Jerzy Górski, bohater „Najlepszego” o filmie: „Nie chciałem tego oglądać” EKSKLUZYWNY WYWIAD VIDEO
Film „Najlepszy” z Jakubem Gierszałem w roli Jerzego Górskiego święci tryumfy w polskich kinach. Historia byłego narkomana, który został po przezwyciężeniu nałogu triathlonistą i zwyciężył w prestiżowych zawodach Ironman poruszyła miliony. Jak całą produkcję ocenia ten, który był inspiracją do jej powstania? Czy w jego opinii Jakub Gierszał sprostał roli, którą musiał odegrać? I co w jego życiu zmieniła premiera filmu, który podbił serca jurorów i widzów na tegorocznym festiwalu w Gdyni?
Jerzy Górski o filmie „Najlepszy” i Jakubie Gierszale
Konrad Szczęsny: Jak to jest być człowiekiem, którego historia poruszyła, zachęciła i zainspirowała do tego, aby nakręcić film i napisać książkę? Takich życiorysów w Polsce nie ma tak znowu dużo.
Jerzy Górski: Są tysiące takich ludzi jak ja, nie jestem wyjątkowy, jestem o tym przekonany. Tylko coś musi spowodować, żeby zechciano ich pokazać. Mi akurat ciągle mówili, że moje życie to jest scenariusz na film. Gdy to słyszałem, uśmiechałem się i mówiłem: to róbcie. To jest jedna kwestia.
A druga?
Ja tego wszystkiego nie robiłem dla filmu, dla scenariusza. Robiłem to dla siebie, bo w tamtym okresie moje życie polegało na tym, że realizowałem postawione sobie cele i spełniałem marzenia, do których dążyłem poprzez realizację tych celów.
Ale jednak to właśnie ta historia zainspirowała do stworzenia filmu. Bywał pan na planie?
Duży problem z tym wszystkim mieli chyba producenci, bo parę razy byłem na planie. Jeśli mam być szczery, jak to wszystko odbieram, to przeszkadzało mi, że w głowie wciąż zadawałem sobie pytanie: czy to tak było? Czy ten kolor pasuje? Zacząłem sobie przypominać rzeczy, które dawno, dawno zapomniałem i one były głęboko w mojej świadomości. Później kolejny raz pojechałem i…
I?
Nie rozumiałem scenariusza. Trzykrotnie podejmowałem próbę przeczytania go i trzykrotnie go odstawiałem, jednak za trzecim razem przeczytałem najwięcej. W końcu zdałem sobie sprawę, że to nie ma znaczenia. To jest coś, co ludzie chcą zrobić, wkładają swoje doświadczenie, czas, pasję ,a mają problem, bo przyjeżdża facet i on żyje (śmiech). A więc oni coś grali, ja tam gdzieś stałem…
Pewnie zadawali sobie pytanie: Czy będzie się mieszał czy nie….
No właśnie. I powiedziałem do siebie: Górski, spieprzaj stąd, to nie jest twoja bajka. Oni wiedzą, to jest ich zawodów, oni muszą jakąś empatią skonstruować historię. Tym, czego nie rozumiałem w tym scenariuszu, były obrazy. Aktorzy musieli wykreować w jakiś sposób sytuacje, które były w scenariuszu: odczuć, że chcą być tacy, jak scenariusz mówi i chcą zrobić to najlepiej jak potrafią.
To, co zobaczył Pan na planie różniło się od tego, jak Pan to sobie wyobrażał?
Ja film sobie wyobrażałem w ten sposób i to ciągle powtarzam: przyjeżdżam, klaps trzydziesty czy setny, nakręcili, poszło, następny, skleili, wypuścili. To zupełnie tak nie działa! Praca na planie zmieniła mój stosunek do tego. Mam duży szacunek dla tego zawodu. Udawanie czy w pewnym sensie udawanie, wczucie się w bohatera czy bohaterkę, którą mam grać, to wielka sztuka. I teraz doświadczenie, wyobraźnia, empatia i jeszcze wiele innych rzeczy decyduje o tym, w jaki ja sposób zagram na przykład w komediach, w jaki ja sposób dramat zagram, jak zagram Górskiego, jak zagram Kotańskiego (w filmie gra go Janusz Gajos), więc oni musieli to sobie wyobrazić na podstawie własnych obserwacji czy własnej jakiejś tam ścieżki, która wybrali.
Dawał im Pan jakieś wskazówki?
Tylko szczątkowo rozmawiałem z Jurkiem numer dwa o filozofii życia, z Kotańskim, czyli z panem Januszem Gajosem chwilę żeśmy zamienili dwa zdania, gdzieś tam po drodze z kimś podzieliłem się jakąś refleksją i się wycofałem z tego. Nie chciałem tego oglądać. Powiedziałem, że chciałbym być w tym wolny i oni też zrobią to, co będą uważali za słuszne i pewnie zrobią to najlepiej jak potrafią. Taka jest moja ocena.
Jakub Gierszał nazwał pana mistrzem. Spotkali się panowie nie tylko na planie, lecz także prywatnie. Czy miał Pan wyobrażenia odnośnie do tej roli? Czy Jakub Gierszał temu sprostał jako aktor?
Oczywiście, myśmy mieli kilkakrotnie spotkanie, ale nie rozmawialiśmy, że to jest różowe, to jest białe, to jest tak zrobione, to inaczej. Mówiłem zawsze o swojej postawie, o filozofii swojego życia, a potem już jego umiejętności, doświadczenie i wizja reżysera kierowały tym wszystkim.
