Podróż pełna namiętności. Małgorzata Kalicińska i Vlad Miller w egzotycznej wyprawie do Korei
1 z 7
Napisali pierwszą w Polsce popularyzatorską książkę o Korei Południowej. Ona pisała tam książki, on budował statki. Małgorzata Kalicińska i Vlad Miller to niezwykła para. Inżynier i pisarka. Zakochali się w sobie i w Korei Południowej. Wiele lat spędzili w południowokoreańskim Ulsan, poznali tamtejsze obyczaje i kulturę.
"Chcieliśmy opowiedzieć o „naszej” Korei. Mąż pisze z męskiego punktu widzenia, ja jestem od emocji, kolorów… No i zamieściliśmy mnóstwo zdjęć", mówi Małgorzata Kalicińska.
Więcej w nowej VIVIE! już od 17 listopada w kioskach.
Nam opowiadają o kulinarnych zaskoczeniach, wszechobecnej uprzejmości i pionowych parkingach w Korei.
Zobacz też: Podróże: Dzika Afryka. Zbaczamy z turystycznego szlaku i zagłębiamy się w busz. Co tam na nas czeka?
Zobacz galerię wyjątkowych zdjęć.
Polecamy też: Podróże: Etiopia, Sudan, Kenia. Warsztaty z portretu - Afryka oczami Marcina Kydryńskiego.
2 z 7
Małgorzata Kalicińska: Jaka jest Korea? Pagórkowata. Nigdzie nie uświadczysz rozległych, „mazowieckich” równin. Wszędzie góry i górki, bliżej i dalej. Latem bywa sucho, zdarza się, że lasy płoną. Widzieliśmy akcję ratowniczą w okolicy Ulsan, gdzie mieszkaliśmy. Helikoptery czerpały wodę z jeziora w wielkie bukłaki i wylewały na płonące drzewa. Smutny widok. W kotlinach warzywa uprawia się pod folią, rosną też sady jabłkowe, persymonowe i nashi. Mieszkaliśmy w osiedlu dla pracowników stoczni. Duże (100 mkw.) mieszkanie było bardzo wygodne, z ogrzewaniem podłogowym na zimę, bo zimy bywają chłodne, a na lato klimatyzator, bo lata są upalne. Napisałam tam dwie książki, ale poza tym byłam głównie kobietą domową. Gotowałam rosoły, bigos i pierogi, nieco kuchni włoskiej, marokańskiej, japońskiej. Lubię to, a Siwemu naszej kuchni brakowało. Koreańska kuchnia? Jest trudna, inna. Najostrzejsza ponoć na świecie. Hansik – koreańska kuchnia ma własną nazwę – to osobny rozdział, odsyłam do naszej książki.
Na zdjęciu: najpopularniejszy motyw zdobniczy koreańskich świątyń: głowa smoka, yong, trzymającego w paszczy kulę mocy kosmicznej Yeouiju.
Polecamy też: Polski fotograf przez kilkadziesiąt lat fotografował zachody słońca. Nam pokazał te najpiękniejsze
3 z 7
Vlad: Pierwsze, co rzuca się w oczy w Korei, to uprzejmość. Wchodzisz do sklepu, sprzedawca wita cię z ukłonem. Wychodzisz, również ukłon. Zawsze z uśmiechem. Dzieci są uczone ukłonów wobec starszych i rodzeństwa od małego. Prezenterzy telewizyjnych wiadomości także zaczynają od przywitania z ukłonem. Żyjesz w takim otoczeniu i szybko zaczynasz zauważać, że to bardzo przyjemny i ułatwiający życie zwyczaj. Do tego Koreańczycy są otwarci na cudzoziemców. Zawsze chętni do pomocy. Jedno z pierwszych zaskoczeń: odpoczywając gdzieś w górach, obserwowałem grillujących na polanie Koreańczyków. Oni to uwielbiają. Dźwigają w plecakach gazowe maszynki, mnóstwo żarcia i urządzają sobie pikniki. Po chwili zaskoczyło mnie dwóch chłopców wysłanych przez rodziców. Przynieśli mi zawinięte w aluminiową folię udko kurczaka. Zadbali o samotnego cudzoziemca. Niestety, chyba popełniłem nietakt, gdyż odmówiłem poczęstunku. Nie byłem głodny. Później, gdy poznałem ich zwyczaje, oczywiście przyjąłbym kurczaka, kłaniając się z wdzięcznością. Generalnie jednak Koreańczycy utrzymują dystans. Przepracowałem 11 lat w koreańskich stoczniach. Nigdy żaden koreański kolega nie zaprosił mnie do swojego domu. Ten obszar życia społecznego był dla nas niedostępny.
