Marek Kondrat spełnił swoje największe marzenie. Czy założy winnicę we Francji?
1 z 5
Marek Kondrat spełnia swoje marzenia? Aktor wraz z żoną, Antoniną Turnau podjął decyzję o przeprowadzce na południe Francji. Para zamierza porzucić życie w Krakowie i kupili willę niedaleko Bordeaux.
Polecamy też: Rewolucja w życiu Marka Kondrata i Antoniny Turnau! Para wyprowadziła się z Polski
Znany z kultowych już produkcji „Dzień świra”, „Psy”, „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”. W swoim dorobku artystycznym ma ponad 30 ról teatralnych i ponad 100 ról filmowych i telewizyjnych. Marek Kondrat od wielu lat pasjonuje się winiarstwem. Prowadzi firmę Kondrat Wina Wybrane. Rejon, w którym planuje zakupić posiadłość słynie z wina wysokiej jakości. Dla tej miłości zrezygnował z kariery filmowej. Ale nie chodzi o kobietę, tylko… o wino. W poszukiwaniu szlachetnych trunków jest zdolny do wszystkiego.
"Wszystkie wina mógłbym kupować na targach, nie musiałbym jeździć po świecie i spotykać się z winiarzami. Najpiękniejsze dla mnie jest jednak to, ze kiedy na półce w swoim sklepie ustawiam butelkę, to patrząc na jej etykietę, doskonale wiem, skąd pochodzi, kto zaprojektował, jak wyglądają ludzie, którzy doglądali winogron", powiedział w wywiadzie.
Marek Kondrat w 2007 roku opowiedział nam o swojej pasji. Wybrał się do hiszpańskiej winnicy Bohigas. Przypominamy sesję zdjęciową z malowniczych okolic pod Barceloną.
Zobacz także: „Jestem z rodziny aktorskiej, znam ten zawód od strony kosztów. Bywają demolujące”. Marek Kondrat w „Urodzie Życia”
2 z 5
Kondrat, spacerując po jego winnicy, wnikliwie przygląda się liściom spalonych na słońcu winogron, dotyka wysuszonej ziemi, na której rosną.
– Dlaczego wino tak bardzo Cię pasjonuje?
Wino ma w sobie niezwykłą tajemnicę. Przy nim ludzie się wspaniale otwierają, znikają między nimi wszelkie podziały. Pamiętam moje pierwsze wyprawy do winnic. Wtedy ze zdumieniem zauważyłem, że ludzie poświęcający życie tej pasji są spokojni, pełni harmonii. Zauważ, jesteśmy w tej winnicy już od kilku dobrych godzin i ani przez chwilę nikt nie mówił o polityce, nie narzekał na sytuację gospodarczą kraju. Bo ci ludzie mają swoje życie. Dla nich najważniejsze jest to, żeby dopisała pogoda i żeby winogrona dobrze się rozwijały. Czy to nie jest wspaniałe, kiedy możesz żyć tak blisko natury, czerpać z niej siłę? Krzak winogron żyje dokładnie tyle, co człowiek, i w połowie swego życia wydaje najlepszy owoc. To wspaniała metafora.
– Dlatego tą pasją postanowiłeś zarazić także swojego starszego syna?
Mój młodszy syn Wojtek szybko znalazł dla siebie miejsce w życiu. Zajął się muzyką, został skrzypkiem. Starszy Mikołaj długo nie mógł się określić. Zdawał na dziennikarstwo, marketing, potem rzucał te studia, bo okazywało się, że to zupełnie nie dla niego. Zawsze bardzo zmysłowo podchodził do życia, a ja od początku, kiedy się urodził, czułem, że mam wobec niego do spłacenia dług. Bo kiedy masz ojca aktora, to wbrew pozorom nie żyje ci się łatwiej, ale trudniej. Sam doskonale o tym wiem. Mój ojciec też był aktorem i to jego wyborom było podporządkowane życie moje i mojej matki. Kiedy zacząłem zajmować się winem, Mikołaj wyjechał na profesjonalny kurs winiarski do Francji. Wrócił i okazało się, że to także i jego wielka pasja.
Polecamy też: Rewolucja w życiu Marka Kondrata i Antoniny Turnau! Para wyprowadziła się z Polski
3 z 5
– Masz dobry kontakt ze swoimi synami?
Bardzo się staram. Zawsze uważałem, że na szczęśliwe życie dzieci trzeba zasłużyć czymś innym niż tylko faktem spłodzenia ich, bo to akurat ma najmniejsze znaczenie. Z moimi synami nie wisimy na sobie, każdy ma swoje życie. Ale mamy świadomość, że możemy na siebie liczyć.
