Reklama

Któż z nas nie pamięta kultowych filmów z lat młodości takich jak „Stawiam na Tolka Banana”, „Podróż za jeden uśmiech” czy „Abel, twój brat…”. Jednym z dziecięcych aktorów występujących na ekranie był Filip Łobodziński. Po sukcesie filmów, jego kariera rozbłysła. I kiedy wszyscy wróżyli mu świetlaną przyszłość w świecie kina, on postanowił związać swoją przyszłość z dziennikarstwem. Prowadził takie programy jak: „Kawa czy herbata”, „Pegaz” czy „Xięgarnię”. Pisał także felietony dla „Newsweeka”, „Machiny” i „Przekroju”.

Reklama

W wolnych chwilach zaś koncertował jako muzyk z Zespołem Reprezentacyjnym oraz zajmował się tłumaczeniem różnych publikacji. Mimo wielu sukcesów zawodowych, los okrutnie go doświadczył.

W swojej autobiograficznej książce pt. „Filip Łobodziński?” aktor dziecięcy opisuje swoje życie, miłości i emocje. Opowiedział też na jej łamach o niewyobrażlanym doświadczeniu dla rodzica, jakim była śmierć córki. Maria Łobodzińka zmarła w 2015 roku. Miała zaledwie 21 lat. Śmierć dziecka na zawsze położyła się cieniem na życiu dziennikarza. Do dziś nie pogodził się z jej odejściem. „Nie jestem z niczym pogodzony. Wciąż tkwi we mnie bunt, głównie jeśli chodzi o Marysię”, mówił w jednym z wywiadów.

[Artykuł aktualizowany 20.10.2024 r.]

[Ostatnia publikacja na VUŻ i VIVA! Historie: 22.10.2024 r.]

Filip Łobodziński: dziecięcy aktor

W dzieciństwie był prawdziwą gwiazdą. Miał zaledwie 8 lat kiedy rozpoczął swoją przygodę z aktorstwem. Pewnego dnia do szkoły małego Filipa Łobodzińskiego dotarła ekipa, poszukująca dzieci, które bardzo dobrze czytały. Podkładał nawet głos do zagranicznych produkcji.

„Czytałem już przed pójściem do szkoły, przepisywałem słowa... Chyba świetliczanka powiedziała, że m.in. ja dobrze czytam. Zrobili próby dźwiękowe, załapałem się na drugorzędną rólkę w radzieckim filmie wojennym „Taki duży chłopiec”, a potem naprawdę sporo dubbingowałem”, mówił w rozmowie z Super Expressem.

Świetnie odnajdował się przed kamerą. Miał po prostu talent. Nic dziwnego, że stworzył wiele niezapomnianych kreacji. Zadebiutował na ekranie w 1970 roku jako Karol Matulak w filmie Abel, twój brat. Tak naprawdę został zaangażowany do filmu, dzięki ingerencji własnej cioci, która pełniła w filmie funkcję drugiego reżysera.

„Zaproponowała mu (Januszowi Nasfeterowi, reżsyerowi filmu - przyp. red.) mnie moja ciotka Zofia Dybowska-Aleksandrowicz, która była w „Ablu…” drugim reżyserem. Co ciekawe, o tym, że jest moją ciocią, dowiedziałem się w trakcie zdjęć. Wcześniej grywałem u niej w dubbingu, ale nie przyznawała się, że jesteśmy rodziną. Powiedziała na boku: „Uważaj, znam twoją mamę, znam twoją babcię, ponieważ jesteśmy z tej samej gałęzi rodziny. Tak naprawdę jestem twoją ciotką, tylko nie mów o tym nikomu, bo posądzą mnie o kumoterstwo. A ty się dostałeś tu dlatego, że zaimponowałeś Nasfeterowi”. Była dogadana z moimi rodzicami, bo oni też nie puścili wtedy farby. „Abel...” we mnie coś uruchomił. To była tak trudna rola, w której trzeba było odnaleźć w sobie kogoś słabego, szantażowanego psychicznie przez toksyczną matkę. Dotykałem świata dotąd mi nieznanego”, opowidał w wywiadzie dla VIVY!.

imgCiyJfU-83101e2
Antoni Zamachowski

Filip Łobodziński w sesji VIVY!, 2021 rok

Kilkuletni Filip musiał szybko dorosnąć do powierzonej mu roli, bowiem okazało się że świat przedstawiony w filmie znacząco różni się od środowiska, w którym się wychował. „Ani mój dom rodzinny tak nie wyglądał, ani moi koledzy. A tu nagle okazuje się, że istnieje prześladowanie w klasie, destrukcyjna miłość matki, półsieroctwo. Musiałem wykonać dużą pracę nad sobą, a później już nic nie było normalne, bo mnie rozpoznawano na ulicy i nauczyciele mówili: „To ten, co nie chodzi na lekcje, artysta ze spalonego teatru”, wyznał w archiwalnej rozmowie w VIVIE!.

