
"Co mogę dla Ciebie zrobić?". "Zadziw mnie!"
Ten cud postanowił powtórzyć, otwierając zakład fotograficzny na Montparnasse. Udało się to dopiero po dwóch latach pobytu w stolicy Francji. Ale z sukcesem - to w nim fotografował francuskie gwiazdy, m.in. Le Corbusiera, Marca Chagalla, André Malraux i André Gide'a. W tamtym czasie współpracował z francuskimi wpływowymi magazynami "Vogue", "Vu" i "Voilà".
Krótko przed wybuchem II wojny światowej sensację w Paryżu wywołał przyjazd rosyjskiego baletu Sergieja Diagilewa. Tańczyli w nim boscy Niżyński i Pawłowa. Strawiński skomponował muzykę. Picasso, Bakst, Chagall namalowali scenografię. Pracować dla Diagilewa to było wielkie wyróżnienie dla artysty. Dlatego, gdy Jean Cocteau spotkał Diagilewa, zapytał go z uwielbieniem: "Co mogę dla Ciebie zrobić?". Diagilew spojrzał na niego i odpowiedział "Etonne-moi!" (Zadziw mnie!). Halsman, który kręcił się blisko bohemy i artystów, zafascynowany ich osobowością, z tych słów zrobił motto swojej twórczości.
Jednak w 1940 roku w obawie przed nazistami po 10 latach pobytu w Paryżu postanowił wyprowadzić się z miasta. Wybrał Nowy Jork. Tam rozpoczął współpracę z najważniejszym magazynem tamtych czasów - "Life". Jest autorem 101 zdjęć, które znalazły się na okładce tego popularnego tygodnika. Sfotografował między innymi Audrey Hepburn, Winstona Churchilla, Marilyn Monroe, Ritę Hayworth, Duke'a Ellingtona i Alberta Einsteina.
W 1941 roku powstało jedno z najsłynniejszych zdjęć w historii fotografii - portret Salvadora Dali
"Czy mógłbyś sprawić, żebym wyglądał jak Mona Lisa?"
Ale ulubionym modelem ze wszystkich był Salvador Dalí. - W ciągu 37 lat naszej przyjaźni zrobiłem niezliczone fotografie pokazujące malarza w najbardziej niewiarygodnych sytuacjach. Kiedykolwiek potrzebowałem bohatera do kolejnego z moich dzikich pomysłów on zawsze się godził. I zawsze, kiedy myślał, że nasze pomysły są niemożliwe do zrealizowania, próbowałem znaleźć rozwiązanie. "Czy mógłbyś sprawić, żebym wyglądał jak Mona Lisa? Albo, żebym w połowie wyglądał jak Dalí i w połowie jak Pisasso" - pytał, a ja robiłem zdjęcia - wspominał później Halsman.
W 1941 roku powstało jedno z najsłynniejszych zdjęć w historii fotografii - właśnie portret Salvadora Dalí. Jak do tego doszło? Żona Halsmana podrzucała krzesło, jeden asystent wypuszczał z kosza rozwścieczone koty, drugi wylewał wodę, a Dalí podskakiwał. Było aż 28 prób. W efekcie wyszła bardzo surrealistyczna wizja, która definiuje twórczość i osobowość słynnego malarza.
Przy okazji tej współpracy narodziła się też "skokologia" ("jumpology") - zaczęło się od żartu, a skończyło na nowym trendzie. - Kiedy prosisz portretowaną osobę, żeby podskoczyła, wtedy cała jej uwaga jest skupiona na skoku, a maski zsuwają się z twarzy. I wyłania się prawdziwa twarz - wyjaśniał swój pomysł fotograf. - Ta fascynacja ludzką twarzą nigdy mnie nie opuściła. Każda twarz coś ukrywa, a czasem, przelotnie odsłania tajemnicę drugiego człowieka... Przechwytywanie tego objawienia stało się celem i pasją mojego życia - dodawał.
Powstało 200 zdjęć skaczącej Marilyn Monroe. Najlepsze trafiło na okładkę "Life" w 1959 roku
"Atrakcyjne dla mnie jest wszytko to, co frywolne"
Choć Halsman był człowiekiem porywczym, miał też wspaniałe poczucie humoru i to ono zjednywało mu ludzi. Nic dziwnego, że "skoczyli" dla niego prezydent USA Richard Nixon, były król Wielkiej Brytanii, Audrey Hepburn, Dean Martin, Jerry Lewis, a nawet Marilyn Monroe. Aktorka jednak nie od razu chciała podskoczyć. Przekonywał ją pięć lat. A jak już się zgodziła, zrobił aż 200 zdjęć skaczącej gwiazdy, by wybrać to jedno, perfekcyjne. To ono trafiło na okładkę "Life".
Mimo że mistrz nigdy nie odebrał żadnego formalnego wykształcenia fotograficznego (studiował elektrotechnikę w Dreźnie), stał się jednym z najwybitniejszych portrecistów swego czasu. I nigdy nie żałował wybranej drogi zawodowej, bo dzięki niej mógł się wyżywać kreatywnie: - W mojej zawodowej pracy staram się dążyć do istoty rzeczy, wyznaczać sobie cele, które prawdopodobnie są nieosiągalne. Z drugiej strony atrakcyjne dla mnie jest wszytko to, co frywolne, co zbliża mnie do wymyślonego celu.
Wystawa "Philippe Halsman: Etonnez-moi!" potrwa od 20 października 2015 do 24 stycznia 2016 w galerii Jeu de Paume w Paryżu.
2 z 18
3 z 18
4 z 18
5 z 18
6 z 18
7 z 18
8 z 18
9 z 18
10 z 18
11 z 18
12 z 18
13 z 18
14 z 18
15 z 18
16 z 18
17 z 18
18 z 18