Reklama

Emocje po udostępnieniu przez HBO GO dwóch pierwszych odcinków And Just Like That, czyli kontynuacji Seksu w Wielkim Mieście, powoli opadają. Jedni są zachwyceni powrotem legendarnych przyjaciółek, inni zawiedzeni tym, w jaki sposób przedstawiono je po 20 latach nieobecności. Bo chociaż Carrie, Charlotte i Miranda (bez Samanthy) wciąż kochały modę, ceniły przyjaźń i niezależność, to jednak zabrakło im czegoś bardzo ważnego. Autentyczności, którą przed laty zaskarbiły sobie serca milionów.

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Seks w Wielkim Mieście: ulubione dania i napoje bohaterek serialu!

Recenzje "And Just Like That" - czy warto obejrzeć kontynuację "Seksu w Wielkim Mieście"?

Tuż po emisji pierwszych odcinków, na portalach o przeróżnej tematyce posypały się liczne recenzje. W większości jednak negatywne, chociaż nie brakowało tych pełnych zrozumienia i sentymentu dla produkcji sprzed kilkudziesięciu lat.

W Wirtualnych Mediach wypowiedział się krytyk filmowy Łukasz Adamski, którego absolutnie nie zdziwił fakt, że po tylu latach serial ponownie wrócił na ekrany.

Dziś panuje moda na recykling wszystkiego, co było popularne w latach 80. i 90. Teraz przyszedł czas na kontynuację produkcji z początku XXI w. Niedawno swoją premierę miał film "Wszyscy święci New Jersey", czyli prequel serialu kryminalnego "Rodzina Soprano". Mieliśmy powrót Davida Lyncha z "Twin Peaks", który jest wybitny, bo reżyser przemeblował cały świat, który stworzył w "Miasteczku Twin Peaks" na początku lat 90. Nawet "Breaking Bad" miało swój oddzielny film, stanowiący epilog serialu. Hollywood jest znany z tego, że mieli swoje najpopularniejsze produkcje. Niestety robi to z czysto komercyjnych powodów - powiedział w wywiadzie dla Wirtualnych Mediów.

Na blogu Seryjni czytamy nieco bardziej pochlebną opinię, jednak z uwagi na brak oczekiwań względem serialu, po wcześniejszych, słabych produkcjach filmowych. Autorka pisze:

CZYTAJ TEŻ: Sarah Jessica Parker na premierze "And Just Like That" zachwyciła szaro-różową kreacją!

Nominalnie „I tak po prostu…” jest mieszanką komedii i dramatu, lekkie komentarze odnoszą się także do spraw ostatecznych. Jednak żarty nie są przesadnie zabawne, dramaty są sygnalizowane na długo zanim się wydarzą, a całość zaś ma tę niepodrabialną sztuczność i przesłodzenie „Seksu” i jego kolejnych odsłon. Nie sposób tu się niczym przejąć - czytamy w Seryjni.

Dość mocne opinie pojawiły się również na portalu NaTemat, jednak nie sposób się z nimi nie zgodzić.

W "I tak po prostu" dostajemy natomiast dinozaurzyce, które ze zdziwieniem przyglądają się zmianom, nie nadążają za nimi, gubią się i nie mogą się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Twórcy postanowili to pokazać w sposób tak dosadny, że aż zawstydzający - czytamy w NaTemat.

Co redakcja VIVA! sądzi o nowym sezonie "Seksu w Wielkim Mieście"?

To był czwartkowy wieczór, kiedy po redakcji wszystkich tekstów, z wypiekami na twarzy usiadłam w końcu przed ekranem komputera, aby obejrzeć wyczekiwane od tylu lat, nowe odcinki z przygodami moich ulubionych już "nie-singielek" z Manhattanu.

Pomijając zakończenie pierwszego odcinka, które złamało mi serce i wykończyło domowy zapas chusteczek higienicznych (w końcu zawsze byłam w gronie #TeamBig), sposób przedstawienia głównych bohaterek bardzo mnie zmęczył. Infantylne, przesadnie podążające za trendami, udające kogoś, kim nie są. Autentyczna wydawała mi się jedynie Charlotte, która wciąż pozostawała w swoim idealnym świecie, martwiąca się o to, co powiedzą o niej i jej rodzinie inni. Jednak Miranda, która zawsze wydawała się najrozsądniejszą z przyjaciółek, z głową na karku, przestawiona została w sposób kompletnie oderwany od rzeczywistości. Kilka scen wręcz wbiło mnie w fotel.. zastanawiałam się "Dlaczego wkładają jej w usta słowa, których prawdziwa Miranda nigdy by nie powiedziała". No i Carrie. Słodka, nonszalancka, kochająca buty i wracająca już tylko do jednego mężczyzny. Po 20 latach jednak rozkręcająca konto na Instagramie ze stylizacjami ulicznymi innych osób oraz współtworząca podcast, w którym kompletnie się nie odnajduje. Nie. To nie jest Carrie, która kochała zapach książek z biblioteki i chowała swetry w piekarniku. I chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że scenarzyści mieli przenieść nie tylko plan filmowy do współczesnych czasów, ale również osobowość bohaterek, to przekroczono pewne granice smaku.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: And Just Like That: Wszystko, co musisz wiedzieć o kontynuacji Seksu w Wielkim Mieście!

Uwagę zwraca również chęć szybkiego nadrobienia 20 lat nieobecność serialu na antenie, jak ciągłe podkreślanie wybuchu pandemii COVID-19, zwracanie uwagi na dyskryminację rasową oraz problem osób niebinarnych. Wszystko to zblendowane w dwóch pierwszych odcinkach spowodowało, że... widzowie mają jednak przesyt. A można było spokojniej, delikatniej, nie na siłę.

Reklama

Wychodzę z założenia, że pewne seriale, które zakończyły się już jakiś czas temu, zostawiając nawet widza w pewnym niedosycie i tęsknocie za dreszczykiem emocji, który towarzyszy wyczekiwaniu na kolejny sezon... powinny zostać tam, gdzie zamknięto ich furtki. Dokładnie takie emocje towarzyszyły mi po obejrzeniu 2 pierwszych odcinków And Just Like That. Mimo to w dalszym ciągu darzę Seks w Wielkim Mieście ogromnym sentymentem, wracając z przyjemnością do historii niebieskich Manolo Blahników i pisarskiego okienka Carrie.

Reklama
Reklama
Reklama