Dokładnie rok po premierze filmu Abel, twój brat, Filip otrzymał propozycję zagrania mądrali, Dudusia Fąferskiego w Podróży za jeden uśmiech! Rola, dzięki której zdobył ogromną popularność, jednocześnie przez długie lata była dla niego przekleństwem. „Musiałem przez długie lata, i to całkiem do niedawna, znosić wykrzykiwane w moją stronę „Duduś!”, nierzadko w formie pogardliwej inwektywy. Mogłem to jeszcze zrozumieć, gdy byłem chłopcem, ale po latach, kiedy już nabawiłem się pierwszych siwych włosów, a filmowe role należały definitywnie do mojej prehistorii, było to nie do zniesienia”, mówił dla Na Żywo.

CZYTAJ TAKŻE: W Ewangelii szuka wskazówek, Bóg jest jej drogowskazem. Danuta Stenka nie zgadza się z jednym

Chociaż zyskał ogromną popularność i sympatię telewidzów, a kolejne propozycje pojawiły się na horyzoncie, to Filip Łobodziński swoją przyszłość związał z działalnością dziennikarską i muzyczną. Film był dla niego przygodą, ale fascynowały go inne rzeczy. W wywiadach podkreślał, że nigdy nie miał gwiazdorskich zapędów. Praca na planie często go stresowała. Do tego dochodziły problemy w szkole. Filip Łobodziński musiał nadrabiać zaległości i mierzył się z nieprzychylnością ze strony nauczycieli. „Zbyt dużo nerwów, niedobrych emocji. Widziałem, jak ludzie wylatują z planu, jak niektórzy się upijają. To nie były fajne rzeczy. Ja jestem człowiekiem wrażliwym, mnie konflikty nie mobilizują”, tłumaczył w Super Expressie. „Nigdy nie planowałem, by pójść tą drogą. Nie było to aż tak fascynujące, bym chciał dalej coś z tym zrobić. Miałem inny plan na życie”, mówił po latach.

,,Oczywiście nie jest tak, że ta przygoda filmowa nie miała na mnie żadnego wpływu. Nauczyła mnie, że czasem muszę stanąć wobec ludzi i zacząć coś udawać, robić, odgrywać. I kiedy się na mnie gapią, nie mogę stracić rezonu. Tylko grać. Pomogło mi to w pracy w telewizji, w robieniu wywiadów. Przecież ja byłem strasznie nieśmiały", zwierzył się w 2018 roku Magdalenie Rigamonti.

Filip Łobodziński w programie "Dzień Dobry TVN", 2016 rok

fot. Piotr Blawicki /ddtvn/ East News Warszawa 30.01.2016 program Dzien Dobry TVN n/z Filip Lobodzinski
Piotr Blawicki /ddtvn/ East News

Filip Łobodziński: praca w mediach

Filip Łobodziński skończył iberystykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jeszcze w trakcie studiów ze swoim kolegą – Jarosławem Gugałą – założył grupę muzyczną Zespół Reprezentacyjny. Grał na gitarze i śpiewał. Co ciekawe, nie każdy zdaje sobie sprawę, że współpracował z Pawłem Kukizem, Justyną Steczkowską czy Małgorzatą Walewską. Pisał dla nich teksty piosenek.

Na tym nie poprzestał. Spełnił swoje kolejne marzenie i rozpoczął przygodę z dziennikarstwem. Filip Łobodziński był związany z takimi tytułami, jak Przekrój czy Newsweek Polska. Współpracował także z radiową Trójką. Był również prezenterem Wiadomości.

