Jerzy Pilch skończyłby dziś 68 lat. Tak mówił VIVIE! o kobietach, alkoholizmie i chorobie
„Pomyślałem: piekło jest na ziemi…”
Jerzy Pilch, genialny scenarzysta i pisarz, zmarł 29 maja 2020 roku. Odszedł w piątek po południu w swoim domu w Kielcach. To on publicznie przyznał się do alkoholizmu i otwarcie mówił o walce z chorobą Parkinsona. M.in. tych problemów dotyczyła pierwsza biograficzna książka o laureacie Paszportu „Polityki” i Literackiej Nagrody „Nike”, która ukazała się na rynku jesienią 2016 roku.
Jerzy Pilch - dziś skończyłby 68 lat
Jerzy Pilch zmarł w swoim domu w Kielcach w piątek 29 maja 2020 roku po południu. „Od kilku dni miał problemy z ciśnieniem”, podawała Gazeta.pl. Dziś obchodziłby swoje 68. urodziny. „Do ostatnich chwil życia był świadomy. Był ciepłym, czułym człowiekiem. Kochał życia, nie był samotnikiem, jak próbowano go przedstawiać’, powiedziała w rozmowie z portalem żona pisarza, Kinga.
Jerzy Pilch przyszedł na świat w Wiśle w 1952 roku. Do jego najgłośniejszych dzieł należą „Spis cudzołożnic”, „Pod mocnym Aniołem” (za którą w 2001 roku otrzymał nagrodę Nike), „Rozpacz z powodu utraty furmanki” oraz „Wiele demonów”.
Jerzy Pilch zmagał się z chorobą Parkinsona. Przyznał się do alkoholizmu
W 2012 r. przyznał on, że cierpi na chorobę Parkinsona. To nieuleczalne schorzenie obecne jest również w jego twórczości. Krótko po tym wyznaniu gościł na łamach „VIVY!”. W wyjątkowej sesji czytelnicy mogli również zobaczyć jego pracownię, pełną książek i różnym woluminów.
Kiedyś myślał, że trafił do krainy nieśmiertelnych. A Bóg sprawiał, że wygrywał i był zwycięski. „VIVIE!” powiedział, że życie to złudzenie wieczności. Po operacji mózgu walczy z drżeniem rąk, z trudem mówi i pisze. „Ale się nie poddaję!”, deklarował Jerzy Pilch, jeden z najwspanialszych współczesnych pisarzy, w poruszającej rozmowie z Elżbietą Pawełek.
12 października 2016 r. na rynku ukazała się pierwsza biografia Jerzego Pilcha, napisana przez Katarzynę Kubisiowską. Jak podkreślała w wywiadach autorka, miała na jej napisanie dwa lata. Gdy bohater dowiedział się o tym, skomentował ten fakt zdaniem, że w takim razie wydawnictwo liczy, że umrze on, zanim książka ukaże się na rynku.
Dzieło nosi tytuł „Pilch w sensie ścisłym”. Jak przyznawała wówczas autorka, była to dla niej o tyle szczególna pozycja, że bohater wciąż żył w momencie publikacji. Co więcej, jest ojcem chrzestnym jej dziecka.
Co Jerzy Pilch mówił w rozmowie z „Vivą!”? Czego się boi? Jak zmaga się z chorobą? Przeczytasz poniżej.
1 z 10
O swojej chorobie w wywiadzie dla "Vivy!" mówił tak:
Elżbieta Pawełek: Czujesz się nieszczęśliwy?
Jerzy Pilch: Już nie. Rok temu miałem problem, żeby gacie na tyłek wciągnąć, tak mi się ręce trzęsły. Nie mogłem zapiąć guzików w koszuli, zakręcenie butelki było niemożliwe, bo ręka mi latała. A dziś już mogę. Tylko że mówienie przychodzi mi z wielkim trudem. Chociaż przed zabiegiem lekarze mówili, że to się cofnie. A tu nic.
– Co Ci zrobili?
To była głęboka stymulacja mózgu. Stałem już pod ścianą: farmakologia nie działała, rehabilitacja nie wchodziła w grę, szansą był tylko zabieg, który zresztą wyobrażałem sobie inaczej.
– Czyli jak?
