Jakub Gierszał o emocjach w Gdyni
– Płakał Pan w Gdyni na premierze „Najlepszego”?
Po filmie emocje mi puściły. To był pierwszy pokaz dla ludzi, byłem wzruszony, że dotarliśmy do tego momentu. Praca nad filmem, jak mówił reżyser, Łukasz Palkowski, to był niezły rollercoaster. A odbiór był tak pozytywny, że zaskoczył całą ekipę.
– Dostaliście Złotego Klakiera?
Tak. „Najlepszy” był oklaskiwany siedem czy osiem minut. Nie starałem się kryć emocji. Widziałem, że Jurek Górski, człowiek, którego grałem, też uronił kilka łez.
– Zagrał Pan narkomana, który wychodzi z nałogu i zostaje mistrzem świata w triathlonie. Co on na to?
Zaakceptował mnie w tej roli. Teraz dawaliśmy wspólny wywiad i mówił, że jest zadowolony z tego, co wyszło. W pewnym momencie oglądania filmu przestał myśleć, że to historia o nim, i zaczął podążać za bohaterem. Na tym mi właśnie zależało, żeby widz dał się wciągnąć.
– Jaką macie relację z Jerzym Górskim?
Jest między nami pewnego rodzaju porozumienie. To niesamowity gość. Otwarty i doświadczony przez życie, ma nieprawdopodobne zrozumienie dla drugiego człowieka. Powiedział, że gdy mnie spotkał, poczuł emocje jak do młodszego brata.
– O! A Pan w nim widzi starszego brata?
To trudne, bo cały czas musiałem pamiętać, że to facet, którego historię muszę odtworzyć. Więc potrzebowałem dystansu. Ale też czułem, że z nim jako z człowiekiem porozumiałem się bardzo głęboko. Czasem mówił, że nie musimy dużo rozmawiać, bo ja pewne rzeczy czuję i wiem.
– Czyli nie przez przypadek los Was zetknął?
Dzięki mojemu zawodowi mogę spotkać wyjątkowych ludzi. Gdyby nie ten film, nie poznałbym Jerzego. Nie poznałbym też Legnicy. Tam zaczął się jego dramat. Jurek wziął mnie do auta i objechaliśmy miasto.
Pokazał mi, gdzie ćpał i gdzie wdrapywał się po piorunochronie, żeby okraść komendę milicji. Pojechaliśmy do kamienicy, gdzie mieszkali jego rodzice. Tam nie chciał wchodzić, bo są tam ludzie, których jeszcze pamięta.
– To zbyt bolesne?
Myślę, że to cały czas część jego odwyku. Nie może mieć kontaktu z tamtym światem. To dla niego zbyt trudne. Jurek już bardzo dużo dla siebie zrobił, jest daleko od nałogu. Ale wciąż musi walczyć.
Jakub Gierszał o bakcylu biegania
– Zainspirował Pana do czegoś? Dziewczyny z promocji filmu powiedziały, że zaczęły biegać, jak go poznały.
Jurek namawia mnie, żebym w przyszłym roku wziął udział w triathlonie, który organizuje. Ale waham się.
– Dlaczego?
Rozróżniam rzeczywistość od filmu. Nie jestem typem sportowca.
– Podobnie jak bohater nie umiał Pan pływać, zanim wziął udział w filmie?
Czułem się dobrze w wodzie, nurkowałem z rurką. Ale kraulem nic nie umiałem. W trakcie uczenia się odkryłem, że mam lęk przed utratą powietrza. Gdy raz po raz zanurzałem głowę w wodzie, czułem panikę.
Musiałem pokonać strach związany z oddychaniem. A potem dużo ćwiczyć, żeby trochę formy złapać. Nie było łatwo, chciałem uciekać z basenu. Ale powtarzałem sobie: „Jurek dał radę, to ja też dam”.
– Film wpłynął na Pana?
Zainspirował mnie. Nie mogę powiedzieć, że bezpośrednio zmienił moje życie, ale na pewno zmienił mój sposób myślenia. Jak w tej scenie z lustrem.
– Bohater rozmawia ze swoim odbiciem?
Tak. Jurek często o tym mówi, że musisz stanąć przed lustrem, spojrzeć na siebie i powiedzieć: „Taki jestem i mam takie słabości”. Przyznać się i postanowić, co dalej z tym zrobić. On robi to praktycznie codziennie.
– Spowiedź?
Chodzi o to, żeby zobaczyć siebie prawdziwego, a nie takiego, jakim się chce widzieć. Żeby zobaczyć swoje wady i realistycznie docenić zalety. Takie podejście kiełkuje we mnie, od kiedy poznałem Jurka. Czy to zmienia? Nie wiem, staram się o tym pamiętać.
– Co za paradoks, że człowiek, który był na dnie, jest mentorem dla znanego i cenionego aktora?
To prawda, każdy może się od niego wiele nauczyć i nie dotyczy to tylko mnie. W filmie są wstrząsające materiały archiwalne, na których Jurek mówi, że jest żywym przykładem, że daje radę. Chce pokazać: „Skoro ja mogę, ty też możesz”.