Po latach wrócił na ekrany. Fani mogli go podziwiać w Bulionerach, Ekipie czy Determinatorze. Wystąpił także w krótkometrażowym filmie Groby. To człowiek wielu talentów. Natomiast jego prawdziwym powołaniem jest praca tłumacza (tłumaczy z angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino). Filip Łobodziński rozkochał się w literaturze. Od 1995 roku zajmuje się tłumaczeniami literatury hiszpańskiej i nie tylko. Jest autorem przekładów książek Arturo Pereza-Reverte, Mario Vargasa Llosy czy autobiografii Milesa Davisa. Tłumaczył również dzieła Boba Dylana, Johna Coltrane czy Patti Smith. Na swoim koncie ma także przekłady do dziecięcych filmów oraz piosenek. Jego praca została doceniona w 2005 roku, kiedy otrzymał nagrodę Instytutu Cervantesa w Warszawie za najlepszy przekład cyklu Przygody kapitana Alatriste Artura Pereza-Revertego.

Przez dwa lata Filip Łobodziński był pracownikiem Departamentu Komunikacji Społecznej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Następnie pracował w Najwyższej Izbie Kontroli w Wydziale Prasowym. ,,Przekładam teksty. Z urzędowego na polski. Jestem w grupie czterech, pięciu osób, które informacje o wynikach kontroli, często dwustustronicowe, streszczają w pigułce trzech, czterech stron. Prowadziłem tam też debatę czterech prezesów NIK, trzech byłych i obecnego, pracuję przy redagowaniu dwóch publikacji, które się ukażą w przyszłym roku z okazji stulecia NIK", mówił w 2018 roku w rozmowie z Magdaleną Rigamonti.

Filip Łobodziński, VIVA! 16/2021

imgEaB01i-8fcac4e
Antoni Zamachowski

Filip Łobodziński stracił 21-letnią córkę, Marię

Kryzysowy moment w jego życiu nadszedł kilka lat temu. Filip Łobodziński otrzymał od życia kolejny niewyobrażalny cios. Był bliski załamania, stał u progu ciężkiej depresji. W ciągu ośmiu lat stracił osiem ważnych dla siebie osób: trzech przyjaciół, brata ciotecznego, obydwoje rodziców… 1 października 2015 roku po długiej walce z chorobą stracił ukochaną córkę. Marysia miała zaledwie 21 lat. To druga córka aktora ze związku z Magdaleną Łobodzińską. Dziewczyna próbowała pójść w ślady taty. Miała marzenia i plany.

Dopiero w 2018 roku Filip Łobodziński opowiedział o swojej tragedii, o cierpieniu po stracie córki i nadziei. Nie chciał epatować swoim bólem. Zazwyczaj maskuje emocje. To praca pomogła mu uporać się z myślami. „Córka odchodziła. Potrzebowałem zorganizowania swojego czasu. Zacząłem pracować dzień po pogrzebie Marysi. (...) Mnie się wyć chce do dziś, codziennie”, tłumaczył w 2018 roku w poruszającej rozmowie z Magdaleną Rigamonti . Chciał działać, zająć myśli. Praca była jedyną ucieczką.

Informacji o chorobie Marysi nie dało się tak po prostu oswoić. Zaczęło się od wielomiesięcznych bólów głowy. Lekarze w końcu wydali wyrok - glejak. Rokowania przy tej chorobie nie są zbyt optymistyczne. „Od pewnego momentu człowiek już wie, jaki jest koniec. I stara się tylko o to, żeby wszyscy przeszli przez to godnie, z bólem, ale w stanie jakiejś głębszej duchowości”, zwierzył się Filip Łobodziński.

ZOBACZ TAKŻE: Taylor Swift była zaślepiona miłością, lecz on ją zdradzał. Joe Alwyn sprowadził artystkę na dno

W wywiadzie dla magazynu VIVA!, dziennikarz ujawnił, że jego córka była świadoma, że jej kres jest bliski. „Miała 21 lat, Internet i doskonale znała rokowania. Była niezwykle dzielna, heroiczna. Sama podczas nawrotu choroby zabrała się za przekład sztuki Giraudoux, tak jakby miała potrzebę zostawienia czegoś po sobie. Jeszcze parę tygodni przed śmiercią starała się żartować, choć właściwie tylko leżała, z trudem wstając do toalety. Nigdy nie byłem pewien, kiedy używa ironii, a kiedy mówi poważnie”, opowiadał w rozmowie z Krystyną Pytlakowską w 2021 roku.