A jeżeli chodzi o samego Kubę Gierszała w roli Jerzego Górskiego?
Powiem tak: świetnie zagrał. Jestem cholernie dumny z jego roli i sposobu, w jaki to pokazał – to jest pierwsza sprawa. Druga rzecz, o której już wspominałem: ja nie chciałem ingerować w to, bo to by zakłóciło moją relację z nim i ich relacje między sobą. Oni mieli wyobrazić sobie Jurka czy on miał sobie wyobrazić Jurka czy inne postacie, które tam grały. Wszyscy zagrali bardzo dobrze. A jeżeli chodzi o Kubę… Od razu poczułem do niego sympatię. Kiedy ścisnęliśmy się, mówię: kurcze, tak jak młodszy brat. Ja nigdy brata nie miałem, a więc mówię: fajny chłopak, da radę. Tak to bym określił.
Dawał mu Pan jakieś wskazówki?
Na planie starałem się nie wtrącać, stałem gdzieś z boku, obserwowałem. Nie wiem, jak to ująć, ale wyobrażam sobie to tak, że on musiał się zamykać i dotykać mnie, wyobrażając sobie, co ja mogłem przeżywać, a więc to było cholernie trudne zadanie. Bo to nie były radosne momenty, to były cholernie trudne sceny na początku, a potem wcale nie były łatwiejsze. Łukasz [Palkowski, reżyser – przyp.red.] musiał sobie mniej więcej wyobrazić na podstawie scenariusza i później gry Jurka, w jaki sposób on ma zagrać i czy to pasuje do koncepcji czy nie. A więc nastąpiła konfrontacja dwóch światów: jego umiejętność wczucia się, jak co mogłem czuć w danej sytuacji, czy to zagra dobrze czy źle. Mnie już przy tym nie było, bo ja nie chciałem stać z boku i oceniać ich działań. On jest z samym sobą, jest kamera, jest odczucie, jest jego empatia i on musi to grać. Mam wielki szacun dla tych ludzi, którzy grają. Wszyscy zagrali świetnie.
Film zdobył 4 nagrody, jeśli chodzi o festiwal w Gdyni, w tym nagrodę publiczności. To jest ogromne wyróżnienie. To znak, że ta historia porusza ludzi i że to jet dla nich ważne. Mówienie historii o walce o siebie, o swoje życie jest istotne.
Dla mnie, dla człowieka, który nie funkcjonuje w branży filmowej, to jest największa nagroda. Tu nie chodzi o pomnik czy danie statuetki, to nie jest takie ważne w środowisku filmowym. Ale tak naprawdę nie fachowcy ocenili to, a inni ludzie, którzy do mnie podchodzili, mówili mi o swoich problemach i wspólnie ryczeliśmy, pojawiała się nadzieja na dalsze plany. Zadawali pytania: „A czy ja panie Jurku jestem na dobrej drodze, bo ja miałem to czy tamto?”. Żadna statuetka, żaden Oscar nie da tego, jak ludzie reagują. To znaczy, że ta historia została dobrze przedstawiona i oni dobrze zagrali. A ja jestem ciągle taki sam. I myślę, że to jest największa wartość. I jestem dumny z tego i to mi też dodaje siły w takim normalnym życiu.
A czy myśli pan, że ten film zmieni jakoś pana życie? Bo z jednej strony pana działalność skupiona jest na co dzień wokół sportu, trithlonu i promowania tej idei. A nagle okazuje się, że ta historia jest w całej Polsce oglądana, dyskutowana i może się zdarzyć, że ktoś podejdzie i poprosi o autograf i o zdjęcie.
Oczywiście mogę sobie zrobić zdjęcie, dać autograf, ale nie czuję się żadnym bohaterem. Po prostu zrobiłem to, bo miałem taką potrzebę na tamten czas. Jeżeli ludzie odbierają to tak, jak choćby w Gdyni, to…
To jak się Pan z tym czuje?
Jak ja się czuję? Mam nadzieję, że za kilka miesięcy to gdzieś tam ucichnie, ja po prostu będę dalej robił swoje. Nie muszę gwiazdorzyć, więc teraz się denerwuję, gdy ktoś mówi: „No, teraz celebryta…”, odpowiadam: „Ja ci powiem, co ja o tym myślę. Jak chcesz się spotkać z celebrytą, to musisz zapłacić, a ja ci powiem z kim i za jakie pieniądze. A jak chcesz się spotkać z Jurkiem to się spotykamy i gadamy”. Nie jestem ani gwiazdorem, ani celebrytą. Ale jest jedna bardzo ważna rzecz, która z tego wynika.
Jaka?
Cholerna odpowiedzialność. Teraz będę strasznie oceniany, to jest bomba, która wychodzi na zewnątrz i która w założeniu ma pomagać ludziom. A więc ludzie na każdym kroku będą mnie oceniać. Ja nigdy się nie wstydziłem tego, kim byłem. Ale nigdy to nie było podane w tak krótkim czasie i tak bardzo mocno.
8 listopada do sprzedaży trafiła książka „Najlepszy” Łukasza Grassa, opowiadająca o życiu Jerzego Górskiego. Z kolei 9 dni później, 17 listopada do kin wszedł film o tym samym tytule w reżyserii Łukasza Palkowskiego, reżysera „Bogów”, z Jakubem Gierszałem w roli Jerzego Górskiego.