– Polacy potrzebują tego filmu. Mamy miliony alkoholików i ludzi zagrożonych nałogiem.
Ale przecież ten problem nie dotyczy tylko nałogowców. A co z tymi, którzy prowadzą podwójne życie, robią szwindle? Też muszą się zmierzyć z pytaniem: „O co mi chodzi w życiu?”. Film ma bardzo uniwersalny przekaz. Jestem bardzo zadowolony, że mogłem w nim zagrać, bo niesie autentyczny sens. Nic udawanego.
Jakub Gierszał o wyzwaniach
– Co było w Pana życiu najtrudniejsze, z czym musiał się Pan zmierzyć?
Wydaje mi się, że najtrudniejszą rzeczą była zmiana kraju. Wychowałem się w Hamburgu. Gdy miałem 11 lat, przyjechałem do Polski, do Torunia, gdzie mam rodzinę. Przekroczenie tego trudnego momentu było dużym wyzwaniem życiowym. Do dzisiaj w pewnym sensie mnie naznaczyło. Nie jest tak, że minęło – wciąż wpływa na moje życie.
– Co Pan pamięta z powrotu do Polski?
Ogromną różnicę mentalności. Szkoła bardzo się różniła. W Niemczech w klasie był wyścig, kto ma lepsze oceny. A w Polsce konkurencja, kto ma gorsze oceny. Dobry uczeń to kujon i jest wykluczony.
Oczywiście nie było tak we wszystkich szkołach, do których chodziłem. Ale byłem trochę obok tego, mój polski był bardzo słaby, musiałem sporo nadrabiać. Uczyłem się indywidualnym tokiem, walczyłem z materią języka.
– Klasa Pana odrzuciła?
Nie, dość często zmieniałem szkołę. Poznawałem ludzi, ale nie uczestniczyłem w hierarchiach klasowych. Nie do końca czułem przynależność. Często miałem swój świat, trzymałem się z boku.
Jakub Gierszał o dyskryminacji
– Uczył się Pan nowego świata?
Przeżyłem szok kulturowy. Nauczyło mnie to dostosowywać się. Nauczyłem się trzymać z tymi, co się nie uczą, i z tymi, co się uczą. Wszystko razem było trudne dla mnie. Różne miałem przygody. Związane z życiem, przetrwaniem.
– Walka na pięści, pogonie?
Też. Na szczęście miałem starszych kolegów, wiele razy mnie bronili. Jednemu z nich tylko wspomniałem, że jest taki jeden, co chodzi i gada, że jestem Niemiec. Następnego dnia tak go sprał, że już zawsze byłem Polakiem z krwi i kości.
Dzięki tamtym doświadczeniom mam umiejętność dogadywania się z bardzo różnymi ludźmi. Potrafię nawiązać kontakt. Nie tylko z Polakami, z ludźmi z innych krajów też. Co w tym zawodzie jest bardzo przydatne.
– Zbudował Pan nową tożsamość?
Pamiętam, że musiałem przeczytać „W pustyni i puszczy”, a przeczytanie 50 stron zajmowało mi cały weekend. Co zrobiłem? Nie przeczytałem.
– Tak stał się Pan Polakiem?
Otoczenie nas kształtuje. Brałem udział w wyścigach, kto jest lepszym uczniem, jak i czasem w tych, kto bardziej dopierdoli drugiemu.
Jakub Gierszał (nie)grzeczny chłopiec?
– Nie był Pan grzeczny?
Starałem się nie krzywdzić. Ale nie mogę powiedzieć, że byłem zawsze grzecznym chłopcem.
– Dzięki Bogu, grzeczny chłopiec nie zagrałby narkomana.
W pewnym sensie każdy potrzebuje być niegrzecznym. Sprzeciwiać się systemom i panującym zasadom. Powiedzieć, jaki ma pomysł na siebie. Taka postawa pomogła mi w szkole teatralnej.
– Czyli?
W szkole, jak coś mi nie odpowiadało, mówiłem o tym. I ponosiłem konsekwencje, groziło mi wydalenie. Ale trzymałem się swojego, bo uważałem, że rozróżniam, co jest dobre, a co nie. Jak ktoś z kadry gnoił studentów, to mówiłem, że ja to pier…, nie będę chodził na te zajęcia. Bo takie metody edukacji to może w wojsku, ale nie w szkole artystycznej.
Gdzie wrażliwi ludzie pracują nad wrażliwością, dają do niej dostęp reżyserom. Było nas więcej w tej postawie. Kilku moich kolegów też odmawiało tym szkolnym zasadom.
– Brawo. A miał Pan w tym trudnym okresie sprzymierzeńca?
Rodzina mnie wspierała i znalazłem mnóstwo kolegów. Wiele przyjaźni, które wtedy zawiązałem, staram się pielęgnować do dzisiaj. Mamy kontakt i mam nadzieję, że wciąż będziemy mieli.
Wydaje mi się, że to bardzo ważne, żeby mieć kontakt z ludźmi, którzy znali mnie z czasów, kiedy jeszcze nie byłem osobą publiczną. Pamiętają mnie takiego, jakim byłem. To jest super. Za każdym razem, gdy nie mogę pojechać na wesele kumpla, bo mam zdjęcia, to jestem smutny. Bo każda nieobecność osłabia kontakt.
