Adam Driver: „Nie jestem taki zły, na jakiego wyglądam”. Jak wyglądała jego droga do sukcesu?
Chłopak z prowincji podbił Hollywood
- Redakcja VIVA!
Śmieje się całym sobą, porusza się susami. Ma za długie ręce, nogi, ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Ale przede wszystkim Adam Driver to niespotykany talent. Wzbudzał w nas strach w „Gwiezdnych wojnach”, i wzruszał w „Historii małżeńskiej” (Netflix). Już niebawem będziemy mieli okazję obejrzeć go w roli Maurizio Gucci'ego w produkcji "Dom Gucci".
Adam Driver to od lat nagradzany aktor – za rolę detektywa, który dostał się w szeregi Ku Klux Klanu w filmie „BlackKklansman. Czarne bractwo” zdobył Złoty Glob oraz nominacje do Oscara i nagrody BAFTA. Za występ w serialu „Dziewczyny” trzykrotnie był nominowany do Emmy. Za melodramat „Złaknieni” zdobył Puchar Volpi, przyznawany najlepszemu aktorowi na festiwalu w Wenecji. Dwa lata temu był również nominowany do nagrody Tony za rolę w spektaklu „Spal to” wystawionym przez Hudson Theatre w Nowym Jorku.
Adam Driver to aktor wszechstronny
„Chciałem kiedyś pojeździć po mieście na rowerze. Nie minęły dwie sekundy, jak zatrzymał mnie patrol, a policjanci spytali, czy mogą sobie zrobić ze mną zdjęcie. Ale przejechałem na czerwonym świetle, więc w sumie to było fair”, wspomina Driver.
Mieszka w Nowym Jorku, gdzie nawet największe gwiazdy kina zazwyczaj dają radę zachować anonimowość. Jemu udaje się to coraz rzadziej. Przyznaje jednak, że byłby głupi, gdyby narzekał na swoją pracę. W końcu robi to, o czym marzył. I czasami nie dowierza swojemu szczęściu: może przebierać w ofertach od największych mistrzów kina, czterokrotnie był nominowany do Oscara, publiczność go kocha.
Czy gra w dramacie obyczajowym, czy filmie przygodowym, czy jest współczesnym młodym mężczyzną, czy bohaterem baśniowym, najczęściej zachowywanie zimnej krwi to główna cecha jego postaci. Często na ekranie przypomina poważnego dorosłego w ciele wyrośniętego nastolatka. To wszystko sprawia, że wydaje się atrakcyjny. A jego role – takie jak spokojnego, opanowanego poety w „Patersonie” – pozwalają uwierzyć, że także prywatnie jest człowiekiem o spokojnym spojrzeniu, który budzi zaufanie. Tym, który nie odmówi pomocy, a dla prawdziwej miłości czy przyjaźni gotowy jest skoczyć w ogień.
Ale Driver wciąż powtarza, że jego kariera to „cholerny cud”. Przecież jeszcze niedawno był zwyczajnym chłopakiem z prowincji.
Adam Driver: życie prywatne, dzieciństwo, związek
Z punktu widzenia plotkarskich portali internetowych może wręcz wydawać się nudziarzem: unika kontrowersji, nie chodzi na modne imprezy, od lat jest w stałym związku – żonę, Joanne Tucker, poznał podczas studiów.
Pobrali się w 2013 roku. Na ślubie nie było reporterów, ceremonia odbyła się tylko z udziałem ich najbliższych przyjaciół. „Żona jest dla mnie największą bohaterką – mówił w radiowym wywiadzie. – Sprawia, że mimo hollywoodzkiego szaleństwa pozostaję normalnym człowiekiem. Mieć kogoś takiego w życiu to o wiele bardziej istotna sprawa niż kariera i sukces”.
Prywatne życie chronią przed mediami do tego stopnia, że brukowce na poważnie zastanawiały się jakiś czas temu, czy Driver i Tucker mają syna, którego wychowują w sekrecie. Do dziś ta kwestia nie została jednoznacznie rozstrzygnięta. Na pewno mają psa Moose’a, z którym Driver chętnie pozuje do zdjęć. Pytany o małżeństwo Adam z reguły żartuje, podkreślając swoje małomiasteczkowe pochodzenie: „Moja żona z Nowego Jorku nauczyła mnie, co to jest ser gouda. I że nie wolno mówić z pełnymi ustami ani pluć na chodnik”.
