Piekielnie rajskie wyspy – Indonezja, jakiej nie znacie!
1 z 7
„Kiedy po raz pierwszy stanąłem na szczycie wulkanu Kawah Ijen na Jawie w szarym świetle tuż przed świtem, nie wiedziałem jeszcze, że za chwilę zobaczę jeden z najpiękniejszych krajobrazów w życiu”. O Indonezji, jakiej nie znacie, pisze Jacek Bonecki.
Na zdjęciu: Wyspa Lombok to miejsce dla spragnionych aktywnego wypoczynku. Kusi pięknymi plażami, ale jest mniej zatłoczona od sąsiedniej wyspy Bali.
Położone w kraterze wulkanu jezioro w pierwszych promieniach słońca zaczynało nabierać niezwykłej turkusowej barwy. Można by powiedzieć, że widok zapierał dech w piersiach, ale oddech odbierały tam cuchnące wyziewy. Z trujących chmur co chwila wyłaniali się robotnicy niosący kosze pełne żółtej siarki. Stałem tam z aparatem, krztusząc się i fotografując ten niezwykły spektakl kolorów i kiedy wydawało mi się, że już nie wytrzymam, myślałem: Skoro oni mogą pracować tu całymi dniami, to i ja dam radę zostać tu jeszcze przez chwilę.
Jacek Bonecki – podróżnik, dziennikarz i fotograf
Zobacz także: Podróże: Norwegia, czyli królestwo polarnej zorzy.
2 z 7
Na zdjęciu: Wulkan Bromo na wyspie Jawa jest jednym z najaktywniejszych z indonezyjskich wulkanów. Wschody słońca gromadzą tłumy turystów.
Raj dla turystów
Położony na Jawie Kawah Ijen uważam za jedno z najciekawszych miejsc Indonezji, choć przyznam, że nigdzie na świecie nie spotkałem takiej różnorodności, mieszanki kultur i krajobrazów, jak w kraju tysiąca wysp. Mieszkańcy mówią w kilkuset dialektach, wyznają cztery różne religie. Z 17,5 tysiąca wysp zamieszkana jest zaledwie jedna trzecia, a i tak jest to trzecie pod względem liczby mieszkańców państwo świata. Przede wszystkim jednak Indonezja to chyba wciąż najbardziej egzotyczny i niezmieniony przez cywilizację kraj Azji.
Zobacz także: Andora - zimowe księstwo w Pirenejach. Na narty z VIVĄ!
3 z 7
Na zdjęciu: Praca przy wydobyciu siarki z wulkanu Kawah Ijen jest bardzo wyczerpująca. Robotnicy rzadko dożywają 40 lat.
Tropikalne rajskie wyspy wyrastają z wody na granicy Oceanu Spokojnego i Indyjskiego. Trudno o drugi tak rozsypany po morzu kraj na świecie. Kręgosłup tej rozczłonkowanej republiki stanowią: Borneo, Nowa Gwinea, Celebes oraz Jawa ze stolicą Dżakartą. Na tych czterech wyspach mieszka większość spośród blisko 240-milionowej populacji Indonezyjczyków. Na świecie równie znane są jednak mniejsze z wysp, słynące z turystycznych atrakcji: Bali, Lombok czy Flores, stanowiące enklawy relaksu spod znaku drinka z parasolką w hamaku oraz deski surfingowej.
4 z 7
Na zdjęciu: Większość mieszkańców mniejszych wysp utrzymuje się z rybołówstwa, używając prymitywnych łodzi.
Jezioro śmierci
W każde z tych miejsc warto zajrzeć z aparatem, ale nie zaliczyć Jawy i znajdującego się tam wulkanu Ijen to grzech. Jeśli okoliczności pozwolą nam nie popełnić tego grzechu, to i tak trafimy do piekła, ponieważ czynny krater spowijają opary siarki, a jego dno wypełnia największe na świecie żrące jezioro…
Piękny turkusowy akwen wewnątrz krateru Kawah Ijen mógłby niejednego skusić do kąpieli, ale nikt nie wyszedłby z niej żywy. Szeroki na kilometr i głęboki na 200 metrów zbiornik wypełniony jest kwasem. Nad brzegami, wprost spod ziemi, wypływa jadowicie żółta siarka w czystej postaci, która po zastygnięciu jest zbierana przez miejscowych robotników, wynoszona na plecach na szczyt wulkanu i dalej do pobliskiej wioski. Wulkan jest czynny, więc w każdym momencie może zaserwować nam serię fajerwerków – pięknych i śmiertelnie niebezpiecznych. Wszystko to możemy za drobną opłatą obejrzeć, a nawet legalnie wejść do środka krateru i poczuć w płucach prawdziwy oddech piekła. Uwierzcie, że taka wycieczka może zmienić wasze życie.