Że z powrotem będę miał 20 lat i uzdrowi mnie całkowicie prąd, który przeze mnie przepuszczą. Ale wciąż dygoczę, chociaż już dużo mniej niż dawniej. Jak wróci mi normalna mowa, to będę pan. Ale to nic pewnego.
– Jak w „Kole Fortuny”?
No właśnie. Jak widzisz, cały jestem okablowany. Tutaj, gdzie są wystające rożki (odsłania włosy z czoła), wszczepili mi dwie elektrody. Przewody z nich idą do baterii pod obojczykiem. I to się stymuluje prądem. Gdybym wybrał się gdzieś samolotem, to nafaszerowany elektroniką zacząłbym niechybnie dzwonić. Część operacji odbywała się w znieczuleniu miejscowym, więc jeszcze słyszę odgłos wiercenia dziury w czaszce. Dokładnie nie wiem i wiedzieć nie chcę, na czym polegał ten zabieg. Ale wyglądało to tak, jakby ubierano choinkę. W końcu przyszło ją zapalić. Lekarz pyknął w baterię, a potem jak przyładował mi prądem, to mowę odjęło mi z zachwytu. Wszyscy byli zadowoleni i dumni, że pacjent przeżył i jest w niezłej formie. A że nie mówi? „Co pan narzekasz, siadaj i pisz swoje książki!” (śmiech). Gdyby jednak nie cudowny doktor Włodzimierz Kuran, u którego leczę się już od wielu lat, to może w ogóle nie byłoby tej rozmowy, bo już by mnie nie było.
– Oswajasz teraz życie z Parkinsonem?
Nie, bo to nie jest choroba Parkinsona w klasycznym wydaniu, tylko tak zwane drżenie samoistne. Doktor Kuran wyczuł to już na samym początku. Ostatnio zmienił mi leki. Może więc obudzę się któregoś dnia i przemówię strasznym głosem. Może to nie będzie już mój głos. Tak jak trafiło się świętej pamięci Tadeuszowi Konwickiemu, który po operacji chrypiał i mówił głosem starej kurwy. O chorobach nie powinno się opowiadać, ale ekshibicjonizm stał się ostatnio modny.
Polecamy też: Kamil Durczok w swojej książce: "Nie byłem święty". Do czego się przyznał? Fragmenty autobiografii!
2 z 10
Jak przyznał w wywiadzie, nie wyobraża sobie życia bez miłości. Opowiedział także o relacji, jaka łączy go z matką.
– A myślisz, że można żyć bez miłości?
Nie. Chociaż dawniej sądziłem, że tak, ale po latach zmieniamy poglądy. Życie bez kogoś bliskiego, kto siedzi obok, jest trudne. Kiedyś wydawnictwo przysłało mi książkę i okazało się, że nie ma nikogo, z kim mógłbym o niej porozmawiać. Pomyślałem: piekło jest na ziemi.
– Brakuje Ci przyjaciół?
Nie do końca. Niegdyś chorobliwie głosiłem, że mam listę wrogów i listę przyjaciół. Oczywiście ta pierwsza była znacznie dłuższa. Ostatnio, będąc u matki w Wiśle, zorientowałem się, że doskonale pamięta, kto i jak reagował na moją twórczość. Za moją namową matka prowadzi dziennik, w którym literalnie zapisuje wszystko. Nie zaglądam do niego, broń Boże, ale widzę, że stała się prawdziwą strażniczką mojej twórczości.
– Sekunduje Ci od początku?
Od początku to ja sam sobie nie sekunduję. Zabierałem ją na moje pierwsze wieczory autorskie do Cieszyna i Wisły. Ale zawsze tak celowałem, żeby zdążyć na ostatnią minutę. Czekanie na własny wieczór autorski było dla mnie męką, a dla niej tak stresującym przeżyciem, że aż traciła z nerwów przytomność. Pamiętam zdarzenie – mam wejść na scenę, a moja matka ledwo żywa przy organizatorkach nagle mówi: „Popraw sobie włoski”. Od tamtej pory byłem ostrożniejszy.
– Ale to miłość właśnie!
Na pewno, a że wypadło śmiesznie, to już inna rzecz. Ale matki są od takich spraw.
