Reklama

Pokazywała, jak zrobić coś z niczego. Kreowała trendy i jako pierwsza podpatrywała styl ulicy. Wreszcie stworzyła firmę, która przez dziesięciolecia uczyła mody kolejne pokolenia Polaków. Barbara Hoff. Nasza dyktatorka.

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Pokaz mody: Alexander McQueen jesień-zima 2022/2023. Wielkie grzybobranie

„Nie będziesz młodsza. Nie będziesz ładniejsza. Łap ten rok. Bądź teraz. Nigdy nie wróci tamto, co było. Nie takie. Nie tamto. Kobiety modne wyglądają młodziej. Kobiety niemodne po prostu się postarzają. Nie musisz być bardzo modna! Tylko mniej więcej w duchu”, pisała w 1984 roku w tygodniku Przekrój Barbara Hoff. Trudno sobie dziś wyobrazić, czym było dla kultury polskiej to wydawane w Krakowie od 1945 roku pismo. Najkrócej mówiąc: oknem na świat. Jednym z niewielu otwartych. Bardziej wyczerpująco odpowiadała na nasze pytanie Agnieszka Osiecka: „Czym był Przekrój? Przekrój był nie tylko przechowalnią Gałczyńskiego i dyktatorem mody. Przekrój był szkołą uśmiechu, taktu, czułości. Przekrój stworzył coś, czego de facto nie było: iluzoryczny salon. W salonie tym przy kominku domowej roboty siedział kundel Fafik, którego kochało się jak rasowego. Pod oknem, ładnie oświetlony pan (Picasso) flirtował z Hermenegildą Kociubińską. Na kanapie, przeciągając się leniwie, popijała absynt Barbara Hoff. „W tym sezonie ramię lubi być gołe” - przekonywała jakąś zdezorientowaną panienkę”.

Ładną scenkę namalowała Agnieszka Osiecka, ale Barbara Hoff nie popijała leniwie w Przekroju absyntu. Po pierwsze, absyntu w PRL-u nie było. Po drugie, Barbara Hoff na podobne głupstwa zwyczajnie nie miała czasu.

Forum

Barbara Hoff: Baleriny na barykadach

Była zawsze bardzo zajęta. Radziła na przykład Polkom (i nie tylko Polkom, bo Przekrój sprzedawano też w innych Demoludach i znane są przypadki osób, które uczyły się polskiego by go czytać), jak zrobić baleriny zwane również trumniakami. „To był rok 1954, mój pierwszy projekt. W sklepie sportowym należało kupić zwykłe tenisówki, następnie wyciąć z nich łatę z dziurkami na sznurówki, obszyć wycięcie tasiemką i całość pomalować czarnym tuszem kreślarskim. Tenisówek było mnóstwo i kosztowały grosze. Łatwo było zrobić z nich baleriny. Chodziła w nich cała Polska, Co prawda, gdy padał deszcz, farbowały stopy, ale komu to przeszkadzało”, wspominała. Na pomysłach z cyklu „Do It Yourself”, czyli „zrób to sama” jej działalność się bynajmniej nie kończyła. Jako jedna z pierwszych w powojennej Polsce realizowała też profesjonalne sesje mody. Za jej sprawą przed obiektywem Tadeusza Rolke i Wojciecha Plewińskiego stawały najpiękniejsze modelki, ale też tancerz Gerald Wilk i aktor Krzysztof Litwin. W tych czasach Barbara Hoff, ówczesna żona uwielbianego pisarza Leopolda Tyrmanda, znała wszystkich, których warto było znać i wszyscy ją znali. Do zasług przyszłej twórczyni Hofflandu dodajmy jeszcze korespondencje z zagranicznych wybiegów i absolutnie nowatorski pomysł fotografowania mody ulicznej w Krakowie czy Sopocie.

Moda to był mój pomysł na zmianę Polski. Wydaje się to śmieszne, nawet pompatyczne, ale tak było!