– Dla Pana, który zmieniał światy, tym bardziej potrzeba mieć kogoś na stałe. To prawda. Szukałem utożsamienia się z grupą. Ale moje utożsamienie się, jeżeli chodzi o kraj, o społeczeństwo, jest migotliwe.
Oczywiście, że jestem Polakiem, ale to wczesne wychowanie w Niemczech bardzo mnie naznaczyło. Więc kulturowo bywam i tu, i tu. Pod wieloma względami rozumiem niemieckie społeczeństwo bardzo dobrze, pod innymi mniej.
– Dobrze Panu z tym?
Myślę, że to dobrze, bo daje szersze spektrum widzenia. Bardzo mi pomaga w zawodzie. Nie podchodzę do sceny albo relacji tylko z perspektywy jednej kultury, jednego punktu widzenia. Ale jak byłem młodszy, myślałem, że łatwiej by było mieć jasno określoną tożsamość. Moje miasto, moje osiedle.
– Może to jest jak z Górskim, który przeżył koszmar, ale jednocześnie jakoś go to wzbogaca?
Myślę, że z cierpienia mogą się rodzić dobre rzeczy. Tak bywa w sztuce. Wielu ludzi tworzy bardzo wartościowe rzeczy, które zaczynają się ze skaleczenia wewnętrznego, jakichś przykrych przeżyć. Z tego może się urodzić jakieś dobro, piękno, wartość.
Jakub Gierszał o ojcu
– Chcę zapytać o Pana zranienie. Pan z mamą w Toruniu, ojciec daleko. Co się z tą relacją stało?
Wchodzimy w bardzo prywatne doświadczenia… Dzisiaj mam kontakt z ojcem bardzo dobry. Obaj się o to staramy. Wspiera mnie w moich zawodowych wyborach. Dyskutujemy, mamy wspólne pole porozumienia. Paradoks, że z rozstania wzięło się coś dobrego.
– Obaj jesteście artystami?
Od dziecka byłem obecny przy jego teatralnych występach. Biegałem po scenie, na której on występował. Chodziłem na jego próby, na jego zajęcia ze studentami. Oglądaliśmy razem filmy. Byłem przesiąknięty jego światem.
– Ojciec Pana ukształtował?
Na pewno. Nie ma możliwości, żeby rodzice nas nie kształtowali. Matka też mnie ukształtowała swoją wrażliwością i spojrzeniem na świat. W takim domu się wychowałem. Ojciec jest artystą, wolnym twórcą, zawsze mnie do tego procesu zapraszał. Gdy poszedłem do szkoły teatralnej, wspierał mnie w decyzji, ale też ostrzegał.
– „Będziesz biegał w rajtuzach po scenie!”.
Dokładnie. Ale nie podważał mojej decyzji. Miałem wsparcie ze strony obojga rodziców.
– Myślał Pan na planie „Najlepszego”, żeby spróbować heroiny?
W życiu. Boję się takich rzeczy. To jakaś diabelska sprawa. Jestem też przeciwnikiem takich metod aktorskich, żeby grając narkomana, próbować narkotyku. To zabawa z ogniem.
– Jest Pan niemiecko odpowiedzialny.
Nie wiem. Rys trzymania pionu jest obecny w rodzinie.
– Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem na ekranie Pana i Mateusza Kościukiewicza. Przypomniał mi się Wasz debiut we „Wszystko, co kocham”.
Znów zagraliśmy dwóch przyjaciół. Też mi się to skojarzyło z tamtym filmem. „Wszystko, co kocham” było jedną wielką przygodą. Reżyser, Jacek Borcuch, mówił: „Słuchajcie, chłopaki, bierzecie życie garściami!”. Więc szaleliśmy, z sześciu hoteli nas wyrzucili. Na tej energii powstał film.
– Kumplujecie się poza planem?
Kumplowaliśmy się długo. I była to dla mnie bardzo ważna przyjaźń. Potem przyszło dorosłe życie i trochę to się wszystko rozmyło.
Jakub Gierszał o sławie
– Filmy „Wszystko, co kocham” i „Sala samobójców” zrobiły z Pana znanego aktora. Młody i popularny – jak to jest?
Nie jest to łatwe. Trochę tego liznąłem i wiem, że to wcale nie jest dobra sprawa.
– Każdy marzy o sławie.
To spore ograniczenie wolności. Wysiadałem z autobusu, bo dziewczyny były strasznie napastliwe. Mnie to wycofało. Czułem, że wszystkie oczy są skierowane na mnie, a ja potrzebuję czasu na rozwój, potrzebuję czasu, żeby dojrzeć. To wielki paradoks tego zawodu, że jest się na świeczniku, a powinno się być jak najbardziej anonimowym, żeby obserwować świat. Bo tylko z obserwacji świata czerpie się inspiracje.
– A są jakieś korzyści z rozpoznawalności?
Latem byłem na koniach. I w jednej z najlepszych lodziarni w kraju miałem codziennie lody za darmo. Więc nie jest źle.