– Wciąż się wkurzasz, jak do Ciebie zwraca się „Pilszku”?
Już mniej. Matka ma szajbę na punkcie tytulatury. Robotnicy kiedyś remontowali nasz dom w Wiśle i często pytali, co syn robi w Warszawie. A ona: „Pilszek to, Pilszek tamto”. Aż majster nie wytrzymał i zapytał: „Jak pani do niego mówi, Pilszek? To nie piknie” (śmiech). Ale nie chciałbym, aby to zabrzmiało, że się na nią uskarżam. Przekroczyła już osiemdziesiątkę i trzyma się świetnie. Zapewne tę formę zawdzięcza swojej pracy, bo była magistrem farmacji i aptekarką. W jej czasach testowało się leki organoleptycznie. Lizała więc palec, przykładała do jakiegoś proszku, wkładała potem do ust i sprawdzała, czy to nie jest aby cyjanek. Była niesamowicie odporna na wszelkie zarazki, depresje, próby samobójcze. Wybawiła z opresji niejednego delikwenta próbującego odebrać sobie życie.
3 z 10
Dla Jerzego Pilcha niezwykle istotnym tematem jest dzieciństwo, które spędził w Wiśle. Ten temat również musiał zostać poruszony w wywiadzie. Jak wspomina czasy młodości? Co najbardziej utkwiło mu w pamięci, jeśli chodzi o przeżycia tamtych lat? I czy kiedykolwiek chciał odebrać sobie życie?
– A Ty miałeś kiedyś myśli samobójcze?
Każdy normalny człowiek je ma, jak mówi Camus. Samobójstwa stały się modne nawet wśród ewangelików słynących z rozsądku i pobożności. Ale od myśli samobójczych do wykonania jest czeluść.
– Czy ewangelików, a więc lutrów, jak się mówiło u Was w Wiśle, obowiązywały szczególnie surowe zasady?
Najsurowsze, zwłaszcza jak pochodziło się z tak ortodoksyjnej rodziny, jak moja, którą zarządzała babka Czyżowa.
– Ale jednocześnie piszesz w „Drugim dzienniku”, że Wasz dom w centrum Wisły to nie było siedlisko posępnych lutrów. Wielki Piątek nie trwał na okrągło i śmiechu było niemało.
Nieraz, zdaniem babki Czyżowej, było go aż za dużo. Dlatego narzucała nam żelazną dyscyplinę. Dziadek był kochanym człowiekiem, ale strasznie się jej bał. A ponieważ lubił wypić w towarzystwie, więc miał odliczony czas, kiedy ma pójść do pracy, bo był naczelnikiem poczty, i kiedy ma z niej wrócić. W drodze powrotnej do domu wpadał więc na chwilę do „Piasta”, walił kilka setek i potem mówił babce: „A teraz se hócz!”. Babka miała też przemożny wpływ na moje wychowanie, ponieważ kiedy tylko pojawiłem się na świecie, przejęła nade mną opiekę. Uznała, że moja 17-letnia matka do tego się nie nadaje i powinna pójść na studia.
– Byłeś w Wiśle, a rodzice w Krakowie?
Przez całe 10 lat. Wprawdzie rodzice starali się nie dać mi tego odczuć, ale brakowało mi ich rozmów, wizyt. W 1962 przenieśliśmy się wszyscy na stałe do Krakowa, w Wiśle zaliczyłem trzy klasy podstawówki.
– Patrząc z dzisiejszej perspektywy, powiedziałbyś, że miałeś szczęśliwe dzieciństwo?
Bardzo, co tu gadać.
Zobacz też: 170 filmów z całego świata. 15 powalczy o główną nagrodę. Dziś rusza Warszawski Festiwal Filmowy!
4 z 10
Jerzy Pilch nie ukrywa jednak, że jego relacje z ojcem były skomplikowane, mimo tego, że dzieciństwo i czasy młodości w Wiśle wspomina bardzo miło.
– Jakie miałeś relacje z ojcem?