Ale w tych wszystkich balerinach, obcisłych topach zrobionych z koszulek piłkarskich, czy sesjach Rolkego chodziło o coś znacznie poważniejszego. „Moda była groźna dla władzy, bo wszyscy ją nosili, Wymyśliłam sobie, że właśnie tak będę gryzła ustrój, wpuszczając tu Zachód. Kiedyś pokazałam przezroczystą, białą chustkę na głowę, podobną do tych, jakie nosiła Grace Kelly - z żorżety, skrzyżowaną pod brodą i zawiązaną z tyłu na karku. Projekt opisałam w Przekroju, który ukazywał w sobotę, a tydzień później , w niedzielę, facet prowadzący Dziennik Telewizyjny powiedział, że idąc dziś Nowym Światem naliczył osiemnaście dziewcząt w takich chustkach”. Trzeba przyznać, że podobnej siły rażenia nie mają dziś nawet najbardziej rozpoznawalne influencerki. Z pewnością zaś nie mają takiego poczucia misji, jakie przez lata towarzyszyło Barbarze Hoff. „Moda to był mój pomysł na zmianę Polski. Miałam zawsze takie poczucie, że inteligent ma pewien obowiązek, aby zrobić coś dla swojego kraju. To jest jego odpowiedzialność. Oparłam moją walkę z socjalizmem na modzie. Mogłam wymyślić coś innego, padło akurat na to. Jak się to teraz mówi, wydaje się nierzeczywiste, śmieszne, nawet pompatyczne, ale tak było!”, mówiła w wywiadzie dla Magla. Niezależnego Miesięcznika Studentów.

Barbara Hoff w obiektywie Wojciecha Plewińskiego. Jest rok 1956. Hoff pracuje w „Przekroju” i jeszcze nie wie, że zostanie projektantką.

Wojciech Plewiński/Forum

Barbara Hoff: Ekspedientki mają dość

Wkrótce ściągnęła na swoją głowę więcej kłopotów, bo z teoretyczki mody zamieniła się w jej praktyka. W listopadzie 1964 roku na łamach Przekroju została pokazana pierwsza kolekcja Barbary Hoff uszyta przez profesjonalnego producenta, czyli Spółdzielnię Spożywców Społem Modny Strój z Warszawy. Sukienki karnawałowe zaprezentowała ówczesna It-Girl modelka Grażyna Hase, a zdjęcia wykonał Wojciech Plewiński. Potem była jeszcze kolekcja wieczorowych sukienek z aksamitu, aż wreszcie w 1967 roku projekty Barbary Hoff uszyte przez Zakład Przemysłu Odzieżowego Cora pojawiły się w ofercie Centralnego Domu Towarowego w Warszawie.

CZYTAJ TEŻ: Tytuł Miss Świata po raz drugi w historii otrzymała Polka! Pamiętacie pierwszą zwyciężczynię?

Forum

I wtedy rozpętało się prawdziwe piekło. Ale o tym najlepiej opowie sama zainteresowana: „Przy otwarciu rzucił się potworny tłum. Jeden model sukienki miał kolorowy krawat i ludzie obcinali te krawaty. Takiej liczby klientów chyba jeszcze w Cedecie nie widzieli. Zawołali milicję. Kiedy przyszłam, ekspedientki zabrały mnie do pokoiku na zapleczu, zamknęły drzwi i kazały dać słowo honoru, że ja już nigdy więcej nie zrobię kolekcji, bo one nie są w stanie tego wytrzymać i że mnie nie wypuszczą. Niektóre płakały. Siedziałam zmartwiona, ponieważ nie chciałam dać tego słowa honoru. Tak się zaczęło, więc jeżeli ktoś wyobraża sobie moje sukcesy, to one mniej więcej zawsze tak wyglądały. Nieustannie ktoś miał pretensje”.
W ten sposób oto powstawał Hoffland, marka, która uczyła Polaków mody i ubierała ich aż do 2006 roku.

Barbara Hoff: Udręka i trochę ekstazy

Potem nie było wcale lżej. Projektantka musiała zmagać się koszmarami świata realnego socjalizmu: biurokracją, reglamentacją i zwyczajnym tumiwisizmem. „Przecież to była harówka i walka. Nie było materiałów, nici, guzików. Przykładowo – nikt nie miał wzornika kolorów, więc trudno było komuś wytłumaczyć przez telefon, jaki się zamawia kolor. A potem przynosiłam projekt do krawca w fabryce, a on zamiast szczupłej marynarki usiłował uszyć baryłkę i to zawsze z podszewką, a ja chciałam letni model bez podszewki”, opowiada Barbara Hoff.