Dziennikarz zdradził również, że jego córka przeszła przez chorobę z godnością, mimo bólu i niewyobrażalnej rozpaczy, nawet kiedy z dnia na dzień nadzieja gasła. Marysia postanowiła zostawić po sobie ślad i pomiędzy kolejnymi terapiami i egzaminami, przełożyła „Apolla z Bellac” Jeana Giraudoux. „Są rzeczy, których nie rozumiem. W kategorii całego świata – nie rozumiem cierpienia, które do niczego nie prowadzi. Gdyby Bóg rzeczywiście musiał zabrać młodą osobę, to mógł to zrobić w sposób nagły, poprzez wypadek na przykład. A nie kosztem kilkuletniego cierpienia. To jest niegodziwe”, mówił Magdalenie Rigamonti. „Czasem słyszę, że była taka zdolna, taka wspaniała, taka młoda, jeszcze mogła tyle zrobić. A jakby nie była wspaniała, nie byłaby zdolna? Przecież to nie ma żadnego znaczenia. Dziecko to dziecko, cierpienie to cierpienie”, dodał.

Filip Łobodziński, VIVA! 16/2021

imgRKtIPa-7f0c506
Antoni Zamachowski

Filip Łobodziński - życie po śmierci córki

Od kilku lat Filip Łobodziński ma lepsze i gorsze okresy. „Czasem widzę sens w tym, że w ogóle żyję i coś robię, a czasem nie bardzo. Staram się sobie przypominać, że spotkało mnie wiele fantastycznych rzeczy i że bilans ciągle jest dodatni Oczywiście, nie wliczam w to odejścia Marysi, bo to jest poza konkurencją i tego nic nie zrównoważy”. Mimo upłuwu lat dziennikarz nie uporał się ze stratą córki. „Nie jestem z niczym pogodzony. Wciąż tkwi we mnie bunt, głównie jeśli chodzi o Marysię”, przyznał w VIVIE! w 2021 roku.

Dziennikarz szczerze przyznaje, że od momentu straty córki żyje w mroku. Był też gotowy na własną śmierć, dlatego w ramach pomocy samemu sobie udał się na terapię. „Jeżeli śmierć miałaby przyjść, to byłem na nią gotów. Miałem takie dominujące dwa uczucia: dławiący gardło smutek i chęć położenia się spać, by obudzić się za długi czas. Dlatego zacząłem korzystać z psychoterapii i farmakoterapii”, zdradził w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Nie ma dnia, w którym Filip nie myślałby o córce Marysi. „Ja cały czas jestem blisko niej. Chciałbym tylko nauczyć się myśleć o Marysi wyłącznie z uśmiechem, bo ona naprawdę była zjawiskowa. Jej ogromne zdjęcie wisi u nas w przedpokoju i nawet moja żona, która przecież nie była matką Marysi, jest w nim zakochana. Patrząc na nie, płacze. To zdjęcie zrobione na ślubie mojej starszej córki na rok przed śmiercią Marysi. Ma tam krótkie włosy, które jej odrastają po chemii. W telefonie mam też zdjęcie Marysi, ma 15 lat, gdzie pozuje jako Pola Negri”.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Poznali się na uczelni, pobrali się tuż po studiach. Kim jest żona Alberta Bachledy-Curusia, jednego z „książąt Podhala”?

Dla Filipa Łobodzińskiego pociechą w trudnych chwilach jest córka z pierwszego małżeństwa, Julia. Z wykształcenia jest italianistką, pasjonuje się fotografią i działa na rzecz ratowania planety przed plastikiem. Dziennikarz bardzo się o nią martwi. „Przy każdym wyjeździe Julki mówię: uważaj, naprawdę uważaj, dbaj o siebie. (…) Ma żyć długo i szczęśliwie. Przynajmniej na tyle szczęśliwie, na ile ten świat pozwala. Bo ten świat nie jest dobrym miejscem”, przyznawał.