Coraz gorsze (śmiech). Szczerze mówiąc, stary dawał mi w dupę. Był owładnięty niesłychaną ambicją. Ale to dzięki niemu sięgnąłem po książki wielu znakomitych autorów, w tym jego ukochanego Tomasza Manna. Sam nie kupiłby „Czarodziejskiej góry”. Zainteresowania literackie wszczepił w ojca biskup Andrzej Wantuła, którego ojciec, Jan Wantuła, był pisarzem ludowym. Pamiętam ogromne regały z książkami w jego domu, zapach książek i jabłek, kiedy składaliśmy mu wizyty. Widziałem tam po raz pierwszy „Faraona” z dedykacją i inne dzieła. Ojciec tą drogą doszedł do dużej biblioteki na całą ścianę. A ja przejąłem po nim z kolei. W naszym domu książki zawsze były szalenie ważne. Ale, co tu gadać, zostałem wychowany na geniuszach.
– Mimo miłości do literatury ojciec był jednak dość surowy?
Myślę, że bardziej skłaniał się ku przedmiotom ścisłym, przez jakiś czas był dziekanem na krakowskiej AGH. Ale jak go szał ogarniał, to demolował mieszkanie. Poza tym z matką źle kombinował – oznaką prestiżu było wówczas mieszkanie w Krakowie, wyposażone w meblościankę i komplet wypoczynkowy, czyli wersalkę i ławę. To zdobyli i jak się już zadomowili w Krakowie, zaczęli budować chałupę w Wiśle. Tyle że z powodu braku grosza stawiali ją strasznie długo.
– Z tego, co mówisz, wynika, że żyłeś w rozdarciu. Trochę w purytańskiej Wiśle, a trochę wśród krakowskich inteligentów?
Tak i to było straszne, bo gnieździliśmy się w dwóch małych pokojach w Krakowie. W Wiśle nikt nie czytał Maxa Webera czy Dostojewskiego, ale było wiadomo, że jak ci się nie wiedzie, to cię Pan Bóg nie kocha. Jest słynna opowieść księdza Tischnera o tym, jak jednemu gaździe się darzy, bydła mu przybywa. A drugiemu – nic. Prosi więc Boga, żeby mu ulżył. W końcu, po kolejnej modlitwie, Pan Bóg się pokazuje, a on pyta: „Boże, dlaczego dajesz mu obfitość wszystkiego, a mnie skąpisz?”. A Pan Bóg odpowiada: „Bo cię k… nie lubię” (śmiech). To był przytyk do systemu komunistycznego, który nie był sprawiedliwy. Ale kto chciał i był sprytny, to ograł komunę i sobie poradził. Pamiętam z dzieciństwa, że jak się przejeżdżało przez biedne podkrakowskie wsie, to stały tam wyłącznie domy kryte słomą, co w moich stronach było nie do pomyślenia.
– Bo w Wiśle Pan Bóg wszystkich lubił?
Na ogół wszystkich, z wyjątkiem paru pijoków.
Polecamy też: Kamil Durczok w swojej książce: "Nie byłem święty". Do czego się przyznał? Fragmenty autobiografii!
5 z 10
Jakie relacje łączą Jerzego Pilcha z Bogiem? Czy lubi podróżować?
– Mówiłeś, że Bóg nie spuszczał Ciebie z oka. I nawet porażki przekuwał w sukcesy.
To było poetyckie powiedzenie. Ale dzisiaj bym do tego już Pana Boga nie mieszał. Wtedy miałem poczucie, że jestem zwycięski, że wygrywam. Że stałem pod bramką, a Bóg mi dobre piłki centrował. Z sytuacji, które były zagrożeniem dla zdrowia, udawało mi się długi czas wychodzić na prostą. A teraz ręce mi się trzęsą, nie mogę gadać, niemota!
– Porozmawiaj z Panem Bogiem.
Jakoś mi wstyd. Tak długo szczodrze mnie obdarowywał, a teraz na starość robię się sceptyczny. Normalnie ludzie na starość zbliżają się do Boga, ja – odwrotnie. Gorliwość mojej wiary osłabła. Moja babka obcowała tylko z dwiema książkami: z Biblią i atlasem samochodowym, choć nigdzie nie podróżowała, czego bardzo żałowała. Nigdy nie była w Warszawie, najdalej zajechała do Krakowa. I mówiła: „Cztery razy przeczytałam Ewangelię”. Jej religia była głęboka, choć wydała mi się nieco dziwna. Pamiętam, jak nasłuchiwała Wolnej Europy z uchem przyklejonym do radioodbiornika, albo kazań katolickich. A potem gasiła radio w swoim pokoju i mówiła: „Piękne kazanie”. W pełni realizowała ekumenizm.