Jak tu myśleć o trendach i tendencjach, gdy materiał w kolorze bordo użyty do uszycia szałowej w zamyśle sukienki nawet dzisiaj farbuje dłonie? Ale ona myślała. Co jeszcze trudniejsze do pojęcia robiła to całkowicie za darmo. Nikt jej za pracę dla Hofflandu przez długi czas nie płacił. Działała, używając sformułowań z tamtej epoki, w czynie społecznym i jako społecznica nie miała w swej firmie nawet swojego biurka i telefonu. „Przez 13 lat Basia za darmo robiła kolekcje dla Hofflandu, by naród, który jest, jaki jest, ale jest nasz, mógł chodzić za małe pieniądze modnie ubrany. Uważała, że żelazna kurtyna jest straszna, a ludzie powinni mieć dostęp do innych form cywilizacji, wówczas ich częścią były ciuchy. Basia jest człowiekiem idei, urodzona altruistka. Normalny człowiek jest jak Donald Trump – w głowie ma chciwość”, opowiadał w Tygodniku Powszechnym mąż projektantki fotograf Rober Kulesza. Wiemy już, że w Hofflandzie Barbara Hoff pracowała dla idei, nie powinno nas więc zdziwić, że w Przekroju za swoje teksty dostawała najniższą wierszówkę. I tu wyjaśnienie jest proste. Po co krakowskie pieniądze komuś, kto ma wielki sklep w Warszawie?

Uszycie modnej bluzki kosztuje tyle samo co niemodnej, w 1967 roku przekonywała w „Przekroju” Barbara Hoff

Kolejki nie malały. Tylko, że spragniona mody publiczność nie tłukła już okien wystawowych w warszawskim Centralnym Domu Towarowym (później przez lata w jego budynku mieścił się Smyk), ale w nowo oddanym Juniorze na Ścianie Wschodniej. Czy było coś co osładzało te wszystkie przykrości? Chyba jednak takie chwile się zdarzały: „W kolejce często stały ładne dziewczyny i chłopcy przychodzili z gitarą, aby dla nich grać. Kolejka w Hofflandzie to było takie miejsce, które się odwiedzało. Jak były buty, to ludzie kupowali jak popadnie, a potem siedzieli na schodach i się zamieniali, bo wzięli niewłaściwą parę. Jeśli jest jakiś sens bycia artystą, to wtedy ta moda nim była”.

Sesja dla Hofflandu. Letnią kolekcję na rok 1976 prezentują Zofia Rudnicka i Waldemar Wolk Kraszewski.

Forum/Sobolewski Janusz

Barbara Hoff: Wolny dzień

Ile można pracować bez wytchnienia? Okazuje się, że ponad dekadę. „Kiedy dostałam zawału, pamiętam, że pomyślałam z ulgą: „Boże, to mój pierwszy wolny dzień od 11 lat!”. No, nie całkiem wolny, bo był deadline w Przekroju, trzeba było wysłać modę. Nie wolno wchodzić na OIOM, ale jak wiadomo, są sposoby na wszystko, więc przyszedł Robert. Klęczał przy moim łóżku, żeby go nie było widać, a ja dyktowałam. Na stole w domu były rozłożone zdjęcia, które mają iść do numeru. Pamiętałam je oczywiście. Powiedziałam, które ma wziąć i jak podpisać. On to wszystko zrobił. Wysłał w terminie. Zapłacili 30 złotych. To tak jakby dzisiaj trzy złote. Dlaczego? Bo krótki tekst! Wtedy poczułam, że urywa mi się ucho do Przekroju, opowiadała z wyraźną nutą rozgoryczenia Barbara Hoff Aleksandrze Boćkowskiej.

Forum
Forum

Dziś powinna być jednak choć trochę zadowolona. W Muzeum Miasta Gdyni otwarto pierwszą poświęconą jej twórczości wystawę Barbara Hoff. Polskie projekty, polscy projektanci, którą z pietyzmem i rozmachem jednocześnie przygotowała Weronika Szerle. Wiemy, że Barbara Hoff nie lubi dziś rozmów o modzie („Teraz to już tylko komercja”). Bardziej zajmuje ją polityka, kino, spacery po mieście, jedzenie. Ale że do odważnych świat należy, postanowiliśmy zapytać projektantkę, co myśli o ekspozycji w Gdyni. Odpowiedziała krótko: „Jestem nią bardzo mile zaskoczona. Wystawy o modzie są zwykle śmiertelnie nudne. Ta nie jest”.

Reklama

Tekst ukazał się w magazynie VIVA! Moda 2019/01.

Marcin Brzeziński
Forum
Reklama
Reklama
Reklama