Polecamy: Indie. Nad świętym brzegiem Gangesu spotykają się codziennie życie i śmierć. Reportaż z Waranasi.
5 z 7
Na zdjęciu: W Indonezji wciąż nie brakuje miejsc dziewiczych, do których nie dotarł jeszcze masowy przemysł turystyczny.
Aby osiągnąć cel, należy wyruszyć w środku nocy z wioski Paltuding na wielogodzinny trekking. Warto wyjść właśnie nocą, ponieważ jedną z atrakcji Ijen są niebieskie ognie, czyli palący gaz o temperaturze 600 stopni Celsjusza. Już o 1.30 w nocy na początku szlaku robi się tłoczno. Maszerujemy w wielojęzycznym tłumie po wygodnej, choć stromej ścieżce. Większość turystów wspina się na wysokość 2400 m n.p.m. w około półtorej godziny. Na szczycie zaczynają się… schody. Z czołówką na głowie i w masce trzeba zejść wąską, śliską i w żaden sposób niezabezpieczoną ścieżką prosto do czeluści krateru. Droga jest bardzo trudna, a w dodatku trzeba minąć korowód tych, którzy nie wytrzymali cuchnących wyziewów i zawrócili. Najlepszym wyjściem z sytuacji jest po prostu przeczekać do wschodu słońca na szczycie. Warto, bo podnoszące się znad horyzontu słońce w tej scenerii zmiażdży nam zmysły, a potem oświetli drogę w dół, ułatwiając wędrówkę.
Polecamy także: Etiopia, Sudan, Kenia. Warsztaty z portretu - Afryka oczami Marcina Kydryńskiego.
6 z 7
Na zdjęciu: Górnicy z Kawah Ijen pracują w cuchnących oparach, często bez żadnych zabezpieczeń.
W oparach siarki
Po wschodzie, gdy większość azjatyckich turystów ucieknie już z krateru, aby szukać zasięgu w swoich telefonach, na dole robi się niemal zupełnie pusto. Możemy na własne oczy zobaczyć, jak żyje się tam, gdzie trudno wytrzymać choć kilkanaście minut. Wśród oparów siarki uwijają się robotnicy, którzy rozbijają żółte bloki na mniejsze fragmenty, ładują do bambusowych koszy, wrzucają je na plecy i rozpoczynają wędrówkę w górę, a następnie w dół, do najbliższej wioski. Na nogach mają proste klapki, a twarz chronią zwyczajnymi chustkami lub ręcznikami. Ciężar ładunku na ogół znacznie przewyższa wagę ich ciała. Większość z nich dożywa maksymalnie 40. roku życia. Jeżeli więc ktoś z was myśli, że ma nudną i zbyt ciężką pracę, to tam na dole będzie mieć doskonałą okazję, żeby przemyśleć to wszystko jeszcze raz.
W szarzyźnie przedświtu krajobraz jest zupełnie nieciekawy, a wręcz odrzucający. Otacza nas zgniła, przygnębiająca atmosfera, z której co jakiś czas wyłania się robotnik o zaciśniętych, przekrwionych oczach, rozpoczynający swój pierwszy z trzech codziennych kursów z transportem ponad 80 kilo surowca. Jak katorżnik umęczony pod batem lucyfera.
Zobacz także: Podróże: Norwegia, czyli królestwo polarnej zorzy.
7 z 7
Na zdjęciu: Jezioro mieści się w kraterze wulkanu. Kiedy wpadają do niego promienie słońca, zyskuje niesamowity odcień.
Obraz zmienia się jednak zupełnie, kiedy do krateru wpadną promienie słońca. Krajobraz nabiera niebywałej ekspresji, barwy stają się żywe i aż kłują w oczy. Jaskrawożółty kolor siarki kontrastuje z turkusem jeziora, błękitem nieba i ciemną czerwienią skroplonej siarki, która spływa ceramicznymi rurami na dno i tam tężeje.
Jeśli chcemy sfotografować tę niezwykłą scenerię, musimy się spieszyć, bo żaden człowiek nie wytrzyma tam zbyt długo. Po powrocie do hotelu wielu członków naszej grupy została w pokojach do wieczora. Wędrówka ze sprzętem fotograficznym, opary siarki i klimat tego miejsca wykończyły ich do tego stopnia, że nie byli w stanie dojść do siebie przez wiele godzin. Tymczasem robotnicy przemierzyli tę trasę dwa lub trzy razy i położyli się spać przed kolejnym dniem w pracy. A w zasadzie nocą, ponieważ dni na Jawie są tak gorące, że kilka godzin po wschodzie słońca każda praca fizyczna staje się po prostu niemożliwa…
Zobacz także: Andora - zimowe księstwo w Pirenejach. Na narty z VIVĄ!