– W przeciwieństwie do Twojej babki, podróże Cię nie pociągają?
A dokąd jeździć, skoro wieczory autorskie się już skończyły? Poza tym wyrosło nowe pokolenie czytelników zadające te same pytania co ich matki. Lista pytań się zamknęła. Na początku targi to był koszmar, bo do Miłosza i Mrożka ustawiały się niebotyczne kolejki. A my, młodzi wyrobnicy pióra, z jedną lub dwiema książkami na koncie, czytaliśmy w kącie gazety. Pamiętam, że z daleka już zobaczyłem kolejkę, i pomyślałem: znowu do Miłosza. A potem się okazało, że ten tłum walił do mnie. Jakie to było przeżycie. Po prostu Mozart!
– Wychodzisz czasem z domu?
Tak. Dzisiaj odbyłem długi spacer aż do ronda ONZ, gdzie „Polityka” wynajmowała mi mieszkanie, kiedy pisałem dla niej felietony. Spacerowałem wtedy Świętokrzyską do Nowego Światu. I długo chodziłem Hożą, nie wiedząc, że kiedyś tu zamieszkam.
Polecamy też: "Powidoki" - testament mistrza? Czego się spodziewać po ostatnim filmie Andrzeja Wajdy
6 z 10
Czy korzysta z Internetu? Czy przejmuje się hejtem? I jak wygląda jego praca po operacji?
– Jak wygląda teraz dzień pisarza, z samego rana kawa?
Nie piję jej, bo mam od razu dygot. Piję przeważnie wodę lub coca-colę. Dzisiaj wielka ulga, bo postanowiłem, że nie usiądę do pisania, obejrzę mecz piłkarski, będę miał wywiad i laba. Zwykle siadam rano przy klawiaturze.
– Jak urzędnik w biurze?
Zawsze tak było, byłem pracowity. O młodych piłkarzach mówi się, że sercem do gry nadrabiają braki w technice. No więc ja też tak miałem. Braki talentu nadrabiałem pracowitością (śmiech). Czegóż ja dawniej nie robiłem! Zapisywałem tony papieru, raczyłem się kawą, koniakiem, winem. Biurko setki razy przesuwałem pod ścianę i z powrotem pod okno. Wstawałem o bladym świcie i ślęczałem do późnej nocy. Papierosy paliłem. Przebierałem się nieustannie, bo wydawało mi się, że mój wygląd zewnętrzny ma wpływ na rodzaj prowadzonej przeze mnie narracji. Pisanie wymaga codziennego wysiłku. Dziś budzę się i o tym myślę, to jest latami ćwiczony nawyk psychofizyczny.
– Obmyślasz fabułę wieczorem i rano gotowe sceny same się piszą?
Nie. Siedzę, patrzę sobie, poprawiam. A teraz jest tak, że piszę wolniej, ale gorzej (śmiech).
– Korzystasz z pomocy Internetu?
Nigdy.
– Nie jesteś ciekaw, co ludzie tam o Tobie piszą?
Nie. Uważam, że to jest rzeka gów*a.
– Może zaciekawi Cię opinia internauty: „Myślałem, że Pilch to nadęty bufon, ale się miło rozczarowałem”. Nawet na okładkach „Dzienników…” robisz groźną minę.
Nic na to nie poradzę, że od dziecka mam wyraz twarzy nadętego buca. Kiedyś szedłem Hożą i jakaś kobieta podeszła do mnie i powiedziała: „Uśmiech, szeroki uśmiech!”. Od tamtej pory pilnuję tego, żeby broń Boże się nie uśmiechać.
Zobacz też: 170 filmów z całego świata. 15 powalczy o główną nagrodę. Dziś rusza Warszawski Festiwal Filmowy!
7 z 10
Czy jeszcze pije? Jak ocenia docenioną przez krytykę i czytelników książkę "Pod Mocnym Aniołem"? Jak żyje mi się w trzeźwości i dlaczego zajmuje się pisarstwem?