Małgorzata: Bardzo lubię targi. Siwy zabrał mnie w którąś sobotę do Busan, na największy targ rybny w Korei – Jagalchi Market. Trzysta metrów straganów, na których wszelki morski drobiazg w kolorowych miskach ze świeżą, przelewową wodą. Kupiłam wielkie krewetki i przegrzebki, czyli małże świętego Jakuba. W Europie drogi rarytas, tam prosto z morza w przystępnej cenie. Zjedliśmy podsmażone na maśle z kieliszkiem białego wina. Ale z miejscowymi rarytasami trzeba uważać. Kupiłam hongeo. Otworzyłam opakowanie i w domu rozeszła się ostra woń amoniaku. Wyrzuciłam zepsute w moim mniemaniu jedzenie. Dopiero później dowiedziałam się, że hongeo – podgniłe mięso płaszczki – to koreański przysmak. Śmierdzi amoniakiem, ale jest jędrne i smaczne. Tylko okna trzeba otwierać szeroko. Podobnych ciekawostek jest jeszcze więcej, „nauczyłam się Korei”, mimo nieznajomości języka można się znakomicie porozumieć uśmiechem, gestykulacją i uprzejmością.
Zobacz też: Podróże: Dzika Afryka. Zbaczamy z turystycznego szlaku i zagłębiamy się w busz. Co tam na nas czeka?
4 z 7
Vlad: Z punktu widzenia przeciętnego turysty Korea, niestety, nie jest szczególnie atrakcyjna. Bardzo mało jest piaszczystych plaż. Wokół półwyspu naliczono ponad 20 tysięcy wysepek, ale brzeg morski to głównie skały i błotniste zatoki. Niektóre plaże są kamieniste, jak ta w Jujeon, w pobliżu naszego domu, miejsce naszych częstych spacerów. W Korei niewiele jest też zabytków. Podobnie jak w Japonii, twierdze czy świątynie budowano z drewna, na fundamentach z luźno układanych kamieni. Większość spłonęła w licznych wojennych zawieruchach. Te najbardziej znane, często odbudowane po wojnie praktycznie od zera, są dziś jednym z głównych, licznie odwiedzanych, miejsc turystycznych w Korei. W Seulu warto zwiedzić kompleks pałacowy Gyeongbokgung, siedzibę dawnych królów, dziś pieczołowicie odrestaurowany. Wielkie wrażenie zrobił na mnie koreański skarb narodowy – Tripitaka Koreana. W kompleksie świątynnym Haeinsa zgromadzono bardzo nietypowe czcionki. Ponad 80 tysięcy desek o wymiarach 70 na 25 centymetrów. Na każdej z nich wyrzeźbiono teksty buddyjskich ksiąg: ponad 50 milionów chińskich znaków! Wszystkie wycięte w lustrzanym odbiciu, żeby można było nimi drukować księgi. Matryce mają ponad 700 lat i są zachowane w doskonałym stanie, mimo że budynek, w którym są przechowywane, w oknach ma tylko żaluzje, nie ma żadnej klimatyzacji, a klimat koreański jest ciepły i wilgotny latem i suchy, niezbyt mroźny zimą. Kilka tablic oddano do użytku turystom. Za niewielką opłatą można samodzielnie nałożyć wałkiem tusz i odbić na czerpanym papierze buddyjską sutrę.
Na zdjęciu: świątynia Tapsa w głębokim jarze między dwoma wierzchołkami gór Maisan. Słynna z kamiennych słupów i stup układanych bez zaprawy przez uczonego Lee Gapyeong, który poświęcił się temu dziełu pod koniec XIX wieku.
Polecamy też: Polski fotograf przez kilkadziesiąt lat fotografował zachody słońca. Nam pokazał te najpiękniejsze
5 z 7
Małgorzata: Współczesność pięknie tam przenika się z tradycją. Tradycyjne stroje narodowe hanboki są bardzo popularne. Na ślubach i różnych uroczystościach wyglądają pięknie. Koreańczycy nie wstydzą się folkloru, chwalą się nim, promują. Ale Korea nie jest skansenem! To świetnie zorganizowane państwo, z doskonałymi drogami, kolejami, tunelami i mostami, infrastrukturą godną pozazdroszczenia. Drobny przykład: automatyczny, wielopiętrowy parking, gdzie na powierzchni, na której stanęłyby trzy samochody, można zaparkować 40 aut!
Na zdjęciu: Panorama Busan, drugiego co do wielkości miasta w Korei. Na pierwszym planie kompleks sportowy ASIAD i stadion, na którym nasi piłkarze rozegrali w Mistrzostwach Świata w 2002 roku swój pierwszy mecz, właśnie z reprezentacją Korei.
6 z 7
Vlad: Ile polskich marek jest rozpoznawalnych w świecie? Może Żubrówka. A koreańskich? Wszyscy wiemy: Hyundai, KIA, Samsung, Daewoo, LG – to marki globalne. To w Korei Południowej są największe stocznie świata. Zainteresowanym polecam poszukanie w internecie hasła „Busan Geoje Fixed Link”. Drogowe połączenie portowego Busan z wyspą Geoje to 3,2-kilometrowy podmorski tunel i dwa mosty po ponad 1,5 kilometra każdy. Wielkie, 180-metrowe betonowe bloki, mieszczące dwie dwupasmowe jezdnie, transportowano morzem i zatapiano na głębokość 50 metrów. Inżynieryjny majstersztyk.
Na zdjęciu: Reklamowe szaleństwo w bocznej uliczce w centrum Seulu. Bardzo typowy widok w wielu miastach Korei.
7 z 7
Na zdjęciu: Pawilon Hyangwonjeong w ogrodach pałacu królewskiego Gyeongbokgung w Seulu.