Jedyne czego dziś pragnie to spokoju, który mógłby mu zapewnić poczucie harmonii. „O spokoju dawno nie słyszałem, więc nie pamiętam dobrze, co to znaczy, i co mi go daje. Niestety. Takie mam podejrzenie, że spokój i radość mogłoby mi dać poczucie harmonii. Są małe chwile spokoju i radostki”, mówił przed kamerą VIVY!, po czym dodał: „Mam wrażenie, że życie postawiło przede mną bardzo trudne zadania i wywołało traumy. To były trudne okresy i one właściwie wciąż trwają. Myślę, że nigdy się z tego nie wydobędę. Chciałbym odzyskać trochę spokoju i nauczyć się z tym żyć”.

imgbkMhcB-56145cd
Wojciech OLSZANKA/East News

Filip Łobodziński w autobiografii opisał ból po stracie dziecka

W nowo wydanej autobiografii „Filip Łobodziński?” opisuje swoje życie, epizody, które miały dla niego znaczenie, które go ukształtowały. Opowiada o swoim świecie innym, by uporać się z pytaniami. Dziennikarz i muzyk wspomina o swojej córce, Marii. W obliczu jej choroby, cała rodzina mocno się wspierała i to udowodniło ich siłę. Mimo że małżeństwo Filipa Łobodzińskiego i Magdaleny Łobodzińskiej ( z domu Szkolnikowskiej) nie przetrwało próby czasu, najważniejsze było dla nich wspólne dziecko.

„Marysia połączyła nas nie tylko wtedy i na najbliższe lata, ale też na zawsze, zarówno poprzez swoją osobowość, jak i poprzez chorobę, w której – choć wówczas już dawno nie byliśmy małżeństwem – trwaliśmy przy niej co do sekundy, M […] wręcz fizycznie, bo przecież Maria mieszkała razem z nią (...)”, pisał [cytat za książki.wp.pl].

Czytaj też: Wszyscy zatajali przed nią prawdę. Pierwsze małżeństwo Katarzyny Skrzyneckiej zakończyło się w atmosferze skandalu

Potem poruszająco opisywał swoje emocje przed stratą córki. Z byłą żoną zdali egzamin rodzicielski. A życie zbyt mocno ich doświadczyło. "M[…] wzięła na siebie ogromny ciężar bycia na co dzień z ciężko chorą dziewczyną, niczego więcej nie powinienem więc pisać, bo cokolwiek sprawiło, że nasze drogi się rozchodziły i w końcu rozjechały, cokolwiek uruchomiło jeszcze jeden strzał w tył głowy, liczy się to, że zdaliśmy przynajmniej egzamin rodzicielski w ekstremalnych warunkach odchodzenia wspólnego dziecka, i tylko czasem zastanawiam się, dlaczego wciąż jednak pamiętam te strzały w tył głowy, nie tylko w aspekcie związków, ale w ogóle, te chwile wstydu, niesmaku, upokorzenia, dyskomfortu, niefartu, i podejrzewam, że pamięć jest nie tylko deformatorem, ale też ma swoje upodobania, aż chce się zakrzyknąć: 'Jakże zazdrosna jest pamięć i jak zawzięcie czepia się tworzywa swojej powszedniej pracy!'", pisze Filip Łobodziński w autobiografii.

imgvjV8yL-874022f
Antoni Zamachowski

W niedzielę, 21 kwietnia 2024 roku dziennikarz pojawił się w studio Dzień Dobry TVN, by opowiedzieć o swojej książce. Zapytany o trudne doświadczenia, stratę dziecka wyznał, że: "Cierpienie nie uszlachetnia. To jest ciężka kontuzja, z której się nie wychodzi. Przynajmniej mi się nie udało i nie bardzo wierzę, żeby udało się komukolwiek, ale życzę innym, żeby tak było. Ja nie mam na to sposobu. Oczywiście żyje się dalej. Słońce dalej wschodzi, trzeba iść po pietruszkę do sklepu itd. Nie ma pieszczot. Natomiast to [cierpienie przyp. red.] jest i zawsze będzie. Jedyne co pozostaje, to pielęgnowanie dobrych wspomnień o Marysi", wyznał.

Reklama

Według dziennikarza nie ma odpowiedzi na to, dlaczego los potrafi boleśnie doświadczać. „Na to nie ma odpowiedzi. Nie ma odpowiedzi na żadne pytanie o przedwczesną śmierć, o jakiekolwiek tragedie. Ludzie, którzy bardzo głęboko wierzą, są w stanie znaleźć uzasadnienie, ale wydaje mi się, że to jest samo oszustwo”, mówił tłumacz. Na pytanie, czy jest dziś szczęśliwy, odpowiedział: „Nie, ale nie wiem, czy szczęście nie jest przereklamowane. Ważne, żeby czuć sens i to jest istotne”, zakończył w rozmowie Dzień Dobry TVN.

imgTVA3b2-ba95f97
Antoni Zamachowski
Reklama
Reklama
Reklama