– Ale teraz się uśmiechasz. Zastanawiające, że dość późno wystartowałeś jako pisarz. Pierwszą książkę wydałeś w wieku 37 lat, pod przewrotnym tytułem „Wyznanie twórcy pokątnej literatury erotycznej”.
Na emigracji ją wydałem, w Londynie, pod koniec lat 80.
– Co Cię skłoniło, żeby pisać?
Są dwie opcje, zależnie, kogo cytuję. Jedna Kieślowskiego, który na pytanie, co go skłoniło do zrobienia filmu, odpowiedział: „Bo nic innego nie umiem”. Ale wolę odpowiedź Kołakowskiego. Kiedy zapytali go, dlaczego zajmuje się filozofią, powiedział: „Żeby mieć w ręce jakiś fach”. To ja też tak.
– Najbliższa Twojemu sercu książka to „Pod Mocnym Aniołem”?
Nie, zawsze najbardziej lubię tę, nad którą aktualnie pracuję lub niedawno wydałem. „Pod Mocnym Aniołem” było autobiografią, aczkolwiek liczba zasłyszanych historii, wplecionych w akcję, stanowi połowę książki.
– To chyba najmocniejszy zapis zmagań z alkoholizmem w literaturze polskiej, co zresztą potwierdził film…
Szczerze mówiąc, nie przepadam za tą książką. Oczywiście, daje mi ona siłę, ale nie lubię pijaków. Jestem odludkiem, nie mam ochoty się z nikim spotykać. Większość alkoholu wypiłem sam, ewentualnie gadając przez telefon, ale z tym etapem życia mam raczej przykre wspomnienia. A film dał książce drugi oddech. Kurczę, sprzedałem wszystkie prawa autorskie i teraz pewnie leży u jakiegoś producenta w Hollywood.
– Nie pijesz już?
Nie.
– Jak wygląda życie w trzeźwości?
Widzę ostrzej (śmiech). Wypróbowałem wszystkie metody, z odwykiem włącznie, kilka lat temu i jedno, czego unikam jak ognia, to bycia terapeutą. Każdy, kto skończy odwyk i widzi kumpla, który moczy, zaczyna być dla niego terapeutą.
– A w grupy AA wchodziłeś?
Wszędzie wchodziłem, wszystkiego próbowałem. Oczywiście ręce i nogi się uspokajały, ale na przykład po marihuanie czułem kompletną pustkę. To mnie wytrącało z pracy. Wolę być czyściutki. Nie zdarzyło mi się, żeby jakiś felieton powstał na lufie, może poza jednym, który na gazie podyktowałem. Jak piłem, to nie pisałem – gorzała siadała mi na warsztat. Zauważyłem też, że Polacy przy alkoholu dopier*alają władzy. Czesi zaś przy kielichu opowiadają historie, dlatego oni mają Hrabala, a my poezję stanu wojennego.
8 z 10
Dlaczego Jerzy Pilch jest fanem piłki nożnej? Komu zawdzięcza tę pasję? I dlaczego uważa, że krytyka władzy przynosi zgubne efekty?
– A jest coś w tym złego, że się krytykuje władzę?
Szlachetniej jest opowiadać dzieje własnej rodziny.
– Wróćmy więc do korzeni. To prawda, że cała Wisła służyła w Wehrmachcie, łącznie z Twoim ojcem?
Prawie cała, bo to była Rzesza. Mężczyzn traktowano jak Niemców i wcielano do wojska, czy to im się podobało, czy nie. Mój ojciec też został wcielony, tak jak jego brat. Jeden wrócił z wojny, drugi nie. Potem ojciec popisywał się znajomością niemieckiego. Sam nauczył się go w okopach, a mnie pier*olił, że ciężką pracą do tego doszedł. I w ping-ponga grał. Patrzę, a mój stary gra w ping-ponga w mistrzostwach Akademii Górniczo-Hutniczej. Skąd, kiedy?
– W okopach pewnie był stół pingpongowy?
Był.
– Ojciec zaszczepił Ci miłość do piłki nożnej, zabierał na mecze, czasem na kilka dziennie. Podejrzewam, że gdyby nie literatura, pewnie zostałbyś najlepszym w ataku w ulubionej drużynie, Cracovii?
