Artur Barciś zagrał w nowej ekranizacji Znachora. Na początku był sceptyczny, później nie mógł powstrzymać łez
„Przyznam, że ścisnęło mi gardło i to dość mocno”
Był 1982 rok, gdy na ekrany wyszedł film Znachor w reżyserii Jerzego Hoffmana. To druga filmowa ekranizacja powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Produkcja szturmem podbiła serca fanów i wciąż zachwyca kolejne pokolenia. Niedawno na platformie Netflix pojawiła się współczesna adaptacja dzieła pisarza. Znachora obejrzało już kilkanaście milionów widzów, a to jeszcze nie koniec. W obu filmach pojawia się Artur Barciś. Aktor nie ukrywa emocji i w rozmowie z „Faktem” opowiada o pracy na planie produkcji. Co czuł, gdy po raz pierwszy obejrzał nową adaptację?
Artur Barciś o roli w Znachorze
Czterdzieści lat temu wcielił się w Wasylkę, który dzięki profesorowi Wilczurowi odzyskuje władzę w nogach. To był jego filmowy debiut przy wspaniałej obsadzie, reżyserze. Teraz Artur Barciś powrócił w nowej adaptacji Znachora w zupełnie innej roli. Aktor stworzył postać lokaja państwa Czyńskich. Ale nie od razu podszedł do całej inicjatywy z entuzjazmem. Wręcz przeciwnie! „Przyznaję, że na początku byłem sceptyczny, jak większość zresztą, bo po co robić kolejny raz film, który jest swoim gatunkowym arcydziełem? Ale zacząłem czytać scenariusz. Tak mnie wciągnął, że wiedziałem, że to może się udać”, zwierzył się w rozmowie z Andrzejem Kulaskiem dla serwisu Gazeta.pl. Powrót na plan po 40 latach był dla niego wyjątkową przygodą. „Wiedziałem jednak, że to celowy zamysł Netflixa, by w jakiś sposób połączyć te dwa filmy. Myślę, że się udało”, wyznał w rozmowie z Anną Zasiadczyk dla Faktu.
Artur Barciś nie ukrywa emocji, które towarzyszyły mu podczas pracy na planie produkcji. Film odniósł ogromny sukces, o czym świadczą fenomenalne wyniki oglądalności. Znachora chętnie oglądają widzowie na całym świecie. „Ponieważ ta opowieść jest uniwersalna i może się zdarzyć w każdym kraju, a do tego dotyka miłości, to wszędzie chętnie będzie się ją oglądało. Dostaję listy, telefony od znajomych z Australii, Stanów Zjednoczonych, że obejrzeli i są zachwyceni”, ocenia Artur Barciś.
Czytaj też: Zachwycił w nowej odsłonie „Znachora”. Oto, co wiemy o Łukaszu Szczepanowskim!
Artur Barciś: po obejrzeniu nowego Znachora uronił łzę
Aktor spodziewał się, że obraz poruszy wiele serc i widzowie chętnie sięgną po tę propozycję. Już w chwili, gdy trzymał w rękach scenariusz, zdawał siebie sprawę, że film zdobędzie uznanie.
„Jeśli widzę, że jest dobry, tego samego spodziewam się po filmie. Zobaczyłem to, czego oczekiwałem”, wyznał w rozmowie z „Faktem”. Dla Artura Barcisia była to sentymentalna podróż w czasie. Po obejrzeniu filmu sam uronił łzę. „Ale szybko ją otarłem, by nie wyjść na faceta, który się wzrusza na melodramatach. Przyznam, że ścisnęło mi gardło i to dość mocno”, dodaje.
Wielu porównuje rolę Antoniego Kosiby, dawniej wykreowaną przez Jerzego Bińczyckiego, a dziś przez Leszka Lichotę. Według Artura Barcisia, każdy z aktorów podszedł do kreacji w inny sposób i ocenia, że Leszek Lichota to jedyny polski aktor, który mógł wcielić się w rolę profesora Wilczura. „On, podobnie jak Bińczycki, ma w sobie taki wdzięk, że lubi się go od razu. To jest ważne i nie wszyscy to mają”, dodał.
Źródło: Fakt
Czytaj też: Jest objawieniem „Znachora”. Rzuciła widzów na kolana. Kim jest Anna Szymańczyk?