– Na czym Ci w życiu najbardziej zależy?
Na spotkaniach z ludźmi, na wartościowych rozmowach. Wszystkie wina mógłbym kupować na targach, nie musiałbym jeździć po całym świecie i spotykać się z winiarzami. Najpiękniejsze dla mnie jest jednak to, że kiedy na półce w swoim sklepie ustawiam butelkę, to patrząc na jej etykietę, doskonale wiem, skąd pochodzi, kto ją zaprojektował, jak wyglądają ludzie, którzy doglądali winogron.
Polecamy też: Rewolucja w życiu Marka Kondrata i Antoniny Turnau! Para wyprowadziła się z Polski
4 z 5
– Wino zapewnia Ci dostatnie życie?
Byłoby mi trudno utrzymać się z wina. Tak naprawdę najwięcej w życiu zarobiłem, występując w reklamie banku. I wcale się tego nie wstydzę. Dzięki temu właśnie mam w życiu wolność, mogę robić to, co naprawdę lubię, decydować, jak będzie wyglądało moje życie.
– Jesteś teraz pogodniejszym człowiekiem niż kiedyś?
Nie. Z pewnością nie. Zawsze twierdziłem, że mam zwichniętą psychikę, bo jestem jednostką depresyjną. Mam momenty, kiedy się w sobie zapadam, wycofuję się ze świata, skazuję na samotność. I najbardziej niebezpieczne jest to, że te stany podobają mi się coraz bardziej.
Zobacz także: „Jestem z rodziny aktorskiej, znam ten zawód od strony kosztów. Bywają demolujące”. Marek Kondrat w „Urodzie Życia”
5 z 5
– W chwilach takich jak ta można pomyśleć o najważniejszych decyzjach w życiu. Dla Ciebie przełomowy był wypadek samochodowy sprzed kilkunastu lat? Zmienił Twój sposób postrzegania świata?
Miałem chyba kilka takich ważnych, przełomowych momentów. Jednym z nich zapewne był wypadek, któremu uległem, gdy skończyłem 40 lat. Wtedy jak za dotknięciem najlepszej w świecie wizażystki moja twarz się zmieniła. Nie miałem już rysów beztroskiego Dyzia, ale twarz faceta z bliznami, którego los nieźle doświadczył. To był moment wielkich dla mnie zmian. Potem zacząłem myśleć o tym, żeby sobie znaleźć jakąś odskocznię od aktorstwa. I namówiłem znajomych aktorów: Zamachowskiego, Lindę i Malajkata, żebyśmy założyli razem własną sieć lokali „Prohibicja”. Kiedy po ośmiu latach doszliśmy do wniosku, że już nie chcemy tego ciągnąć, wymyśliłem, że teraz będę zajmował się winem. Ale sukces tego przedsięwzięcia zaskoczył nawet mnie samego.
– Nigdy nie chciałeś cofnąć czasu?
W życiu! To byłoby straszne! Teraz, kiedy jestem już po pięćdziesiątce, świat z tą swoją pogonią za jakimiś układami, profitami, staje się dla mnie coraz bardziej nieznośny. I kiedy myślę o upływającym czasie, to przypomina mi się, jak kiedyś, dawno temu, siedziałem na Gubałówce z moim ojcem chrzestnym, wspaniałym aktorem Kaziem Opalińskim. On miał już wtedy 80 lat i obserwując go, zrozumiałem, że pomału go tracę, że on niebawem umrze. Zebrałem się wtedy na odwagę i zapytałem go: „Kaziu, czy ty czujesz, że twoje życie jest wypełnione?”. A on mi na to odpowiedział: „Tak, Mareczku, tak, świat już coraz bardziej mnie nudzi”. I była w nim zgoda na los, był spokój.
– Niedawno ogłosiłeś, że nie chcesz już być aktorem, że to zamknięty rozdział w Twoim życiu. Film i teatr już zupełnie przestały Cię pasjonować? Nie marzysz o żadnej nowej roli? Nawet gdyby trafiło się coś wyjątkowo interesującego?
Nie. Życie aktora jest straszne. To zawód samotników, egocentryków, którzy na potrzeby sztuki wypłukują się ze wszystkich emocji. Bo żeby zagrać przekonywająco miłość lub nienawiść, to naprawdę musisz to czuć. A potem spada kurtyna, gasną światła i zostajesz sam ze sobą. Skąd wziąć potem siłę na to, żeby takie emocje przeżywać w prawdziwym życiu? Ja już nie chcę się tak wypłukiwać. Chcę żyć.
Zobacz także: „Jestem z rodziny aktorskiej, znam ten zawód od strony kosztów. Bywają demolujące”. Marek Kondrat w „Urodzie Życia”