Oczywiście nigdy nie marzyłem, żeby zostać Tomaszem Mannem (śmiech). Tylko marzyłem, żeby zostać głównym bombardierem Górnika Zabrze.
– To pomogło Ci poderwać córkę prezesa Cracovii, która została Twoją żoną?
Trochę, choć nie miało decydującego wpływu.
Polecamy też: Kamil Durczok w swojej książce: "Nie byłem święty". Do czego się przyznał? Fragmenty autobiografii!
9 z 10
Czego Jerzy Pilch żałuje w życiu? Czy jest z kimś związany? Jak wyglądają jego relacje z córką?
– Jak oglądasz się wstecz, nie żałujesz, że czegoś nie zrobiłeś?
Było dłużej siedzieć w Wiśle.
– Myślałam, że powiesz: „Szkoda, że zbyt mało czasu poświęciłem córce Magdzie”.
Wiesz, jak to jest z córkami. Ile poświęciłem, to poświęciłem, wysoko cenię jej twórczość. Wydała tom wierszy, teraz pisze opowiadania. Jest bardzo zdolna. Zawsze jesteśmy pierwszymi czytelnikami swojej twórczości, posyłam jej swoje teksty, ona na ogół nie ma żadnych uwag. A ja zapalam się i poprawiam niektóre wiersze. Stosuje się do tego w 30 procentach.
– Drugie życie Pilcha zaczęłoby się w…
…Wiśle, bo to była kopalnia tematów. Na przykład, przychodził listonosz do mojej babki i trzy godziny deliberowali o duchu jasności i duchu ciemności. Nie pamiętam tych rozmów, więc musiałem to wymyślać. A jakbym tam został, w końcu wysłuchałbym ich rozmowy i opisał.
– A gdybyś miał zacząć od nowa, to zostałbyś pisarzem?
Proszę bardzo. Mogę zacząć jeszcze raz, tylko jako młody.
– Z piękną kobietą u boku?
Jasne, to nie zaszkodzi. Trochę przesadziłem z samotnością. Z drugiej strony, gdyby ktoś mnie nachodził, nawet kobieta, pomyślałbym: gdzie ona mi się tu, kurczę, kręci! To jest mieszkanie jednoosobowe. Ale teraz łagodnieję i wydaje mi się, że dwie osoby by się zmieściły.
– Więc jest ktoś miły sercu?
Chyba tak (z tajemniczym uśmiechem). Ale to żadna z moich dawnych dziewczyn. Zresztą, z moimi „byłymi” do dziś mam dobre relacje.
10 z 10
Uwielbia piłkę nożną i coca-colę. Ma piłkę, którą otrzymał od samego Roberta Lewandowskiego. Żyje w trzeźwości, choć przeżył w życiu niejedno. Czego się boi? Czy tęskni za bywaniem na salonach?
– Co dla Ciebie w życiu jest najważniejsze?
Kto to mówił, że święty spokój? Bo to znaczy, że wszystko gra. Mówisz własnym językiem i piszesz, co chcesz.
– Widzisz dla siebie światełko w tunelu?
Coś tam widzę. Nie narzekam, bo moja choroba, nawet nieleczona, daje złudzenie, że można się wyleczyć. Albo że jeszcze na nią coś wynajdą. Był taki Wiesiu na odwyku w Tworkach i mówił: „Jureczku, nie martw się, znajdą lekarstwo na naszą chorobę. Jak na fujarę znaleźli, to i na to coś znajdą”. Choroba w tym sensie daje nadzieję, że zanim umrę, to może jeszcze wyzdrowieję. A jak wyzdrowieję, to będzie show.
– Brakuje Ci bycia na świeczniku?
Trochę tak. Ale się nie poddaję, jeszcze ciągle udzielam wywiadów. Na przykład dla VIVY! (śmiech).
Rozmawiała ELŻBIETA PAWEŁEK
Zdjęcia Olga Majrowska
Produkcja sesji Piotr Wojtasik
Zobacz też: 170 filmów z całego świata. 15 powalczy o główną nagrodę. Dziś rusza Warszawski Festiwal Filmowy!