Wychowywał się w miasteczku Mishawaka w stanie Indiana. Jego ojczym jest pastorem w kościele baptystów, matka – prawniczką. Dzieciakiem, jak sam twierdzi, był raczej niesfornym. Wspinali się z kumplami na wieże radiowe, podpalali śmietniki i – po obejrzeniu słynnego filmu „Fight Club” Davida Finchera – założyli własny klub, w którym walczyli na gołe pięści. Ale jednocześnie był przyzwyczajony do dyscypliny, śpiewał w kościelnym chórze, a po skończeniu szkoły średniej pracował jako akwizytor i telemarketer. Już wtedy wiedział, że chce być aktorem – dzięki zasobom lokalnej wypożyczalni wideo dokładnie poznał filmową klasykę. Niestety egzaminy do szkoły aktorskiej oblał. „Wtedy chciałem po prostu być popularny i zabawny”, opowiadał, dodając, że z takim podejściem nie mógł liczyć na karierę. Nie miał zbyt wiele czasu, by zastanawiać się nad porażką, bo ataki na World Trade Center i Pentagon z 11 września 2001 roku zmieniły jego priorytety.
Czytaj też: Kim jest żona Adama Drivera? Oto wszystko, co wiemy o Joanne Tucker
Adam Driver z żoną Joanne Tucker
Droga Drivera od serialu „Dziewczyny” do „Star Wars”
W filmie „Paterson” Jima Jarmuscha Adam Driver zagrał kierowcę autobusu piszącego w wolnym czasie wiersze, z czułością wspierającego żonę, która ma mnóstwo energii i coraz to nowe pomysły. Z takimi rolami kojarzymy go najczęściej: jest wiarygodny w swoim opanowaniu i stoickim spokoju. Ale w tym filmie pojawia się też drobny, choć ważny szczegół: w jednej ze scen widać stojące na nocnej szafce zdjęcie bohatera w wojskowym mundurze. To prawdziwa fotografia aktora z młodości.
Po zamachu na WTC, jak wielu Amerykanów, Driver zaciągnął się do armii, czując, że musi w konkretny sposób działać. W wojsku spędził ponad dwa lata, lecz na krótko przed wysłaniem jego oddziału do Iraku, spadł z roweru, złamał mostek i został zwolniony ze służby ze względów medycznych. Przejście do cywila odczuł jako dotkliwą porażkę. Mógł jednak wrócić do marzeń o kinie.
Tym razem dostał się do Juilliard School, jednej z najlepszych aktorskich szkół w Nowym Jorku. I chociaż początkowo czuł się tam wyobcowany – wspomina, że ze względu na doświadczenie wojskowe postrzegano go jako człowieka onieśmielającego i nieobliczalnego – skończył studia bez problemów.
Mówi, że wojsko dało mu solidną podstawę do kariery filmowej. Nauczyło go pracy zespołowej, dyscypliny, dodało mu pewności siebie. Uważa, że w porównaniu ze służbą wojskową aktorstwo jest banalnie łatwe, za to biurokracja w kinie – zwłaszcza w produkcjach o wielkim budżecie – jest znacznie większa i bardziej nieznośna niż w wojsku. A z armią w pewnym sensie nigdy się nie rozstał. Wraz z żoną założył fundację Arts in the Armed Forces, której misją jest rozpowszechnianie sztuki – w szczególności teatru – wśród żołnierzy, weteranów i ich rodzin.
Trudno uwierzyć, że debiutował zaledwie 12 lat temu – ma 37 lat – i to w podrzędnych serialach telewizyjnych, bo gra dziś tak dobrze u najważniejszych reżyserów: Spielberga, braci Coen, Scorsesego, Soderbergha. Na wielkim ekranie po raz pierwszy pojawił się w 2011 roku w filmie „J. Edgar” Clinta Eastwooda. A rok później przyszedł przełom i ważna rola w serialu „Dziewczyny” Leny Dunham. Zagrał tam chłopaka głównej bohaterki – niezbyt zdolnego aktora, marzącego o wielkiej karierze, nieporadnego, z tikami nerwowymi. „Naprawdę był niezwykły. Gdy wszedł na pierwsze przesłuchanie, pomyślałyśmy, że ten koleś to cholerny dziwoląg”, wspominała Dunham. Serial okazał się ogromnym sukcesem, a Driver dostał za swoją rolę trzy nominacje do nagrody Emmy. Z Dunham, z którą przyjaźni się do dziś, stworzyli przekonujący duet. Wielokrotnie musiał odpowiadać na pytania dotyczące realistycznych scen seksu, pojawiających się w serialu. „Rozmawialiśmy o scenach nagości tak samo dużo jak o dialogach. Gdyby nie miały sensu, czułbym się bardzo niekomfortowo”, mówił.
To dzięki „Dziewczynom” zaczął dostawać kolejne propozycje ról. Czasami były to występy epizodyczne, ale Adam przyjmował je z radością. A gdy po sześciu latach serial schodził z anteny, Driver był już wielką gwiazdą, laureatem aktorskiej nagrody na festiwalu w Wenecji (za „Złaknionych”) i symbolem seksu – choć dość nieoczywistym. „Wygląda jak ożywiony portret dorosłego wykonany przez dziecko”, pisała o nim dziennikarka „Guardiana”. Ma głęboki, niski głos ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, za długie ręce i nogi.
Czytaj także: Jared Leto w charakteryzacji do House Of Gucci jest nie do poznania!
Skywalker z małego miasteczka
Kilka lat temu w komedii braci Coen „Co jest grane, Davis?” Adam Driver z Justinem Timberlakiem i Oscarem Isaakiem śpiewali żartobliwą piosenkę, w której prosili prezydenta Kennedy’ego – akcja filmu toczyła się w latach 60. – by nie wysyłał ich w kosmos. Ale ostatecznie jako aktor tam trafił: w dwóch częściach „Gwiezdnych wojen” – premiera kolejnej, „Skywalker – odrodzenie”, już 19 grudnia. Zagrał tam Kyla Rena, bezlitosnego wroga rycerzy jedi. Nie miał łatwego zadania, bo jego postać była przecież skazana na porównania z Darthem Vaderem – Adam jako Kylo wygląda niemal tak samo jak kultowy zły bohater Vader. Jako aktor też nie był w łatwej sytuacji, bo musiał stworzyć postać podobną, a jednak zbudowaną z innych emocji. Poradził sobie doskonale. Pokazał jeszcze więcej odcieni zła, niż można się spodziewać po większości czarnych charakterów. Wielu widzów odkryło go właśnie dzięki tej roli.
„Gwiezdne wojny” przyniosły mu kolosalną popularność, za którą jednak nie przepada. „Wolę obserwować, niż być obserwowanym”, mówi. Prośby o autografy czy wspólne zdjęcia znosi z pokorą, ale o „Gwiezdnych wojnach” mówi też: „To nie jest kino, o jakim myślałem, gdy zdawałem do szkoły aktorskiej”. Podkreśla, że jako aktor nie ma wpływu na ostateczny kształt takiej produkcji, a tym bardziej na sukces, jaki odniosła. „Cieszę się, że widzom się podoba, ale to nie moja zasługa. Wszystkie decyzje – jak ta, że używam miecza świetlnego, który jest niedokończony i niewypolerowany – podejmował ktoś inny”.
Sam jest jak rycerz. Scarlett Johansson, z którą zagrał w nowym filmie Noah Baumbacha „Historia małżeńska” (dostępny w serwisie Netflix), wspominała, że dzięki niemu praca na planie była bardziej znośna, niż zapowiadał to scenariusz. W filmie grają małżeństwo rozstające się w bardzo burzliwej atmosferze. „Przez dwa dni kręciliśmy scenę, w której nieustannie na siebie wrzeszczymy. To było wyczerpujące. Gdybym nie miała partnera tak silnego jak Adam, gotowego wziąć ten ciężar na siebie, nie dałabym rady”, mówiła.
Driver bywa podporą nie tylko aktorską. Któregoś dnia pojawił się w internecie krótki klip, który aktor nagrał, by pomóc odnaleźć zaginionego psa. Kręcił właśnie w Brukseli zdjęcia do nowego filmu, gdy Javelot, piesek reżysera Leosa Caraxa, uciekł wystraszony hałasem ulicznym. „To członek naszej filmowej rodziny. Pozwolimy ci zagrać w filmie, damy czekoladę, ochrzcimy twoje dziecko”, obiecywał Driver znalazcy. Apel okazał się skuteczny, bo Javelot wrócił do właściciela po krótkiej nieobecności – pieska uratowali pracownicy stacji kolejowej. Czy wystąpią w filmie, tego jeszcze nie wiadomo, ale szansę, by zagrać u boku Adama Drivera, głupio byłoby przegapić.
Adam Driver i Lady Gaga na planie filmu "Dom Gucci"
***
TEKST: Sylwia Niemczyk
Artykuł ukazał się w „Urodzie Życia” 12/2019